Jak wybrać mężczyznę? Na przykład jak kolor ścian

Na zdj. kadr z serialu „Seks w wielkim mieście”, reż. Darren Star

Jesteśmy jak ta czerwona ściana. Sam pomysł był niezły, ale nie sprawdza się w praktyce.

Seks w wielkim mieście

Wiecie, jak to jest z tym czerwonym kolorem ścian. Jest modny, intensywny, dodaje charakteru, działa rozgrzewająco, wręcz pobudzająco. Przyspiesza oddech, zapewnia solidny zastrzyk energii, ilekroć na taką ścianę popatrzeć. Działa zatem całkiem tak, jak powinien działać mężczyzna. I – podobnie, jak on – może dekoncentrować, irytować i drażnić. W telewizyjnej reklamie powiedzieliby Wam, że to wydatek, który się opłaca, ale ja szczerze Wam mówię, że nie wiem.

To fajnie, pozwolić sobie na odrobinę szaleństwa. Odstawić na bok te wszystkie beże, szarości i biele, które – choć zwykle piękne – sprawiają, że wnętrze jest jednak nijakie. Spokojne, może i przytulne, ale jednak pełne monotonii, jednostajne. Czerwona ściana przełamuje tę nudę. Przykuwa wzrok, ożywia, dodaje smaczku. W teorii brzmi to naprawdę nieźle i aż samemu chciałoby się spróbować. Pytanie tylko, czy w praktyce da się jakoś z tym żyć.

Bo taka stymulacja i ciągłe nakręcenie naprawdę potrafią być fajne. Działanie stale na pełnych obrotach, akcja, wymagająca reakcji. Tylko w końcu trafia Was szlag, bo też byście chcieli odpocząć. Usiąść albo położyć się, zamknąć oczy, przytulić. A przy czerwonej ścianie nie zawsze się da.

Pytanie tylko, co dalej. Przemalować, niech życie wróci do normy? Niech ten puls znowu będzie w granicach normy, niech to serce nie wali jak opętane? Niech znów będzie lekko, znajomo, łagodnie? Czy uprzeć się i tak sobie trwać? Może skończy się to wariactwem, rozpaczą, szaleństwem, ale jak piękna będzie droga, która do nich prowadzi?

Eksperci od aranżacji wnętrz powiedzieliby Wam, że ten problem da się rozwiązać. Że wystarczy nie malować na czerwono wszystkich ścian,  a jedynie jedną, w porywach może ze dwie. Że resztę, dla równowagi, lepiej zostawić w stonowanych barwach. Albo czerwieni użyć wyłącznie w dodatkach. Niech te ściany nie będą intensywne, niech nie przyprawiają o zawrót głowy, niech dadzą spokojnie przy sobie spać. A czerwień, jak to czerwień – fajnie sprawdzi się nawet w subtelnych dodatkach. Na kanapach, poduszkach, obrazach.

Tylko czy z facetem też się właściwie tak da? Czy da się znaleźć takiego, który będzie spokojny, rozważny, opanowany? Z inteligencją, przewyższającą buldożki z hodowli, z wrażliwością większą od otwieracza do konserw? A jednocześnie takiego, którego na chwilę szaleństwa jednak stać. Który potrafi się oderwać od ziemi, zrobić coś fajniejszego, niż przewrót w przód albo przewrót w tył, a przy okazji tak nadać życiu tempa, żeby ani nuda, ani zadyszka nie zakłócały nam dnia.

Ja wciąż się huśtam od czerwieni do bieli. Bo emocje powinny być silne, doświadczenia powinny być skrajne. Zresztą, co miałabym wybrać z opcji „po środku”? Jeśli zmieszać te farby, wyjdzie nam słodki róż. Prędzej się porzygam, niż rzeczywiście zakocham. A jak jesteś singlem, to nawet włosów nie ma kto trzymać.

Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Karolina

Ja mam dwie czerwone ściany. I dwie żółte. Dla równowagi. I muszę przyznać, że po prawie dwóch latach z nimi są czasami takie dni, że się ich nie zauważa. Ale dobrze robią w czarne smutne dni. A jak zaświeci słońce to robią jeszcze lepiej ;)

Co do facetów zaś… Podobno przeciwieństwa się przyciągają. Własnie to testuję. I muszę przyznać, że działa wyśmienicie. A kolor przecież nie jest w życiu najważniejszy… ;)