7 powodów, dla których warto oglądać „Wikingów”

To już dzisiaj. Po długim wyczekiwaniu History Channel zacznie emisję czwartego sezonu „Wikingów” w reżyserii Michaela Hirsta. Czyli najpewniej najlepszego serialu, jakiego jeszcze nie oglądacie.

Aby zmienić ten przykry stan rzeczy, spróbuję Was dzisiaj do niego przekonać. Ale ostrzegam, że nie jest to serial dla widzów o słabych nerwach. Krew leje się tutaj strumieniami, kończyny odrąbywane są bez mrugnięcia okiem, a chore niemowlęta – porzucane w lesie. W moim przypadku to jedyny serial, po którym zwykle nie mogę spać. Emocje są bowiem tak silne, a fascynacja – szczera. Dlatego z czystym sumieniem Wam go dzisiaj polecam. A przed Wami 7 powodów, dla których Wy też musicie zacząć go oglądać.

wikingowie

 

1. PRAWDZIWI MĘŻCZYŹNI BYLI WIKINGAMI

Zanim ktoś się oburzy, że wcale nie, bo tylko pili, bili, gwałcili i wcinali mięso, to radziłabym powstrzymać jednak swe konie. Hirst genialnie odczarowuje ten mit (choć nie wiadomo oczywiście, czy słusznie), ukazując głównego bohatera, Ragnara, jako inteligentnego, rozważnego i dalekowzrocznego wojownika, który od chwilowego zysku bardziej ceni sobie możliwości dalszego rozwoju. Oto poznawaliśmy go w momencie, kiedy był rolnikiem. Dziś, w chwili debiutu czwartego sezonu, od dawna jest już królem.

I nie zawdzięcza tego bynajmniej sile wyłącznie swych rąk, ale – przede wszystkim – umiejętności kalkulacji i negocjacji. Kiedy w innych burzy się krew, on jeden powstrzymuje żądze i umie patrzeć dalej, niż czubek własnego nosa. To dlatego w czasach, kiedy wszyscy pływali na doszczętnie splądrowany już wschód, on jeden miał odwagę krzyknąć, że czas wyruszyć na zachód.

Ragnar ma przy tym cechy, za które zwyczajnie chce się go kochać. Jest równie inteligentny, bystry i silny, co i zuchwały, bezczelny i próżny. Wyznaczając nowy kierunek ekspansji rzucił rękawicę nie tylko dotychczasowemu wodzowi, ale i wikińskim zwyczajom. Ba, to on przecież sprzeciwił się ich wierzeniom, ucząc się modlitw chrześcijańskich i przyjaźniąc z tamtejszym kapłanem. Nic dziwnego, że większość miewa go za zdrajcę i szaleńca, choć współcześni widzieliby w nim ciekawego świata odkrywcę.

wikingowie

 

2. POSTACIE DRUGOPLANOWE MAJĄ WRESZCIE SENS

Ogromny szacunek należy się Hirstowi też za to, jak dopracowane są tu postaci drugoplanowe. Tu nie ma ludzi zbędnych – jeśli pojawia się ktoś nowy, to w bardzo konkretnym celu. I to takim, rozciągającym się na dobrych kilka odcinków. Stara ekipa jest natomiast mistrzowska – zaczynając od pechowego Rollo, a kończąc na szalonym Flokim. Jeden i drugi jest tu przecież genialny.

Otóż Rollo jest młodszym bratem Ragnara. Tym od zawsze gorszym i mniej docenianym. To Ragnar sprzątnął mu sprzed nosa ukochaną kobietę, on w końcu zyskał koronę i sławę. Nie dziwi więc, że Rollo nie raz się tam porwie na zdradę, ale ostatecznie zawsze wróci, bardziej pokorny i wierny. W przeciwieństwie do Ragnara, rzadziej korzysta jednak z mózgu, częściej – z siły własnych pięści. Co akurat nie jest zarzutem, kiedy człowiek tak jak ja kocha sceny, w których Rollo – najlepiej już półnagi – staje właśnie do walki.

Zupełnym jego przeciwieństwem jest natomiast Floki. Nieco obłąkany, choć szalenie uzdolniony budowniczy łodzi przeważnie doprowadza do szału swoim wzrokiem, głosem i ogólną manierą, ale i on jako postać skrojony jest wyśmienicie. Jeśli więc zasiądziecie już do oglądania „Wikingów”, spróbujcie złapać choć jedną postać, która jest niespójna, mało wyrazista, czy – zwyczajnie – wsadzona tam bez sensu. Idę o zakład – nie znajdziecie takiej.

wikingowie

 

3. KOBIETY TEŻ POTRAFIĄ SPUŚCIĆ ŁOMOT

Na początek: Lagertha. Kolejna postać tak charakterna i wyrazista, że podziw wymyka się spod kontroli. Absolutnie piękna, szalenie zwinna i silna tarczowniczka, która na polu walki potrafi pokonać niejednego chłopa. Do tego ambitna, mądra i dobra, a przy okazji szalenie wyniosła i dumna. Oddana Ragnarowi, pełna jest szacunku, podziwu i miłości. Nawet wtedy, gdy niekoniecznie jest im już ze sobą po drodze.

Przy okazji wspomnieć należy, że „Wikingowie” obalają mit uległej i posłusznej kobiety. Główne bohaterki są tu silne i wpływowe, a z ich zdaniem liczy się nawet sam jarl. I choć to Lagertha wiedzie tutaj prym, to rozsądku i poważania nie sposób odmówić też dumnej Aslaug, a sprytu i przebiegłości – aż przesadnie doświadczanej przez bogów Siggy.

Dlatego zapomnijcie o serialach, w których kobiety są jedynie dodatkami do mężów, a czas schodzi im na przygotowywaniu posiłków i rodzeniu dzieci. „Wikingowie” wprowadzają pod tym względem spore równouprawnienie, a kobiety w niejednej scenie ucierają nosa męskim bohaterom.

wikingowie

 

4. TWÓJ ULUBIONY BOHATER NIGDY NIE GINIE

No, może prawie nigdy. Przez trzy ostatnie sezony zabili mi jedną postać, za którą autentycznie tęskniłam. Kojarzycie wiersz Szymborskiej, że tego nie robi się kotu? Aż się prosi, żeby sparafrazować, że tego nie robi się widzu. Ale zaraz jakiś językowy nazista mi krzyknie, że hallo, przecież WIDZOWI.

Wracając jednak do meritum – wierzę w coś takiego, jak przywiązanie. Kiedy atakują mi Rollo albo kiedy Ragnar wymiotuje krwią, chcę mieć pewność, że nie wezmą mi go zaraz do żadnej Walhalli. Oczywiście, jest to lęk labsurdalny, a i życzenie całkiem głupie, bo wszyscy dobrze wiemy, jak śmierć bohatera potrafi nadać dynamizmu akcji.

Niemniej, nie lubię, kiedy mi się kogoś zabija, a w „Wikingach” ulubionych bohaterów nie zabija się (prawie) wcale.

wikingowie

 

5. SCENERIE ZAPIERAJĄ DECH W PIERSIACH

Jeżeli tylko zdołacie choć na chwilę oderwać wzrok od głównych bohaterów, zwróćcie uwagę na to, co dookoła. Akcja rozgrywa się w Kattegat, gdzieś w odległej Skandynawii, w której błękity i szarości przeplatają się z jedynie z zielenią. Ta natura, surowa i chłodna, tak mocno tutaj obecna, też jest pełnoprawnym i niezwykle wartościowym bohaterem tego serialu.

Na misternie odtwarzane osady składają się tu pozornie prowizoryczne budowle, a możliwość oglądania statków na otwartym morzu czy stale idących do nieba płomieni przy każdym składaniu ofiary są tyleż magnetyzujące, co i przerażające. Jakkolwiek ucywilizowani nasi wikingowie by bowiem nie byli – pływają głównie po to, by bić i plądrować. I tak też patrzy im z oczu.

wikingowie

 

6. NIE MA NUDY

Ten serial to nieustanna, wielopłaszczyznowa akcja. Jeśli nasi wikingowie nie podbijają akurat sąsiednich ziem, przeżywają jakiś problemu tu i teraz, we własnych głowach, domach czy osadzie. Borykają się z żądzami, zdradami, epidemiami i napadami. Jeśli się biją, to do ostatniej kropli krwi. Jeśli piją, to tak długo, aż ostatni nie padnie. Bez względu na to, czy bierzemy udział w kolejnej wyprawie, czy z powodu temperatur zimujemy w domu, możecie mieć pewność, że coś się tutaj wydarzy.

Plus także za skomplikowane relacje. Hirst dokładnie wie, jak wkurzyć i pobudzić przyzwyczajonego już do zastanej sytuacji widza. Jeśli tylko wydaje wam się, że wszystkim wszystko się już w życiu poukładało, możecie mieć pewność, że na kogoś spadnie zaraz młot. I nie wiem, jak Hirst to zrobił, ale człowiek utożsamia się tu niemal ze wszystkimi bohaterami! Przecież serce by mi pękło, gdyby ktoś kazał wybierać między buńczucznym Ragnarem a waleczną Lagerthą.

No chyba, że obok czekałby na mnie Rollo.

wikingowie

 

7. DOSTAJESZ KOREPETYCJE ZE ŚWIATA, KTÓRY BYĆ MOŻE NIE ISTNIAŁ

Część z Was jest ślepo zafascynowana „Wikingami”, bo pokazują jedną z najciekawszych kultur? Ekscytuje się tamtejszymi wierzeniami, przesądami, rytuałami i zwyczajami? Chłonie relacje i układy społeczne, rozkoszuje zarówno zewnętrzną, jak i wewnętrzną polityką, śledzi tok myślenia, kierunki ekspansji, podboje?

W tym samym czasie druga część pewnie oburza się na wszędobylskie zmyślenie. Na to, że świat realny na pewno wyglądał inaczej, kobiety nie mogły mieć aż takiego prawa głosu, a tamtejsi wodzowie – sprytu, narzędzi i broni? To teraz pomyślcie sobie, że da się Was łatwo pogodzić. Hirst nie miał bowiem na celu bawić się w serial historyczny – „Wikingowie” to przede wszystkim wyśmienita rozrywka.

Dlatego chłońcie tutejszy świat przedstawiony, bo od pierwszego do ostatniego odcinka jest budowany w sposób przemyślany i arcyciekawy. To, co było prawdą, a co zostało zmyślone, zostawcie już historykom. I cieszcie się krainami, które Ragnar też dla Was zdobywa. Byliśmy już w skandynawskim Kattegat, anglosaskim Wessex, a nawet frankońskim Paryżu. Kto wie, gdzie dopłyniemy dzisiaj?

A oto i zwiastun nowego sezonu:

Subscribe
Powiadom o
guest
16 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Krystian Furga

Jeżeli postacią, za którą tęsknisz, jest ta sama, przez której śmierć nie dokończyłem trzeciego sezonu to wiem, co czujesz! No właśnie – nie dokończyłem. Tak więc finał trzeciego sezonu przede mną i zaczynam czwarty. :)

Ula

Tak! Niby powtarzam, że jestem #teamRagnar, ale kocham ich wszystkich. Nie wyobrażam sobie serialu bez jakiejkolwiek z tych postaci. Razem tworzą całość uroku Vikingów. Już brakuje mi Athelstana. W ogóle ta charakteryzacja, długie włosy, brody, warkocze Lagherty, klata Rollo. Zachwycam się. Zresztą napisałaś już wszystko.
A w ogóle, to chyba mamy podobny gust filmowy, bo jak czytałam recenzje Pitbulla, Deadpoola i Planety Singli, mówiłam w myślach: „o to to. tak. tak. właśnie tak” :)

Bratzacieszyciela

No, blogini, jestem gramar nazi, ale widzu jak najbardziej, mam wrażenie, że ta końcówka wyrazu w języku polskim zaanektuje spore obszary odmiany obecnych przypadków. Jest miła, kocia, sympatyczna i brzmi swojsko. Znowu fascynujący opis tworu filmowego, aż się chce zasiąść do ściągania odcinków. Nawet ta nieszczęsna wyliczanka nie razi.
Masz natentychmiast przestać pisać tak dobrze o czymkolwiek, bo życia nie starczy, żeby to co zachwalasz obejrzeć, wypożyczyć czy przeczytać! A ciężko się oprzeć! Czy ty nie pracujesz dla jakichś agencji, reklamowych na przykład?
No! I żeby mi to było przedostatni raz! (jak mawiał Dyzma)
Bratu.