Wiesz, kiedy Twoje ciało jest gotowe na plażę? Kiedy masz ciało i idziesz na plażę. I nie daj sobie wmówić, że jest inaczej – że musisz tu schudnąć, tam przytyć, tu się wygładzić, a tam wymodelować. Bo nie, szczęście nie zamyka się w kilogramach. Nie, nie jest też zależne od żadnego rozmiaru: Twoich bioder, wcięcia w talii, braku cellulitu czy braku odstających boczków. Możesz ważyć, ile chcesz i mieć w obwodach tyle, ile chcesz. Najważniejsze, byś sama ze sobą czuła się w tym ciele dobrze.
Natomiast sama po sobie wiem, że to ciało potrafi płatać nam nie lada figle i wygenerować przynajmniej jeden, naprawdę duży problem. A mianowicie – z powodu fatalnej diety sprawić, że poczujemy się jak trzydniowy kogel-mogel. A jeśli chodzi o fatalne diety, to osiągnęłam w nich istne mistrzostwo – jem niezdrowo, nieregularnie, potrafię zapomnieć o podstawowych posiłkach, a głód zajadam tym, co znajdę aktualnie pod ręką. Czyli: kolejną paczką ciastek, kolejną czekoladą lub kolejnym batonem. I nikt nie powie mi, że to mądre czy zdrowe.
Dlatego tego lata obiecałam sobie poprawę. Nie po to, żeby mieć zjawiskowe bikini body, bo z moją białą jak prześcieradło cerą to i tak robię na plaży za niezłe zjawisko, ale żeby być zadowoloną z siebie, zdrową i na maksa szczęśliwą. A ciężko osiągąć szczęście, kiedy pobolewa żołądek, bo ładuje się do niego samo śmieciowe jedzenie.
TY TEŻ PODEJMIJ ZE MNĄ TO WYZWANIE!
To teraz pytanie za sto punktów: jak zamierzam tego dokonać? No to uwaga… razem z Wami! Wiadomo, że w grupie raźniej, więc chciałam zachęcić Was, żebyście razem ze mną podjęły… WYZWANIE ŚWIEŻOŚCI. Sama mam na to prosty plan – zamiast wciskać w siebie szybkie i niezdrowe jedzenie z kolorowych opakowań, każdego dnia jeden z posiłków zamienię na sałatkę ze świeżych owoców lub warzyw. I to nie takich niewiadomego pochodzenia, walających się na półkach w marketach, ale takich z miejscowego targu, gdzie wszystko pochodzi z okolicznych upraw i sadów. I tak przez najbliższe dwa tygodnie, aż wyrobię w sobie zdrowe nawyki i nauczę się zwracać uwagę na to, co i kiedy jem.
A skąd w ogóle ten pomysł? Ano stąd, że ponownie zgłosiła się do mnie Amica – na początku ciąży (wtedy jeszcze niewidocznej dla niewtajemniczonych) razem testowałyśmy jej najnowszą pralkę. Teraz ruszamy z testem pewnej czarodziejskiej lodówki. A czemu czarodziejskiej? Ze względu na pojemnik Vit Control Plus, który pomaga zachować świeżość warzyw i owoców nawet do trzech razy dłużej. Czyli: nie musimy codziennie odwiedzać tego targu, wystarczy raz na kilka dni zrobić solidniejsze zakupy!
Jak to działa? Za czary odpowiedzialny jest tutaj specjalny suwak, który pozwala regulować poziom wilgotności w całym pojemniku. Dla warzyw, które wolą wyższy poziom wilgotności, suwak zamykamy, a dla owoców, które wolą niższy – suwak otwieramy. Proste? Proste! Dodatkowo mamy tutaj tacę Fresh Pad, dzięki której nasze owoce i warzywa nie przylegają bezpośrednio do dna pojemnika. Ma ona bowiem specjalne otwory, przez które spływają cząsteczki wody, znajdujące się zwykle na tych produktach – a powietrze bez przeszkód sobie między nimi krąży.
Sama mam u siebie chłodziarko-zamrażarkę o modelu FK299.2FTZX – pod tym ciągiem cyferek i literek kryją się jeszcze dwie fajne sprawy. Pierwszą z nich jest technologia No Frost, dzięki której na każdej półce panuje taka sama temperatura i nigdzie nie gromadzi się szron ani lód, a my zapominamy o zgrozie, jaką jest regularne rozmrażanie. Druga to pojemnik Fresh Zone, przeznaczony do zadań specjalnych – takich, jak przechowywanie mięs oraz ryb. Jak obie te rzeczy spisują się w praktyce? O tym opowiem Wam w następnym wpisie, kiedy dokończę wyzwanie!
TO JAK, GOTOWA NA WYZWANIE ŚWIEŻOŚCI?
Żeby nie być gołosłowną, sama mam już za sobą pierwsze zakupy i podrzucam Wam obszerną fotodokumentację ;) Nie pamiętam, kiedy ostatnim razem przyniosłam do domu tyle owoców i warzyw, ale albo musiałam być wtedy bardzo głodna, albo musieliśmy spodziewać się bardzo głodnych gości. Zamiast tego po naszej kuchni walały się zwykle przeróżne chipsy, słodycze, paluszki i inne mniej lub bardziej tuczące przekąski. Czy wiedziałam, że robię źle? No pewnie! Ale zawsze znalazłam dla siebie wymówkę. Najpierw niezdrową dietę zrzucałam na ciążowe zachcianki, teraz wpychałam w siebie słodycze i fast foody, bo mam przecież maleńkie dziecko i wszystko tłumaczę matczynym niedoczasem. Efekt? Może nie przytyłam, ale energii w sobie mam tyle, co spuszczony balon.
Dlatego od teraz: dość! Okazało się, że rzut beretem od naszego osiedla mam cudny, maleńki ryneczek. W ostatni weekend przyniosłam z niego trzy siaty ogrodowych dobroci i upakowałam je do nowej lodówki. Teraz będą tam leżeć i spokojnie czekać, aż dzień po dniu poupycham wszystko do brzucha. Z jednej strony przetestuję więc czarodziejski pojemnik, z drugiej – swoją słabą silną wolę. A o efektach napiszę Wam za dwa tygodnie, kiedy wspólnie zakończymy wyzwanie i podzielimy się wrażeniami!
Co w takim razie macie teraz zrobić? Dokładnie to samo, co ja – zamieńcie jeden posiłek dziennie na sałatkę ze świeżych warzyw lub owoców i wytrwajcie w tym przez najbliższe dwa tygodnie. Wtedy, w kolejnym wpisie, poproszę Was o konkursowe komentarze na temat Waszych wrażeń. Regulamin konkursu dostępny jest pod tym linkiem. A jest o co walczyć! Osoba, która najciekawiej zrelacjonuje przebieg swojego wyzwania, wygra lodówkę marki Amica! To jak, gotowe?
I pamiętajcie – szczęśliwe ciało to ciało najedzone!
Wpis powstał we współpracy z marką Amica
Masz najlepsze konkursy ze wszystkich blogów! ❤️
I najlepszych czytelników ♥
Czekam na wyzwanie, w którym przynajmniej jeden posiłek dziennie trzeba będzie zamienić na wino – ale, żeby nie było, w tym też wezmę udział! Pozdrawiam znad morza!
popieram taką ideę!
swój człowiek, wiadomo! :D
W sumie wino robi się z winogron, a winogrona to owoce, więc… Wino to praktycznie sałatka owocowa ;)
♥ To najpiękniejsze, co mogłam tak z rana przeczytać, dziękuję :D
Wyzwaniem byłoby tego nie robić! :D
nie mogłam się powstrzymać :D