Fot. See-ming Lee/Fotopedia.com/CC BY-SA 2.0
– One wierzą w Boga?
– A jak cioty mogą nie wierzyć w Boga? Nawet w wielu bogów. Co chwilę na ulicy zza każdego rogu wychodzi jakiś młody bóg.Michał Witkowski, „Lubiewo”
Czasami mam wrażenie, że ludziom się w dupach poprzewracało. Wybaczcie ten nieprzyjemny wstęp, ale dopiero co mieliśmy do czynienia z deklaracją wiary, pozwalającą na podstawie sumienia i przekonań religijnych odmawiać udzielenia pacjentowi pomocy lekarskiej, potem kolejny uduchowiony lekarz wpadł na pomysł zmuszenia kobiety do urodzenia dziecka bez kawałka twarzy i mózgu, które i tak zdołało przeżyć kilka zaledwie dni, a teraz słyszę o irlandzkiej piekarni, która nie zrobi tortu z postaciami z „Ulicy Sezamkowej”, bo przecież Bert i Ernie promują postawy homoseksualne (choć producenci zarzekali się, że to, u licha, marionetki, wobec czego orientacji seksualnej nie mają), a homoseksualizm kłóci się z naukami Biblii.
Ja wiem, że skala problemu zupełnie nie ta, ale mianownik jest jednak ten sam – ludzie, którzy zdecydowali się pracować na rzecz innych ludzi, nagle selekcjonować chcą swoich klientów. Tu nie obsługujemy gejów, tam nie obsługujemy niekatolików. To tak, jakby pójść do fryzjerki i usłyszeć, że sorry, wychodzisz, bo jesteś ruda i masz krzywy zgryz. Albo od hydraulika, że zjawia się tylko w domach, których właścicielki mają miseczki A.
Jasne, że porównanie to absurdalne, że kwestia religii czy przekonań ma o wiele większe znaczenie, ale tylko i wyłącznie dla zleceniodawców, nie zleceniobiorców. Nie interesują mnie przekonania mojego ginekologa, dentysty, pani z warzywniaka ani piekarza, który codziennie wypieka dla mnie pachnące szczęściem bułeczki. Szanuję ich poglądy, ale nie życzę sobie, aby miały realny wpływ na moje życie. Tymczasem zaczynamy popadać w jakąś paranoję, w wyniku której każdy chce wybrać, komu udzieli łaski skorzystania z własnych produktów bądź usług. No, nie. Jak ktoś chciał rządzić światem, mógł zostać kimś innym, niż lekarz, sprzedawca czy piekarz.
Pewnie, że ktoś może powiedzieć, jak choćby pan z piekarni Ashers Baking Company, że to jego biznes i on nic wbrew sobie nie zrobi. Ale to się nazywa dyskryminacja. Nie można odmówić zrobienia tortu gejowi dlatego, że jest gejem. Tort to tort i mało istotne jest, gdzie jego zjadacz lokuje swojego penisa. (Choć zaraz przypomina mi się szarlotka z „American Pie” i zaczynam mieć pewne wątpliwości.)
Po akcji z lekarzami, w knajpach zaczęły pojawiać się napisy, że barman ma prawo odmówić sprzedania piwa z sokiem, powołując się na klauzulę sumienia. I to było piękne i bardzo zabawne. We wrocławskiej „Mleczarni” też usłyszałam kiedyś, że pan mi whisky z Colą nie poda, bo to potwarz i wstyd. Tylko to wtedy był żart oraz flirt, a tu mamy egoizm i nietakt.
Nie można dobierać klientów według koloru skóry, przekonań politycznych, wiary czy sposobu, w jaki mówią słowo „skarpetka”. Jeżeli ktoś opiera swój biznes na świadczeniu usług, i nie są to usługi wysoce elitarne, ani on sam nie jest na przykład Barackiem Obamą, to nie ma prawa się od wykonania owych usług w taki sposób uchylać. Biznes to biznes, a klient to klient. Żywy, czujący i wymagający szacunku.
I od kiedy to wyznawcy jakichkolwiek religii wojują, do diaska, na torty? No przecież jak czytam w polskim wydaniu Newsweeka, że według 24-letniego właściciela piekarni „homoseksualny charakter tortu kłóci się z przekonaniami religijnymi jego pracowników”, to scyzoryk mi się w kieszeni otwiera. A mam na sobie akurat ulubione jeansy.
Znaczące jest też to, że zamówienie na tort z Bertem i Erniem złożył Andrew Muir, burmistrz North Down, otwarcie przyznający się do swojej orientacji. A co z całą resztą? Może każdy klient, po wejściu do piekarni, będzie proszony o wypełnienie stosownej deklaracji? Bo jeśli pracownicy obsługują tylko jawnie zdeklarowanych homoseksualistów, to jest to pewna hipokryzja. Jak odmawiać wszystkim, to wszystkim. Wiecie, to jak z oddzielaniem ziarna od plew.
A Bóg patrzy na to i nie grzmi i ja tym mocniej wierzę, że on cierpliwy jest i wyrozumiały jest.
Tak troszkę poza tematem… Dzięki tej „zagrywce” piekarnia ma darmową reklamę. I na pewno pójdą teraz do niej rzesze wierzących, zaciekłych hetero, których w każdym kraju jest od groma.
To na pewno. Ale nie wiem, czy ta reklama warta jest procesów sądowych, jakie ich teraz czekają.
Nie jestem tolerancyjna i raczej nigdy nie będe. Jestem stanowczo ZA klauzulą sumienia, jeśli lekarz podpisuje ją, pamiętając też o obowiązku niesienia pomocy swoim pacjentom. Dlaczego homoseksualiści mają mieć prawo zwiększenia sobie komfortu przez obnoszenie się ze swoją orientacją, a pozostali mają czuć się niekomfortowo, będąc zmuszeni do obserwowania tego, a nawet podporządkowania się? Nie zapomnijmy, że wolność jednego człowieka kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego. Moim zdaniem teraz w mediach zbyt dużo dzieje się na ten temat, ludzie powariowali. Homoseksualizm stał się nowym trendem, możliwością wyróżnienia się i zwrócenia na siebie uwagi.
Chyba nie o to chodzi w tej zabawie. :) Nikt nie budzi się rano z myślą: zostanę gejem, to pomoże mi wyróżnić się w tłumie. A jeśli tak, to potrzebna jest mu zapewne pomoc specjalisty.
Tu chodzi natomiast o normalne traktowanie. O zaprzestanie dyskryminacji. Bo odmowa sprzedania komuś tortu z powodu jego orientacji seksualnej jest jawną dyskryminacją. Nie można wartościować i dzielić ludzi w taki sposób.
Z każdym takim newsem coraz lepiej rozumiem po co powstał mem „I don’t want to live on this planet anymore”. Po to bym mogła go nadużywać.
racja, ale wtedy pojawia się inny mem, a mianowicie: „save the earth, it’s the only planet with chocolate” ;) trudno się zdecydować, czy kochać ją, czy wysadzić w powietrze. :)