Na zdj. kadr z filmu „Taxi Teheran”, reż. Jafar Panahi
Iran, rok 2010. Jafar Panahi, uznany już wtedy reżyser, zostaje skazany na 6 lat więzienia. Do tego władze zabraniają mu kręcić filmy przez… 20 lat. Dla 50-letniego wtedy Panahiego oznacza to mniej więcej tyle, co milczenie do końca życia.
Opinia światowa staje jednak w obronie reżysera. Władze irańskie, choć niechętnie, w końcu uginają się – więzienie zmienia się na areszt domowy, ale zakaz robienia filmów nie znika. Co robi reżyser? Kolejne filmy, rzecz jasna.
Tak powstaje „Taxi Teheran” – trzecia już produkcja Panahiego, o której recenzenci pięknie wypowiadają się, że robiona była metodą chałupniczą. Panahi robi bowiem filmy tak, jak może – po kryjomu, po domowemu, bez przepychu i fajerwerków. Bez sztabu aktorów, skomplikowanej fabuły, wartkiej akcji. Ba – nawet bez napisów końcowych. A jednak efekt otrzymuje tak zachwycający, że widz nie wie, gdzie kończy się prawda, a zaczyna fałsz.
Oto znajdujemy się w samym środku taksówki. Kamera skierowana jest na pasażerów, którzy przez następne półtorej godziny będą się co jakiś czas zmieniać. Za kierownicą – Panahi, bo któż by inny. Prawie nic nie mówi, czasem się uśmiecha, za to cały czas – pokornie słucha. A słuchać ma czego, bo ludzie, którzy do taksówki wsiadają, składają się na barwny, nieco szalony obraz teherańskiego społeczeństwa.
Będzie wśród nich i złodziej, i nauczycielka. Będzie żona z umierającym po wypadku mężem, który na komórce postanowi uwiecznić testament, przez co cała uwaga żony z konającego na nagranie się za chwilę przeniesie. Będą też nie najmłodsze już siostry bliźniaczki, które wierzą, że umrą, jeśli do pewnego źródła nie wpuszczą do południa dwóch przewożonych w akwarium ryb. Będzie w końcu handlarz filmami, który – jak większość ludzi tutaj – interes swój będzie kręcił nielegalnie.
Każdy z bohaterów spełnia tu podobną zresztą rolę. Razem z Panahim słuchamy o życiu i śmierci, pracy i kradzieżach. O ludziach, którzy niesłusznie przetrzymywani są w więzieniach i o tych, którzy na co dzień cierpią głód. O cenzurze i konieczności mijania się z prawdą. Chcesz o niej mówić głośno? Zostaniesz oskarżony o „plugawy realizm”.
Panahi wpada więc na pomysł prosty i genialny zarazem – pokaże Teheran z ukrycia. Będzie woził jego uliczkami ludzi przeróżnych zawodów i warstw i to im odda w stu procentach głos. Jak dużego znaczenia nabiera przy tym sposób kręcenia – oto ludzie są niczego nieświadomi, kamera podgląda ich i podsłuchuje z ukrycia.
A jeśli pomyśleć jeszcze, że film taki jak ten nagrywany jest gdzieś po kryjomu, po kryjomu przemycany też za granicę i podrzucany na festiwale, to emocje ściskają za gardło.
Czy należał mu się tegoroczny Złoty Niedźwiedź w Berlinie? Jezu, tak. Za film, odwagę i walkę. Za ciepły uśmiech i charakter, który nie pozwala się poddać.
Film oglądałam dzięki organizatorowi festiwalu, T-Mobile Nowe Horyzonty.