Genialna zabawa, która angażuje dziecko na dłużej? My jesteśmy nią zachwyceni!

Moje dziecko nie jest fanem zabaw plastycznych. Rysowanie? Nie. Malowanie farbkami? Raz na ruski rok. Wycinanie, przyklejanie, cokolwiek kreatywnego? Jeszcze rzadziej, bo brak mu do tego cierpliwości. Jedyne, co się u nas sprawdza, to ciastolina. I to nie każda, bo ta za mocno pachnie, ta się za słabo klei, ta za twarda, a ta za szybko wysycha. Słowem: łatwo nie mamy. I kiedy Staszek polubił się w końcu z Play-Doh, byłam pewna, że długo nic jej nie przebije. Aż pewnego dnia w nasze ręce wpadła masa Hey Clay.

To na pewno było wiosną, na samym początku pandemii. Uwięzieni w domu dwoiliśmy się i troiliśmy, byle znaleźć Staśkowi sensowne zajęcie. Niestety, 3/4 zabawek nie interesuje go w ogóle, więc kiedy zobaczyliśmy na sklepowej półce zupełnie nową ciastolinę, do tego w zestawie z książką, która instruuje, jak zrobić śmieszne potworki, nie zastanawialiśmy się ani chwilę. Powiedzieć, że się spodobała, to jak nie powiedzieć nic. Lepiliśmy te potworki codziennie, absolutnie wszyscy! A później kupiliśmy kolejne opakowanie, i jeszcze kolejne. I tak nam z Hey Clay minęło już ponad pół roku!


CZYM JEST W OGÓLE MASA HEY CLAY?

To nie jest ciastolina, plastelina, modelina, piankolina ani nic, co do tej pory już poznaliście. Ta masa jest naprawdę zupełnie inna od wszystkich! Po pierwsze, jest tak miękka i delikatna, że wręcz aksamitna w dotyku! Naprawdę, już samo wyciąganie jej z pudełka i ugniatanie daje niesamowitą przyjemność, cudownie odstresowuje i odpręża. Po drugie, klei się do siebie, dzięki czemu możecie robić z niej dowolne postacie: zwierząt, ludzi, potworków, a także biżuterię czy jakiekolwiek inne rzeczy! Nawet taka drobnostka jak oczko czy pieprzyk trzymają się tutaj idealnie, bo Hey Clay wysycha w powietrzu w ciągu 24 godzin. Kiedy już ulepicie więc swoją figurkę, wystarczy odłożyć ją na okrągłą dobę i… gotowe!

Po trzecie, tymi figurkami można się później bawić! Ponieważ masa zastyga i zasycha, dziecko może używać figurek do zabawy i tworzyć z nimi przeróżne historie. U nas hitem jest rodzina potworków, która stale się oczywiście powiększa. Po czwarte, tak ulepione rzeczy mogą też posłużyć jako świetny element dekoracji dziecięcego pokoju. Możecie zrobić z niej także nakładki na ołówki, ozdobić pojemniki na kredki, co tylko chcecie! Jedyne, co Was ogranicza, to Wasza własna wyobraźnia!


NA CZYM POLEGA MAGIA HEY CLAY?

Największą atrakcją jest jednak… instrukcja! Bo nie, rodzic nie musi się tu nagłówkować, żeby wyczarować niestworzone postaci. Jeśli brak mu zmysłu plastycznego (tak, jak na przykład mnie), a dziecko jest jeszcze zbyt małe, żeby samodzielnie coś tutaj od początku do końca wykonać, to może posiłkować się gotową instrukcją. I tutaj zaczyna się najlepsze. Wiosną, kiedy tylko masa Hey Clay pojawiła się w sklepach, udało nam się kupić „Księgę pomysłów”, w której było całkiem sporo inspiracji. Mamy ją zresztą do dzisiaj, choć coraz rzadziej z niej korzystamy. Dlaczego?

Bo prawdziwą skarbnicą wiedzy jest specjalnie stworzona do masy aplikacja Hey Clay! Oczywiście jest ona absolutnie darmowa i odpalicie ją na wszystkim: komputerze, telefonie, tablecie. Wystarczy Wam dowolny sprzęt z połączeniem internetowym oraz kod dostępu, który znajdziecie w każdym opakowaniu masy. To dzięki niemu odblokujecie instrukcje tworzenia kolejnych niezwykłych figurek. A wszystko jest pokazane w tak prosty i przystępny sposób, że nawet największe beztalencie (to znowu o mnie) spokojnie sobie tutaj poradzi!


ZNOWU TE KOMPUTERY? CZY NIE DAJMY SIE ZWARIOWAĆ

Uprzedzając ewentualne zarzuty o to, że po co dawać dzieciom dostęp do komputera czy telefonu: ano po to, że to normalne narzędzie do nauki. Ba, powiedziałabym, że obecnie wręcz najważniejsze. Wiele razy pisałam Wam tutaj o tym, że nie zamierzam chować wszystkich sprzętów przed moim dzieckiem ani udawać, że internet w ogóle nie istnieje. Co więcej, takie podejście wydaje mi się ryzykowne i niebezpieczne, a aktualna sytuacja pokazuje, że już nawet przedszkolaki zajęcia miewają niekiedy online. Dlatego nie, nie widzę absolutnie nic złego w tym, żeby moje dziecko – oczywiście pod moją kontrolą – korzystało z mojego telefonu albo tabletu. Zwłaszcza, jeśli pomagają mu w mądrej, kreatywnej zabawie.

Czy książka nie pełniła tej samej funkcji? Niestety nie. Aplikacja Hey Clay prowadzi nas przez cały proces lepienia figurki od A do Z. Jest cudownie intuicyjna i prosta w obsłudze, ma świetne kolory, dźwięki i animacje, które roztapiają nawet najtwardsze serduszko. Lektor nie tylko pokazuje dziecku, jakich kolorów ma używać, co i w jakiej kolejności z nich lepić, ale i dopinguje je, chwali i gratuluje mu! Ba, po skończeniu danej figurki jest też zachęta, żeby ulepić jej przyjaciela! Naprawdę, nawet jeśli podchodzicie do tematu aplikacji dla dzieci dość sceptycznie, to jestem pewna, że w tej się zakochacie!


MAMO, ULEP MI PINGWINKA! CZYLI DOKONUJEMY NIEMOŻLIWEGO

Jeszcze pingwinek jak pingwinek. Ale gdyby moje dziecko przyszło i powiedziało, żebym ulepiła mu brachiozaura, to użyłabym pewnie najcięższego dostępnego matce działa, to jest: odesłała je do taty. Tutaj naprawdę nie macie tego problemu! Ba, już same zestawy Hey Clay są przygotowane trochę tak, jak ciasta w proszku. Ot, macie w pudełku wszystko, czego Wam trzeba do szczęścia. Plus instrukcję, jak to ze sobą połączyć. Tak samo jest i tutaj. Zestawów do wyboru jest kilka: zarówno mniejszych, jak i większych. Te mniejsze zawierają 5 pojemników z masą i pozwalają na stworzenie wybranej figurki. Ale spokojnie, masy jest tyle, że zostanie jej Wam jeszcze na Wasze własne pomysły!

Jeśli dobrze się doliczyłam, to zestawów z potworkami jest aż 12! Każdy z nich ma przyjemną dla oka kolorystykę, sympatyczną minę i fajnie, nietuzinkowe imię. Są tu m.in. Terry, Hipster, Muzon, Burger, Cyklop, Pi czy Trio. Każdy inny i każdy na swój sposób absolutnie ciekawy! A najlepsze jest to, że lepienie z Hey Clay to nie tylko fantastyczna, ale i mądra rozrywka. Dziecko świetnie ćwiczy w ten sposób motorykę małą i rozwija swoje zdolności manualne. A także wyobraźnię! Nie zliczę, ile razy Staszek zaczynał lepić potworka z instrukcją, po czym wymyślał mu kolejne zabawne elementy. Co więcej, nawet nadawał potworkom własne imiona! Na przykład Bigfoot to u nas swojski Bramkarz, a Donut to… Pan Oponka. Mówiłam, że nie da się w nich nie zakochać? ;-)


A TERAZ CZARY NAD CZARAMI, CZYLI… OGROMNE ZESTAWY!

Świetna wiadomość jest taka, że małe zestawy kupicie już za mniej niż 20 zł! Aktualnie w najlepszych cenach znajdziecie je na stronie Allegro – polecam ją mocno, bo mają ogromny asortyment, a do tego ceny o wiele lepsze niż te w stacjonarnych sklepach. Ale jeśli naprawdę chcecie zaszaleć albo – bądźmy szczerzy – kupić sobie odrobinę świętego spokoju – to koniecznie łapcie od razu za duże zestawy! W każdym z nich znajdziecie aż 18 pojemników z masą Hey Clay, dzięki którym wyczarujecie naprawdę dużo fantastycznych figurek! Potworki, kosmici, ptaki, a może… dinozaury? To Wy wybieracie! Od siebie powiem, że każdy zestaw jest tak samo cudowny!

Dlatego masę Hey Clay polecam wszystkim całym sercem, a i sama kupuję je wszystkim dzieciom, jakie mamy w swoim otoczeniu. To naprawdę mądra, kreatywna i – co najważniejsze – angażująca dzieci zabawa! Taka, przy której spokojnie wypijecie kawę, odpiszecie na maile czy dokończycie porządki. Chociaż ja tam polecam ją jako zabawę we dwoje – to naprawdę wciąga i gwarantuję Wam, że spędzicie ze sobą fantastyczny, pełen uśmiechów i radości czas!

Wpis powstał we współpracy z marką Hey Clay

Zdjęcia: Tola Piotrowska

Subscribe
Powiadom o
guest
19 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Mama trzech

Właśnie wypatrzyliśmy ją u Ciebie na Instagramie, ale później zniknęła z Netto! :(

Zuza

Widziałam ją też stacjonarnie w Smyku, ale teraz chyba zamknięte…

Ola M.

O tak, znamy i kochamy! Najlepiej wydane pieniądze ostatnich tygodni!