Masz prawo zachować milczenie. Wszystko, co powiesz, może być użyte przeciwko tobie – znacie to hasło? Ba, i to pewnie na pamięć! Słyszał je chyba każdy, kto choć raz oglądał w telewizji kino akcji z wątkiem kryminalnym w tle. A co by było, gdyby posunąć się o krok dalej? Gdyby przeciwko nam mogło zostać użyte także to, czego nie powiedzieliśmy?
Ktoś obruszy się, że to absurd. Ci bardziej dociekliwi zapytają: ale jak to? Jednym i drugim polecić należałoby najnowszą powieść Małgorzaty Łatki – jej „Kamfora” jest bowiem nie tylko wybornie skrojonym kryminałem, ale i solidną dawką wiedzy na temat mowy ciała. Bo, jak się okazuje, słowa to zaledwie niewielki procent tego, co może nas zdradzić. O wiele większe znaczenie ma to, co przekazujemy otoczeniu w sposób niewerbalny.
LEPSZEJ MAPY NIE ZNAJDZIESZ
Tylko co to właściwie jest, ta mowa ciała? W skrócie: mapa do odczytania człowieka. Centymetr po centymetrze, niekiedy w ułamku sekundy, bez miejsca na błąd. Bo nad tym, co mówimy, mamy zwykle kontrolę. Ale nie urodził się jeszcze taki, który miałby kontrolę też nad własnym ciałem. Brzmi nie wiarygodnie?
To wyobraźcie sobie, że mowa ciała to nie tylko nasza postawa, gestykulacja czy sposób ułożenia nóg i rąk. To także sposób mówienia, pauzy w wypowiedziach, tempo oddechu – szybkie, wolne, płytkie. To także ton głosu, jego natężenie, barwa. Ekspresja twarzy albo jej brak. W końcu – to, jak reaguje nasza skóra – czy się poci, blednie, czy – przeciwnie – oblewa nieoczekiwanie rumieńcem. Wszystkie te dane – umiejętnie rozpoznane i przeanalizowane – dostarczają multum informacji na temat naszego stanu emocjonalnego. W obliczu mowy ciała słowa przestają mieć zatem znaczenie – zwłaszcza, gdy przeczą naszym naturalnym reakcjom.
Co z tą wiedzą robi Małgorzata Łatka? Podaje ją w sposób najlepszy z możliwych – w akcji. Tworzy kryminał ciekawy pod względem fabularnym, z wiarygodnymi bohaterami, wciągającym wątkiem tajemniczych morderstw, z przyjemnym językiem i – w końcu – z umiejętnym zagospodarowaniem tematu w powieściach kryminalnych przecież niszowego. To mowa ciała gra tutaj pierwsze skrzypce i pozwala szybko i sprawnie rozwiązać całą zagadkę. Co ciekawe, bez niej śledztwo najpewniej nie ruszyłoby z miejsca – sprawca okazał się bowiem na tyle inteligentny i świetnie zorganizowany, by nie zostawić po sobie najmniejszego śladu. I bez mrugnięcia okiem zabijać kolejne kobiety, by ich ciała porzucać następnie w okolicznych parkach.
STRZEŻ SIĘ NIEZNAJOMYCH
Akcja „Kamfory” rozgrywa się przy tym w Krakowie – to tutaj mieszka i działa komisarz Jakub Zagórski, niezbyt wylewny detektyw wydziału kryminalnego policji, który na głowie ma już od dłuższego nie tylko kolejne niewyjaśnione morderstwa, ale i żądną głowy sprawcy szefową o wdzięcznym przezwisku Smoczyca. Przezwisko – w postaci Kamfory – zyskuje w końcu i morderca. W taki właśnie sposób media postanowiły ochrzcić człowieka, który pojawia się i znika bez śladu, a jedyną jego wizytówką są przesadnie okaleczone ciała. Samo zabójstwo mu bowiem nie wystarcza, a liczba zadanych ofiarom ciosów przewyższa tę, potrzebną do odebrania życia.
Szybko okazuje się jednak, że zamordowane kobiety miały kilka wspólnych cech – samotne, ładne, wykształcone, niezależne finansowo, a do tego… korzystające z usług portali randkowych. Wniosek nasunął się więc prosty: to stamtąd werbować je musiał także i nieuchwytny morderca. Tylko jak spośród setek kandydatów wytypować kilku podejrzanych? I jak spośród nich wyłonić tego jedynego, właściwego?
Nie zdradzę wiele pisząc, że do tego zaprzęgnięta zostaje nasza druga bohaterka, Lena Zamojska. Uznana specjalistka w zakresie mowy ciała i wykrywania kłamstw wróciła niedawno do Polski i namierzona została właśnie przez Smoczycę. Ta z kolei postanowiła wysłać do niej swojego komisarza, by wspólnie spróbowali namierzyć coraz bardziej niebezpiecznego sprawcę.
I choć Lena początkowo nie polubiła (z wzajemnością) nieufnego Zagórskiego, to splot kolejnych wydarzeń sprawił, że ostatecznie zgodziła się na współpracę. I tak została konsultantem w sprawie Kamfory, mającym przeszkolić jedną z policjantek na wypadek spotkania ze sprawcą. Co jednak, jeśli uczennica nie zdoła dogonić swego mistrza? Jeśli nie opanuje podstawowych choćby technik i – mimo szczerych chęci i przyswojenia teorii – nie będzie się sprawdzać nawet w próbnych testach? O tym przeczytajcie już sami.
WIĘCEJ NIŻ JEDNA ZAGADKA
I choć sama nie przepadam za łatkami typu „książka idealna na jesień” czy „lektura na długie, chłodne wieczory”, to przyznaję bez bicia, że sama o tej porze roku czytuję głównie kryminały. Pasują do klimatu, do tego zimna za oknem, do gorącego koca i jeszcze gorętszego kubka herbaty w ręku. Jeśli więc szukacie odprężenia, a przy okazji sporej dawki wiedzy i pierwszorzędnej rozrywki, to Kamfora” powinna przypaść Wam do gustu. To naprawdę dobry, polski kryminał, napisany do tego przez kobietę. A więc już nie tylko Katarzyna Bonda czy Gaja Grzegorzewska mogą ogłosić na tym polu triumf. Ta działka literatury, jeszcze kilka lat temu dzierżona głównie przez mężczyzn, wreszcie nam się bowiem pięknie feminizuje.
Ze swojej strony dodam jeszcze, że mam szczerą nadzieję na szybką kontynuację. Tyle wątków autorka zostawiła nam tutaj otwartych, tyle historii ma jeszcze do opowiedzenia, że już teraz zacieram ręce i czekam na więcej. Nie wiem, czy znajdzie się sposób, aby motyw mowy ciała w kolejnych częściach równie oryginalnie kontynuować, ale para bohaterów na dzień dobry zyskała moją sympatię. A Wam tę książkę szczerze polecam – bez względu na to, czy jeśli jesteście już zagorzałymi fanami kryminałów, czy może to będzie Wasza pierwsza tego typu przygoda.
Co więcej, po lekturze tej książki będziecie wiedzieć nie tylko to, kto zabił. Dowiecie się też, która część ciała może powiedzieć o nas najwięcej, w jaki sposób należy brać się za odczytywanie mikroekspresji oraz po czym poznać, że nasz rozmówca kłamie. Przeczytacie też, czym są gesty autoadaptacyjne i kiedy są wykorzystywane oraz na czym polega błędne osadzenie ekspresji w czasie. Tyle zagadek, a tylko jeden kryminał!
„Kamfora” ukazała się nakładem Wydawnictwa Czwarta Strona. Kupić ją możecie m.in. pod tym linkiem.
No cóż, recenzja prawie idealna, zarzucić można tylko i wyłącznie nieprofesjonalny wpływ emocji autorki na ocenę książki. Od razu widać, że się podobało! (Żart, żart)
Po czymś takim nie sięgnąć do portfela i nie wysupłać kwoty wystarczającej na nabycie drogą zakupu powieści to grzech wręcz śmiertelny.
Skuteczność zachęty 10/10, długość recenzji wobec skuteczności 10/10, pozytywne emocje u jako tako empatycznych czytelników – 10/10.
Współczynnik sympatii do recenzentki po przeczytaniu, było nie było, komercyjnego tekstu – 10/10
Nie ma na co pozrzędzić, panie dziejaszku, jak żyć?
Odpowiem na ostatnie pytanie – długo i szczęśliwie!
byle nie za długo, bo pamiętać się nie będzie po co