Naprawdę, ogromnie popieram wszelkie akcje na rzecz zwierząt. A także na rzecz edukowania społeczeństwa, które często nie ma świadomości, w jak okrutnych warunkach są one przetrzymywane i następnie zabijane. Choć na przestrzeni ostatnich lat i tak zaczęło być na ten temat głośno, to i tak uważam, że wciąż sporo mamy jeszcze do zrobienia. Natomiast nie wydaje mi się, żeby wiele dobrego robiły filmy takie, jak ten. Jeśli już oglądaliście „Casa de Carne”, zapraszam do dyskusji. A jeśli nie, to pod tekstem znajdziecie film.
Dla niewtajemniczonych: od kilku dni internet elektryzuje informacja o restauracji, w której – żeby zjeść – trzeba najpierw zabić. Restauracja nazywa się „Casa de Carne” i… nie istnieje. A przynajmniej nie poza filmem, który kilka dni temu pojawił się na YouTubie. Jego reżyserem jest Dustin Brown, a fabuła dotyczy wieczornego wyjścia Erica i dwójki jego przyjaciół. Oni restaurację znają już dobrze, on dopiero będzie miał ją poznać. Kiedy zamawia żeberka, niespecjalnie rozumie, dlaczego kelner zaprasza go na zaplecze ani – tym bardziej – po jaką cholerę wręcza mu fartuch i nóż.
Jak nietrudno się domyślić, w osobnym pomieszczeniu czeka na Erica jego obiad. Sęk w tym, że… żywy. Tak, tak, Eric – żeby zjeść wymarzone żeberka – musi najpierw zabić świnię. Problem w tym, że nie ma odwagi. Zamiast tego, głaszcze ją zlękniony, a nóż ląduje na podłodze. Na to reagują pracownicy restauracji, obezwładniając zwierzę i pomagając mu w wykonaniu misji. W końcowej scenie widzimy już Erica przerażonego nad – a jakże – pełnym talerzem oraz z krwią na szyi.
„CASA DE CARNE” MNIE OSOBIŚCIE OBRAŻA
Film Browna robi w internecie furorę. Bo skłania do refleksji, bo pokazuje prawdziwy los zwierząt, bo uświadamia nam, skąd się bierze jedzenie na naszych talerzach. A ja mam tylko jedno pytanie: SERIO?! Serio ktoś jest zdziwiony, że mięso bierze się ze zwierząt? Że ktoś te zwierzęta zabija? To jakie inne opcje brał pod uwagę? Że produkują je z pianek marshmallow? Czy że rośnie na drzewach?!
Nie zrozumcie mnie źle – sama przez trzy lata byłam wegetarianką i do dziś nie jest mi obojętna krzywda zwierząt. Ale, na litość boską, nie róbmy z siebie kretynów. Nie zachwycajmy się, że ktoś nas skłania do refleksji, bo moją jedyną refleksją po zobaczeniu tego filmu było jedno, wielkie: WTF. Ja wiem, że „Casa de Carne” wspaniale gra na emocjach. Problem jednak w tym, że na niewłaściwych.
Zanim napisałam ten tekst, prześledziłam komentarze pod wieloma publikacjami na temat tego filmu. I reakcje można podzielić na trzy grupy. Grupa pierwsza, na pierwszy rzut oka najliczniejsza, to właśnie ślepy zachwyt. Że wow, że wreszcie ktoś to pokazał, że wreszcie zmusi się mięsożerców do myślenia. No więc: NIE. Jak chcecie zobaczyć prawdę o tym, skąd się bierze mięso, to w internecie jest cała masa bardziej wymownych filmów i filmików. Natomiast mówienie, że ten film skłania do myślenia, mnie osobiście po prostu obraża. Za jakich idiotów trzeba mieć osoby, jedzące mięso, żeby wychodzić z założenia, że nie wiedzą, skąd się ono bierze? No litości.
NAJLEPSZE KOMENTARZE WOKÓŁ FILMU
Druga grupa komentatorów krąży między pustym śmiechem a pogardą. Bo jak ktoś je mięso, to naprawdę, takie tanie wyciskacze łez nie zrobią na nim specjalnego wrażenia. Mogą zrobić statystyki, reportaże, dyskusje. Ale nie 2-minutowy film, który w tak oczywisty i przewidywalny sposób próbuje nam grać na uczuciach. Naprawdę, trzeba mieć max 15 lat, żeby dać się na ten zabieg nabrać.
No i trzecia grupa komentatorów to moja ulubiona grupa, czyli idioci (jeśli chcecie poczytać więcej o rodzajach komentatorów w sieci, to polecam Wam swój tekst „Jola spod monopola vs. Madka Polka Zapierdolka. Czyli: o czytelnikach”). Idioci nie przeczytali tekstu, tylko ogarnęli nagłówek. A nagłówki – wiadomo – mają się klikać. Dlatego 3/4 tekstów na temat „Case de Carne” jest przeróbką zdania: „W tej restauracji musisz najpierw zabić swoje mięso”. Czyli pomija się dość istotny jednak fakt, że „Casa de Carne” to tylko film, a żadna taka knajpa zwyczajnie nie istnieje.
No i co robią czytelnicy, którzy taki tytuł zobaczą? Po pierwsze, oburzą się, zapowiedzą bojkot i dokonają w swoich głowach wizualizacji, jak to rzucają w nią pomidorami. A po drugie, przepowiedzą jej rychły upadek. Naprawdę, czytanie tych wszystkich komentarzy w stylu: „Kto na to wpadł?!?!?!?! Żeby szybko zbankrutowali!!11!!!1!1” sprawia, że człowiek boleśnie uderza ręką w czoło.
A CZY TY BYŚ TAK ZABIŁ?
Poza tym, ja rozumiem, że film, że symbole i cała ta reszta, ale spójrzcie na tego faceta. Czy Wy – będąc na jego miejscu – nie wpadlibyście w panikę? Bo ja pewno. Mamy 2019 rok, jesteśmy całkiem cywilizowani i nie umiemy raczej operować nożem w takim stopniu, żeby własnoręcznie zabić nim świnię. Co więcej – wcale nie musimy. Jaki więc wpływ na kogokolwiek może mieć ten film? Weganie i wegetarianie wzruszą się i zachwycą, a mięsożercy raczej upodobań nie zmienią. Bo dla nich ta sytuacja to zwyczajna abstrakcja. Oni naprawdę nie muszą własnoręcznie zabijać zwierząt, bo ktoś robi to za nich.
Paul McCartney powiedział kiedyś, że gdyby rzeźnie miały szklane ściany, każdy byłby wegetarianinem (zainteresowanym polecam też tekst: „Paszteciki z ludzi? Dziś słynni wegetarianie o niejedzeniu mięsa”). Oczywiście, nie sposób zmuszać ludzi, żeby sięgali po tak mocne obrazy. Ale film o głaskaniu świnki w sterylnie czystym pomieszczeniu? To jest tak bardzo odklejone od rzeczywistości, że przepraszam, ale nie umiem się tym zachwycać.
Twórcy „Casa de Carne” zostali wyróżnieni nagrodą główną w konkursie Tarshis Film Awards, bo „zwrócili uwagę na cierpienie zwierząt, które są wykorzystywane przy produkcji żywności czy badaniach laboratoryjnych”. Naprawdę? Bardzo to naiwne i obawiam się, że jednak mało skuteczne. A nagroda smuci mnie tym bardziej, bo to znaczy, że nikt niczego lepszego w tym temacie nie zrobił. A szkoda.
Jestem osobą, która jada mięso , a i kocha (prawie) wszystkie zwierzęta – moje odczucia co do tego filmu , jako pierwsze smutek , bo nienawidzę patrzeć na tego typu filmiki, w którym wiem, że stanie się krzywda zwierzęciu, oraz to poczucie winy, że chociaż jestem ta z grupy ludzi świadomych co się dzieje ze zwierzętami przed trafieniem na talerz to dalej napycham swoje usta mięsem. Rzeczywiście, film jest prosty jak budowa cepa, ale prawda jest też, że porusza lekko serce…. bardziej zastanawia mnie fakt czy tego typu filmiki są potrzebne, bo uważam, że to indywidualna sprawa kto jaką dietę… Czytaj więcej »
Pozwolę sobie odpowiedzieć na pytanie Autorki czy film skłania do refleksji i może cokolwiek uświadomić. To, że mięso pochodzi ze zwierząt jest najprawdopodobniej znane prawie wszystkim (prawie – bo może nie być znane np. małym dzieciom (do pewnego wieku), które będą kochać i głaskać króliczka, ale kiedy zobaczą „mięsko” na talerzu) – niekoniecznie wiedzą skąd się wzięło. Prawdopodobnie wielu dorosłych również wolałoby o tym nie myśleć. Pamiętam czas kiedy i ja o tym zbyt wiele nie myślałem. Sądzę że jest to bardzo możliwe, iż dzięki temu filmowi, który nie epatuje przemocą i teoretycznie mówi o „oczywistych oczywistościach” ktoś się nad… Czytaj więcej »
Czy ludzie wiedzą skąd się bierze mięso? Teoretycznie tak. To znaczy wiedzą, że ze zwierząt, ale mało kto wie, jak wygląda pozyskiwanie tego mięsa w chowie przemysłowym. Jestem świeżo po lekturze „Zjadania zwierząt”, czuję się po tym jak po przeczytaniu książki o Auschwitz albo o torturach hiszpańskiej inkwizycji. Wiem, głupie porównanie, ale opisy tego jak wygląda hodowla i jak wygląda masowe zabijanie, które wcale nie jest tak humanitarne jak opowiadają producenci mięsa nie raz sprawiły, że chciało mi się rzygać. Mięsa nie biorę do ust od pięciu lat, więc przynajmniej nie mięsem ;) i w sumie niby jestem świadoma skąd… Czytaj więcej »