Nie wiem, czy kojarzycie wózki, jakie robi Cybex. Moim zdaniem albo się je kocha, albo się ich nienawidzi. Dość wspomnieć najnowszy, czerwony model z białymi kropkami i ogromną kokardą w stylu Myszki Minnie. Albo wcześniejszy, niedawny hit w postaci totalnie czarnego wózka ze złotymi skrzydłami. Obydwa zaprojektował dla marki Jeremy Scott i obydwa mają… no, dość kontrowersyjną urodę. Mnie się akurat podobają, ale nie aż tak, żeby je kupić. Moje serce skradł natomiast Cybex Spring Blossom w wersji Light. I dość mocno mnie to szokuje, bo jeszcze rok temu wózek w wielkie kwiaty, wyszywane ważki czy skrzące się w słońcu diamenciki nie miałby u mnie szans. Ale, jak widać, ciąża zmienia człowieka ;-)
Wciąż pamiętam, jak zobaczyłam go w sklepie i zapiszczałam z zachwytu. Dumna z siebie, że oto znalazłam ten jedyny i najpiękniejszy wózek, zawołałam Pawła, na co on, z całym tym swoim stoickim spokojem, rzucił tylko wymowne:
– Większego festynu w życiu nie widziałem, więc pasuje mi też do Ciebie.
NIE O TAKIM CYBEXIE MARZYŁAM
Kiedy na swoim profilu na Instagramie wrzuciłam propozycje wózków, jakie biorę pod uwagę, statystyki oszalały. Okazało się, że razem z nami wózek wybierało blisko… 20 tysięcy osób! Faworytów miałam wówczas trzech. Wśród nich znalazł się wspomniany Cybex Spring Blossom w wersji Dark oraz Light, a także słynny wózek w monstery ze starej kolekcji Birds of Paradise. I choć długo to ten ostatni wygrywał, to niestety, zobaczenie go na żywo okazało się koszmarnym rozczarowaniem. Jak na tych wszystkich memach w stylu „oczekiwania vs. rzeczywistość”. Piękny, intensywny i wyrazisty wzór, widniejący na zdjęciach w internecie nijak się miał do wypłowiałego materiału, jaki zaprezentowano nam w sklepie. Dumny, rajski ptak, ozdabiający budkę też stracił na uroku, kiedy okazało się, że wystarczy ją złożyć, aby… stracił biedaczyna łeb, i to dosłownie. No nie wiem, jak Was, ale mnie taka codzienna dekapitacja ptaszyska mocno jednak odstrasza.
Problem był jednak w tym, że ja się na ten wózek uparłam. I to na długo przed tym, jak w ogóle zaszłam w ciążę. Pierwszy raz zobaczyłam go niedługo po narodzinach Stasia. Naszym wózkiem był wtedy Stokke Trailz, który – mówiąc szczerze – do najtańszych też nie należał, a do tego spisywał nam się genialnie. Nie było więc mowy o kolejnym wózku. Natomiast ilekroć widywałam tamtego Cybexa w sklepach czy na ulicy, piszczałam z zachwytu. Wydawał się idealny! Dlatego już wtedy oświadczyłam Pawłowi, że jeśli kiedykolwiek zdecydujemy się na drugie dziecko, to wózek ma być TEN i żaden inny.
CYBEX SPRING BLOSSOM: PODEJŚCIE PIERWSZE
W każdym razie, zanim zdecydowaliśmy się na ciążę, to Cybex wózek… wycofał. Kolekcje mają czasowe i okazało się, że w całej Polsce dostępny jest na zamówienie jeden, jedyny egzemplarz Priama w tym wzorze. Najpierw ucieszyłam się, wychodząc z założenia, że to musi być znak. Ale po zobaczeniu go na żywo obstawiam raczej, że po prostu nie zdążył się sprzedać. I albo wypłowiał, stojąc na jakiejś ekspozycji, albo nie sprzedał się właśnie dlatego, że to był jakiś felerny egzemplarz. Długo więc biłam się z myślami, czy brać go takim, jakim jest, czy jednak szukać alternatywy. Na szczęście alternatywa ekspresowo znalazła się sama. Sęk w tym, że kolorystycznie w aż dwóch wersjach.
Cybex Spring Blossom ma bowiem dwie odsłony: wspomniane wcześniej Light oraz Dark. Ta jasna na zdjęciach w internecie nie przekonywała mnie wcale. Po prostu nie i już. Za to ciemna? No niemalże ideał! Niemalże, bo w sklepie okazało się, że nie cała budka jest usłana kwiatami, zaś w centralnym środku, niczym pas startowy, przebiega… nawet nie wiem, jak to nazwać. Białe smugi na czarnym tle? Trochę jak osad z soli na butach w samym środku zimy, a trochę jak dym z papierosów. Słowem: okropny marmurek, który kojarzył mi się raczej cmentarnie. Paweł co prawda od razu był za nim, ale dla mnie te skojarzenia były nie do przeskoczenia.
PRIAM CZY E-PRIAM, OTO JEST PYTANIE
Co więcej, po drodze pojawił się kolejny dylemat: czy ma być Priam, czy E-Priam. Bo nie wiem, czy wiecie, ale Cybex zaczął robić (chyba jako pierwszy i jedyny póki co) wózki… z napędem. Tak, tak! Ten wózek serio można kupić w wersji z napędem elektrycznym, który co prawda swoje kosztuje (i niestety też waży), ale dzięki któremu dostajecie inteligentny wózek z systemem wspomagania, który pod górkę jedzie właściwie sam. Mieliśmy okazję testować go na nierównej powierzchni w sklepie, na specjalnie przygotowanej macie i przyznam szczerze, że jest różnica. Wózek świetnie radzi sobie na takim trudnym terenie, a do tego sam hamuje, kiedy zjeżdża z górki. Brzmi idealnie, nie? A jednak idealne nie jest.
Żeby nie było: przeczytałam wszystkie recenzje, jakie E-Priam miał w sieci. Zobaczyłam filmiki, jeździłam nim po sklepie. I niestety, cena jak cena, ale ta waga… Może gdybyśmy mieszkali gdzie indziej, ten napęd miałby jakieś uzasadnienie. Ale mieszkamy jednak w Warszawie. 3/4 tras, jakie pokonujemy, to zwykłe, betonowe chodniki, ewentualnie alejki w parkach, też równe i bezproblemowe. Jak sięgam pamięcią wstecz, to sytuacje, w których taki napęd przydałby nam się przy Stasiu, mogłabym policzyć na palcach jednej ręki. I były to wyjazdy typu Grecja czy Włochy i ich niekończące się górki i góreczki. A napęd niestety fatalnie wpływa na wagę wózka. Pomijając już nawet cenę i konieczność ładowania akumulatora, wcale nie uśmiechały mi się dodatkowe kilogramy do pchania i to każdego dnia. Dlatego finalnie miał to być stary, dobry, nieelektryczny Priam.
CYBEX SPRING BLOSSOM: PODEJŚCIE DRUGIE
Któregoś dnia stwierdziłam, że głupio mi już jechać kolejny raz na oględziny do tego samego sklepu. Pojechaliśmy więc do innego, a tam stał on: Cybex Spring Blossom, ale w wersji Light. I… okazał się absolutnie przepiękny! Nie wiem, kto robił mu zdjęcia w internecie, ale nie wyglądał na nich ani trochę korzystnie. Za to na żywo? No bajka! Elegancki, połyskujący różowym złotem stelaż. Cała budka w pięknym, jasnym ni to beżu, ni kremie, oraz nadrukowanych i wyszywanych na nim kwiatach i ważkach. A do tego drobne, kolorowe diamenciki, jak takie szkiełka, które w słońcu lśnią się wszystkimi kolorami tęczy. Z miejsca się zakochałam! Zresztą, spokojnie już było. Stasia wózek był szary, więc neutralny i – co tu dużo mówić – całkiem zwyczajny. Teraz chyba chcę to sobie odbić ;-)
Od razu kupiliśmy też do niego spacerówkę i fotelik samochodowy. Po co? Ano po to, że nie chcę później zastanawiać się, czy znowu mi czegoś nie wycofają ze sprzedaży. A tak: spacerówka zaczeka, aż nasza najmłodsza pasażerka sobie do niej dorośnie. Oczywiście, będę Wam dawać jeszcze znać, jak całość sprawdza się w praktyce, chociaż tutaj jestem raczej spokojna. Owszem, Cybex robi drogie wózki, ale ta cena wynika tu przede wszystkim z jakości, a nie tylko z designu. Co więcej, niewiele traci na wartości, więc już dzisiaj wiem, że za jakiś czas nie będzie problemu z tym, żeby go sprzedać.
I W KOŃCU, PO TYLU TYGODNIACH… MAMY TO!
I tak, wiem też, że foteliki samochodowe Cybexa nie należą do tych tych zbyt lekkich. Natomiast bardziej niż na wadze, zależało mi na świetnych wynikach w testach. Poza tym fotelik i tak zwykle nosi Paweł, a i przełożenie go na ramę wózka nie wymaga aż takich nakładów siły, żeby pomagać musiał nam Hulk. No i ten design! Naprawdę, Cybex robi kawał świetnej roboty, a do tego ta jakość broni się sama. I jeśli kogoś zastanawia, jak można tygodniami wybierać wózek, to spieszę uprzedzić, że można. Tym wózkiem mała będzie jeździła przez najbliższe dwa albo trzy lata, a ja codziennie będę patrzeć na niego na naszych wspólnych spacerach. Zresztą, dla równowagi: wiecie, ile czasu zajęło mi podjęcie decyzji co do kupna auta? Jakieś 5 minut. Tak samo było nawet w przypadku mieszkania.
Ot, wierzę w te swoje momenty zachwytu i takiego „wow”, jak widzę coś pierwszy raz. A tu ewidentnie za późno zobaczyłam tego jasnego Cybexa. Czy jest lambadziarski? Tak. Czy jest festyniarski? Też. Księżniczkowaty? I owszem.
A czy choć trochę mi to przeszkadza? ZUPEŁNIE! ;-)
Wózek piękny! Pamiętam jak pokazywałaś ten z ptakiem i też bym się nie zdecydowała, skoro składanie budki wiązało się z „pozbawianiem ptaka głowy” :)
Jest wspaniały! Jak będę miała córeczkę, wrócę tu – zakochałam się. Miałam fotelik z Cybex – rewelacja!
Na decyzję w sprawie wyboru wózka czekało pół internetu!! Byłam oburzona na spekulacje dotyczące płci, bo popsuło mi to zgadywanie – na początku zabawa była przednia, ale w momencie kiedy powiedziałaś, że wstrzymasz się z ogłoszeniem wyboru do momentu ogłoszenia płci, bo nie chcesz żeby były wcześniejsze spekulacje czy chłopiec czy dziewczynka, to już wiedziałam, który wózek wybrałaś :( Bo jednak idąc tokiem myślenia tych, dla których wybór wózka nieodłącznie powiązany jest z płcią dziecka – ten w monstery „nadawał się” zarówno dla chłopca, jak i dziewczynki, a ten który wybrałaś jest już dużo bardziej „dziewczęcy” i nie pozostawiałby wątpliwości… Czytaj więcej »