Wiesz, czym jest alternator, rozrusznik, turbosprężarka albo filtr cząstek stałych? Ja też nie i uczciwie przyznaję, że nie mam najmniejszego zamiaru kiedykolwiek się tego dowiedzieć. Natomiast dobra wiadomość jest taka, że nikt z nas już tego robić nie musi. Oto na rynku pojawiła się bowiem nowa, elektryczna Mazda MX-30, która takich wynalazków zupełnie u siebie nie potrzebuje. Podobnie, jak i innych problematycznych i drogich podzespołów. Ma za to świetny design, bogate wyposażenie z elementami pochodzącymi z recyklingu oraz zasięg, który spokojnie pozwala na wygodne, codzienne użytkowanie. No i te drzwi! Drzwi, które otwierają się tak, że w ciągu zaledwie 3 dni jeżdżenia zaczepiło nas na parkingach kilka niezależnych od siebie osób.
ELEKTRYCZNA MAZDA MX-30: PIERWSZE WRAŻENIA
Pierwsze wrażenia? Ekstra! Przede wszystkim, nowa elektryczna Mazda wygląda na żywo… o wiele lepiej niż na tych wszystkich zdjęciach! I tak, jestem tym typem kierowcy i pasażera, który zwraca uwagę na wygląd. Ilekroć słyszę, że auto ma przede wszystkim jeździć, przewracam tylko oczami. Tak może było i lata temu, ale nie dziś, kiedy konkurencja jest aż tak duża. Dzisiaj możemy i wręcz powinniśmy nieco więcej od niego wymagać. Zanim jednak pokażę Wam wnętrze, które zaskoczyło najbardziej, kilka słów wyjaśnienia o tych wzbudzających sensację drzwiach. Otóż nowa Mazda MX-30 ma drzwi typu freestyle. Co to oznacza w praktyce? Że nie ma tego słupka, rozdzielającego drzwi przednie od tylnych, a do tego te tylne otwierają się… w przeciwległą stronę, co drzwi przednie. A to z kolei nie tylko robi wrażenie, ale i daje ogromną wygodę.
Ja do tej pory z dużym dystansem podchodziłam do tych wszystkich „udziwnionych” modeli aut. Jak to? Auto dla rodziny, bez klasycznie otwieranych, tylnych drzwi? A jednak tutaj sprawdza się to bardzo dobrze. W ten sposób drzwi otwierają się maksymalnie i zapewniają komfortowe wsiadanie i wysiadanie, pakowanie zakupów (chociaż do tego polecam akurat fajny, całkiem spory bagażnik), a także montaż fotelika dla dziecka. Do tego z tyłu macie wnętrze z oknami niczym w samolocie oraz dużo miejsca na wygodnej, trzyosobowej kanapie. No i ten efekt „wow” wśród przechodniów, którzy mniej lub bardziej odważnie pytają, o co chodzi z tymi drzwiami i czy można by im to jeszcze raz, powolutku pokazać.
SAMOCHÓD Z KORKA I WEGAŃSKIEJ SKÓRY? OTO ON!
O tym, że nowa elektryczna Mazda MX-30 to kompaktowy, miejski SUV, przeczytacie sobie w każdym opisie reklamowym. O tym, że ma najbogatsze wyposażenie w standardzie w swoim segmencie – także. Ale to, co najpierw wzbudzi Wasze zainteresowanie, a później tylko pogłębi ciekawość, to ekologiczne wykończenie, które naprawdę świetnie wygląda. Po pierwsze, we wnętrzu MX-30 naprawdę zastosowano korek. Dokładnie ten, który zostaje przy produkcji korków do butelek m.in. wina. Co ważne, pozyskiwanie go nie wymaga ścinania drzew! Korek oddziela się od pnia w taki sposób, który im w żaden sposób nie szkodzi. Efekt? Mamy naturalny materiał, nadający wnętrzu niepowtarzalny styl. A do tego to taki mały ukłon w stronę dziedzictwa firmy. Bo nie wiem, czy wiecie, ale Mazda zaczynała swoją działalność 100 lat temu właśnie jako firma… produkująca korki do butelek!
Po drugie, mamy tu wegańską skórę. Ekologiczną, klasy premium , nieco w stylu vitage i naprawdę piękną! Po trzecie, wykorzystano tu też materiał PET, pochodzący z recyclingu. A konkretnie – z przetworzonych butelek. To nim zostały tutaj pokryte górne elementy paneli drzwiowych. I po czwarte w końcu, tapicerka. Niektóre partie foteli wykonano z tkaniny, której 20 proc. także pochodzi z recyklingu. To wszystko sprawia, że nowa, elektryczna Mazda kradnie moje serce. I piszę to nie tylko jako miłośniczka mądrych, ekologicznych rozwiązań, ale przede wszystkim jako świadoma matka, która przy takiej kondycji naszej planety zwyczajnie boi się o przyszłość własnego dziecka.
AUTO, KTÓRE WZBUDZA CIEKAWOŚĆ
Szczerze? Kocham duże auta. Te wszystkie bestie, na które człowiek patrzy z zapartym tchem, ale którymi… bałby się jeździć. Nie mówiąc już o parkowaniu – zwłaszcza w ciasnym i wiecznie zatłoczonym mieście. Dlatego tę miłość wolę w wersji platonicznej, a przy wyborze auta na co dzień kieruję się nieco innymi kryteriami. Kiedy więc usłyszałam o nowym samochodzie, który nie tylko jest elektryczny i dzięki temu ekologiczny, ale i zgrabny i zwinny, byłam go autentycznie ciekawa. Zwłaszcza, że powoli zaczynamy rozglądać się za drugim autem dla nas. A dlaczego elektryczny? Bo mamy 2020 rok. I skoro codziennie swoimi małymi wyborami robię wszystko, żeby nie dobijać naszej już i tak mocno wyeksploatowanej planety, to dlaczego miałabym nie robić tego też na nieco większą skalę?
Przecież wszyscy wiemy, jak dużym problemem są emitowane przez auta zanieczyszczenia. Niestety, ich udział w emisji dwutlenku węgla przyczynia się do ocieplenia klimatu, a stąd już prosta droga do katastrofy. Z kolei samochody elektryczne nie emitują niemalże żadnych zanieczyszczeń. Nie trzeba tu też wymieniać oleju silnikowego, filtra oleju ani filtra powietrza, co sprawia, że nie tylko oszczędzamy czas i pieniądze, ale i nie produkujemy dodatkowych, szkodliwych odpadów. Nie ma tu też wspomnianych na początku tekstu części, które nie dość, że są bardzo drogie, to jeszcze zużywają się w trakcie eksploatacji. Jest za to niski poziom hałasu, maksymalna wygoda użytkowania i bezproblemowe ładowanie, którego naprawdę nie trzeba się bać.
NAJWIĘKSZY MIT O ELEKTRYCZNYCH AUTACH? ŻE STANĄ NA ŚRODKU DROGI
A musicie wiedzieć, że ja mam bardzo bogatą przeszłość, jeśli chodzi o auta, stające na środku drogi. Pomarańczowy fiat 126p, który zatrzymał się na skrzyżowaniu przed pierwszymi w swoim życiu światłami i z wrażenia postanowił nie ruszyć? Było. Trąbiący ze złości kierowcy, kiedy ja na tylnym siedzeniu auta kuliłam się ze wstydu? Było. Rozkraczający się turkusowy trabant, kiedy akurat dziadek postanowił odebrać mnie ze szkoły, na oczach całej mojej klasy? Było. I trochę się też bałam, że z samochodami elektrycznymi sytuacja wygląda dzisiaj podobnie. I rzeczywiście, jeszcze kilka lat temu mała liczba ładowarek była chyba największą przeszkodą w komfortowym korzystaniu z nich. Bo i gdzie takie załadować? I ile można na nim ujechać?
Na szczęście to się zmieniło na lepsze, a sieć ładowania szybko nam się powiększa. Zwłaszcza w dużych miastach to nie powinno być dzisiaj problemem. Najważniejsze jest jednak to, że nowa Mazda MX-30 ma naprawdę spory zasięg, który przekracza nasze codzienne potrzeby. Wg danych, przeciętny kierowca przejeżdża ok. 50 km dziennie. Elektryczna Mazda z kolei na jednym ładowaniu może przejechać po mieście ok. 260 km! Żeby naładować baterię do 80 proc. jej pojemności i przejechać ok. 200 km, wystarczą Wam 3 godziny ładowania w domu lub zaledwie 30 minut w stacji szybkiego ładowania. A to już jest super wynik! Bez problemu załatwicie tak wszystkie codzienne sprawy, takie jak dojazd do pracy, zawiezienie dzieci do szkoły czy przedszkola, ogarnięcie zakupów i wiele, wiele więcej.
BUSPASEM PRZEZ MIASTO? NA TYM PRZYWILEJE WCALE SIĘ NIE KOŃCZĄ!
Nie wiem, czy wiecie (ja dopiero teraz się o tym dowiedziałam), ale posiadacze elektrycznych aut mogą liczyć na kilka całkiem przyjemnych przywilejów. Przede wszystkim, mają niższe opłaty za OC, darmowe parkowanie, a także… możliwość wjazdu do centrów miast oraz jeżdżenia buspasami! A to już odczuwalnie zwiększa komfort jazdy i pozwala omijać korki. Sama jazda to też ogromna przyjemność. Oczywiście macie tu czujniki parkowania z kamerą cofania, system wspomagający hamowanie, asystenta pasa ruchu czy wykrywanie znużenia kierowcy. Wiecie, na czym to polega?
System przez pierwszych 30 minut jazdy analizuje Wasze reakcje. Jeśli staną się niepewne albo nerwowe, to krótki sygnał dźwiękowy i filiżanka kawy na wyświetlaczu zasugerują Wam krótki odpoczynek. Dla mnie to trochę kosmos, że kamera obserwuje gałki oczne kierowcy i w ten sposób monitoruje też jego uwagę. Jak? Kontroluje, czy patrzymy na drogę, czy w innym kierunku, a także jak często mrugamy, bo częste mruganie to oznaka zmęczenia. Czyli działa jak taka samochodowa niania.
MAZDA MX-30 TERAZ TEŻ W TWOIM ZASIĘGU! JAK SIĘ NIĄ PRZEJECHAĆ?
Mazda MX-30 ma też aktywny tempomat, który sam reguluje prędkość. Wystarczy, że raz ją ustawicie, a samochód sam za Was zwolni, kiedy trzeba i przyspieszy, kiedy warunki na to pozwolą. Do tego pomaga utrzymać odpowiednie odległości między pojazdami i ustawić maksymalną prędkość pojazdu. Macie tu też system łączności z Apple CarPlay, dzięki któremu szybko będziecie mogli podłączyć smartfona i skorzystać z zainstalowanych na nim rzeczy. Naprawdę, trzy dni jeżdżenia tym samochodem zupełnie zmieniło nasze myślenie i o samochodach elektrycznych, i o drugim aucie dla rodziny. I to do tego stopnia, że przesiadka po testach do naszego starego auta okazała się zaskakująco bolesna.
A jeśli też chcecie przekonać się, jak jeździ się samochodem elektrycznym, to mam dla Was świetną wiadomość! Teraz macie taką możliwość. Mazda MX-30 może być do Waszej dyspozycji na żywo – wystarczy, że umówicie się na jazdę próbną pod tym linkiem. To do niczego Was nie zobowiązuje, a pozwoli Wam spojrzeć na samochody elektryczne z zupełnie innej perspektywy. My jesteśmy nią naprawdę pozytywnie zaskoczeni, więc i Wy nie żałujcie sobie tej naprawdę fajnej przygody! ;-)
Bardzo ładny i wydaje się dość pakowny, sama mogłabym takim jeździć