Czy w tej ciąży spełniłam swoje marzenie o najśliczniejszym łóżeczku, jakie widziałam? Tak!

Pewnie większość z Was doskonale kojarzy łóżeczko Stokke. Białe, owalne, z klasycznymi szczebelkami i rozpościerającym się nad nimi baldachimem. Mnie marzyło się już w pierwszej ciąży. Wtedy jednak zdecydowaliśmy się urządzić mieszkanie inaczej. Staś miał swój kącik w naszej sypialni, a nam bardzo zależało na tym, żeby upchnąć tam cały zestaw mebli. Łóżeczko, komodę, szafkę z przewijakiem, ba – nawet regał i szafę! I faktycznie, udało się, a efekt przeszedł nasze najśmielsze oczekiwania. Metamorfozę kącika pokazywałam Wam zresztą już pod tym linkiem i do dzisiaj jestem z niej (a właściwie, to z siebie!) naprawdę dumna. Udało nam się zmieścić naprawdę dużo na maleńkiej przestrzeni, dzięki czemu nie brakowało nam miejsca na Stasiowe rzeczy.

Czy pokój był śliczny? Tak. Czy był funkcjonalny? Bardzo! Tylko dla mnie to nie było to. Owszem, jak na tamte możliwości, daję nam 10/10. Ale w tej ciąży wiedziałam, że jeśli nie spełnię swoich maleńkich marzeń tu i teraz, to trzeciego podejścia nie będzie. A łóżeczko Stokke było akurat najwyżej na mojej maleńkiej, dziecięcej liście.

łóżeczko Stokke


NIE DAJMY SOBIE WMÓWIĆ, ŻE MARZENIE O RZECZACH JEST ZŁE 

Uprzedzając ewentualne pretensje o to, jak można marzyć o rzeczach: no można. Jedni marzą o domku z ogródkiem, inni o sportowym samochodzie, jeszcze inni – o markowych torebkach czy koszulkach z podpisami piłkarzy. Ja przez całe życie marzyłam o pierścionku zaręczynowym od Tiffany’ego (historię tej miłości opisywałam Wam już zresztą na blogu) – on jeden widniał na mojej liście i później długo nie było na niej zupełnie nic. Aż do momentu, jak zobaczyłam wspomniane łóżeczko. Było idealne! Piękne, zgrabne, a z tym baldachimem – jakby stworzone dla małej księżniczki! Kiedy więc badania w ciąży potwierdziły, że tym razem urodzi nam się dziewczynka, decyzja podjęła się właściwie sama.

U nas argumentem „za” było teraz też to, że tym razem nie zamierzamy meblować małej całego pokoju. Nauczeni doświadczeniem wiemy już, że przez najbliższe dwa lub trzy lata będzie spała z nami, w naszej sypialni. Zamiast pełnego wyposażenia potrzebowaliśmy więc w zasadzie tylko dwóch rzeczy: komody na ubranka oraz wspomnianego łóżeczka. I to nam w zupełności wystarcza!

łóżeczko Stokke


ZA CO KOCHAM ŁÓŻECZKO STOKKE SLEEPI MINI?

Po pierwsze, jest absolutnie piękne. Po drugie, cudnie nam się sprawdza. Przy Stasiu mieliśmy zarówno klasyczne, prostokątne łóżeczko, jak i dostawkę i kosz Mojżesza. Doskonale znamy więc już plusy i minusy każdego z tych rozwiązań. Teraz ważne było dla mnie m.in. kilka poziomów mocowania materaca, tak, aby zapewnić dziecku bezpieczeństwo na każdym etapie rozwoju, a sobie – komfort wyjmowania go i wkładania do niego. Po trzecie, łóżeczko Stokke Mini ma owalny kształt, dzięki któremu maluch czuje się w nim jak w przytulnym gniazdku, a starsze dziecko nie obija sobie głowy o kanty. Po czwarte, zostało wykonane z drewna bukowego i jest naprawdę świetnej jakości. Do tego zapewnia dziecku maksymalną cyrkulację powierza. Z kolei rodzicowi – dzięki kółkom – równie maksymalną wygodę użytkowania. U nas są dni, kiedy łóżeczko wędruje z sypialni do salonu – i to bez żadnego dźwigania.

I w końcu po piąte, łóżeczko Stokke ma nie tylko opcję regulacji wysokości, ale i rośnie razem z dzieckiem. Jak to możliwe? Ano tak, że Stokke Sleepi Mini rozbudowuje się później do normalnych rozmiarów. Służy do tego specjalne rozszerzenie, które ekspresowo montujecie sami w domu. A to z kolei sprawia, że łóżeczko Stokke może być z Wami już od narodzin, aż do około 10. roku życia. Oczywiście, można od razu zdecydować się na większą wersję. Mnie zależało jednak na mniejszej z dwóch powodów. Raz, że co najmniej przez pierwsze pół roku spokojnie nam wystarczy, a dwa, że prezentuje się w tej wersji tak ślicznie, że nie ma sobie równych.

łóżeczko Stokke łóżeczko Stokke


BALDACHIM I RESZTA, CZYLI DODATKI DO ŁÓŻECZKA STOKKE

Stokke kocham za jeszcze jedną rzecz. Każdy z ich produktów ma całą gamę dodatków, dzięki którym możemy dowolnie doposażyć dany produkt. Wcześniej Staś jeździł ich wózkiem i do dziś korzysta z ich krzesełka (recenzję wózka Stokke Trailz znajdziecie u mnie pod tym linkiem, z kolei pod tym – recenzję krzesełka Stokke Tripp Trapp), a teraz przyszedł czas na Zosię i jej łóżeczko. Z dodatków najważniejszy jest oczywiście materac, bo to od niego zależy komfort i zdrowy sen dziecka. Ten ze Stokke idealnie pasuje do łóżeczka, a do tego jest piankowy, hypoalergiczny, odporny na odgniecenia i ma zdejmowany pokrowiec, który spokojnie możecie prać w pralce. My dobraliśmy jeszcze białe prześcieradła i przepiękny baldachim, który moim zdaniem robi tu całą robotę.

Baldachim jest wykonany z cienkiego i przewiewnego materiału, który nie tylko cudnie wygląda, ale i chroni dziecko przed wpadającymi do pokoju promieniami słońca. Do tego przywiązuje się go u dołu do szczebelków, więc to całkowicie bezpieczne. Dzięki niemu dostajemy śliczne połączenie łóżeczka z kołyską, które mnie samą codziennie od nowa tak samo zachwyca! Dlatego łóżeczko Stokke polecam Wam z całego serca. Zosia śpi w nim od pierwszego dnia, a nam naprawdę wygodnie się z niego korzysta.

Zdjęcia: Tola Piotrowska

Subscribe
Powiadom o
guest
3 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Ankaa

Jakie cudeńko!

Ania

Po przetestowaniu łóżeczka Stokke i dostawki Chicco, jaka rada co jest lepsze? Sama myślę i myślę, i niemoge się zdecydować. Proszę o jakąś radę