Na zdj. kadr z filmu „Casablanca”, reż. Michael Curtiz
– Cointreau, Śliwowica, White Horse, Siwucha, Orzechówka, Curacao Orange, Hennessy, Ryski Alasz, Sherry, Cinzano… – czytała Marta.
– Jest w tych nazwach coś, co pobudza wyobraźnię – rzekł Halski.
– Właśnie – rzekła Marta. – Przyrzekają one mnóstwo najróżniejszych wrażeń.
– W tym tkwi błąd – odezwał się głos z drugiego końca baru. Siedział tam, z głową opartą na dłoni, jakiś pan z filiżanka kawy i dużym kieliszkiem czystej wódki przed sobą. Wstał ze swojego krzesełka i zbliżył się do Marty i Halskiego. (…) – Błąd tkwi w tym – rzekł, siadając nieopodal – że za owymi różnorodnymi etykietami kryje się jednakowa, zawsze ta sama treść.
– Nie mogę się z tym zgodzić – rzekł barman. – Od pierwszego łyku rozpoznaję każdy gatunek.
– Cóż z tego? Smak to właściwość zewnętrzna trunku. To nie ma znaczenia – rzekł pan o zmiętej twarzy. – W rzeczywistości to tak jak z kobietami: każda z nich wygląda inaczej i każda ma do dania identyczne te same rozkosze, radości i troski.
– Nie przyznam panu racji – rzekł z uśmiechem Halski. – Jest to bowiem kwestia wyrobionego smaku, który pozwala cieszyć się subtelnymi różnicami.
– Młody człowieku – rzekł pan o zmiętej twarzy – to cyniczne, co mówię, ale myli się pan. Z czasem dojdzie pan do tych samych wniosków, co i ja.
Leopold Tyrmand, „Zły”