Ludzie miewają przeróżne marzenia. Często są one uzależnione od naszego wieku, zainteresowań, kariery, pasji… I tak dzieci marzą o tym, by zostać lekarką albo strażakiem, studenci – by zarobić jakoś na fajne wakacje, nowi pracownicy – by szybko awansować, a początkujący globtroterzy – by przeżyć podróż życia. A wiecie, o czym marzą rodzice? Rodzice jak jeden mąż marzą o tym, żeby wreszcie się wyspać.
Sama powinnam mieć dyplom ze spania. Zasypiam w absolutnie każdym miejscu i o absolutnie każdej porze. Nieważne, czy za posłanie robi mi arcywygodne łóżko, kilka zbitych palet, sterta siana czy pociągowy wagon. Niemniej, potrafię docenić różnicę. Pamiętam, jak jeszcze na studiach miałam niewygodne, jednoosobowe łóżko, typowe dla wynajmowanych wówczas stancji i bardziej przypominające więzienną pryczę. Kiedy więc stać mnie było wreszcie na przeprowadzkę, to właśnie pod kątem wielkości łóżka wybierałam każde kolejne mieszkanie. Po drodze było ich chyba z 10, aż wreszcie dotarłam do etapu, w którym o łóżku mogę powiedzieć, że jest naprawdę moje. Natomiast tuż po narodzinach Stasia odkryłam nieznaną mi wcześniej prawdę – jakkolwiek duże by to łóżko nie było, przy dziecku zawsze okazuje się jednak zbyt ciasne…
Tak, wiem, że spanie z dzieckiem w jednym łóżku nie jest wskazane. Wiem, że nie jest także do końca bezpieczne. Ale co zrobić z noworodkiem, który nie daje się odstawić do własnego łóżeczka, a przy piętnastej nieudanej próbie zarówno on, jak i ja, z niezłą synchronizacją wybuchamy płaczem? Możemy wyć niczym syrena alarmowa albo wprosić się tacie do łóżka. Problem w tym, że żaden z niego fakir i obca jest mu lewitacja. Tak więc z dostępnych w domu płaszczyzn do spania zostaje mu tylko… podłoga lub niewygodna kanapa.
WILK SYTY I OWCA CAŁA
Niewtajemniczonym powiem, że tak się nie da żyć. Jedna noc – spoko. Druga noc – spoko. Ale przy trzeciej każdy opadłby z sił. Na szczęście rozwiązanie znalazło nas samo – okazało się nim łóżeczko dostawne Chicco Next2Me, które – jak sama nazwa wskazuje – dostawia się po prostu do naszego łóżka. Czyli… dziecko śpi z nami, nie zajmując ani centymetra naszego własnego łóżka. Wilk syty i owca cała!
Ktoś zapyta, czy nie mogliśmy wstawić do naszej sypialni normalnego łóżeczka. Otóż nie mogliśmy, bo zwyczajnie nie było już na to miejsca. Zresztą, nasza sypialnia i tak jest połączona z kącikiem dziecka – mamy jeden większy pokój przejściowy, natomiast każda matka wie, że w sytuacjach kryzysu do rangi przepaści urasta nagle każdy centymetr, oddzielający ją od dziecięcego łóżeczka. A bać się można wszystkiego – katarku, śmierci łóżeczkowej, kolek, przeciągającego się płaczu… A można też mieć zwyczajną, ludzką potrzebę bycia jak najbliżej swojego nowo narodzonego dziecka.
Problem w tym, że nikt nie jest niezniszczalny. Jasne, że organizm matki zniesie więcej – sama przed porodem nie wiedziałam, że człowiek może tyle czasu nie spać i być w tej swojej potrzebie bliskości aż tak zdeterminowany. Natomiast nikt z nas nie jest robotem i prędzej czy później musi opaść z sił. Dlatego tak ważne jest, aby do tej całej litanii spod znaku „przebrać, nakarmić, utulić” dopisać jeszcze jeden, szalenie ważny punkt – po prostu samej się wyspać.
MACGYVER PILNIE POSZUKIWANY
Nie dziwota więc, że po kilku dniach z oczami na zapałkach do akcji postanowił wkroczyć tata. Co prawda żaden z niego MacGyver i raczej miałby problem ze zrobieniem helikoptera z gumy do żucia i pudełka zapałek, ale sprawę łóżeczka załatwił w pięć, może siedem minut. Mniej więcej tyle zajęło mu rozpakowanie i złożenie naszego nowego łóżeczka. Pierwsze wnioski? Łóżeczko ma aż 6 stopni regulacji wysokości, więc z powodzeniem dostawiamy je zarówno do niższego łóżka, jak i do wyższej kanapy. A do przenoszenia go nie potrzebujemy stada siłaczy – sprawę załatwiają zamontowane do nóżek kółka.
Co więcej, łóżeczka możemy używać zarówno w wersji dostawnej, jak i wolnostojącej – jeden z boków jest odpinany, ale w razie konieczności zasuwamy suwak i mamy normalne, czteroboczne łóżeczko. Tym lepsze, że z okienkiem z siatki, ułatwiającym nam podglądanie. Dlatego łóżeczko może wędrować z nami po całym domu, a my nie jesteśmy przykuci do dziecięcego pokoiku i możemy przejść z nim do kuchni albo salonu.
U nas kolejnym problemem jest także odległość – jedni dziadkowie mieszkają 100 km od Warszawy, drudzy – aż 500. Dlatego potrzebne jest nam łóżeczko, które spakujemy i weźmiemy ze sobą pod pachę. A już na pewno takie, które zmieści się nam do auta, do bagażnika. Łóżeczko Chicco Next2Me ma tę ogromną zaletę, że jest kompaktowe – łatwo się składa i w mig można je zapakować do torby. A my możemy spokojnie pomyśleć o weekendzie u dziadków albo – jeśli młodzież pozwoli – nawet o dalszych wakacjach.
JAK TO WYGLĄDA W PRAKTYCE?
Nie bez powodu mówi się, że życie z noworodkiem to prawdziwy kosmos – w końcu oboje z Pawłem krążymy wokół Staśka tak, jak planety krążą wokół słońca. Chcemy, żeby było mu ciepło, dobrze, wygodnie. Właściwie, znakomita większość doby upływa mu w dwóch tylko miejscach – albo w jego łóżeczku, albo w naszych ramionach. O ile wpływu na te drugie już za bardzo nie mamy (chociaż tata wciąż się odgraża, że z przyjściem wiosny wraca na siłownię!), o tyle wybór pierwszego powinien być dobrze przemyślany. Tym bardziej, że wszyscy wiemy, jak ważny jest sen dla naszego zdrowia.
Młodzi rodzice zwykle popełniają jednak ten sam błąd – zapominają w tym wszystkim o sobie. Partner schodzi na drugi plan, bo przecież pojawiło się dziecko. Ba, oni sami schodzą dla siebie na drugi plan – dokładnie z tego samego powodu! W efekcie są przemęczeni, niewyspani, zestresowani i sfrustrowani. Gdzie w tym wszystkim jest miejsce na bliskość, radość, przyjemność? A gdzie na relaks, wspólne czytanie, oglądanie seriali, czułość, czy – tym bardziej – na pracę? My nie chcieliśmy popełniać tego błędu – chcieliśmy mieć dziecko, nie tracąc przy okazji siebie. Ba, nie chcieliśmy żegnać też naszych dotychczasowych obowiązków i pasji. I wiecie, co? Dało się! Wystarczyło wciągnąć łóżeczko Chicco do akcji!
PS. Jeśli nasłuchaliście się od przyjaciół i rodziny, że doba z noworodkiem to nieustanna karuzela tych samych, powtarzanych do znudzenia czynności, to… zacznijcie wierzyć tym ludziom, oni naprawdę mieli rację! Staś właściwie tylko je i śpi, od czasu do czasu wymaga przebrania, kąpania oraz nieziemskich dawek tulenia. Ale to też pokazuje, jak ważne w jego życiu są dwie potrzeby – potrzeba snu oraz potrzeba bliskości. Dlatego – jak chyba każda matka – stanęłabym na głowie, aby tylko pomóc mu je zaspokoić. Poza tym, nie czarujmy się – ogromna potrzeba posiadania go jak najbliżej siebie wynika także z mojego własnego egoizmu. Oczywiście, że dziecku nigdzie nie jest tak dobrze, jak u mamy – ale i mamie też nigdzie nie jest tak dobrze, jak przy jej dziecku. A jeśli w tym wszystkim jest przy nas też tata, to już w ogóle nie moglibyśmy chyba marzyć o większym szczęściu.
Wpis powstał we współpracy z marką Chicco
Nieprawdą jest, że współspanie jest niewskazane. Jest całkiem naturalne (jeśli oczywiście zachowujemy kilka zasad bezpieczeństwa) i wręcz zapobiega śmierci łóżeczkowej… I wyczerpaniu matki :) żałuję, że tego łóżeczka nie miałam przy moim dziecku, które urządzało sobie praktycznie 24-godzinne maratony jedzeniowe, wskutek czego większe łóżko i tak stało puste :)
Mnie kazali podpisać w szpitalu papier, że zostałam poinformowana o zakazie spania z dzieckiem i o ryzyku, jakie to ze sobą niesie. A o wyczerpaniu nic nie mów – czasem zazdroszczę tacie, że może wyjść sobie na cały boży dzień do pracy… :)
Słucham??? Takie rzeczy??? Papier? Ale to chyba dotyczyło tylko spania w szpitalu – też taki zakaz miałam, ale myślałam, że chodzi o to, że dziecko może spaść z tego wąskiego łóżka ;-)
Moje miało barierki po bokach, więc raczej by dziecko nie spadło :) Na pewno papier dotyczył zakazu spania w szpitalu – ale argumenty o gnieceniu i duszeniu miały raczej charakter uniwersalny. Mnie to w każdym razie wystraszyło – teraz, jak zdarza nam się mimo wszystko kłaść małego między nami, to koniecznie w gniazdku/kokonie. Jakoś pewniej się wtedy czuję. A wiesz, że ja z tych trochę wystraszonych ;))
W pełni Cie rozumiem – 3 lata temu nie wiedziałam, że są kokony i tym sposobem Miki nigdy nie spał z nami, zawsze był przekładany do kosza. Nawet karmiłam na siedząco i to w fotelu o każdej porze dnia i nocy, aby przypadkiem nie zasnąć i nie zanieść. Zmieniło się to jak skończył 2,5 roczku i od miesiąca sam przychodzi do nas noc w noc :D
U mnie z kolei bylo tak, ze zaraz po porodzie (o trzeciej nad ranem) polozylam sie spac, a pielegniarka obok mnie polozyla mojego synka dajac tym samym do zrozumienia, ze bedziemy spac razem. Lozko nie mialo barierek, a ja z jednej strony bylam bardzo szczesliwa, ze mam go przy sobie, z drugiej zastanawialam sie jak to jest, ze personel nie obawia sie, ze przygniote, albo zrzuce dziecko? ;-) z trzeciej, uznalam, ze oni akurat wiedza co robia i ta mysl mnie uspokajala. Dla pewnosci jednak, polozylam maluszka od sciany :D
Ten papier to jakaś paranoja. Przy pierwszych dwóch porodach nic takiego nie podpisywałam. Nikt nie powie, że szczepienie dziecka w pierwszej dobie życia jest 100 razy bardziej niebezpieczne niż spanie z rodzicem. Zwłaszcza, że każda kobieta w ciąży wie, jak spać, by dziecku krzywdy nie zrobić – trenowała to przez 9 miesięcy ;)
Piękne są te łóżeczka. Aż sobie poszperałem w obrazach Google i co znalazłem? https://plusdom.com.pl/p/21/77/drewniane-lozko-dzieciece-talo-d7-80x200cm-talo-d7-lozka.html – czy warto wydać 900zł na łóżka dla dziecka, które wyrośnie? Aż mi się zamarzyło zostać z powrotem dzieckiem :)
Jakie piękne! <3 Mnie w przypadku takich drogich rzeczy pociesza to, że później je będzie można w sensownej cenie odsprzedać. No i włącza się jednak człowiekowi myślenie: "no co, dziecku nie kupisz"? ;)
dla mnie sprawą jasną i oczywistą zawsze było to, że bobas musi być w zasięgu ręki… mam paranoję dot. śmierci łóżeczkowej, po prostu muszę mieć dziecko obok… dlatego 11 lat temu Zuźka spała z nami w łóżku, z wszystkimi niewygodami z tym związanymi… teraz pomyślałam, żeby Zośce kupić kołyskę która będzie stała obok łóżka… nie sprawdziła się, dziecko wylądowało z nami w łóżku. Dostawkę o której piszesz widziałam w sieci, ale do głowy mi nie przyszło że można ją kupić u nas :O jeśli trafi mi się trzeci bąbel ten sprzęt będzie mój ;)
Można, można! Naprawdę fajna sprawa. Też bardzo się boję, więc kupiliśmy monitor oddechu do normalnego łóżeczka. Ale mimo wszystko czuję się pewniej, mając Staśka obok siebie. No i w efekcie mały ma dwa spania. A nawet trzy, bo jeszcze kosz Mojżesza :D
Próbuję właśnie wybrać monitor oddechu. Jest ich dosyć dużo na naszym rynku. Czy mogłabyś jakiś polecić lub podać źródło, które pomogło Ci podjąć decyzję?
Z góry dziękuje :)
My mieliśmy ten zestaw razem z elektroniczną nianią, ale można też kupić sam monitor. Ponoć to najlepszy sprzęt na rynku, nawet w szpitalach ze wcześniakami ich używają: https://babysensepolska.pl/elektroniczna-video-niania-z-monitorem-oddechu-bab,3,8,23