Cierpienie, kochanie, zrywanie, gojenie? Na jakim etapie swojego życia jesteś? Czy przestrzeń, w jakiej żyjesz, to kraina mlekiem i miodem płynąca? Czy aktualnie płyną w niej tylko krew, pot oraz łzy? Czy masz to szczęście czuć się ze sobą dobrze, pewnie, bezpiecznie? Czy może Twoja dusza i ciało to pole bitwy, albo – jak powiedziałaby autorka – muzeum klęsk żywiołowych?
Tak, Moje Drogie, z tą książką może być nam niewygodnie. Rupi Kaur w poważaniu ma bowiem wizerunek kobiety ulepionej z cukru pudru, otaczającej wokół siebie aurę dobrotliwego, pociesznego różu. Obrazy, jakie nam serwuje, lokują się raczej po drugiej stronie tęczy i bywają mrocze – tak, jak mroczne bywa też kobiece doświadczenie. Zwłaszcza to, za którym kryje się przemoc – fizyczna, seksualna, słowna.
Przede wszystkim trzeba Wam wiedzieć, że „Mleko i miód” to książka poetycka. Ot, zbiór wierszy, serwowanych w dość banalnej i oszczędnej formie. Czasem rozciągających się przez całe wersy, innym razem – zamykających się w jednym choćby zdaniu. Ale okazuje się, że nawet tyle wystarczy, żeby opisać miłość, cierpienie, żal, smutek, pragnienie czy stratę. Bo to ich właśnie w tej książce jest pełno.
RUPI KAUR: KIM JEST AUTORKA?
Pewnie nie kojarzycie nazwiska, ale być może pamiętacie tę burzę: w marcu 2015 roku na Instagram trafiło zdjęcie leżącej na boku dziewczyny. Odwrócona przodem do ściany, a tyłem do widza, nie pokazywała na nim swojej twarzy. Pokazywała coś zupełnie innego – ubrudzone krwią z miesiączki prześcieradło i spodnie. Zdjęcie w mig zostało usunięte, ponieważ uznano, że narusza standardy społeczności. Wtedy Rupi Kaur postanowiła je dodać raz jeszcze – znów z identycznym skutkiem. Dlatego zamieściła je także na Facebooku, z dość wymownym komentarzem: „Seksualizacja kobiet jest w porządku, kobiety z miesiączką nie”.
I wtedy rozpętała się niemała afera. W jej centrum stanęła hipokryzja nie tylko Instagrama, ale i całego społeczeństwa, które ma dość wybiórczy stosunek do kobiecego ciała. Szasta nim na prawo i lewo w reklamach, pokazuje półnagie bądź nagie, odarte z jakiejkolwiek intymności. Natomiast oburza się, kiedy jest ono pokazywane w całej swojej, brutalnej niekiedy naturalności. Bo tak, okres to jest rzecz naturalna, a życie to nie spot telewizyjny, żeby krew była w nim uroczo niebieska.
Post Rupi zebrał wówczas ponad 75 tysięcy polubień i udostępnień. Przez kilka tygodni sprawa była najgłośniejszą w mediach społecznościowych, a o wywiady z artystką prosili „The Guardian”, „The Washington Post” czy „Vice”. Finalnie Instagram dał za wygraną i zezwolił na publikację zdjęcia. Ale wtedy sława Kaur dopiero się rozpoczęła, a teraz światło dzienne ujrzała także jej książka.
MAKSYMALNA TREŚĆ, MINIMALNA FORMA
„Huffington Post” pisał, że „Mleko i miód” to zbiór wierszy, który każda kobieta powinna mieć na swoim nocnym stoliku. „New York Times” przez kilkadziesiąt tygodni trzymał go na liście bestsellerów, a fani autorki na całym świecie identyfikowali się z Rupi Kaur, przyznając otwarcie: „tak, ta książka jest także o mnie”. Ale nie zabrakło też głosów protestu: a to temat zbyt oklepany, a to forma prosta, naiwna. Więc spieszę już wytłumaczyć.
„Mleko i miód” to nie jest bowiem poetycka laurka. Próżno szukać tu finezyjnych rymów lub wymyślnych metafor. I chwała autorce za to – zamiast tego jest zwięzła, konkretna. Fakt, że momentami nieco przewidywalna i pretensjonalna, ale broniąca się jednak w tak pomyślanej całości. Jeśli dodamy do tego prostą kreskę, za pomocą której wykonane zostały tutejsze rysunki, to otrzymamy naprawdę spójną i konsekwentnie zrealizowaną całość. Do tego tym ciekawszą, że zawierającą się w czterech tematycznych rozdziałach i zamkniętych w pięknej, zachowawczej okładce.
Ze swojej strony polecam wybór książki w wersji dwujęzycznej, która pozwala nam skonfrontować tłumaczenie z oryginałem, a zatem jeszcze głębiej odczytać myśli autorki. W praktyce sprawdza się to wyśmienicie: zarówno ze względów praktycznych, jak i estetycznych. Po prawej stronie znajdziemy bowiem tekst w języku polskim, po lewej – w języku angielskim. Odpada więc obawa, że wiersze straciły w przekładzie.
DLACZEGO WARTO SIĘGNĄĆ PO TĘ KSIĄŻKĘ WŁAŚNIE TERAZ?
Przede wszystkim dlatego, że „Mleko i miód” to manifest kobiecości. To niezgoda na krzywdę, a jednocześnie tej krzywdy zapis. Wyrażony nie głuchym smutkiem, potulnością i milczeniem, ale wyartykułowany mocno wyraźnym już głosem. To odezwa kobiety do społeczeństwa, w tym do innych kobiet. Taka, której sednem jest pragnienie nie tylko własnego szczęścia, ale i sprawiedliwości, wzajemnego szacunku i miłości, a w końcu – kobiecej solidarności.
Co więcej, nie dalej niż kilka dni temu mogłyśmy od jednego z polskich polityków usłyszeć, że to oczywiste, że powinnyśmy zarabiać mniej, bo jesteśmy mniejsze, słabsze i głupsze. Chwilę wcześniej wielotysięczne manifestacje jeden z przedstawicieli środowiska kościelnego okrzyknął mianem zaćmienia, zaś inni brylujący w mediach mężczyźni bądź to wyzywali kobiety od krów, bądź to mówili, że niektórym z nich najchętniej ogoliliby głowy.
Rupi Kaur – choć nie jest w swojej książce zupełnie polityczna – to jednak ze swoimi poglądami wpisuje się w cały ten dialog. Definiuje w nim kobietę jako istotę czującą, myślącą i kochającą, w której nie ma przyzwolenia na zadawane jej dłużej przez mężczyzn cierpienie. Nie dziwota, że nazywana bywa głosem swojego pokolenia – młoda, odważna i bezkompromisowa ma czelność mówić to, o czym niektóre z nas co najwyżej pomyślą. Jej książka zaś to świadectwo przemocy, jakiej sama najpewniej doświadczyła, ale i jasno postawiona granica z szyldem: „od teraz już dosyć”. I takiej samej odwagi przeciwstawiania się światu życzyłabym dziś wszystkim Polkom. Bez względu na to, czy dojrzały już do tego, by wyjść na ulice, czy tylko cicho pod kołdrą będą dzierżyć w dłoni tę książkę.
Wpis powstał we współpracy z wydawnictwem Otwartym
Boziu, Boziu, Boziu.
Muszę ją mieć. Muszę.
Dziękuję, że dałaś znać, wciąż nie jestem na bieząco ze światem :)
Dobra, przekonałaś mnie! Kupuję!
Kupiłam. Zaczęłam czytać. Jestem zakochana, zachwycona, pochłonięta nią❤
A wszystko przez Ciebie, Aśka! Jak zwykle! Haha
Ciesze się, że znowu Cię posłuchałam ?
Pozdrawiam!