Dlaczego BabyBjörn? Po prostu: z rozsądku i z piękna. Z rozsądku, ponieważ BabyBjörn to genialna, sprawdzona już przez miliony dzieci marka, współpracująca z rehabilitantami i pediatrami i przez nich faktycznie rekomendowana. To także marka, która nie tylko jest znana na całym świecie, ale którą na tym całym świecie autentycznie polecają sobie kolejne mamy. I rzeczywiście: kiedy pytałam o opinie moje „dzieciate” przyjaciółki, jak jeden mąż wklejały mi te same linki. Dlatego od dawna wiedziałam, że BabyBjörn to będzie nasz wyprawkowy must have.
A dlaczego z piękna? Bo cenię sobie dobry design i zupełnie nie przekonuje mnie wszystko to, co eksploduje wzorami i kolorami i jeszcze dedykowane jest maluszkom od pierwszego dnia życia. Naprawdę, nie trzeba kończyć medycznych ani pedagogicznych studiów, żeby wiedzieć, że takie małe dziecko bardzo łatwo przestymulować. Dlatego dostaję gęsiej skórki na widok tych wszystkich leżaczków i bujaczków, które atakują malucha całą paletą pstrokacizn i barw. W przypadku produktów BabyBjörn tego problemu nie ma – wszystkie kolory są stonowane, a róże, jeśli się pojawiają, to wyłącznie w pastelach. Jak dla mnie – opcja w sam raz.
A dziś przed Wami trzy nasze wielkie miłości!
MIŁOŚĆ NR 1 – LEŻACZEK BabyBjörn BLISS MESH
Skoro o nadmiarze bodźców już mowa, to osobiście odradzam wszystkie te straszne grajpudła, czyli leżaczki i bujaczki z funkcją mocnego huśtania albo dzikiej wibracji, przy okazji wydające z siebie straszne dźwięki i dające po oczach światłami o sile strażackiej syreny. To naprawdę nie ta okazja i nie ten czas. Pamiętajmy, że nadmiar bodźców to naprawdę nie jest to, czego takiemu maluchowi potrzeba. W momencie, kiedy dopiero rozpoczyna swoją przygodę ze światem i powoli uczy się odróżniania kształtów i barw, nie atakujmy go czymś, co nim majta na boki w rytm skocznych melodii. Bujaczek, jak sama nazwa wskazuje, nie powinien przyprawiać nikogo o wstrząs mózgu ani kołatanie serca – powinien po prostu łagodnie niemowlęciem bujać.
I dlatego uważam, że leżaczek BabyBjörn to prawdziwy hit. Używamy go na zmianę z leżaczkiem Beaba i choć tamten świetnie sprawdza mi się przy pracy, to jednak to BabyBjörn sprawia Stachowi wielką, autentyczną radość. A wiecie, dlaczego? Bo to on sam wprawia go w ruch! Leżaczek jest bowiem tak skonstruowany, że poddaje się ruchom dziecka. A wszystko dzięki giętkości tutejszej ramy – to ona kołysze się, ilekroć dziecko wykaże się większą aktywnością. Jak nietrudno się domyślić – im starsze, cięższe, a tym samym bardziej aktywne dziecko, tym mocniejsze i bardziej odczuwalne bujanie. Obecnie Stach ma prawie pół roku, leżaczek jest z nami od kilku tygodni. I wiecie, co? I miłość!
Sami wybraliśmy leżaczek BabyBjörn Bliss Mesh, kolor antracytowy. Dlaczego właśnie ten? Po pierwsze, ergonomiczny kształt uzupełnia tutaj naprawdę fantastyczne, oddychające poszycie. Po drugie, budowa leżaczka zapewnia dziecku prawidłowe podparcie zarówno pleców, jak i główki. Po trzecie, jest naprawdę ładny i pasuje do każdego pokoju, niezależnie od wystroju, a nawet od płci dziecka. Po czwarte, wyróżnia się długim okresem użytkowania – nawet do 2 lat. A po piąte w końcu, składa się niemal na płasko, dzięki czemu szybko można go zapakować do auta i zabrać ze sobą w każdą dalszą drogę!
MIŁOŚĆ NR 2 – ŁÓŻECZKO SKŁADANE BabyBjörn LIGHT
Nazywane też łóżeczkiem tymczasowym albo turystycznym. Na co ono komu? Ano na to, że czasem człowiek z tego swojego domu wyjeżdża i wtedy pojawia się problem, w czym ma to dziecko położyć. Osobiście nie jestem fanką spania z dzieckiem w jednym łóżku – raz, że ze względów bezpieczeństwa (bałabym się, że jakoś mocniej Staśka przygniotę), a dwa, że później problemem może być je od tego spania we dwoje odzwyczaić. A jednak nie chciałabym sypiać z synem do momentu, aż pójdzie do gimnazjum, albo – co gorsza – na studia.
A tak całkiem poważnie – jedziemy do dziadków. Do jednych mamy 100 km, do drugich – 500. Przecież nie rozkręcimy stacjonarnego, drewnianego łóżeczka! Nigdy nie pozwoliłabym też, żeby Staśko nocował w gondoli. Za wózek robi nam co prawda Stokke Trailz, który sam w sobie jest dość potężnym czołgiem, ale Stachowi przez całą noc prędzej czy później przestałoby być wygodnie. Popatrzmy sami na siebie – tu człowiek chce się przewrócić na bok, tu rozprostować ręce, tu znów przewrócić na brzuch. Gondola takiej swobody nie daje.
Łóżeczko BabyBjörn ma nad innymi tę podstawową przewagę, że jest super lekkie (waży ledwie 6 kg), rozkłada się jednym ruchem, a do tego dołączana jest do niego torba transportowa. Składasz więc łóżeczko i bierzesz je w rękę, jak każdą inną torbę – bez żadnych gwoździ, szczebelków i godzin skręcania i rozkręcania. Do tego łóżeczko posiada mięciutki i wygodny materac o właściwościach termoizolacyjnych – nie tylko usztywnia nam więc łóżeczko, ale i zapewnia maluchowi spokojny, zdrowy i bezpieczny sen.
No i na koniec rzecz dla mnie absolutnie ważna – materiał! Łóżeczko BabyBjörn tworzy przewiewna tkanina mesh, czyli taka jakby siateczka. A to oznacza, że dziecko może swobodnie oddychać – nawet, jeśli przyciśnie główkę do jego boków. Nie mówiąc już o tym, że rodzic stale ma dziecko na oku i nawet z poziomu własnego łóżka ma zapewnioną wygodną obserwację.
MIŁOŚĆ NR 3 – NOSIDEŁKO BabyBjörn ONE OUTDOORS
Uprzedzając pytania: tak, to zupełnie nowe nosidło od BabyBjörn, naprawdę zdrowe dla dziecka i ergonomiczne. To nie jest żadne wisiadło, jak niektórym zdarza się wciąż myśleć. Z tego, co sama kojarzę, to marka miała kiedyś w swojej ofercie takie wynalazki (nie jestem na tyle na bieżąco, aby wiedzieć, czy wciąż je ma), natomiast rozumiem argumenty przeciwko nim i dlatego sama dopiero na ten model świadomie się zdecydowałam. Konsultowałam go zresztą zarówno z naszą rehabilitantką, jak i panią od chust i opinia była ta sama: nosidło zapewnia dziecku właściwą pozycję, przeciwwskazań do noszenia nie ma.
Ktoś zapyta: a dlaczego nie chusta? Ano dlatego, że żadne z nas tego nie lubi. Jasne, że super być już zamotanym, że fajna jest ta bliskość i ten czas, który maluch do nas się tak mocno tuli. Problem jednak w tym, że Stach nie jest zupełnie chustowy. Mieliśmy do tego dwa podejścia. Chusta długa, wiązana – odpadła już na starcie. Chusta kółkowa, którą mota się dużo szybciej – po jakiejś piątej próbie. Stach nie chce, nie lubi, wyrywa się, płacze. A jest przecudownym, radosnym i bardzo spokojnym dzieckiem. Dlaczego więc miałabym go zmuszać do czegoś, czego nie lubi? Od urodzenia nie toleruje wszelkiego rodzaju otulaczy, tylko raz dał nam spróbować kangurowania (nie wiem, które z nas głośniej wtedy krzyczało) i ogólnie nie cierpi wszystkiego, co chce go jakoś omotać. Ma prawo.
Na nosidła reaguje natomiast całkiem dobrze. Przewaga nad chustą? Szybkość. No i wygoda. Nie noszę na sobie kilku metrów materiału, nie muszę sprawdzać, czy jestem poprawnie omotana. Zakładam nosidło, wpinam Stacha i już. Czy często się przydaje? Nie, bo rzadko nadarzają się jednak okazje. Na co dzień wystarcza nam wózek. Natomiast kiedy już się przydaje, to się przydaje na maksa. Przykład? Urlop w Grecji. Jedna z atrakcji – szereg schodów, wózkiem nie do pokonania. Czy dalibyśmy sobie radę bez nosidła? Może i tak, ale w nosidle i dziecko jest stabilniejsze niż w normalnym uścisku, i rodzic ma dwie wolne ręce.
A dlaczego akurat nosidło BabyBjörn? Tak, jak poprzednio – bo stoi za nim solidna, sprawdzona marka. Bo zdrową pozycję dla bioderek potwierdził tu Międzynarodowy Instytut ds. Dysplazji Bioder. Bo ma wkładkę dla niemowlaka, a do tego może być używany aż do 36. miesiąca życia. Bo jakość wykonania jest naprawdę ekstra, a sportowy wygląd sprawia, że bez oporów Stacha w nosidle nosi też tata.
Wpis jest częścią cyklu Staśkowe love, w którym polecam warte uwagi produkty i marki. Trafiłaś na coś, co genialnie się u Ciebie i Twojego malucha sprawdziło? Daj znać w komentarzu, chętnie przetestuję!
W myśl zasady, że my, matki, powinnyśmy się inspirować i wspierać!
Skoro to nie wisiadło to wytłumacz mi ile ma wspolnego z nosidłem ergonomicznym, a ile z wisiadłem… Rozumiem, że wbrew pozorom ten panel jest miękki, a nóżki rozstawione są szeroko? Proszę, wytłumacz mi, (no skoro piszesz post to wiedzę musisz mieć na temat tego produktu) bo na zdjeciach dokładnie tego nie widać :) Pozdrawiam!
Wisiadło :( biedne dziecko!
Hmmm szerokości panelu na zdjęciu nie widać, ale za to doskonałe widać idealnie wyprostowana, zła pozycje… Mój ortopeda kiedyś też polecał takie „nosidla” potem się wydrukowal i za swoją pomyłkę przeprosił. Nie należy ufać wszystkim lekarzom.