Słyszeliście to okropne powiedzenie „przez żołądek do serca”? Nie wiem, kto je wymyślił, ale gdybym spróbowała tego na swoim facecie, przez żołądek trafiłabym raczej prosto do drzwi. Nie lubię i nie umiem gotować, ba – jakoś specjalnie nie lubię nawet jeść. Zdecydowanie jem, żeby żyć, a nie odwrotnie, więc jakoś trudno mi przekonać się do tego, żeby stanąć do garów i marnować tam czas. Dlatego zwykle gotuje u nas Paweł, chociaż jego doba to też nie jest gumka od majtek – tego po prostu się nie rozciągnie. Kiedy więc z przerażeniem odkryliśmy, że zostało nam około 100 dni do ślubu, postanowiliśmy trochę przeorganizować nasz tryb życia i sprawdzić, czy warto skusić się na catering dietetyczny. Jakie mamy wrażenia w połowie tej drogi?
KRÓTKO I NA TEMAT: CATERING DIETETYCZNY JEST EKSTRA!
Razem z Pawłem zdecydowaliśmy się na DietBox – wcześniej z ich cateringu korzystali nasi znajomi i zapewniali, że można brać w ciemno. Ja wybrałam dla siebie dietę Fitness Box i 1700 kcal, Paweł z kolei – dietę Strong Box i 2000 kcal. I… jedzenia jest tyle, że czasami nie jesteśmy w stanie tego przejeść! Do tego jest naprawdę smaczne i ratuje nam tyłki, bo obowiązków przed ślubem mamy tyle, że bez cateringu jadalibyśmy chyba tylko hot-dogi ze stacji paliw. Aktualnie jesteśmy na pudełkach jakieś 1,5 miesiąca i uważam, że catering dietetyczny jest ekstra. I mam na to 12 dowodów.
1. Nie tracisz czasu na gotowanie
Ba, żeby tylko na gotowanie! Nie tracisz też czasu na planowanie posiłków, spisywanie listy produktów, jechanie do marketu, robienie zakupów, porównywanie cen, wybieranie, stanie w kilkumetrowych kolejkach do kas, wracanie do domu, rozpakowywanie wszystkiego, upychanie do szafek czy na półki w lodówce… W końcu nie tracisz też czasu na mycie, krojenie, smażenie, pieczenie, gotowanie czy wszystkie te inne rytuały, które z samodzielnym przygotowywaniem posiłków są nierozerwalnie związane.
2. Odpada Ci zmywanie
Ja tam to akurat uwielbiam, ale Agatha Christie powiedziała kiedyś, że na pomysły swoich powieści kryminalnych wpada właśnie podczas zmywania, bo jest to zajęcie tak głupie, że zawsze rodzi w niej myśl o zabójstwie. Śmiem więc twierdzić, że ona także pokochałaby jedzenie w pudełkach. Ba, nie znam drugiego człowieka, który kochałby zmywać tak, jak ja (o czym najlepiej świadczy fakt, że nie używam zmywarki, chociaż od dawna ją mamy), więc myślę, że dla wielu z Was jedzenie w pudełkach to też będzie wybawienie.
3. Masz w kuchni porządek
Nie wiem, jak duże macie mieszkania, ale u nas sprawdza się teoria, że im więcej masz miejsca, tym więcej go zagracisz. Aktualnie 3/4 blatów zajmują Staśka sprzęty: butelki, suszarki, Babycook, ekspres do mleka. Wszystko to jest super ładne i super zgrabne, ale zabiera jednak sporo miejsca. Ba, w tym momencie nie zmieściłby się nam nawet ekspres do kawy! Kiedy więc musimy coś ugotować i rozstawić się ze wszystkimi deskami, garnkami i talerzami, to nasza kuchnia wygląda tak, jakby przeszła przez nią wojna. A bez gotowania panuje ład i harmonia.
4. Wcale nie wydajesz fortuny
Nie wiem, dlaczego mówi się, że catering dietetyczny to opcja dla bogatych. Gdybyście usiedli i policzyli, ile wydajecie na jedzenie w ciągu miesiąca, wliczając w to właśnie zakupy, paliwo i jedzenie na mieście, to ile by Wam wyszło? Zresztą, jak często jadąc po sos do makaronu, zostawiacie w sklepie 100, 200 albo 300 zł? Bo była promocja na klapki, a do paczki chipsów dodawali minipaczkę orzeszków? Bo za pół roku skończy Wam się zapas proszku do prania, a w ogóle to może jednak naprawdę potrzebowaliście tych nowych kinkietów? No właśnie.
5. Jesz to, co na co masz ochotę
Nie lubisz mięsa? Bierzesz dietę dla wegetarian i nie martwisz się, czy nie trafisz znowu do knajpy, w której jedyną pozycją dla Ciebie będzie pizza bez sera. Masz nietolerancję laktozy albo glutenu? Wybierasz dedykowaną dietę i nie obchodzi Cię, jak skomponować ciekawe i zdrowe posiłki. A może uprawiasz sport albo dbasz o sylwetkę? Bierzesz dietę, która zapewni Ci wszystkie niezbędne składniki, a przy okazji wspomoże proces odchudzania. Bez liczenia kalorii, bez ważenia produktów, bez wydzielania porcji i bez wydawania na dietetyka. A jak nie wierzysz, to najpierw sprawdzasz – nasz DietBox ma opcję zamówienia zestawu próbnego na 1 dzień – kosztuje 45 zł, niezależnie od rodzaju diety i kaloryczności.
6. Jesz tyle, ile potrzebujesz
Bo wybierasz nie tylko konkretny rodzaj diety, ale i konkretną liczbę kalorii. Jeśli nie wiesz, jaka jest właściwa – rozmawiasz z bezpłatnym dietetykiem. A jak już ustalisz najlepszą dla siebie opcję, to jesz dokładnie tyle, ile powinieneś. Nie za dużo, nie za mało, ale dokładnie tyle, ile Twojemu organizmowi potrzeba do szczęścia. Co więcej, jesz 5 posiłków w ciągu dnia, więc jesz także regularnie, co jest szalenie ważne dla Twojego metabolizmu i ogólnie dla zdrowia. A ja na przykład nie jadałam regularnie chyba od czasów przedszkola.
7. Nie podjadasz, bo nie masz co
Nie podjadasz w trakcie gotowania, bo przecież nie gotujesz. Nie podjadasz resztek, bo przecież z gotowania nic nie zostaje. Nie podjadasz zachomikowanych słodyczy czy przekąsek, bo przecież nie robisz regularnych zakupów, więc zwyczajnie nie masz ich w domu. Nie podjadasz też dlatego, że wreszcie jesz regularne i dobrze zbilansowane posiłki, więc Twój organizm przestaje się tego domagać. A skoro nie podjadasz, to także nie tyjesz i nie zapychasz żołądka żadnymi jedzeniowymi śmieciami. A komu z nas nigdy się to nie zdarzyło, niech pierwszy rzuci chipsem!
8. Twoje jedzenie czeka na Ciebie, zanim się obudzisz
Znacie to uczucie, kiedy wstajecie rano dziko głodni i macie ochotę wyć z rozpaczy, bo jedyne, co macie w lodówce, to światło? Tu tego problemu nie ma. Nie ma, że płatki się właśnie skończyły, że ktoś zjadł cały dżem, ktoś zapomniał kupić chleba, a w ogóle to na jajecznicę uchowało się tylko jedno, trzymiesięczne jajko. Dostawy są zawsze na czas, o ściśle określonych godzinach, zawsze prosto pod drzwi. Jedyne, co musisz zrobić, to otworzyć dostawcy. A nie, tego też nie musisz. Jedyne, co musisz, to tak naprawdę zgarnąć swoje jedzenie z wycieraczki :-)
9. Zmieniasz złe nawyki, bo nie masz wyjścia
Uwielbiasz słodycze? Nie wyobrażasz sobie dnia bez tabliczki czekolady, a do kawy zawsze pochłaniasz całą paczkę ciastek? A może uwielbiasz filmowe wieczory przed telewizorem, do których obowiązkowo wciągasz paluszki, chipsy i popcorn? Albo może każdy obiad musisz polać przysmażonym masełkiem? I bardzo, bardzo chcesz to zmienić, ale nie wiesz, jak? Catering dietetyczny zrobi to za Ciebie – po prostu jesz to, co danego dnia masz. Nie kupujesz nic więcej, bo i tych 5 porcji ledwo zdołasz przejeść. A o złych nawykach zapominasz szybciej, niż Ci się wydaje.
10. Nie myślisz, bo ktoś myśli za Ciebie
Czyli to, o czym częściowo wspomniałam już we wcześniejszych punktach. Nie musisz myśleć o tym, czy jesz zdrowo, bo ktoś myśli tutaj za Ciebie. Nie zastanawiasz się, czy jesz za dużo, za mało, za słono, za ostro, a może także za tłusto. Nie martwisz się, że tak skomponowałeś dietę, że na 7 dni tygodnia aż 5 razy wskoczył Ci piąteczek-węglowodaneczek. Nie musisz też myśleć o tym, co zjesz, co musisz z tego powodu kupić, ani kiedy znajdziesz na to wszystko czas. Jedyne, co musisz, to jeść. No, dobra – czasem jeszcze musisz to jedzenie podgrzać, jeśli bardzo chcesz.
11. Swoje jedzenie możesz zawsze zabrać ze sobą
Uwielbiam catering dietetyczny za te pudełka. Naprawdę! Wrzucam do torebki koktajl albo sałatkę i nie martwię się, że zgłodnieję w czasie spaceru z dzieckiem czy podczas większych zakupów. Paweł zabiera ze sobą kilka pudełek i wychodzi na cały dzień do pracy, nie zastanawiając się, gdzie zje przed siłownią i ile będzie czekał w kolejce do Maka. Co więcej, dobry catering dietetyczny ma opcję zmiany miejsca dowozu – jeśli więc wyjeżdżamy, piszemy maila do ekipy z DietBox i przekierowujemy jedzenie na adres, pod którymś dostawca kogoś zastanie. Nic się więc nie marnuje. Nigdy!
12. Smaczniej jadasz na mieście
Bo robisz to już tylko wtedy, kiedy chcesz, a nie zawsze wtedy, kiedy musisz. My zdecydowaliśmy się na catering dietetyczny od poniedziałku do piątku, co oznacza, że na swawole zostają nam wszystkie soboty i niedziele. Wtedy albo jadamy u rodziców, albo gotujemy sami, albo właśnie jadamy na mieście. A dzięki temu, że robimy to rzadziej, niż kiedyś, to uważniej te posiłki celebrujemy. Lepiej dobieramy knajpy, bardziej ten czas doceniamy. Jedzenie na mieście znów zaczęło kojarzyć nam się z randkami i relaksem, a nie z pustym żołądkiem i przykrą koniecznością.
CATERING DIETETYCZNY: CZY WARTO?
Oczywiście, nie oznacza to, że catering dietetyczny to opcja bez wad. Przede wszystkim, w chwili obecnej jest dostępny raczej w większych miastach i nie każdy ze względów czysto logistycznych może sobie na niego pozwolić. Nie każdy lubi też mieć z góry narzucone menu i woli mieć większą swobodę w komponowaniu codziennych posiłków. Nie każdy w końcu potrafi przestawić się na zdrowe jedzenie i zrezygnować z podjadania czy innych kulinarnych grzeszków.
Kolejna rzecz – jedzenie nie zawsze jest mega wyraziste, bo zwyczajnie nie może takie być. Bo czy to, że jestem ogromną fanką czosnku, oznacza, że każdy posiłek powinien być nim przeładowany? No nie, bo dieta pudełkowa jest jednak przygotowywana dla masowego odbiorcy, przez co jej smak musi być raczej uniwersalny. Natomiast to akurat najmniejszy problem, żeby sobie samemu taki posiłek doprawić.
Natomiast zupełnie nie trafia do mnie zarzut o nadprodukcję plastikowych śmieci – jasne, pudełek jest sporo, ale czy robiąc codzienne zakupy, przynosimy je wszystkie w rękach? Przecież każdy produkt musi być jakoś zapakowany. Dlatego póki co, przejście na catering dietetyczny uważam za naprawdę świetną decyzję – dzięki gotowym posiłkom jemy częściej i zdrowiej niż kiedykolwiek i wreszcie mamy więcej czasu na ważniejsze rzeczy. W końcu ślub się sam nie zrobi! ;-)
Moim zdaniem punkt o niewydawaniu fortuny mocno na wyrost – w najtańszej opcji na 28dni (czyli i tak niecały miesiąc) za 49zł daje 1372zł za osobę. 2,7K za parę (choć dla mojego męża pracującego fizycznie 1500kcalto bardziej przekąska niż jedzenie na cały dzień:P) to strasznie dużo, wydajemy prawie 3x mniej i naprawdę nie oszczędzamy na dobrej jakości jedzeniu, bo uważamy że warto płacić za dobre jedzenie. Nawet doliczając paliwo (gaz 3x w miesiącu do sklepu oddalonego o kilka km) i nie wiem co jeszcze to nawet nie zbliżamy się do najtańszej wersji cateringu. I nie sądzę żebym była odosobniona w… Czytaj więcej »
Tak, jak pisałam tu gdzieś wcześniej, my często jadaliśmy na mieście – gdzie w Warszawie koszt śniadania dla dwojga to z 50-70 zł, obiadu 100-120 zł. Więc wychodziło naprawdę sporo. Jedzenie na dowóz podobnie. No i nie da się w ten sposób jeść codziennie, bo byśmy poszli z torbami. :)
Zgadzam się, że jednak samodzielne gotowanie wychodzi dużo taniej. I śmieci tez nie produkuję w takich ilościach, jak po 5 pudełkach dziennie razy liczba osób. Kupuję dużo produktów bez opakowań, na zakupy chodzę z własnymi siatami, staram się kupować w szkle lub metalu – więc na pewno generuję kilkakrotnie mniej plastiku.
Ok, no u nas argument za plastikiem nie bierze jednak góry. Mamy opcję „produkować plastik” albo nie jeść wcale (albo jeść śmieciowe żarcie), więc nawet się nie zastanawiamy. Ja wcześniej potrafiłam zjeść śniadanie o 6 i kolację o 18 przez cały dzień, więc to był naprawdę dramat. Przy obecnym stylu życia pudełka to dla nas jedyna dobra opcja.
Hej! Jest alternatywa! Pojawiają się pierwsze firmy, które oferują diety w opakowaniach wielorazowego użytku: http://prostemiasta.pl/zamawianie-jedzenia-a-zero-waste/
co nadal nie zmienia faktu o ogromie plastiku dostarczanego za każdym razem ! jedna kanapka + ogórek i plastikowe pudełko, pół kotleta + buraczki i znów plastikowe pudełko zakryte folią i tak do każdej małej potrawy. to jest straszna ilość codziennie wyrzucanego plastiku. I braku zacięcia do gotowania, czy zwykłego lenistwa fundujecie swojemu dziecku na przyszłość, świat który tego plastiku juz nie uniesie. Przecież Wy jeszcze tego nie odczuwacie, więc problemu nie ma. Uważam to za bardzo krótkowzroczne podejście do tematu.
to nie jest kwestia ani braku zacięcia do gotowania, ani lenistwa – wiedziałabyś to, gdybyś ogarnęła czytanie ze zrozumieniem :) w tekście jest jak byk, że zdecydowaliśmy się na to 100 dni przed ślubem, kiedy często już nie było nawet kiedy jeść, a co dopiero gotować. pracujemy oboje w takich branżach, że mamy wiosną masę roboty. dodaj do tego małe dziecko i organizację ślubu i wesela dla 240 osób. to raz. a dwa, że nie masz pojęcia, co robimy, żeby dbać o środowisko – może gdybyś od takiego pytania zaczęła, to Twój komentarz nie byłby aż tak agresywny.
Kusi mnie to, ale mam 10-miesięczną córeczkę, dla której przecież też muszę przygotować jedzenie, bo już nie da się lecieć tylko na butli? Więc i tak gotowanie by mi nie odpadało. Jak sobie z tym radzicie?
Dziecko je to co Ty, z Twojego talerza :) poczytaj o metodzie BLW. Moja córcia, 10mcy, je nawet chleb z żółtym serem i schabowy :)
Zazdro, nasz w tym wieku nie chciał zupełnie niczego poza gładziutką papką, taki miał silny odruch wymiotny :/ Dopiero niedawno zaczął jeść słoiczki z większymi cząstkami jedzenia. Konsultowaliśmy to z lekarzem, wszystko z nim w porządku, po prostu ten typ tak ma. Więc nawet nie mieliśmy jak zrobić podejścia do BLW. Chociaż z drugiej strony, jak widzę dzieci znajomych, które w ten sposób robią sajgon na pół domu, to nie wiem, czy nie wolę naszych słoików :P
Ostatnio podjęłam próbę zaserwowania jej słoiczka, ot żeby mieć opcję np na podróż. Hipp, porządny produkt. Na nic w swoim życiu nie reagowała takim odruchem wymiotnym jak właśnie na to. Aż sama spróbowałam. Wcale się nie dziwię, że dzieci tego nie chcą jeść! Bez przypraw (na soli przyprawy się nie kończą), bez smaku, bez konsystencji. A przy BLW Sajgon nigdy jakoś nas nie przerósł, może mam tak uzdolnione motorycznie dziecko, że większość jedzenia lądowała w buzi ? Bałagan zazwyczaj ograniczał się do blatu krzesełka. Ale może to faktycznie kwestia dziecka ? Nasze śpi do 8-9 i domaga się nawet jak… Czytaj więcej »
Stasiek jest główni na słoiczkach, więc u nas nie ma z nim żadnego problemu :)