Wszystkie jesteśmy złymi matkami. Ile z tych rzeczy już o sobie słyszałaś?

Tekst powstał we współpracy reklamowej z producentem syropu Hederasal


Nie wiem, jak u Was, ale na moich porodówkach nie wgrywali oprogramowania z tego, jak być idealną matką. Od początku radzę więc sobie tak, jak umiem. Część wiedzy mam od specjalistów, część z książek, ale najwięcej daje mi intuicja. Czy to się sprawdza? Cóż, moje dzieci mają się świetnie – więc chyba tak. Chociaż zawsze się śmieję do męża, że to to oceni za jakieś 20 lat dopiero ich terapeuta… ;-)

Dlaczego zatem wszyscy oczekują od nas, że będziemy we wszystkim najlepsze? Że nie popełnimy błędów, że spełnimy wszystkie oczekiwania? I dlaczego tak właściwie miałybyśmy je spełniać? Jedyną osobą, jakiej zdanie i dobro powinnyśmy mieć na uwadze, jest przecież nasze własne dziecko. Nie matka, nie teściowa ani nie sąsiadka z naprzeciwka. Dziecko. Bo to ono jest z nami 24h na dobę i – skoro żyje i ma się dobrze – to znaczy, że my też nie radzimy sobie tak znowu najgorzej.

Niestety – czego byś nie robiła – na pewno jest coś, co wg innych robisz nie tak. I niżej przed Wami moja subiektywna lista 7 takich zarzutów, jakie padają zwykle pod adresem matek. Choć idę o zakład, że gdybyśmy usiadły do tego razem, to takich punktów zebrałybyśmy ze sto, albo i więcej.


1. KARMISZ

Karmisz piersią? To na starość będą Ci te piersi do pępka zwisały. No i kto to widział, karmić na żądanie? Dziecko jak nic zrobiło sobie z Ciebie smoczek! Karmisz za długo? Bez sensu, to już i tak sama woda. A może dajesz dziecku mleko modyfikowane? A co to za matka, skoro własnego dziecka nie potrafi wykarmić? I na bank nie ma między Wami bliskości. Rozszerzasz dietę metodą BLW? Roboty ogrom, syf dookoła, a dziecko się może zakrztusić! A może dajesz papki i słoiczki? To pochoruje się od tej chemii!


2. NOSISZ

A przecież już to słynne, pierwsze zdanie w języku polskim, zapisane w XIII wieku w księdze henrykowskiej, nie brzmiało wcale: „Daj, ać ja pobruczę, a ty poczywaj”, a właśnie: „Nie noś, bo się przyzwyczai”. Co prawda niektórzy mówią o tym, że skoro ludzka ciąża trwa 9 miesięcy, to jest to dość długo, aby dziecko, noszone w brzuchu, przyzwyczaiło się do noszenia i kołysania, ale kto by tam wierzył nauce. Poza tym, jak się przyzwyczai, to co? Tragedia! Na studia też go będziesz nosić na rękach?


3. BYWASZ ZMĘCZONA

I jeszcze śmiesz czasem narzekać. Nie to, co nasze babki i prababki. Pampersów nie miały, mieszanek nie podawały, pieluchy w rękach prały i jeszcze w polu rodziły. Pal licho, że niektóre umierały, a inne pracowały ponad siły – wciąż pokutuje przecież przekonanie, że kiedyś to były czasy, a teraz to nie ma czasów. A dzisiejsze matki, wiadomo – leniwe, roszczeniowe i wiecznie przemęczone. I jeszcze oczekują wsparcia od swoich partnerów – no kto to widział, żeby mężczyzna się własnym dzieckiem zajmował!


4. ŚPISZ Z DZIECKIEM ALBO NIE ŚPISZ Z DZIECKIEM

I nie wiadomo, co gorsze. Bo jeśli śpisz, to raz, że się nie wysypiasz, a dwa, że na pewno mąż się zaraz z Tobą rozwiedzie. Nie mówiąc już o tym, że dziecko wyrośnie na maminą przylepę – o ile przeżyje, bo jeszcze je zgnieciesz i Ci umrze przez sen. Nie śpisz? Też źle, bo przecież taki maluch potrzebuje bliskości. Ba, u wszystkich ssaków młode śpią z matką we wspólnym gnieździe – tylko ludzkie matki są na to zbyt wygodne i najchętniej oddelegowałyby dziecko do drugiego pokoju, choćby i na innym piętrze.


5. PRZEGRZEWASZ ALBO WYZIĘBIASZ

Kiedyś to dzieci w grudniu w krótkim rękawku po podwórku biegały i było dobrze. Nie to, co dzisiaj – kombinezony, puchówki, cuda na kiju, a dzieci i tak wiecznie poprzeziębiane. A może Ty z tych, co to właśnie zbyt dosłownie wzięli do siebie hasła o zimnym chowie? Kto to widział, żeby dziecko w październiku bez słynnej czapeczki biegało? Przecież od uszu się zawsze zaczyna, główka się wyziębia, no nic, tylko patrzeć, jak znowu biedactwo się pochoruje! Śmieszne? Straszne? Sama już oceń.


6. WRACASZ DO PRACY ALBO NIE WRACASZ DO PRACY

Wracasz? Karierowiczka! Przecież żłobek to przechowalnia dla dziecka i jak nic, będzie miało po tym uraz! Poza tym dziecko to dziecko, powinno być przy matce, a Ty jeszcze zdążysz się w życiu dorobić. A może nie wracasz do pracy i siedzisz w domu z dzieckiem? Biedny ten Twój mąż, cała rodzina na jego utrzymaniu… Tłumaczysz, że nie wracasz, bo zajmujesz się dzieckiem? Bez przesady,  jakoś inne matki godzą macierzyństwo z pracą na etacie, a też mają dzieci! Ot, wszystko jest kwestią organizacji.


7. BIEGASZ PO LEKARZACH ALBO NIE BIEGASZ PO LEKARZACH

Twoje dziecko zachorowało, więc idziesz z nim do pediatry? No bez przesady, żeby z byle drobiazgiem po lekarzach latać! Raz, że kolejkę niepotrzebnie innym dzieciom zajmujesz, a dwa, że pewnie złapie w tej przychodni coś jeszcze gorszego i dopiero kłopotu do domu naniesiesz! A może Twoje dziecko zachorowało, a Ty właśnie nie idziesz z nim do pediatry? A co, czasu nie masz? Pieniędzy Ci szkoda? Wszystkie rozumy pozjadałaś, internetu się naczytałaś, że dziecko na własną rękę będziesz teraz leczyć?


JAK CHOROWAĆ, ŻEBY NIE ZWARIOWAĆ?

I na tym chorowaniu na chwilę się zatrzymajmy. My mamy tu proste podejście, składające się z dwóch zasad. Po pierwsze: nie panikuj. Po drugie: działaj. Termometr pokazuje powyżej 38,5? To dajemy coś na zbicie gorączki. Dziecko zaczyna kaszleć? Wjeżdża syrop. Ma zapchany nos? Podajemy krople. Reagujemy adekwatnie do sytuacji, ale też nie piszemy w głowie czarnych scenariuszy. Mamy pod ręką numer do naszej pediatry, ale też nie jeździmy do niej z byle drobiazgiem. Sama znam swoje dzieci najlepiej i wiem już, co na nie działa i kiedy możemy jeszcze zaczekać, a kiedy powinna wjechać apteczka.

I jeśli o apteczce mowa, to nasza święta trójca to w niej obecnie:

– plasterki, bo nie ma miesiąca, żeby któreś sobie czegoś nie zrobiło

– czopki na gorączkę, bo moje dzieci jak gorączkują, to od razu pod 40 stopni

– syrop na kaszel, bo nic tak wszystkich nie umęczy, jak zarwana od kaszlu noc

I w przypadku syropów niezmiennie od lat jest to Hederasal. Raz, że mamy go z polecenia, a dwa, że robi dokładnie to, co powinien, czyli… naprawdę nam pomaga. To produkt leczniczy, stworzony z myślą właśnie o męczącym kaszlu. Rozrzedza zalegającą wydzielinę, rozkurcza oskrzela i działa wykrztuśnie – zapytajcie o niego swojego lekarza lub farmaceutę, jeśli go jeszcze nie znacie. Co ważne, syrop ma przyjemny smak, nie zawiera cukru i może być stosowany już od 2. roku życia. Nasze dzieci za lekami nie przepadają, a Hederasal w razie potrzeby wypija już i Staś, i Zosia.


WYRZUTY SUMIENIA? KAŻDA Z NAS JE MIEWA

I powiem Wam, że na początku każda taka choroba mojego dziecka to była moja osobista tragedia. Bo przecież to oczywiste, że to JA byłam winna. Nieważne, że inne matki przychodziły do klubików z chorymi dziećmi, które mogły mi Stasia zarazić. Przecież mogłam go tam nie zaprowadzać! Nieważne, że to normalne, że dzieci chorują. Może gdybym bardziej dbała o jego odporność, on akurat nie chorowałby wcale. Nieważne, że dbałam o niego i chuchałam, to było moje pierwsze dziecko, więc na pewno coś robiłam źle. Ja, ja i ja – wiecznie winna każdego nieszczęścia. Ale coś Wam powiem: to mija.

Czy dzisiaj tych wyrzutów nie miewam już wcale? Ależ oczywiście, że miewam! Zwłaszcza, że Zośka jest zupełnie inna i stawia przed nami całkiem inne wyzwania. Ale nauczyłam się już: a) tyle nie obwiniać, b) szybko sobie wybaczać. Mogłam nie zabierać ich do kulkowni w sezonie chorobowym? No mogłam, ale zabrałam. Zachorowali? Trudno, to teraz pełen fokus na to, żeby szybko wyzdrowieli. Serio, nie da się trzymać dzieci pod kloszem. Bo znacznie większym problemem od kaszlu czy katarku raz na jakiś czas jest nadopiekuńcza i toksyczna matka, która we wszystkim i wszystkich dopatruje się zagrożenia.


I NA KONIEC: CZY JESTEŚ ZŁĄ MATKĄ?

Zrób sobie szybki test. Czy bijesz swoje dziecko? Głodzisz je? Karzesz? Czy robisz swojemu dziecku jakąkolwiek krzywdę? Nie? To nad czym w ogóle się zastanawiasz? Masz prawo popełniać różne drobne błędy – ale to nie znaczy, że jesteś złą matką. Ba, powiem więcej – jesteś najlepszą matką, jaką Twoje dziecko może mieć. Najwspanialszą i najukochańszą. I jedyną, jaką faktycznie ma. Ono nie zna teorii o czapeczkach, noszeniu, karmieniu. Nie osądza Cię, nie obwinia ani nie rozlicza. Ono Cię potrzebuje i kocha. Miej więc w nosie dobre rady i naucz się sobie odpuszczać. To jest naprawdę ważne, bo umęczona i sfrustrowana matka to matka nieszczęśliwa. A Ty chcesz być szczęśliwa – dla siebie i swojego dziecka.

I pamiętaj, że – niezależnie od tego, co zrobisz albo czego nie zrobisz – jeśli ktoś zechce, to zawsze znajdzie powód, żeby Cię skrytykować. Ale to Twoja w tym rola, żeby więcej tym się już nie przejmować.


Zdjęcia: Łukasz Zyśk

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments