Są takie momenty w życiu rodzica, kiedy dopada nas uczucie, które doskonale znamy. Taki wewnętrzny niepokój o coś, co powinno się udać i powinniśmy przez to przejść gładko. Ja miałem tak na maturze, pewnie każdy z Was miał. Potem w pierwszej i każdej kolejnej pracy. Wreszcie po urodzeniu się Staśka. W sumie wiedziałem, jak się nim zajmować, lękliwy nie jestem, więc wziąć i przebrać po porodzie powinienem bez problemu. Niestety, trzęsłem się jak galareta. Nikt tego nie wie, czy ze stresu, czy z delirki po trzydniowym maratonie pępkowym.
Dziś śmieję się sam do siebie, bo wszystko poszło jak ta lala. Stasiek zaraz będzie poważnym mężczyzną w sile wieku – półtora roku, lub osiemnaście miesięcy, jak policzyłaby niejedna karmiąca matka. A ja spieram się z kolejnym lękiem. Może nie tak silnym, jak opieka nad noworodkiem, ale jednak dziwnie niepokojącym.
Otóż, moi drodzy, od dłuższego czasu przed nami nowe wyzwanie, czyli rozszerzanie diety. I dziś poopowiadam Wam, na jakież to przygody liczyć może młody – a jakże – ojciec, zajmując się takim młokosem. A skoro znacie nas już trochę, to pewnie wiecie, że wciąż radzimy sobie bez niani, bez żłobka, bez babć pod ręką, za to z dwiema firmami i masą obowiązków. Chcąc nie chcąc, spędzamy z Asią sporo czasu osobno. Co więc dzieje się, kiedy za rozszerzanie diety biorę się ja? Najczęściej dzieje się piekło. I strasznie mnie to miejscami irytuje, bo przyzwyczaiłem się do wygody i szybkości zastosowania mleka w proszku ;-)
ANIMACJA WIELOPOZIOMOWA
Karmienie dziecka to sztuka. Szczególnie naszego. Nie pamiętam, żeby ten nicpoń zjadł spokojnie, bez zajmowania się jakąś zabawką. Tak zwyczajnie – podajesz łyżkę, zjada. Nie. Tutaj trzeba znaleźć ciche miejsce. Galeria handlowa odpada. Plac zabaw odpada. Ciężko jest go zająć czymś na tyle skutecznie, aby zjadł i nie kręcił się za jakimiś atrakcjami.
Nie wiem, czy ta kwestia się jeszcze zmieni, natomiast na dziś moje pokłady wstydu sukcesywnie zwiększają objętość. O ile wszelkie animacje w domu nie sprawiają problemów (żonglerka, tańczenie, śpiewanie czy inne wygibasy), o tyle oprawianie tych samych czynności w miejscach publicznych jest dla mnie wyjątkowo niekomfortowe. Jaką mam na to metodę? Ano, nie mam. W sytuacjach kryzysowych dopuszczam do siebie myśl, że nie pierwszy i nie ostatni raz będę się za małego wstydził – także hej, do przodu – leci samolocik, a potem za mamusię! ;-)
Natomiast jak już zaczynacie rozszerzanie diety, to prędzej czy później przychodzi też taki moment, że dziecko samo łapie coś z talerza i zaczyna pchać to do gęby. Na początku to straszyło, bo przecież nie wiesz, co ten mały bebzon jest w stanie przetrawić, a co nie. Potem zaczynasz się cieszyć, bo dzieciak sobie radzi i jak jest głodny, to sam sobie coś „upoluje”. Mniej lub sprawniej, ale jednak sobie z tym poradzi. Na koniec z nieukrywaną satysfakcją patrzysz, jak zuch zaiwania tymi paroma zębami po kawałku mięsa, sera czy jabłka.
WARTO UŁATWIĆ SOBIE ŻYCIE
Asia twierdzi, że jestem gadżeciarzem. No, trochę jestem. Lubię, jak coś z pozoru prostego jest opakowane w nową technologię. A jak jeszcze wygląda fancy, to już w ogóle super. Dlatego przy okazji chciałbym pokazać Wam, w jaki sposób ułatwiam sobie gotowanie dla Staśka. Nazywa się to Babycook, robi to Beaba, a ja nazywam go Termomixem dla dzieciaków. No i rzecz ważna, bo warto się chwalić. Babycook za wspomnienie w tym wpisie zapłacił mi dokładnie nic. A, że jak wiecie, my nic nie robimy tutaj za darmo, to to nic wzięliśmy i kupiliśmy sobie wiele niczego ;-)
A tak serio, to bardzo fajne urządzenie i chętnie je Wam zarekomenduję. Szczególnie dla osób, które cenią sobie czas i starają się nie stać przy garach zbyt długo. Babycook pozwala na szybkie gotowanie na parze i blendowanie ugotowanych składników do postaci papki/zupki. W telegraficznym skrócie – bierzecie, co chcecie, wrzucacie do koszyka, czekacie 10 minut, blendujecie i możecie podawać. Piękna sprawa!
CO POTRAFI BABYCOOK?
My zaczęliśmy spokojnie: od ugotowania Staśkowi kurczaka i porcji warzyw. Może nie jest to szczyt ambicji ani nawet marne naśladownictwo Wojciecha Modesta Amaro, ale młodemu na tym etapie spokojnie wystarczy. Co jeszcze potrafi wyczarować Babycook, pokażemy Wam pewnie przy innej okazji, ale dziś w skrócie: gotowanie z nim to pestka, rozszerzanie diety przestaje jawić się jako jakiś niewyobrażalny koszmar, a do tego wygląda tak dobrze, że z dumą możecie prezentować go na meblach. U nas Asia wybrała akurat kolor miętowy (więcej o nim przeczytacie pod tym linkiem), co pokazało mi, że sprzęt do gotowania może być nie tylko funkcjonalny, ale i… modny.
Czy da się ugotować dziecku bez tego urządzenia? Oczywiście. Czy będzie lepsze? Najpewniej będzie takie samo. Czy będzie zdrowsze? Najpewniej będzie takie samo. Czy zrobicie to szybciej i wygodniej? Nie i właśnie na tym polega jego przewaga.
NIESPIERALNE SŁOIKI
Swoją drogą, jak tylko znajdę chwilę, to zgłębię dokładnie procedurę tworzenia wszystkich zupek dla maluchów. Ja nie wiem, co robią ludzie w fabrykach i ile potrafią wycisnąć z marchewki czy dyni, że te nabierają super mocy – mocy niespierania. To jeden z moich największych koszmarów, jeśli chodzi o rozszerzanie diety w ogóle. Bo Stasiek przy karmieniu to diabeł. Ciągle trzeba go czymś zabawiać i jednocześnie karmić. Chwila nieuwagi, a zupa jest wszędzie. Ciuchy, włosy, stół, zabawki. Oczywiście, używam śliniaka. Oczywiście, staram się uważać. Oczywiście, często nic z tego nie wychodzi. Tak więc Stanley ma dwie kategorie ciuchów – te z plamami i te bez. Ja natomiast mam dwie kategorie koszulek – te do wyjścia i te do sprzątania. O dziwo, jedzenie przygotowane w domu samodzielnie, z nieprzetworzonych wcześniej składników, da się sprać bez problemu.
I teraz taki life hack dla innych ojców – o ile jesteście w domu (w galerii handlowej podejrzewam, że nie przejdzie) i musicie podać dziecku słoiczek czy innego niespieralnego gotowca, polecam sposób na gołe klaty. Ty w gaciach, on w pampersie – i jazda. Niech się dzieje, co chce. Takie karmienie najlepiej połączyć od razu z kąpielą ;-)
A jeśli spędzasz z dzieckiem sporo czasu poza domem tak, jak ja, i nie zawsze masz warunki do podania mu sensownego jedzenia, to musisz mieć zawsze jakiegoś asa w rękawie, albo chociaż bułkę w kieszeni. Kończy się to tym, że ostatnio w spodniach ciągle odnajduję pokruszone pieczywo. A w parku obsiadają nas gołębie. Bo młody chętnie dzieli się przecież jedzeniem. I z gołębiami, i z kaczkami, i w ostateczności z ojcem.
ROZSZERZANIE DIETY TO SZKOŁA CIERPLIWOŚCI I PLANOWANIA
Ponarzekałem sobie trochę. Bo w zasadzie mam prawo. Każdy rodzic ma prawo ponarzekać na swój los od czasu do czasu. A jak ktoś Wam mówi, że jest inaczej, to pewnie nie ma dzieci.
Najlepsze jest to, że te wszystkie irytujące sytuacje, zmęczenie, kolejne koszulki w śmietniku to tylko drobne ofiary w drodze do celu. A cel jest piękny. Dla mnie równoważny z pierwszymi czworakowaniem, krokami czy słowami. Może dlatego, że jestem ojcem? A w swoim synu chciałbym widzieć małego samca alfa? Takiego, co to jak jest głodny, to sobie weźmie i zje? A może nie i to tylko moja niepoważne psychika kreuje w świadomości taki obraz. To mało ważne. Widok dziecka wcinającego coś innego niż mleko, które w smaku przypomina bardziej błoto, jest piękny!
Jakie wnioski można wyciągnąć z wpisu?
1. Marchewka plami bardziej. Bardziej niż wszystko.
2. Wstyd to pojęcie względne.
3. Kaczki lubią bułki. Gołębie też. Stasiek czasami.
4. Ułatwiaczy życia nigdy za wiele.
5. Pokładów wstydu też.
Beaba Babycook – kolekcja Macaron Mint Green
Krzesełko – Stokke Tripp Trapp Oak White
Śliniak z długim rękawem – Lassig
To samo mozna zrobić za pomoca thermomixa a nawet wiecej bo i dla siebie. Karmienie to w ogóle wyzwanie chyba dla większości. Zosia dzieli sie z psem i bardzo ją to bawi i raduje. Jemy metoda blw więc pies tez się cieszy. No i jest mniej plam ale więcej jedzenia wszędzie ??
Thermomix to fajna sprawa, ale my nie mamy na niego za bardzo miejsca. Chociaż z czasem pewnie będziemy musieli je wygospodarować. Co do Babycooka to proste i łatwe narzędzie. Też potrafi wiele :)
BLW – dochodzimy już do etapu gdzie Stasiek pcha do buzi wszystko. Ja strasznie boleję nad resztkami jedzenia na podłodze. Niecierpię jak mi się coś do stopy klei ;)
Hahaha, fakt to średnie… Ale czego sie nie robi dla radości dziecka ?
W sumie :)
Przecież Thermomic nie jest dużo większy od tego :D Wyrzucić Babycook, będziesz miał miejsce na Thermomix. A o ileż wygodniej gotować dla całej rodziny na raz….
Oczywiście, że jest. Typuję minimum 3 razy. Ja mam problem z takimi urządzeniami. Dużo ekspeymentuję z różnymi rzeczami do których najcześciej używam piekarnika i patelni. Thermomix mi w tym nie pomoże.
Ale z Was superowa rodzinka ! Cudownie się patrzy na te wszystkie zdjęcia :)
Dziękujemy, robimy co możemy :)
Nam się jakoś przez ten etap udało przejść, bez wielu plam, więcej nabyliśmy i nabywamy podczas nauki jedzenia samodzielnego ?
My mamy super krzesełko i w zasadzie ono obrywa najczęściej :)