Gdyby kilka miesięcy temu ktoś zapytał mnie, czy czekam na nowe „Gwiezdne wojny”, popukałabym się w czoło. Nigdy nie byłam fanką sagi, ba – byłam ignorantką do tego stopnia, że nie zobaczyłam nawet kawałka. Zaległości nadrabiałam więc w pośpiechu, trochę chcąc zdążyć przed ostatnią premierą, a trochę za namową faceta, za co ogromnie jestem mu wdzięczna.
Efekt? Misję zakończyłam sukcesem, sagę uważam za naprawdę świetną, a moje serce do teraz rozdarte jest między Darthem Vaderem oraz R2-D2. Jeden dyszy, drugi piszczy, no nie da się przejść obok nich obojętnie.
Na film czekałam więc pełna nadziei (oraz popcornu, bo zanim skończyły się te wszystkie reklamy, to niemal cały zdołaliśmy zjeść), a wyszłam pełna… rozczarowania. Wiem, że zagorzali fani sagi oburzą się za to, co niżej napiszę, ale jak mam powiedzieć, że film zachwyca, skoro NIE ZACHWYCA. Pretensji mam całą garść.
Po pierwsze, dostaliśmy obrzydliwie odgrzewanego kotleta. Niemal wszystko tutaj jest wtórne i nawiązuje do poprzednich części. Ha, żeby tylko nawiązywało! Tu mamy raczej ewidentne zerżnięcie. Naprawdę, w punkcie kulminacyjnym niszczymy KOLEJNĄ Gwiazdę Śmierci? Która po raz KOLEJNY ma swój słaby punkt, więc wystarczy, żeby i tym razem się piloci spisali? Czy ze wszystkich schematów fabularnych świata, trzeba było sięgać właśnie po ten?
Nie zrozumcie mnie źle – ja także rozczulam się, gdy dostaję coś, co znam, lubię i na co czekam. Też miałam dreszcze, jak przez ekran podryfował mi charakterystyczny, żółty napis, a całości dopełniała ulubiona ścieżka dźwiękowa. Też chciałam, aby to była kontynuacja, a nie oderwany od wszystkiego, choćby i najlepszy film. Kontynuacja nie opiera się jednak na zasadzie kopiuj-wklej.
Po drugie, bohaterowie w większości są papierowi lub niedopracowani. Poe pojawia się na początku tylko po to, żeby zaraz się rozbić i wrócić już pod koniec filmu, też nie wiedzieć po co. Jedyne, co o nim wiemy, to to, że jest dobrym pilotem i się ładnie uśmiecha. Nie ma żadnej przeszłości, żadnej cechy charakteru, nie dzieje się z jego udziałem żadna ważna scena.
Bronią się za to cudowny jak zawsze Han Solo, sympatyczny Finn (czyli chyba pierwszy w historii czarnoskóry szturmowiec, choć trudno to stwierdzić, skoro jako pierwszy zdjął w ogóle hełm) oraz piękna Rey, która – niestety – albo właśnie coś naprawia, albo biega. Jakby więcej funkcji jej postać nie miała. Pretensje można mieć też o to, jakim cudem handlarka złomem potrafi władać umysłami czy choćby mieczem świetlnym, skoro Luke Skywalker ledwie potrafił go na początku utrzymać.
Ogromny plus natomiast dostaje BB-8. Ten turlający się, uroczy droid kradnie absolutnie każdą scenę, w jakiej zdarzy mu się przetoczyć. Przyznam szczerze, że nie wierzyłam, że da się dorównać R2-D2, ale ten maluch robi to z takim wdziękiem, że patrzenie na niego jest doskonałą zabawą. No nie ma żadnego denerwującego kompana, jak R2-D2 miał C-3PO.
Rozumiem, że ma on przejść dopiero większą przemianę, że miał być inny, że sam jest rozczarowany tym, kim jest. Ale jako czołowy czarny bohater jest po prostu… mdły. Nie dość, że jego kompetencje regularnie podkopuje przeszarżowany Generał Hux, to jeszcze sprać go potrafi taka nowicjuszka, jak Rey. Chce się zapytać o jedno: NA-PRAW-DĘ?
A na tym wcale nie koniec. Z chęcią zapytałabym twórców o kilka nieścisłości:
1. Jak Poe przeżył rozbicie się statku i jak wydostał się z Jakku? (Bo choć się pojawił, to zapomniał wspomnieć.)
3. Jakim cudem Rey potrafi wszystko bez przeszkolenia?
4. Kim jest starzec, który ginie na początku filmu?
5. Dlaczego R2-D2 sam wybudził się z hibernacji, skoro wybudzić go miał dopiero Luke?
6. Jakim cudem Najwyższy Porządek zdołał zbudować sobie nową Gwiazdę Śmierci, skoro miał dopiero podnosić się z klęski? Czy może niesłusznie wydaje nam się, że powstał ze zgliszczy Imperium, a jest całkiem osobnym tworem? Tylko tu kolejne pytanie – skąd u licha wtedy by się wziął?
8. Czy Kapitan Phasma przeżyła wycieczkę do zsypu na śmieci? Bo chyba zapomnieli pokazać.
9. Dlaczego rodzice porzucili Rey, a ona mimo wszystko czeka na ich powrót?
10. Jakim cudem Finn posiadł zdolność empatii czy samodzielnego myślenia? I dlaczego jest jedynym takim szturmowcem? I jakim cudem bije się z Kylo Renem jak równy z równym?
11. Dlaczego Kylo Ren ma miecz inny od tych, jakie widywaliśmy wcześniej? I skąd go, u licha, wytrzasnął?
13. Dlaczego po śmierci Hana Leia tuli się do obcej sobie Rey, skoro o wiele bliższy jest jej chociażby Chewbacca?
I na tym może zakończmy. Podsumowując: nowe „Gwiezdne wojny” to mimo wszystko dobry, przyzwoity film. Bogaty w niedopracowania i nieścisłości, ale spełniający choć po trosze fanowskie oczekiwania. Chwilowo zawieszam więc swoje niezadowolenie i czekam, co z sagą wydarzy się dalej. Bo choć poprzednie części oglądałam z wypiekami na twarzy, to po tej jakby nie wydarzyło się nic.
A dla tych, którzy jeszcze nie widzieli – zwiastuny:
No w końcu recenzja pod którą mogę się podpisać wszystkimi kończynami. Chociaż powinienem napisać pierwsza rozbudowana recenzja z którą się zgadzam, bo wcześniej jeden znajomy napisał „ten film jest na szczęście fajniejszy, niż głupszy” i z tym też się zgadzałem.
Do pytań dodałbym: 14. Skąd pierwszy lepszy szturmowiec ma broń mogącą powstrzymać miecz laserowy, skoro przecież w świecie nie ma Jedi? Aż tak się boją tego jednego Luka, że każdemu szturmowcowi dają pięciokilogramowego potwora do ręki? Na wszelki wypadek?
za internetem: http://starwars.wikia.com/wiki/Z6_riot_control_baton
Bodajże dzisiaj ta informacja wypłynęła, widziałem :) Szkoda jednak, że oglądając film czułem się jakby był on na podstawie książki (a wręcz dziesięciu), których znajomość jest konieczna do otrzymania pełnego sensu filmu :)
Właśnie! Wszyscy zagorzali fani zachowują się tak, jakby oglądanie tego filmu z punktu widzenia normalnego widza było jakimś grzechem. Bo przecież każdy wszystko wie, zna sagę z miliona publikacji czy filmików na YT i dla niego to oczywistość. To tak, jak kazać klientowi restauracji nauczyć się najpierw karty i przepisów na pamięć, bo inaczej nie poda się mu obiadu. No bez przesady.
Nie mówiąc o tym, że ja oglądałem poprzednie części po kilkanaście, jak nie kilkadziesiąt razy (tak, wszystkie sześć), przeczytałem parę książek, parę komiksów i przeszedłem parę gier z tego uniwersum, a to i tak nie daje mi wglądu w niektóre motywy, bo oni uzupełniają je dopiero teraz – po premierze. Albo są tak nielogiczne i bzdurne, że znajomość uniwersum wręcz dodatkowo tu szkodzi. Zdecydowanie wolałbym wolniejszy rozwój wydarzeń w filmie i więcej skupienia się na szczegółach. Mniej postaci, ale lepiej zarysowanych. Takich, których mógłbym określić jednym słowem, jak to miało miejsce w poprzednich częściach, a nie „taki pilot co był… Czytaj więcej »
Uff, dzięki za tę wypowiedź, bo z takim doświadczeniem można Cię nazwać chyba fanem. Wiesz, ja – obejrzawszy jedynie poprzednie części – jestem okropną ignorantką, że śmiem zabierać głos. ;)
Co do reszty – pełna zgoda. Zdupili i szkoda, że nie wszyscy są w stanie obiektywnie to dostrzec. Niemniej, i tak czekam na kolejne części. I Ty pewnie zresztą też. :D
Ja się nawet zastanawiam czy nie pójść drugi raz na tą :D
I dlaczego nie mieszkasz w Warszawie!
A Twoje wrażenia jak? :)
Na jedno pytanie jest odpowiedź :) Kylo ma wypustki po obu stronach rękojeści, ponieważ miecz był zbyt niestabilny i za silny, aby nim władać. Ren musiał dorobić te dwa malutkie ostrza, aby go ustabilizować. A skąd go wziął tego nikt nie wie ;)
Też o tym słyszałam, ale z filmu to nie wynika. A przecież powinien być odrębną całością, do której niepotrzebna jest specjalna instrukcja obsługi. :)
W tych nowych Wojnach najfajniejsze jest chyba to, że wzbudzają emocje, dyskutuje się o nich i każdy ma jakieś zdanie :) Nie ma jednej słusznej i oczywistej opinii. Ja, podobnie jak Ty, nadrabiałam całą sagę w sezonie listopad-grudzień, żeby zdążyć na premierę Przebudzenia Mocy. Także jestem świeżo nawróconą fanką. Ale chyba właśnie dlatego, że nie znam tamtych filmów na pamięć, analogie zbytnio mi nie przeszkadzały. I zgadzam się z Tobą właściwie tylko co do Lei, nie spisała się aktorsko. Ale też niewiele miała do zagrania. Myślę, że jeszcze inaczej będziemy oceniać ten film z perspektywy całej, powstającej trylogii. Tak czy… Czytaj więcej »
O tak, wzbudzanie emocji to zdecydowanie ich mocna strona. Chociaż po obejrzeniu wszystkich części najbliżej mi chyba do tych najstarszych. Nowe są oczywiście genialne pod względem technicznym, ale fabularnie to już nie jest to.
„Myślę, że jeszcze inaczej będziemy oceniać ten film z perspektywy całej, powstającej trylogii” – podpisuję się pod tym obiema rękami i mieczem świetlnym:) Do Kylo mam bardzo mieszane uczucia, ale daję mu szansę. Jeżeli specjalnie miał być słabym, miękkim wnukiem Dartha Vadera, by w ósmej części przypakować na siłowni ciemnej strony mocy i pokazać tego rezultaty w końcówce, a w dziewiątce zrobić armagedon (który i tak zakończy się happy endem:), to będę bił brawo. Jeżeli jednak styl gry i sposób siania zła będzie podobny do tego co widzieliśmy w siódmej części to zacznę ostentacyjnie chrapać i poproszę osobę z sąsiedniego… Czytaj więcej »
Oho, widzę tu już gotowy scenariusz i pomysł na postać ;)