Na zdj. kadr z filmu „Wielkie piękno”, reż. Paolo Sorrentino
Poranek jest dziwnym zjawiskiem, nie rozumiem go.
Widzieliście już „Wielkie piękno”? Jak nie, to idźcie i zobaczcie. Raz, że Toni Servillo jest tu naprawdę genialny, a dwa, że film to więcej nawet, niż tylko przyjemny. Pensjonarki powiedziałyby, że magiczny, ale mnie jest trochę wstyd i w tym wieku już nie wypada.
Nie wypada też przyznać się, że przegapiłam, ale chyba jednak tak. Bo wczoraj był Międzynarodowy Dzień Pisarzy. W sumie, nic w tym dziwnego, skoro mamy już nawet takie święta jak Dzień Masturbacji, Dzień Kaca czy Dzień Sprzątania Biurka. Ale i o nich łatwiej się chyba pamięta, bo kac, porządki czy orgazm trafiają nam się jednak częściej, niźli dobra książka.
A tymczasem pisarze mają swoje święto już od ładnych trzydziestu lat. Tak, tak, już w 1984 roku PEN Club wpadł na pomysł, żeby 3 marca rozlać trochę szampana i wystrzelić radośnie konfetti (dla niewtajemniczonych, PEN Club to takie stowarzyszenie pisarzy, założone w Londynie jeszcze w 1921 roku ze Stefanem Żeromskim na czele, a jego nazwa wzięła się od pierwszych liter słów: poets, essayists, novelists, czyli poetów, eseistów i powieściopisarzy). I chociaż ludzkość zdaje się o tym święcie zapominać, to „Wielkie piękno” jest dobrym pretekstem, żeby jednak sobie przypomnieć.
Otóż główny bohater, Jep Gambardella, jest właśnie pisarzem. Co prawda takim, który popełnił jedną tylko książkę, a i to czterdzieści lat temu, ale wystarczyło, żeby wyrobić sobie pozycję i stać się bywalcem salonów. I wszystko byłoby całkiem zwyczajne, gdyby nie fakt, że tak mu zostało. Że jego życie nadal rozciąga się od imprezy do imprezy, alkohol leje się jak woda z prysznica, a kobiety same wskakują do łóżek. Nic dziwnego, że biedak chodzi spać, kiedy inni wstają. I to jest dopiero magiczne.
Nie wiem, jak funkcjonują ludzie, których dzień zaczyna się o szóstej czy siódmej rano. Dla mnie to środek nocy. I mówię to bez absolutnej przesady, jako człowiek, któremu też zdarza się chodzić do pracy. Który też musiał odbijać się kartą o tej nieszczęsnej dziewiątej, chociaż do pracy był zdolny dopiero w okolicach południa. I Bóg widział, że to nie było dobre.
Nie wiem, kto pomyślał, żeby tak właśnie urządzić ten świat. Żeby nie pozwalać ludziom pracować zgodnie z ich naturalnym rytmem, potrzebami, możliwościami. Kto wpadł na pomysł, że największa efektywność przypada na godziny, kiedy na niebie świeci słonko i ptaszki ochoczo śpiewają. Przecież dlatego to słonko świeci, żeby móc na nie popatrzeć! Więc ja się tą kartą już nie odbijam, a na słonko patrzę oczami, a nie przez okno biurowca.
Bo to totalna nieprawda, że dni są od życia, a noce od spania. Każdy dostał do dyspozycji taką samą dobę i powinien dysponować nią wedle własnego uznania. Jak dla mnie, noc to pora najlepsza z możliwych, absolutnie niewyobrażalna do przespania. Jest wtedy cicho, spokojnie. Nikt nie zawraca głowy, nikt niczym nie rozprasza. Znajomi na fejsie nie piszą co pięć minut, telefon też prawie nie dzwoni. Matka nie wchodzi, żeby zapytać, co słychać, a sąsiad nie naparza wiertarką. Nikt nie kosi trawy i żaden harcerz nie chce Ci sprzedać ciasteczek. To taki piękny czas, który na pewno smuci się, gdy go zwyczajnie przesypiasz.
I co udanego być może w porankach? W tych leniwych rozciągnięciach jeszcze na brzegu łóżka, w tym przestawianiu drzemek, wyklinaniu budzika? W rozpaczliwych rytuałach w łazience, w smażeniu jajecznicy, w staniu na przystanku, a potem dalej, w korkach? Świat rano jest nieprzyjazny. Zimny, obcy, w pośpiechu. Kołdra jest ciepła, przyjemna. Jak kokon, który chroni Cię, kiedy cały świat gdzieś tam sobie gna.
Dlatego, z całym szacunkiem – żyjcie sobie, jak chcecie i kiedy chcecie. I uszanujcie, że ktoś chcieć może inaczej. Że kiedy Wy uwieszacie się na ekspresie w okolicach południa, on właśnie wstaje, przeciąga się i myśli: o ja Cię. I patrzy na słonko, kiedy Wy patrzeć musicie na szefa. Każdemu według jego potrzeb, o tak.
Czyżbyś była kotem w poprzednim wcieleniu?
to nie jestem nim też teraz?!
Oh, to jedna z największych zalet niepracowania w żadnej typowej firmie! Pracownik, przynajmniej ten, który ma być kreatywny lub od którego wymaga się w pracy myślenia, powinien mieć możliwość wyboru godzin pracy według własnych upodobań.