Kojarzycie ten mem, w którym mężczyzna tłumaczy kobiecie, że skoro powiedział, że coś zrobi, to znaczy, że to zrobi i nie trzeba mu o tym co pół roku przypominać? To tak jest mniej więcej z każdym większym remontem w naszym mieszkaniu i tak samo było, kiedy rzuciłam hasło, że marzy mi się metamorfoza sypialni. Bo ja bym chciała zmieniać wszystko i często, a Paweł, jak to Paweł: zamiast emocjami, kieruje się zdrowym rozsądkiem. Efekt? Każde z nas jest regularnie wkurzone. Ja, bo nie mogę się doczekać remontu, a on – ani chwili spokoju.
Dlatego czasami warto znaleźć złoty środek i zastanowić się, jak uzyskać duży efekt małym kosztem, czyli nie rujnując się ani czasowo, ani finansowo. Dzisiaj pokażemy Wam, jak to zrobić przy pomocy paru fajnych dodatków z IKEA. Wszystkie znajdziecie co prawda na ich stronie, ale żeby ułatwić Wam wyszukiwanie, każda z rzeczy jest podpisana i podlinkowana pod zdjęciami. A zatem – przed Wami nasza ekspresowa metamorfoza sypialni!
PUNKT WYJŚCIA BYŁ – JAK WIDAĆ – ŻADEN:
MAŁA ZMIANA, WIELKI EFEKT
Od razu uprzedzam: tak, nasza sypialnia jest wyjątkowo malutka i jej centralny i właściwie jedyny punkt stanowi… łóżko. Co prawda jest jeszcze dalsza część pokoju (nasza sypialnia kształtem przypomina literę L), ale tam swój kącik ma urządzony Staś. Jeśli więc wyobrażaliście sobie, że mieszkamy w wielkiej, dwupoziomowej wilii, z ogromnym salonem, osobną garderobą, gabinetem, kilkoma sypialniami i łazienkami, to spoko, jest nas więcej – my póki co też sobie to co najwyżej wyobrażamy ;-)
To wszystko sprawia jednak, że nasza sypialnia – albo w skrócie: łóżko – to nasze centrum dowodzenia. Tutaj pracujemy, tutaj odpoczywamy, tutaj śpimy i tutaj się wygłupiamy. Z racji metrażu nie było szans na wstawienie jakichkolwiek foteli, szaf czy czegokolwiek poza półkami, na których wcisnęlibyśmy dziko rozmnażające się u nas książki. Dlatego metamorfoza sypialni sprowadziła się u nas do metamorfozy łóżka i tego, co bezpośrednio do niego przylega. Na efekt nie trzeba było więc długo czekać!
Biała poszewka w niebieskie wzory STRIMSPORRE
METAMORFOZA SYPIALNI TANIM KOSZTEM
Od czego w takim razie zacząć? Od podstaw, czyli… pościeli! Jeśli jesteście ze mną dłużej, to wiecie, że jestem nie tylko strasznym śpiochem, ale i że mam kompletnego bzika na punkcie tego, w czym śpię. Biała, klasyczna pościel? Dzięki, ale to jednak nie dla mnie. W połączeniu z białymi ścianami wygląda to sterylnie i smutno. A że mamy maj i wiosna rozkręca się już pełną parą, to wybraliśmy pościel – a jakże – w kwiaty. Do tego w jednym z najmodniejszych kolorów sezonu, czyli ciepłej, energetyzującej żółci. Przy okazji zdradzę Wam pewien sekret: wygląd to naprawdę nie wszystko. Jeśli wybieracie tekstylia – zwłaszcza te do sypialni – nie patrzcie tylko na wzory i kolory, ale i składy tkanin. Stawiajcie na to, co naturalne, czyli najlepiej bawełnę lub len. Patrzcie też na gramaturę tkaniny – im jest większa, tym lepiej, bo wtedy materiał dłużej nam posłuży i lepiej zniesie tak pranie, jak i zwykłe użytkowanie.
Od razu przyznam się Wam, że zdarza mi się notorycznie zagarniać dla siebie całą kołdrę, więc na zdjęciu widzicie też drugą pościel – tym razem szarą w drobne paski, która zwykle służy nam dla gości, ale od czasu do czasu i sami z niej korzystamy. Tutaj oczywiście wersje cieniutkie i lekkie. Wiem, że sporo z nas tego nie robi, ale warto pamiętać, że w zależności od pory roku zmieniamy też rodzaj kołdry. Latem powinna być cienka i chłodna, a zimą – grubsza i cieplejsza, żeby maksymalnie nas ogrzać.
Komplet pościeli w żółte kwiaty JUVELBLOMMA
Komplet pościeli w szaro-białe paski BERGPALM
TO JEST SYPIALNIA, TU MA BYĆ WYGODNIE
W ogóle nie wiem, jaki macie stosunek do sypialni, ale wiele z nas podchodzi do niej chyba nieco po macoszemu. Na zasadzie: e, gości tam nie wpuszczam, królowej angielskiej nie podejmuję, to niech się tam dzieje, co chce. Ja mam zupełnie inaczej – raz, że sypialnia to dla mnie autentycznie serce domu, a dwa, że mamy otwarte mieszkanie, więc jak już ktoś do nas wchodzi, to i tak błądzi po całości jak po labiryncie fauna. Nie ma więc opcji, żeby to był jakiś byle jaki grajdołek – to dla mnie taka sama wizytówka mojego mieszkania, jak każda inna jego część. A jednocześnie, musi tu działać jedna, bardzo ważna zasada: to nasza rodzina ma się w niej dobrze czuć.
To my kochamy wylegiwać się do późna w łóżku, to my robimy tutaj fikołki, tulimy się i turlamy. Jeśli macie małe dzieci, to pewnie podchodzicie do tego podobnie. Łóżko rodziców to przecież królestwo! To tu się najlepiej zasypia, tu się chowa pod kołdrą, tutaj chowa zabawki albo buduje najlepsze bazy. Dlatego nasza metamorfoza sypialni zakładała przede wszystkim tekstylne dodatki. Jak widzicie na zdjęciach, to głównie dodatkowe pledy, które robią za narzutę i pozwalają okryć się podczas ekspresowej drzemki, oraz masa poduszek, które nie tylko dają fajny efekt, ale i są autentyczną ulgą dla pleców. No i które sprawiają, że bitwa na poduszki to w naszym domu już nie przelewki! ;-)
Biała poszewka w niebieskie wzory STRIMSPORRE
DODATKI: MAŁY WYDATEK, DUŻO RADOŚCI
A jeśli już o dodatkach mowa, to musicie wiedzieć, że mam dwie totalne słabości. Pierwsza to kwiaty – najlepiej cięte, bo raz, że Stasiek jest na etapie wygrzebywania ziemi ze wszystkich doniczek, jakie spotyka na swojej drodze, a dwa, że ja mam taką rękę do roślin, że zioła w kuchni uprawiam od razu suszone. A sztuczne to jednak nie to. Jasne, że jeśli macie żarłoczne zwierzęta, równie żarłoczne dzieci albo podobną do mnie rękę do roślin, to jest to super rozwiązanie. Ale ja tam jestem tradycjonalistką i stawiam na wazon, w którym jednak coś mi tam pachnie.
Moja druga słabość to natomiast zdjęcia. Ale nie takie, porozstawiane na półkach w tradycyjnych ramkach, ale poupychane gdzieś między rzeczami, powciskane w nieładzie. Dlatego wiedziałam, że nasza metamorfoza sypialni będzie też dotyczyła wykorzystania rodzinnego albumu. I aż zapiszczałam z zachwytu, jak kilka miesięcy temu wypatrzyłam w IKEA tę ramkę. W pięknym, złotym kolorze i z 12 klipsami, za pomocą których możemy zawiesić na niej fotografie, bilety lotnicze czy inne pamiątki z wakacji. Efekt? Wow! A przy okazji to super sposób na to, żeby ożywić puste i niezagospodarowane żadnymi obrazami ściany.
MOJE ŁÓŻKO, MÓJ WSZECHŚWIAT
Albo: jaka praca, takie biuro ;-) Co prawda do pisania tekstów potrzebuję pełnego skupienia przy normalnym biurku, ale do odpisywania na maile czy komentarze – już nie. Dlatego śmieję się, że to na łóżku mam swoje centrum zarządzania światem. Jeśli miałabym tutaj coś dodać, to szafki nocne po bokach łóżka – idealne, żeby o poranku postawić na nich kubek z herbatą, a wieczorem książkę, czytaną do snu. Ale ponieważ miejsca nie mamy za wiele, to chwilowo rolę tę pełni u nas… stołek, w teorii ogrodowy ;-) Natomiast ostatnia metamorfoza sypialni miała mi dodatkowo tę pracę tu uprzyjemnić i sprawić, że będzie mi jeszcze wygodniej. Od razu sprzedam Wam patent: jeśli cenicie sobie swój komfort, to otoczcie się poduszkami. Ale nie byle jakimi, tylko tymi z pianki memory, które idealnie dopasowują się do ciała. Zobaczycie, że różnica między nimi a zwykłymi poduszkami jest spora.
I kolejny breaking news: z poduszkami jak z ciasteczkami, im ich więcej, tym lepiej. Tak samo, jak narzut i koców. Pamiętajcie, że wszelkiego rodzaju tekstylia od razu czynią przestrzeń bardziej przyjazną i miękką – nie tylko dosłownie, ale i wizualnie. Sama zresztą uwielbiam nieład na łóżku i rzeczy, porozrzucane warstwowo. Można wtedy rzucić się w nie niczym w basen z kulkami i zapomnieć o całym bożym świecie. Jedyne zagrożenie jest takie, że niebezpiecznie łatwo przechodzi się z pozycji pionowej do pozycji poziomej. Ale czym byłoby życie bez ucinanej sobie od czasu do czasu drzemki? ;-)
OŚWIETLENIE POTRAFI ZROBIĆ RÓŻNICĘ
Pamiętacie tekst, w którym pokazywałam Wam, jak działa inteligentne oświetlenie? Dla niewtajemniczonych: nie, nie wzywacie do montażu elektryka ani nie skuwacie połowy ścian. Idziecie do IKEA, kupujecie specjalną bramkę, która robi za serce machiny, a do tego pilot do sterowania i kilka żarówek. Wymieniacie stare na nowe, konfigurujecie całość i… gotowe. Możecie przyciemniać, rozjaśniać i bawić się barwą światła do woli. Jeden pilot ogarnia do 10 żarówek, więc w naszym przypadku: calusieńkie mieszkanie. Jeśli więc przed Wami metamorfoza sypialni, to może warto się zastanowić i nad takimi zmianami?
Przy okazji dobra rada dla wszystkich rodziców: z wyborem szklanych kloszy powstrzymajcie się, aż Wasza latorośl nieco podrośnie. A i materiałowe klosze wieszajcie na tyle wysoko, żeby nie zdołała złapać za żarówkę z poziomu podłogi. Co nie znaczy, że macie żyć w zupełnych ciemnościach – zwłaszcza, że przecież w sypialni nie tylko zasypiamy i się budzimy, ale też czytamy, pracujemy czy oglądamy wieczorami filmy.
Co więcej, od kiedy Stasiek z uporem maniaka chce zasypiać między nami, to inteligentne oświetlenie to właściwie jedyna opcja, żebyśmy nie musieli siedzieć albo w całkowitych ciemnościach, albo jak na obozie – pod kołdrą i z latarkami. I nie, nie mamy w sypialni żadnego żyrandola – jedynie te dwie lampy ścienne, jakie widzicie po bokach łóżka. Początkowo narzekałam na brak centralnego światła, ale życie pokazało, że nie odczuwa się go zupełnie. A dzięki inteligentnemu oświetleniu w chwilę można przejść z trybu „jasno-jaśniej-najjaśniej” w prosty tryb: „romantycznie” ;-)
METAMORFOZA SYPIALNI: KOLORY
Oglądaliście „Seks w wielkim mieście”? To jeden z moich najukochańszych seriali! Do dziś pamiętam, jak w jednym z odcinków zrezygnowana Carrie po raz kolejny komentowała nieudany związek z Mr. Bigiem. „Jesteśmy jak ta czerwona ściana. Sam pomysł był niezły, ale nie sprawdza się w praktyce”. No więc mnie też marzyła się taka ekstremalna ściana. Może nie czerwona, ale np. zielona, z jakimś mocnym, botanicznym printem. Tapeta, fototapeta – jak zwał, tak zwał. Natomiast stanęło na tym, że rok temu przemalowaliśmy nasze ściany z beżu na biało. Bez żadnych więcej wzorów i kolorów. A wiecie, dlaczego?
Bo chcieliśmy, żeby pokój nie tylko wydawał się optycznie większy, ale i „czystszy”, bardziej przejrzysty. Intensywne kolory nie wchodziły więc w grę, a i te z pozoru neutralne niepotrzebnie przytłaczały nam przestrzeń. Jeśli Wasze mieszkanie jest podobnych rozmiarów, to może też darujcie sobie szaleństwa. Zamiast eksperymentować z mocnymi ścianami, zagrajcie tu dodatkami. Przełamcie tę biel albo jednym silnym akcentem kolorystycznym, albo kilkoma drobniejszymi, jak my. No chyba, że lubicie, jak dużo się dzieje już na samych ścianach. Ale to wtedy doradzałabym jeden mocny element w bezgłowiu łóżka, na tylnej ścianie, a na pewno nie centralnie przed Waszymi oczami. Dlatego u nas codzienny makijaż, który też zresztą robię często na łóżku, to jedyne miejsce, gdzie zdarza mi się zaszaleć z kolorami ;-)
CODZIENNE ZMIANY NIE POTRZEBUJĄ WIELKIEJ OPRAWY
Jakie z tego wnioski? Metamorfoza sypialni nie musi zakładać wjazdu buldożera ani panów z kilofami. Czasem wystarczą dobrze dobrane tekstylia i dodatki. Plus tego rozwiązania jest taki, że robicie to naprawdę tanim kosztem. A więc w dowolnym momencie możecie sobie pozwolić na kolejne zmiany. Proste, prawda? Nie wymieniacie mebli, nie malujecie ścian, nie reorganizujecie sobie całej przestrzeni na nowo, tylko operujecie na kilku prostych elementach. Tu drewniany stołek, tam wiklinowy kosz, tu znowu więcej poduszek, a tam ramka na zdjęcia. W myśl starej, dobrej zasady, że małe zmiany też potrafią dać wielki efekt.
A na koniec – nie bójcie się wprowadzać tych zmian. Jeśli czujecie taką ochotę – to śmiało. To nie jest Wasza fanaberia, tylko realna potrzeba. Przecież pojawienie się w sypialni nowych dodatków, wzorów czy kolorów ma ogromy wpływ na nasze samopoczucie i nastrój! I jasne, że pieniądze szczęścia nie dają – ale tylko tak długo, jak długo nie umiemy ich dobrze wydawać ;-)
Ta ramka jest przepiękna!!! Dostanę ją stacjonarnie?
Myślę, że tak, my ją kupiliśmy ze 2 miesiące temu dopiero. No i skoro jest online, to stacjonarnie raczej też ;)
A myślałam, że tylko my mamy taką maleńką sypialnię, że tylko łóżko w niej wchodzi :) Super Wam wychodzi to kombinowanie z nią, przy takim metrażu to nie jest wcale łatwe
Dzięki, matko! ;) Faktycznie, nie ma za bardzo miejsca na szaleństwa, ale na zmianę mieszkania się nie zanosi, więc robię, co mogę :D
Wpadam na bloga czytać o rozpierdusze remontowej, kurzu i bałaganie. A tu co? Małe zmiany, super efekt?? Masz rację Aśka, że detalami można całkowicie odmienić wnetrze? Macie neutralne kolory w pokoju więc dodatki zrobiły boom? Co innego jakbyście mieli pstrokate ściany to wtedy by trzeba zrobić extreme makeover ?
Czyli udało mi się to drobne oszukaństwo! :D Wiesz, wywalić pięć wypłat to żadna sztuka – ale jak człowiek nie ma ani ekipy remontowej, ani budżetu na kupno nowego mieszkania, to jakoś musi sobie radzić, nie? :D