Podsłuchiwanie jeszcze nigdy nikomu nie wyszło na dobre

Zdarza Wam się korzystać z komunikacji miejskiej? Jeździć tramwajami, autobusami, pociągami? Wyłapywać mimo woli te wszystkie historie: o zdradzających mężach, głupich koleżankach z pracy, promocjach w marketach, płukankach do włosów? Jak często słyszycie coś, czego wcale słyszeć nie chcecie? Matkę, niewybrednie karcącą nieposłuszne dziecko przy wszystkich pasażerach? Namolnego pijaczka, który zaczepia wszystkich możliwych „panów kierowników” i prosi o dwadzieścia groszy na mleczko? Poirytowaną korpo-woman, która zdaje swojemu szefowi szczegółową relację z ostatniego super ważnego spotkania, na którym omawiała super ważną prezentację z punktem kulminacyjnym w postaci super ważnego raportu?

I za każdym razem powtarzacie sobie w duchu wściekli, że nie bez powodu utarło się, że mowa jest srebrem, a milczenie złotem. W kontekście książki, o której Wam zaraz opowiem, należałoby postawić jednak dodatkowe pytanie: ile w takim razie warte jest… niepodsłuchiwanie?

KTOŚ TU POPEŁNIA BARDZO DUŻY BŁĄD

Pewnie sama nie zadałabym sobie tego pytania, gdyby nie książka „Obserwuję cię”. Jej autorka, Teresa Driscoll, zadbała bowiem o to, aby już od pierwszych stron wszystko było tu nieoczywiste. Aby padały pytania, na które nie sposób udzielić jednoznacznych odpowiedzi. Aby czytelnik głowił się razem z główną bohaterką, nie wiedząc, tak jak i ona, co właściwie powinna zrobić. A Ella, bo o niej mowa, staje przed tym dylematem całkiem sporo razy. Pierwszy raz wtedy, tamtego dnia, kiedy znudzona zaczęła podsłuchiwać grupkę młodzieży w pociągu.

Sytuacja to niby zwyczajna – do dwóch ładnych nastolatek dosiada się dwóch chłopaków i rozmowa zaczyna się kleić. I może nie byłoby sensu wsłuchiwać się w mało ambitne pogadanki przypadkowo spotkanych podróżnych, gdyby nie jeden, dość znaczący fakt. Otóż mężczyźni mają ze sobą worki na śmieci. Zwykłe, czarne worki, z którymi nie podróżuje się raczej pociągiem. A najlepsze jest to, co te worki kryją w swoim środku. Nie, nie, spokojnie, nie są to poćwiartowane zwłoki – wszak wtedy historia byłaby zbyt oklepana, a fabuła – zbyt prosta do przewidzenia. Są to natomiast… rzeczy osobiste chłopaków. Którzy właśnie wyszli z więzienia.

NIE TAK TRUDNO SPOTKAĆ WIĘŹNIA?

Wybaczcie mi tutaj dygresję, ale w tym momencie autentycznie miałam gęsią skórkę na rękach. I muszę Wam powiedzieć, dlaczego, bo to wspaniale uwiarygadnia nam tutejszą historię. Ktoś z Was powie, że to niemożliwe, żeby tak po prostu zgadać się w pociągu z dopiero co wypuszczonym na wolność więźniem? To trzymajcie się mocno. Miałam wtedy może ze 20 lat, studiowałam we Wrocławiu i co weekend jeździłam do rodziców, do domu. Żeby nie było – busem, nie pociągiem. Kierowca busa zawsze zabierał więcej pasażerów, niż powinien, przez co część nie załapywała się na miejsca siedzące i stała w wąskim i tak przecież przejściu.

obserwuję cięI pewnego dnia pech chciał, że tuż nade mną stanął on – mężczyzna może 10 lat ode mnie starszy, zabójczo przystojny i wszystkiego ciekawy. I tak się składa, że nie dość, że mnie zagadał, to o wszystko dokładnie wypytał. Co tam się teraz dzieje, co w kulturze, co na świecie, co w polityce. Pomyślicie, że dziwne? Niekoniecznie, bo – jak powiedział – właśnie wrócił z dość długiej podróży. Dopiero później, kiedy rękaw bluzy zbyt mocno mu się podwinął, zobaczyłam tatuaż z numerkiem. I tak dowiedziałam się, że właściwie to on dopiero co wyszedł z więzienia, że siedział tam z kolegami „za coś bardzo, bardzo złego i dzisiaj by już nikomu tego nie zrobił, ale wtedy zabawa była przednia”.

Nie muszę mówić, że niemal zemdlałam tam wtedy ze strachu? Na szczęście wszystko skończyło się dobrze, ale zanim dojechaliśmy na miejsce, zdążyłam ułożyć w głowie ok. 20 scenariuszy tego, dokąd ucieknę, kiedy bus się zatrzyma i jak będę wołać o pomoc. 

To dlatego ta książka dotknęła mnie tak głęboko. I dlatego Wam też mocno ją dzisiaj polecam. Jeśli lubicie się bać, to właśnie macie przed sobą bardzo udany thriller psychologiczny. Taki, którego tytuł nie jest zresztą bez znaczenia – ktoś tu naprawdę kogoś obserwuje, a powiem Wam, że opis tego podglądactwa jest tak przekonywający, że człowiek boi się zostać sam w domu.

POCIĄG TO DOPIERO POCZĄTEK

Na chwilę wróćmy jednak do naszej bohaterki. Otóż staje ona przed sporym dylematem: spróbować namierzyć rodziców nastolatek? Ostrzec ich jakoś? Przecież ona sama ma syna w podobnym wieku i umarłaby z żalu, gdyby coś mu się stało. A te tutaj wydają się przesadnie ufne i przesadnie naiwne. Z drugiej strony, co jej do tego? Czy miała prawo ich podsłuchiwać? Co ją obchodzi, że umówili się właśnie na wieczór, że zamierzają wyjść nawet razem do klubu? Ano, obchodzi. Bo Ella to matka i nie może usiedzieć w spokoju przez migającą w jej głowie, czerwoną lampkę. I nie powiem Wam, dlaczego jednak nie zadzwoniła, bo to musicie przeczytać sobie sami. Natomiast finał był taki, że jedna z dziewczyn… niestety zaginęła.

To, co dzieje się później, jest już tylko konsekwencją wcześniejszych wydarzeń. Ella jest przepytywana przez policję jako jedyny póki co świadek. Wkrótce jej nazwisko wycieka do mediów, a stamtąd – do rodziców zaginionej dziewczyny. I wszyscy mają do niej pretensje. Dlaczego wtedy nie zadzwoniła? Dlaczego nie ostrzegła dziewczynek? Dlaczego tylko słuchała, dlaczego biernie na to patrzyła? Jakby więc wyrzutów sumienia miało być jej mało, to jeszcze wszyscy dookoła nieustannie przypominają jej, jak duży błąd popełniła. No i jest jeszcze ktoś. Ktoś, kto ją obserwuje i podrzuca jej anonimowe kartki z niezbyt przychylnymi komunikatami.

Czy zaginiona dziewczyna w końcu się odnajdzie? Czy jej przyjaciółka powie, co naprawdę wydarzyło się tamtego dnia w klubie? Czy tajemniczy podglądacz postanowi zrealizować swoje groźby? I czy Ella uzyska w końcu przebaczenie od zrozpaczonej matki? I czy sama sobie wybaczy?

TO MOGŁO SIĘ PRZYTRAFIĆ KAŻDEMU

Żeby nie było – autorka „Obserwuję cię” nie musi sobie takich strasznych historii wymyślać. Praca w mediach oswoiła ją z nie takimi tragediami, a przy okazji zahartowała i zaciekawiła. I tutaj tkwi chyba powód jej sukcesu. Teresa Driscoll, wieloletnia prezenterka programu Spotlight w BBC, opisała bowiem to, co straszne, ale co tak naprawdę mogło przydarzyć się każdemu. Skonstruowała intrygę wiarygodną i konsekwentną, podając ją czytelnikowi w naprawdę przyjemnej formie.

Otóż kolejne rozdziały zostały tutaj poświęcone różnym bohaterom. Choć to Ella wydaje się kluczowa, z nią się utożsamiamy i jej kibicujemy, to towarzyszymy także m.in. rozterkom drugiej z dziewczyn. Co więcej, wchodzimy nawet do głowy samego podglądacza. A nie jest to niestety wycieczka ciekawa.

Wszystko to sprawia, że „Obserwuję cię” to naprawdę fajna, mocno trzymająca w napięciu historia. Z wieloma wątkami, wieloma problemami i wiarygodnymi bohaterami – takimi, co to się zakochują, nienawidzą, zdradzają. Właściwie, dostajemy tutaj cały przekrój uczuć i relacji, z których najtrudniejsza okazuje się – a jakże – ta rodzinna. Bo czy jakakolwiek rodzina byłaby w stanie normalnie funkcjonować po czymś takim? Dlatego książkę polecam Wam mocno – zwłaszcza, jeśli tak, jak ja, nie lubicie podsłuchiwać ani być podsłuchiwani. 


Książka „Obserwuję cię” ukazała się nakładem Wydawnictwa SQN.
Możecie ją kupić m.in. pod tym linkiem. 


Zdjęcie główne: Trinity Kubassek/pexels.com
Subscribe
Powiadom o
guest
24 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Małgosia

Właśnie taką miałam cichutką nadzieję, że znajdę u Ciebie recenzję tej książki!

anka-zerka

czuję, że zabnkrutuję we wrzesniu, tyle dobrych ksiazek wychodzi – te musze koniecznie tez kupic!

Malwa

Wow, po zajawce na facebooku spodziewałam się raczej utyskiwania na ludzi i już się przyszłam pokłócić, a tu takie złoto! Uwielbiam thrillery psychologiczne, zaraz zamawiam!!!