Czym noworodek może zaskoczyć ojca? Tata odpowiada!

Nie wiem, czy mężczyźni jakoś specjalnie przygotowują się do tego, co wydarzy się po porodzie. Z moich obserwacji wynika, że chyba nieszczególnie. I nie mówię tutaj o zadbaniu o łóżeczko czy całą masę innych, „niezbędnych” do wychowania dziecka rzeczy. Chodzi o zmiany mentalne, przestawienie pewnych zwrotnic w głowie i poukładania swojego życia w trochę inny sposób. Co mnie zaskoczyło? Pewnie dziesiątki, jeśli nie setki rzeczy. Natomiast te, z którymi mam największy problem, wyliczę Wam poniżej.


1. Harmonogram = lista życzeń i dzieło przypadku

Skłamałbym, gdybym nazwał się poukładanym facetem. Lubię jednak mieć panowanie nad rzeczami, które mnie otaczają. Układam plan tygodnia, mam priorytety, prowadzę kalendarz, a budżet rozliczam w Excelu. Nie dlatego, że sprawia mi to jakąś niesamowitą przyjemność, ale zwyczajnie nie lubię chaosu.

Czekając na Staśka, parę razy zastanawiałem się, jak to będzie wyglądać już po porodzie. Bo dziecko to nowy obowiązek, choć wszyscy zgodnie mówią, że dziecko w trybie zombie śpi pierwsze trzy miesiące. A wcale nie śpi. Nasze przestało po miesiącu. Nagle okazało się, że wymaga dużo więcej uwagi niż odłożenie do łóżeczka. A Stasiek to i tak wyjątkowo grzeczne dziecko, więc nie mogę narzekać. Wiem, że dzieci mogą mieć kolki albo „syndrom nieodkładalności”. Wtedy zderzenie z rzeczywistością może być bardziej bolesne.

Po pierwszych trzech miesiącach zacząłem godzić się z tym, że mój skrzętnie układany i spasowywany harmonogram rozjeżdża się każdego dnia, potem tygodnia, a po kwartale mam więcej zaległości niż miałem przez ostatni rok. Dnie zacząłem dzielić na kąpielowe i nie-kąpielowe, a tygodnie na te z wizytą u pediatry i bez.

Jaki jest efekt? Ano taki, że teraz mam pełną świadomość tego, że nie zrobię wszystkiego, nie zdążę ze wszystkim. Dziecka nie oddam na przechowanie, więc muszę zrezygnować z części obowiązków i przyjemności. Nadal panuję nad chaosem, mam plany i cele. Z tym, że chaosu jest jakby trochę więcej, a planów jakby znacznie mniej.


2. Wychodząc gdzieś, wyjdziesz z siebie

Kiedy myślę o wyjściu z domu, mam przed oczami wszystkie te memy, wyśmiewające kobiece „jeszcze 5 minut”. Wypisz, wymaluj – to jest teraz mój obraz rzeczywistości.

Kiedyś myślałem, że kobieta szykuje się do wyjścia długo. Asi zajmuje to jakieś 40 minut, a i to przy dobrych wiatrach. Przy niedobrych, czas operacyjny odpowiednio się wydłuża. Pomyślcie, że do tego dochodzi dziecko. Przewijanie. Karmienie. Ubieranie. Ponowne przebieranie. Pakowanie. Listę można multiplikować.

I to nie jest tak, że ja nie pomagam. Oczywiście, że pomagam. Pakuję torbę, wyprowadzam wózek, ubieram się, rozbieram się, bo gorąco tak czekać w kurtce. Najczęściej jest jednak tak, że to Asia szykuje większość rzeczy. Z jednej strony dlatego, że wie, co gdzie jest, z drugiej, robi to częściej i sprawniej.

Na pewno powodem nie jest to, że ostatnio dwa razy zapomniałem spakować mleka, a raz podgrzewacza, przez co musieli nam go nadawać później pocztą z Gdańska. ;)

Na tę dolegliwość szukam ciągle rozwiązania. Kiedyś do wyjścia potrzebowałem 20 minut, włączając w to prysznic. Teraz czasami zajmuje to 2 godziny. Nie wiem, czemu tak się dzieje. Może my po prostu źle się za to zabieramy. A może jedno dziecko z matką potrzebuje dwie godziny, ale dwójka już cztery?


3. Tetris w praktyce

Los tak chciał, że mieszkamy dość daleko od rodziców. Od moich jakieś 120 km, od Asi 550. Pokonujemy którąś z tych tras średnio raz w miesiącu. Taki wyjazd łączy się nierozerwalnie ze spakowaniem połowy dobytku. Nieważne, czy jedziemy na 1 czy 3 dni. 120 czy 550 km. Zawsze jedziemy jak cygański tabor.

Nie mogłem wyjść z podziwu, kiedy pierwszy raz układałem rzeczy w bagażniku. Zniosłem wszystkie pakunki na 4 czy 5 razy, ustawiłem wokół auta z myślą, że przecież wszystko nie może być nam potrzebne. Zacząłem od rzeczy koniecznych, takich jak łóżko i wózek, potem kolejne i kolejne. Na koniec została mi jedna torba, bez której mogliśmy się obejść, a która się nie zmieściła – moje dodatkowe buty i ciuchy.

Wiele razy słyszałem, że takie pakowanie jest dolegliwością młodych rodziców. Jest w tym trochę prawdy. Niemniej, pewnych rzeczy nie uda się Wam uniknąć. Jeśli podróżujecie autem, to przygotujcie się na partię Tetrisa. A jeśli w dodatku macie podobne podejście jak my, i przed wyjazdem zastanawiacie się „a co się wydarzy, jeśli będziemy tego potrzebować, a nie będziemy tego mieli”, to mam jedną radę:

Nie masz kombi? Kup kombi. Nie lubisz kombi? Kup przyczepkę.


4. Wszystko wynagrodzi Ci ten jeden uśmiech

Wierzę, że mimo wszystko nie zniechęciłem nikogo do posiadania potomka. Każdy zdrowo myślący facet wie, że przychodzi taki czas, że trzeba parę rzeczy uporządkować, poukładać na nowo. Mnie zajęło to dość długo i pewnie gdyby nie Asia, to nadal dawałbym sobie „jeszcze rok”. Na szczęście dziś nie muszę.

Jedyne, co muszę, to odnaleźć się w nowej, częściowo znanej mi już rzeczywistości – we troje. I pewnie nie raz coś się we mnie zagotuje, spóźnię się gdzieś, a środowe rozgrywki na plejaku odbędą się beze mnie. Trudno, nie można panować nad wszystkim.

W sytuacjach skrajnej irytacji i poczucia bezsilności warto jednak pamiętać, że to wszystko powinien nam wynagrodzić ten jeden uśmiech. Tak przynajmniej twierdzą moi koledzy Przemkowie – starsi stażem ojcowie.

I zupełnie nie wiem, dlaczego sami się wtedy tak dziwnie uśmiechają. ;)

Zdjęcia: tolala.pl

Subscribe
Powiadom o
guest
9 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Iwona Przybyłek

Jak to mówi moja siostra: „Przy drugim jest mniej pierdolenia” <3
Pozdrowienia ;)

Ania

Wyobraz sobie jaki tetris mamy kiedy do tego wszystkiego dorzuce psa ktory podróżuje w klatce.. ???

Ania

Jest kolorowo czasem ;)

jo

Mój mąż od początku jest bardzo zaangażowany. Zmienił pierszą pieluchę, ponieważ ja nie mogłam wstać. Zmienia pieluchy do tej pory na przemian ze mną, kąpie synka, bawi się z nim, pomaga w pracach domowych. Mężczyźni w tych czasach pomagają przy dzieciach i to jest plus. Co do zaskakujących wydarzeń- myślę, że same pozytywne jak na razie ;-).

Martyna Bors

Zawsze mi smutno kiedy czytam, że 'mąż pomaga przy dzieciach’. Od razu przychodzi mi do głowy ten komiks: https://www.theguardian.com/world/2017/may/26/gender-wars-household-chores-comic