Niedawno przeżywałem swój drugi Dzień Ojca. Bardzo podobny do tego pierwszego. O obu zapomniałem. Ciężko wyjść mi z roli syna, który życzenia składa i wejść w rolę ojca, który je otrzymuje. Mimo tego, iż to otrzymywanie przechodzi jak na razie przez ręce Asi, to wypadałoby się jednak przyzwyczaić do sytuacji, w której roczny kalendarz powiększył się o kolejną okazję do świętowania. I to takiego innego, bo nie z kumplami, ale z dzieckiem.
Dziś Staś może mi jedynie dać buziaka. Takiego jak złota rybka – z buzią otwartą i mokrą od śliny. Co będzie za rok? Za dwa? Pięć? Szczerze, to nie mam pojęcia. Nie wiem nawet, czego mógłbym spodziewać się po dziecku, które chciałoby celebrować dzień staruszka. Pewnie laurki, potem jakiegoś przedstawienia w przedszkolu, a na końcu wspólnego drinka w ogrodzie. I skarpety, na stare lata skarpety są zawsze dobrym pomysłem na prezent. Niemniej, cała ta tyrada przemyśleń pchnęła mnie w innym kierunku. Zacząłem zastanawiać się, jakim powinienem być ojcem, aby dziecko chciało ten dzień świętować w sposób wyjątkowy, pokazać mi, że jestem dla niego kimś ważnym.
Bo jakby na to nie patrzeć – będziemy mieć taki Dzień Ojca, na jaki sobie zasłużymy, prawda?
Po chwili refleksji zebrałem kilka myśli, które chciałbym zostawić Wam. Może jako inspirację, może jako luźne przemyślenia młodego jeszcze rodziciela? A może jako mój rachunek sumienia, rachunek ojca, jakim chciałbym być.
OJCOWSKI AUTORYTET
Wielokrotnie pisałem już, że czasy, w których żyjemy, są trudne. Dla naszych rodziców, dla nas, i będą też dla naszych dzieci. Różnica w postrzeganiu świata między tymi trzema pokoleniami jest ogromna. Mimo tego, iż jestem typowym technofilem, to ze strachem w oczach patrzę na młode pokolenia, które coraz bardziej uciekają w świat technologii, internetowych społeczności, popkultury. W świat, którego my prawdopodobnie już nie rozumiemy… Tam znajdują rozrywkę, znajomości i autorytety. Bardzo często te fałszywe, kreowane przez media czy zmyślnie pracujących managerów.
Dla mnie pierwsze autorytety stanowili rodzice. Potem przyszedł czas na inne, ale to rodzice pokazali mi, co wolno, a czego nie można, co jest dobre, a co złe. Życzyłbym sobie z całego serca, abyśmy z Asią byli takim autorytetem dla małego. Abyśmy to my wprowadzali go w życie. My – rodzice, a nie rapsy Jay’a-Z :)
CZAS NIE GRA ROLI
Parafraza powiedzenia o pieniądzach, które roli nie grają. Smutna, acz realna prawda jest taka, że obie te rzeczy grają ogromną rolę w naszym życiu. Sprzedajemy własny czas, za pieniądze. A te wymieniamy na inne, często badziewne rzeczy. Czasu jednak nie kupimy za żadne skarby. Takie niepełne, błędne koło.
Jestem ogromnie szczęśliwy, że mogę sobie pozwolić na pracę na własnych warunkach. Mogę podzielić dobę elastycznie na godziny pracy, godziny z rodziną i może czasem coś zostanie na rozrywkę. Pamiętam jednak, jak to wyglądało jeszcze niedawno, kiedy dobę musiałem dzielić na pracę i sen. A to, co zostało, mogłem poświęcić Staśkowi. To był dla mnie ciężki okres. Wierzę, że jest taki dla każdego rodzica. Niestety, tak już jest świat skonstruowany, że musimy dzielić naszą dobę na fragmenty i starać się pogodzić wszystkie potrzeby.
Z tego miejsca chciałbym życzyć sobie i każdemu z rodziców, aby zawsze mieli czas dla swoich pociech. Nawet, jeśli jego wymiar nie będzie satysfakcjonujący, to starajmy się być z nimi jak najczęściej. Pamiętajcie, ktoś na następnych mistrzostwach poda Wam z lodówki piwo do meczu, jeśli kobieta akurat będzie obrażona po kolejnym maratonie futbolowym :)
KILKA REFLEKSJI NA DZIEŃ OJCA
Mam to szczęście być synem mechanika. Od małego miałem styczność z rzeczami, których nie rozumiałem. Bo jak działa pompa, a czemu ten silnik dymi, a tamten się nie uruchamia? Tata wiele razy tłumaczył mi różne rzeczy. Dziś mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że … nadal nic o tym nie wiem. Zwyczajnie to do mnie nie dotarło i szybko te informacje wyparłem ze świadomości. Jest jednak całe multum rzeczy, które pamiętam do dnia dzisiejszego. Rzeczy, które wielokrotnie uratowały mnie w różnych sytuacjach. Ale też takich, które nigdy w życiu mi się nie przydały. Za każdym razem, kiedy się z nimi ścieram, wspominam sytuacje, kiedy ojciec mnie tego uczył. I to jest świetne uczucie, bardzo sentymentalne. Bo przecież po tych lekcjach nauczyłem się masy bardziej przydatnych, może opłacalnych rzeczy. Ale to te ojcowskie wywołują wzruszenie, pozytywne wspomnienia.
Chciałbym być dla Staśka takim ojcem-innowatorem. Takim, który pokaże mu, jak działa prąd, zrobi zegarek z ziemniaka, zbuduje karmnik czy robota z Lego. Ale też wystruga procę z brzozy, bo w dobie internetu nikt z procy strzelał już nie będzie. Aha, nie, nie tej brzozy :)
LEPIMY COŚ NA WŁASNE PODOBIEŃSTWO
I tak już na koniec – jeśli jeszcze nie macie tej świadomości – na rodzicach ciąży ogromna odpowiedzialność. Może trochę inna na ojcu, inna na matce, ale jednak ogromna. Kształtujemy coś na swoje podobieństwo. Czy tego chcemy, czy nie, dziecko przejmie od nas bardzo wiele cech i zachowań. Wykształci w sobie pewne wartości, które będą nim kierować przez resztę życia. Dbajmy o to, aby za lat kilkanaście czy kilkadziesiąt, w dzień naszego święta móc sobie z czystym sumieniem powiedzieć – To była dobra robota, to są jej zasłużone efekty.
I pociągnijcie do dna szklankę schłodzonej, wiekowej whiskey. Należy się Wam :)
Na zdjęciach wózek – warsztat magnetyczny z narzędziami Bricolo marki Janod