Jedziemy na wycieczkę, czyli jak zostawić serce na Krecie

Kojarzycie te słynne, wypowiadane przez Piotra Fronczewskiego słowa, że „przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę”? Sama powtarzam je z uśmiechem na ustach, ilekroć wybieram się w kolejną podróż. Czasem te podróże są mniej przewidywalne i logiczne, jak wtedy, kiedy razem z przyjaciółką popłynęłyśmy promem do Karlskrony, bo przeczytałyśmy, że mają tam najlepsze lody w Europie. Albo wtedy, jak wybrałyśmy się na Bornholm i ostatnie pieniądze wydałyśmy na wypożyczenie rowerów, żeby pojeździć po wyspie. Wiecie, co wtedy jadłyśmy? Snickersa. Jednego, jedynego, na pół – na szczęście wiozłam go w plecaku, jeszcze z Polski. Ale takie wspomnienia są piękne, potrzebne – do dziś uważam, że to była niezwykle fajna przygoda.

Ale od kiedy na świecie pojawił się Staś, podróżuję inaczej. W ogóle podróżowanie ma dla mnie także drugie dno, takie trochę sentymentalne. Bo razem z Pawłem poznaliśmy się na… Majorce. On mieszkał wtedy w Warszawie, a ja we Wrocławiu, więc gdyby nie tamten wyjazd, najpewniej nigdy byśmy na siebie nie wpadli. Dlatego na samo wspomnienie tamtej podróży przypomina mi się Rick Blaine i scena z „Casablanki”, w której mówi do Ilsy: „Zawsze będziemy mieli Paryż”. My zawsze będziemy mieć Majorkę.

Teraz za nami kolejne podróże, które za sprawą Staśka bywają jeszcze bardziej niezwykłe. Ta pierwsza, jak miał ledwie miesiąc i wyjechaliśmy na ślub mojej najlepszej przyjaciółki, na nie tak bliskie znowu Mazury. Ta druga, kiedy miał pół roku i spędzaliśmy pierwsze wspólne wakacje na Zakynthosie. A także ta do Rzymu, gdy miał rok i spał słodko w wózku obok, a Paweł mi się oświadczał. Teraz doszła do nich kolejna – z całkiem dużym już, biegającym chłopcem. Ciekawym każdego miejsca, zaczepiającym wszystkich dookoła i żądnym tego, żeby pokazać mu jak najwięcej świata. Nasza piękna i ciepła Kreta.

miś coccolino miś coccolino miś coccolino miś coccolino miś coccolino miś coccolino miś coccolino

MIŚ COCCOLINO I STAŚ PODRÓŻNICZEK

Tym razem do naszej drużyny dołączył też znany chyba wszystkim miś. Tak, tak, to legendarny miś Coccolino, którego kojarzę z telewizyjnych reklam z mojego własnego dzieciństwa. Kiedy otrzymaliśmy go w prezencie, wiedziałam, że Staśko od razu się z nim zaprzyjaźni. Teraz na hasło „Stasiu, przytul misia”, Staś reaguje jak najsłodsze dziecko świata. A miś Coccolino, jak to miś – jest malutki, mięciutki, wszędzie się mieści i wszędzie z nami jeździ. A jako towarzysz podróży spisuje się najdzielniej z całej naszej czwórki. Nie pisnął choćby słówkiem, kiedy spóźniliśmy się na transfer na lotnisko, ani wtedy, kiedy przez burzę przepadł nam rejs na Santorini. Ani nawet wtedy, kiedy samolot powrotny miał 7 godzin opóźnienia. Słowem: trzymał poziom, choć lekko z nami nie miał ;-)

Pierwsze wrażenia z podróży z półtorarocznym dzieckiem? Wszyscy mieli rację, mówiąc, żeby zobaczyć jak najwięcej, zanim Stasiek zacznie nam chodzić. A konkretnie: uciekać. To niesamowite, jak wiele rzeczy jest w stanie go zainteresować i jak szybko potrafi ku nim biegać! Razem z Pawłem czuliśmy się po całym dniu przeczołgani bardziej, niż po najlepszym treningu. A Stasiek? Stasiek jeszcze o 22 miał uśmiech od ucha do ucha i domagał się, żeby w towarzystwie misia ochoczo czytać mu bajki. 

Kolejna sprawa – miejsce. Zależało nam na tym, żeby było w miarę blisko, a lot trwał nie więcej, niż te 3 godziny. No i żeby było na pewno bezpieczne. Do tego lot w dzień, żeby nie wyrywać dziecka ze snu i mieć chociaż minimalną szansę na samolotowe drzemki.  A reszta? Reszta była kwestią improwizacji. Niby specjalnie szukaliśmy jak najlepszego hotelu dla rodzin z dziećmi, żeby przeleżeć bity tydzień do góry brzuchami. Ale jak już zajechaliśmy na miejsce i zobaczyliśmy, jak na Krecie jest pięknie, to postanowiliśmy zwiedzać – wciąż więcej i więcej!

miś coccolino miś coccolino miś coccolino miś coccolino miś coccolinomiś coccolinomiś coccolino

ODKRYCIE WYJAZDU: BALOS

Słyszeliście kiedyś o Balos i Elafonisi? To dwie rajskie laguny, które możecie zobaczyć przy okazji pobytu na Krecie. Na Elafonisi nie wystarczyło nam już czasu (poza tym przeraziły mnie historie o tamtejszych drogach), ale Balos… Balos to istny cud świata. To turkusowa woda i biały piasek, to ochy i achy, zachwyty i tęsknota, żeby jak najszybciej tam wrócić. O Balos przygotuję Wam zresztą osobny wpis, ale już teraz sami możecie zobaczyć, że jest tam po prostu bajecznie.

Niestety, nie tak znowu łatwo dostać się tam z małym dzieckiem. Dlaczego? Po pierwsze, tutaj także prowadzi mało urokliwa trasa. Mówiąc szczerze: jest tak wysoko i tak stromo, że z każdym zakrętem zastanawiałam się, czy krzyczeć, czy od razu wysiadać. Jedzie się długo i nieprzyjemnie, ale prawdziwy problem zaczyna się dopiero na górze. Bo wtedy trzeba z tej góry… na piechotę zejść. Do laguny nie da się bowiem dojechać samochodem ani autokarem. Ba – nie da się do niej dojechać nawet dziecięcym wózkiem! Trasa jest naprawdę fatalna, a powrót na górę konkretnie dał nam w kość. Dobrze bawili się chyba tylko Stasiek i miś Coccolino, którzy podróżowali w nosidle na Pawłowych plecach. 

Natomiast powiem Wam, że warto. Że to jedno z tych miejsc, które autentycznie zapierają dech w piersiach. I które sprawiają, że człowiek zamyka oczy z zachwytu, żeby zapamiętać to wszystko dokładnie. Dlatego jeśli marzą Wam się egzotyczne podróże, a budżet nie pozwala na Malediwy czy Bali, koniecznie lećcie na Kretę. Balos to raj na ziemi. I aż smutno mi się robi na samą myśl, że nasza wielka, grecka przygoda, dobiegła tak szybko końca. Chociaż słynny miś Coccolino zerka na mnie właśnie ze Staśkowego łóżeczka i przypomina, że to wszystko działo się jednak naprawdę. I że jak chcę raz jeszcze przywołać tamte chwile, to za namiastkę egzotyki może robić mi pachnące tamtymi zapachami pranie  

miś coccolinomiś coccolinomiś coccolinomiś coccolinomiś coccolinomiś coccolinomiś coccolino

Do odkrywania mocy zapachu w życiu zainspirowała mnie marka Coccolino, wprowadzająca na rynek nowe zapachy płynów do płukania tkanin Coccolino Intense 

Subscribe
Powiadom o
guest
30 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Zofia

Też mamy takiego misia, bez którego nigdzie się nie ruszamy! Ma na imię Kajtek :)

Małgosia

Dobrze kojarzę, że rok temu byliście na Zakynthosie? I co bardziej polecacie?

Karolina

Jakie ładne zdjęcia! Robiliście je telefonem czy aparatem? Jak je później obrabiacie? Ja używam filtrów z Instagrama, ale jakość jest bardzo przeciętna. Co prawda niemam bloga, ale nawet tak dla siebie czlowiek chciałby coś fajnego na pamiątkę mieć…