A Ty, jak czujesz się jako matka? Bo ja trochę jak MacGyver, a trochę jak Mama Muminka

Pamiętacie jeszcze „MacGyvera”? To był jeden z najukochańszych seriali mojego dzieciństwa! Do dziś pamiętam gościa z cudaczną fryzurą, z którego śmialiśmy się, że z pudełka zapałek potrafiłby zrobić nawet helikopter. Cóż, zazdrościliśmy mu wtedy wszyscy, bo mało kto potrafi wyjść cało z każdych opałów i jeszcze przy okazji uratować świat. A drugą taką kultową postacią z mojego dzieciństwa, która wywołuje we mnie równie miłe wspomnienia, była Mama Muminka. Oddana rodzinie, ciepła i cierpliwa, zawsze na posterunku, z torebką w ręce i w pasiastym fartuszku. Oboje równie niezawodni i pomocni, gotowi uratować wszystkich z opresji – niezależnie od pory dnia i nocy.

A co takiego ich łączy? Ano to, że dziś sama czuję się jak MacGyver i Mama Muminka w jednym. Zresztą, pewnie jak każda matka. Na posterunku 24h na dobę, stawiająca czoła coraz to nowszym problemom i wyzwaniom i co chwilę ratująca czyjś malutki świat.

O czym mowa? Przed Wami 7 sytuacji, które pewnie zna każda z nas!


MAMO, WSZYSTKO ROBISZ ŹLE, CZYLI PROBLEM NR 1

Kolki, ząbkowanie, nieprzespane noce? Z czym musi mierzyć się młoda mama? Dla mnie już na starcie były to „dobre” rady. Jesteś w ciąży? To jedz za dwoje! Urodziłaś? Nie noś na rękach, bo się przyzwyczai! Wyszliście na spacer? No załóżże temu dziecku czapeczkę! Nudzi się? Zostaw go, ma już 5 lat, popłacze i przestanie. „Życzliwi” nagle są wszyscy: od cioci i sąsiadki, aż po panie na spacerze czy w sklepie. Czy da się na to przygotować? Nie sądzę. I choć Mama Muminka zaleciłaby pewnie zaparzenie sobie kubeczka melisy, to ja wolę się uśmiechnąć i grzecznie przypomnieć, że najlepsze rady to te, o które ktoś prosi ;-)


MAMO, POMOŻESZ? CZYLI PROBLEM NR 2

Ostatnio usłyszałam, że matka jest jak straż pożarna – bo nie ma takiego pożaru, którego by nie umiała ugasić. I fakt. Nieważne, czy chodzi o o złamane przez koleżankę z przedszkola serce, czy o nabitego na środku czoła guza, czy o oczko, które odkleiło się Panu Królikowi. Czy człowiek chce, czy nie, musi jechać na trybie alarmowym przez calutką dobę. A że macierzyństwo bywa nieprzewidywalne, to człowiek codziennie budzi się z pytaniem, co się wydarzy tym razem. I szczerze? W obliczu tych wszystkich niespodziewanych atrakcji nic nie irytuje tak, jak zdanie, że „wszystko jest kwestią organizacji”.


MAMO, NUDZĘ SIĘ, CZYLI PROBLEM NR 3

Wszystkie znacie pewnie ten obrazek. Układacie klocki, bawicie się w sklep, w pocztę, lekarza, układacie puzzle, lepicie z ciastoliny, czytacie książeczki i kiedy czujecie, że jeszcze chwila i same padniecie na twarz, okazuje się, że nie minęła nawet trzynasta. Mój sposób? Balony! Nie ma takiego dnia i takiej chandry, na którą balony by nie pomogły. A jak chcecie napić się w międzyczasie kawy, zanim po raz kolejny wystygnie, to powiedzcie dziecku, żeby zaczęło dmuchać je bez Was. To jak oglądać Syzyfa, który choćby nie wiem, jak bardzo się starał, to nigdy nie wtoczy na szczyt tego swojego kamienia ;-)


MAMO, CHYBA MAM GORĄCZKĘ, CZYLI PROBLEM NR 4

Ostatnio mignął mi taki mem. Czego boją się wampiry? Słońca. Czego boi się Superman? Kryptonitu. A czego boją się rodzice? Telefonu z przedszkola. Bo od razu wiesz, że najpewniej kryje się za tym nieprzewidziany kaszel, katar lub – co gorsza – gorączka. My z polecenia pediatry mamy w domu Pyrosal. To produkt leczniczy, który działa przeciwzapalnie, przeciwgorączkowo i napotnie, a do tego powleka drogi oddechowe. Do tego ma prosty skład, fajny smak i może być stosowany już od 3. roku życia. Zapytajcie o niego swojego pediatrę lub farmaceutę – dla nas to teraz must have w domowej apteczce!


MAMO, ZRÓBMY KONCERT, CZYLI PROBLEM NR 5

Kto nigdy nie zaklejał taśmą głośnika w grającej zabawce, byle ocalić swój mózg przed wybuchnięciem, niech pierwszy rzuci kamieniem! A teraz zdradzę Wam coś jeszcze: te drewniane instrumenty wcale nie są lepsze… I naprawdę nie wiem, co sobie wyobrażałam, kupując Stasiowi akordeon, tamburyn oraz gitarę, ale jeszcze jeden taki koncert i obawiam się, że sąsiedzi z klatki zorganizują nam wyprowadzkę. Albo ja sama się wyprowadzę! Natomiast mój wewnętrzny MacGyver i na to ma sposób, który przynosi choć chwilę ukojenia. Ten sposób to… zatyczki. Tylko zatyczki do uszu mogą nas uratować ;-)


MAMO, KREW MI LECI, CZYLI PROBLEM NR 6

Nie bez powodu mówi się, że najwięcej nieszczęśliwych wypadków zdarza się w domu. My ostatnio zaliczyliśmy dwa. Najpierw podczas pobytu u dziadków Staś rozciął sobie brodę, kiedy noga poślizgnęła mu się na schodach. Później, w sylwestra (!!!), kiedy broda wydawała się być zagojona, przywalił nią drugi raz – tym razem w ławę. I tutaj możemy dopisać dwa kolejne pewniki z życia matki: jeśli coś ma się wydarzyć, wydarzy się w najmniej odpowiednim momencie. Oraz: choćby ojciec pracował z domu i był w nim zwykle 24/7, to wypadek na bank wydarzy się wtedy, kiedy jego w tym domu nie będzie.


MAMO, ZAPOMNIAŁEM, CZYLI PROBLEM NR 7

Standard, jaki zna chyba każdy rodzic. Po całym dniu karmienia, zabawiania, mycia, przebierania, sprzątania, ogarniania i robienia innych, typowo rodzicielskich czynności, przychodzi w końcu on. Wieczór. Ten mityczny czas, na który od rana czekacie, a którego nadejście rozciąga się niekiedy w nieludzki wręcz sposób. I oto jest! Godzina 20:00, dzieci w łóżkach i wydawać by się mogło, że ta noc będzie w końcu przespana. Aż tu nagle tę błogą ciszę przerywa słodki głosik: „Mamusiu… Bo ja chyba zapomniałem Ci powiedzieć, że na jutro mamy przynieść strój na bal do przedszkola…”


WNIOSEK? MACGYVER TO MIAŁ JEDNAK W ŻYCIU LŻEJ

A ta litania katastrof i nieprzewidzianych zdarzeń, na które gotowa musi być każda matka, mogłaby być o wiele, wiele dłuższa. Dlatego – jak głosi stara, rodzicielska prawda – bądź życzliwy i wyrozumiały dla innych matek. Nigdy nie wiesz, co przygotował dla nich ten dzień: ani ile odcinków „Psiego Patrolu” mają już za sobą, ani ile zapętleń „Baby Shark” na YouTubie ;-)

Nie wiem też, kto i na jakiej podstawie wymyślił terminy „urlop macierzyński” i „urlop wychowawczy”, ale jedno i drugie ma tyle wspólnego z urlopem, co zamek królewski z zamkiem w drzwiach. Nie mówiąc już o tym, że wraz z pojawieniem się dziecka to się dopiero zaczyna lawirowanie między etatami. Od niańki i kucharki, przez sprzątaczkę i praczkę, aż po lekarkę. I z tej perspektywy pojedynek: „MacGyver vs. matka” wygrywa jednak ta druga. Czymże bowiem jest zrobienie helikoptera z zapałek, skoro to matka rodzi i dzień po dniu ogarnia nowego, małego człowieka?


Partnerem wpisu jest Pyrosal

Zdjęcia: Tola Piotrowska

Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Aneta

Świetne porównanie! A MacGyver – ulubiony serial z dzieciństwa :P

Aneta

Mamo nudzi mi się… ja wówczas nic nie proponuje – nuda jest potrzebna – do kreatywnych pomysłów. Jakoś z tej nudy, później syn wymyślał zabawy, które zajęły go na dłuższy czas :)