Jak wygrać milion? Katarzyna Kant-Wysocka pokazała to całej Polsce! [WYWIAD]

„Milionerów” zaczęła oglądać jeszcze w liceum. Dziś ma 37 lat, a na koncie… wygranie miliona! Udało jej się to jako zaledwie trzeciej osobie w Polsce. Kim jest Katarzyna Kant-Wysocka, jak przygotowywała się do programu, na co przeznaczy pieniądze i co napisały o niej media katolickie? Tego wszystkiego dowiecie się z dzisiejszego wywiadu!


Kasia! O tym, że wygrałaś milion, wiesz od stycznia. A jednak milczałaś jak grób przez bite dwa miesiące. Jak to się robi? Przecież to musiały być dla Ciebie ogromne emocje!

Katarzyna Kant-Wysocka: Nie mam pojęcia, jak mi się to udało, bo jestem bardzo towarzyską i rozmowną osobą. Wewnętrznie bardzo to przeżywałam i dlatego te miesiące były dla mnie najlepsze i najgorsze jednocześnie. Łatwiej było, gdy już wiedziałam, kiedy będzie emisja.

To przy okazji – za wcześniejsze wygadanie się grozi kara finansowa? Lub w ogóle odebranie nagrody? Jak się motywuje uczestników, żeby trzymali język za zębami?

Przypala się ich gorącym żelazem. ;) Oczywiście, żartuję. Umowy podpisywane ze stacją zawierają także stosowne konsekwencje za wyciek informacji. Nawet nie mówiłam, czy w ogóle przeszłam eliminacje.

A jak to wygląda od strony podatkowej? Wszyscy ekscytują się, że zgarnęłaś okrągły milion złotych, ale to chyba nie do końca tak? Czy może organizator bierze to jednak na siebie?

Organizator opłaca podatek, a ja otrzymuję kwotę pomniejszoną o 10 procent. Ale nie będę na to narzekać, bo to i tak odmienia moje życie w znaczący sposób.

To rzuciłaś pracę od razu po wygranej? Czy może dalej pracujesz na etacie? Jak wygrana wpłynęła na Twoje życie zawodowe?

To nie jest kwota, która pozwala na nicnierobienie. Nie myślałam w ogóle o rzuceniu pracy, a na pewno nie teraz. Jeśli będę mieć jakiś fajny pomysł, to rozważę, ale na razie absolutnie nie. Pracuję na etacie, ale mam też własną działalność i prowadzę swoje projekty, głównie szkoleniowe. Liczę na to, że się rozkręcą.

Idąc do programu, miałaś jakiś plan minimum? W stylu: byle do gwarantowanego progu? Czy wiedziałaś, że idziesz po milion?

Miałam! Stwierdziłam, że jeśli uda mi się przejść etap eliminacji (tam, gdzie trzeba być najszybszym) to po 40 tys. pewnie podziękuję za grę i zwinę się do domu. Ale jakoś tak poszło łatwo i potem szłam mocno na żywioł. Włączyła mi się chyba żyłka hazardzistki. Inna sprawa, że nie było też pytania, na które odpowiadałam, strzelając kompletnie w ciemno.

A przygotowywałaś się do programu? Wkuwałaś na pamięć Wikipedię, robiłaś sobie maratony z poprzednimi odcinkami? Czy szłaś tam totalnie na żywioł?

Obejrzałam mnóstwo starych odcinków, zwracając uwagę głównie na pytania eliminacyjne, bo tego etapu najbardziej się bałam. Wikipedię faktycznie czytałam, odpalając losowe hasła, ale ja tak czy inaczej lubię to robić. Rozwiązywałam quizy w aplikacjach i czułam, że nawet jak mi nie pójdzie, to przynajmniej dowiem się czegoś nowego.

To był pierwszy teleturniej, w jakim brałaś udział? A może już wiesz, że na pewno nie był ostatni?

Pierwszy w życiu i raczej ostatni. Wiele osób zachęca mnie, żebym zgłosiła się do „Jednego z dziesięciu”, ale tam jest zbyt duża presja czasu, a ja nie czuję się też na tyle mocna, jeśli chodzi o wiedzę. „Milionerzy” to trochę inna specyfika i to jest mój ulubiony teleturniej od czasów liceum.

A jak w ogóle wrażenia? Większość z nas o takich emocjach może co najwyżej pomarzyć. Jak się wygrywa milion złotych?

To były bardzo silne emocje, ale – co ciekawe – kiedy skończyliśmy nagrywać, zachowywałam się, jakby nic się nie stało. Byłam w tak ciężkim szoku, że aż pracownicy pytali mnie, czy aby na pewno to do mnie dociera. Ale fantastyczne emocje przeżyłam podczas oglądania odcinka, już wygodnie, w łóżku.

Przyznam szczerze, że pytanie za milion mocno mnie zaskoczyło. Zdążyłaś już przeczytać, że wszystko zawdzięczasz Jezusowi? ;)

Mnie też zaskoczyło, spodziewałam się raczej, że będę musiała robić w myślach jakiś układ równań. Co do pytania – jestem protestantką, ale mam katolicką przeszłość, więc te tematy nie są mi obce. Tym osobom, które twierdzą, że pomógł mi różaniec odpowiadam, że bez wypełnienia formularza zgłoszeniowego Jezus niewiele może pomóc ;)

To skoro jesteśmy przy temacie – w jednym z postów na Facebooku śmiałaś się, że mimowolnie stałaś się obiektem zainteresowania serwisów katolickich. Wyłącznie w pozytywnym kontekście?

Serwisy chrześcijańskie rzeczywiście się ze mną kontaktowały, a księża żartowali, że różaniec naprawdę warto odmawiać. To były raczej bardzo pozytywne reakcje, a niektóre z tych serwisów sama czytam. Napisała o mnie nawet Fronda, ale tam bym raczej wywiadu nie udzieliła.

Chciałam zapytać Cię też o drugą stronę medalu. Gratulacji otrzymałaś pewnie z tonę, a hejtu?

Hejtu na szczęście dużo mniej, ale nie ukrywam, że szambo także wybiło. Szczególnie w serwisach, gdzie komentując, nie trzeba się logować. Dostałam też trochę niemiłych wiadomości.

Możesz przytoczyć kilka komentarzy? Które Cię szczególnie dotknęły albo oburzyły? Bo mogłaś chyba przeczytać o sobie już wszystko – zaczynając od tego, że jesteś podstawiona, a kończąc na tym, że po prostu pytania były banalne. Nasz naród taki piękny, a już na pewno taki mądry…

Najbardziej irytowały mnie komentarze o tym, że to wszystko było takie łatwe. Na kanapie, w domu, jest zupełnie inaczej. Sama byłam wcześniej „kanapową milionerką”. W studiu to co innego. Poza tym „Milionerzy” to nigdy nie był teleturniej z wiedzy specjalistycznej, dotyczy raczej znajomości zjawisk, pojęć, symboli. Przykro mi również czytać niemiłe komentarze dotyczące mojego wyglądu, bo to kompletnie nie ma związku z programem.

Jak sobie z tym radzisz? A może przeciwnie – nie radzisz sobie?

Na początku było mi przykro, bo prowadząc niszowego bloga bardzo rzadko spotykałam się z wymierzonym we mnie hejtem. Ale uznałam, że najlepiej będzie po prostu to ignorować. Poprzestałam na zrobieniu zrzutów ekranu, umieszczeniu ich w blogowym wpisie, a teraz staram się o tym nie myśleć.

„Słyszałam, że wygrała Pani w milionerach. Chciałabym butelkę do wody filtrowaną, buty na zimę. I jak będę miała problem z jedzeniem, aby Pani mnie wtedy wsparła i pomogła” – to nie fejk. Taką wiadomość dostałaś od – no właśnie – zupełnie obcej sobie osoby. Co odpisałaś?

Prawdę mówiąc, zdecydowałam się nie odpisywać. Taka osoba nie zrozumie mojej argumentacji. W miarę swoich możliwości regularnie wpłacam pieniądze na cele charytatywne, ale robię to albo na rzecz konkretnych fundacji, albo dorzucam się do leczenia konkretnych osób na zweryfikowanych zbiórkach, np. na siepomaga.pl. I nadal zamierzam to robić.

Proszą do Ciebie tylko obce osoby? Czy znajomym już też się zdarzyło? I co odpowiadasz?

Znajomi tylko żartują, że stawiam piwo. ;) Obce osoby piszą, ale ja naprawdę nie jestem w stanie wszystkim pomóc, zwłaszcza, że przede mną spory wydatek…

No właśnie – czas na pytanie, które prędzej czy później musiało paść. Na co planujesz wydać wygraną?

Spora część pójdzie na mieszkanie, bo wciąż wynajmujemy, zabierając się do kredytu hipotecznego jak pies do jeża. Na pewno więc mieszkanie, owczarek szetlandzki, wakacje.

I co dalej? Twoje życie wywróciło się do góry nogami? Czy wszystko jest po staremu, tylko na koncie jakby radośniej?

Wszystko jest tak samo, ale na pewno odeszło sporo zmartwień. To bez wątpienia przygoda mojego życia.

Mam nadzieję, że nie ostatnia taka!

Subscribe
Powiadom o
guest
9 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Paulina

Nic tylko gratulować! :)

Barbara

Gratuluję.

podłą kreatura

Katarzyna jest super, polecam Jej bloga Dobrzewychowana.pl i facebookowy Savoir vivre i stare koronki