Czego dowiedziałam się o sobie po publikacji tekstu o strajku nauczycieli?

Słuchajcie. To, co ze strajkiem nauczycieli zrobił rząd (czy raczej: czego nie zrobił), to jest jedno. Ale to, co zrobili rodzice, to zupełnie inna rzecz. To, ile chamstwa się z nas jako społeczeństwa wylało, ile przykrych słów ci ludzie musieli usłyszeć, to jest jakiś totalny kosmos. Oczywiście, ze strajkiem można się zgadzać lub nie. Można popierać jego formę albo oburzać się, że cierpiały przez nią dzieci (ach, ten ogromny lęk, bo przesuną maturę o kilka dni!). Ale nie można obrażać innych ludzi.

Ja w sprawie strajku zdania nie zmieniam – wciąż stoję murem za nauczycielami, choć też przeczytałam o sobie masę niewybrednych komentarzy (tutaj znajdziecie link). Te chamskie pomijam, bo nie mają dla mnie absolutnie żadnej wartości. Natomiast często przewijało się też kilka innych zarzutów, do których chciałabym się jednak odnieść.


CZEGO DOWIEDZIAŁAM SIĘ O SOBIE

PO PUBLIKACJI TEKSTU O STRAJKU NAUCZYCIELI?


1. JESTEM NAUCZYCIELEM

Bo całej masie ludzi w głowach się nie mieści, że można wspierać kogoś innego niż siebie. Że można chcieć podwyżek dla innej grupy zawodowej niż własna. Że można spojrzeć poza czubek własnego nosa i zobaczyć, że innym też należy się uwaga i pomoc. Nie pamiętam już, w ilu komentarzach musiałam pisać, że nie, nie jestem nauczycielem, nigdy nie byłam, nigdy nie zamierzałam, nie mam też żadnego nauczyciela w rodzinie i nie mam absolutnie żadnego interesu w tym, żeby popierać strajk nauczycieli i tracić na to własny czas i energię. Robię to, bo uważam, że im się to zwyczajnie należy. Że należą im się nie tylko podwyżki, ale też nasza solidarność z nimi. Pokazanie, że trzymamy tę samą stronę. Że nam też zależy, żeby rząd wziął ich wreszcie na poważnie. I żeby zawód nauczyciela – niegdyś tak poważany – odzyskał tamtą dawną renomę.

No ale tu jest Polska, tu szacunek myli nam się z szacowaniem i jeśli nie widzimy w czymś zysku dla siebie, to wychodzimy z założenia, że szkoda strzępić gębę.


2. JESTEM ZŁYM NAUCZYCIELEM

Bo dobry nauczyciel to nauczyciel skromny i pokorny, który dobrze wiedział, dlaczego decyduje się na ten zawód i przyjmował go z całym dobrodziejstwem inwentarza. Dowiedziałam się, że jeśli wystarczała mi niska pensja 10 lat temu, kiedy byłam na studiach, to powinna też teraz, kiedy mam kredyt na 30 lat, dziecko i męża. Że podwyżki przecież należą się wszystkim i albo dajemy wszystkim po równo (he, he), albo nie dajemy wcale. I że jak ja śmiem porównywać się do pana marszałka, co to pracuje dla idei za 20 tys. zł miesięcznie! Bo on przecież jeden jest na świecie i niezastąpiony. No więc: nie, nie porównuję z nim nauczycieli. Wyśmiewam tylko hipokryzję, jaka objawia się w stwierdzeniu, że wszyscy pracujemy dla idei, jeśli u jednego ta idea wynosi 20 tys. zł, a u innego 3, a i to brutto. No mnie by było wstyd mówić takie rzeczy publicznie.

No i trzecia: szczytem dziecinady jest uważanie, że rząd da podwyżki nam wszystkim. W tym kraju jak już słyszymy hasło „podwyżki”, to wiadomo przecież, że podwyższą, ale ceny za prąd, paliwo czy gaz.


3. NIE MAM DZIECI, BO INACZEJ NIE UŻYŁABYM SŁOWA „BACHORY”

No więc gdybyście się zastanawiali, jak sprawić, by liczący ponad 10 tys. znaków tekst stał się dla ludzi niewidzialny, to wystarczy, że użyjecie w nim słowa „bachory”. Nieważne wtedy wszystkie argumenty świata, nieważne dane i statystyki, wszystko traci na znaczeniu, bo śmieliście nazwać czyjeś dziecko bachorem. No i to jest dla mnie niezwykłe, że można mieć takie klapki na oczach. Że można zafiksować się na punkcie własnego dziecka tak, żeby nie dopuszczać do siebie myśli, że owszem, ono bywa bachorem. Po pierwsze, nie wierzę, że ci tak bardzo oburzający się pod tekstem rodzice nigdy tak o swych dzieciach nie pomyśleli. Że naprawdę widzą w nich chodzące anioły, które nigdy nikogo niczym nie wkurzyły. A już na pewno nie nauczyciela w szkole. Musieliby być chyba bezdomni, bo poziom naiwności rozsadziłby im w domu ściany.

Po drugie, bachor to nawet nie wulgaryzm. Kiedy nazywamy dziecko bachorem, wypowiadamy się o nim z niechęcią. Nie z pogardą – z niechęcią. A po trzecie: dziękuję za troskę, ale ja już dziecko mam.


4. KŁAMIĘ, BO WUJKA CIOTKI STRYJA BRAT…

Czyli: olejmy twarde dane, bo każdy z nas zna kogoś, kto zna kogoś, kto słyszał, że nauczyciele nie mają jednak źle. Naprawdę, nie wiem, jakim to się dzieje cudem, ale to jak mówić, że znacie kogoś, kto całe życie jeździł bez pasów, miał wypadek, przeżył, więc w gruncie rzeczy wszyscy możemy jeździć bez pasów. Albo że chcieliście lecieć na Dominikanę, ale Waszej koleżanki z pracy siostry narzeczonego wujka sąsiad był na Dominikanie przez tydzień w 2014 roku i w sobotę spadł deszcz, więc generalnie nie warto latać na Dominikanę, bo mają tam brzydką pogodę. No Boziu moja najukochańsza, to tak nie działa! To się nazywa dowód anegdotyczny i ma – uwaga – zerową wartość dla tego, jak naprawdę wygląda prawda! Jasne, że jak ktoś chce znaleźć przykład od czapy, który tylko potwierdzi jego bezsensowną tezę, to zawsze go znajdzie. Ale to chyba nie na tym polega?

Wiecie, mój sąsiad jest strażakiem i wcale nie zginął, chociaż ma po kilka zmian w tygodniu od kilku lat. Czyli to nieprawda, że praca strażaka może być niebezpieczna!


5. USUWAM NIEWYGODNE KOMENTARZE

Wiecie: niewygodnie to miała księżniczka na ziarnku grochu. Mnie tam osobiście niczyj komentarz w tyłek raczej nie pije. Owszem, zdarzają się te bardziej i mniej przyjemne, ale to jak z upierdliwym psem sąsiada: po jakimś czasie przywykasz. Natomiast nie, nie walisz do niego z wiatrówki oraz nie, nie dorzucasz mu do karmy środków na zwiotczenie mięśni. Po prostu przechodzisz koło tego obojętnie. Żeby nie było – oczywiście, że zdarza mi się usuwać komentarze. Ale muszą być albo skrajnie głupie, albo szerzyć nieprawdę (jak ktoś mi mówi, że tabletki antykoncepcyjne powodują poronienie, to sorry), albo obrażać mnie bądź innych czytelników. Czyli jak ktoś napisał, że nie popiera strajku nauczycieli, to ten komentarz jest oczywiście nie po mojej myśli, ale – na litość boską – przecież za to go nie usunę! Każdy ma prawo do własnego zdania i nie ma żadnego przymusu, żeby się ze mną zgadzać.

Swoją drogą, chyba z połowa komentarzy pod tamtym tekstem się ze mną nie zgadzała. To skoro nadal tam wiszą i wszyscy je mogą przeczytać, to jak ja je niby pousuwałam?


6. WYKORZYSTUJĘ SWOJE 5 MINUT

Haha, i to jest cudowny argument, bo wiecie, ja jak ta Wenus, wzięłam i wyłoniłam się z piany. Otóż: NIE. Bloga mam od 5 lat, a nie od tygodnia. Jest na nim ponad tysiąc (sic!) wpisów, a wśród nich takie, które robiły podobną furorę do tego. Przy okazji zdążyłam też wygrać konkurs na Blog Roku, dwa razy wylądować w rankingu najbardziej wpływowych polskich blogerów i występować w roli eksperta w mediach i na konferencjach. No więc jeśli tak wygląda moje 5 minut i trwa już dobrych kilka lat, to ja poproszę o kolejny kwadrans! Natomiast jestem z siebie cholernie dumna, że tekst o strajku nauczycieli narobił aż takiego zamętu. Przeczytało go ponad 200 tysięcy ludzi, miał tysiące polubień, komentarzy i udostępnień! I jest genialnym przykładem na to, że na blogach naprawdę jest miejsce na tematy ważne społecznie. I tak, to moim zdaniem jest MEGA osiągnięcie.

A wszystkich, którzy mają teraz ochotę napisać, że jestem próżna i się przechwalam, uprzedzam. Nie, to nie jest ani przejaw mojej próżności, ani tym bardziej przechwałki. To są, pysiaczki, fakty.


7. ZMIENIĘ ZDANIE, JAK MOJE DZIECKO PÓJDZIE DO SZKOŁY

Bo sama nigdy do szkoły nie chodziłam. Wiecie, jestem jak ten Benjamin Button, co to urodził się stary i teraz dopiero młodnieje. No więc znowu: sorry, ale nie. Ja też miałam kiedyś kilka i kilkanaście lat i chodziłam nawet do szkoły. Też poznałam na swojej drodze fajnych, ale i niefajnych nauczycieli. Też byli wśród nich tacy, którzy zasługiwali na podwyżki bardziej i tacy, którzy zasługiwali mniej. Niektórzy byli cudowni, inni leniwi i podli. Jednych wyściskałabym dziś na ulicy, na widok innych – przeszła na drugą stronę. Ale co z tego? To trochę jak z żelkami: nie gardzisz całym opakowaniem tylko dlatego, że na kilkadziesiąt owocowych kilka trafi Ci się o smaku coli. W każdym zawodzie są lepsi i gorsi. Ale powtarzam to, co pisałam już w wcześniej: nauczyciele są nam wszystkim potrzebni. To oni kształcą przyszłe pokolenia i to z nimi każdego dnia spędzają czas nasze dzieci.

A tak już na koniec: „Obyś cudze dzieci uczył” okazuje się dziś największym przekleństwem. Bo okropne dziecko to często pikuś w porównaniu ze swoim okropnym i roszczeniowym rodzicem.


Zdjęcie główne: Yakobchuk Olena/fotolia.com
Subscribe
Powiadom o
guest
30 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Sandra

Jak ja Cię kobieto szanuje!

Z pozdrowieniami Sandra :)

Karo

Brawo!!!

Dominika

Tylko to „należy się” zmieniłabym na „zasługują” co by nikt nie myślał, że czy się stoi czy się leży… :)