Na zdj. kadr z filmu „Link do zbrodni”, reż. Nacho Vigalondo
Czy zadaniem Biblii nie jest sprawienie, by ludzie czuli się dobrze sami ze sobą? I dzięki czemu ludzie poczują się lepiej, jeśli nie dzięki seksowi? Weźmy przypadkowy fragment. Powiedzmy, Ewangelię św. Łukasza, rozdział 17, wersety 20-21. Faryzeusze pytają Jezusa, kiedy nadejdzie królestwo Boże. I co im odpowiada? Mówi: „Oto bowiem królestwo Boże pośród was jest”. Powiedziałabym, że to dość oczywiste. Nie ma tu żadnej tajemnicy. Mówiąc to, Jezus ma na myśli wyłącznie jedno. Nasienie.
Sasha Grey, „Klub Julietty”
Otóż Sasha dobrze wie, że żyje się tylko raz, a żyć życiem gwiazdy porno to widocznie mało. Dlatego też odkrywa w sobie coraz to nowsze talenty i występuje jako aktorka, modelka, muzyk, a teraz jako pisarka. Zupełnie niepotrzebnie. Jej debiutancka powieść, „Klub Julietty”, to obciach większy, niż własny tag na RedTube’ie.
Pomijam już fakt, że bohaterki są głupie, a fabuła sztampowa. Znowu mamy niewinne dziewczynki, nakłonione do złego („50 twarzy Grey’a” się kłania). Znowu tajne stowarzyszenie, które istnieje pewnie dłużej, niż iluminaci i lubi bawić się w orgie. Mniejsza jednak o to. Problem w tym, że Sasha próbuje być mądra.
Używa w tym celu wielosylabowych słów (w jednym ciągu: psychoanaliza, katharsis, semiotyka, sublimacja, triangulacja, retoryka, prototyp – Sasha, srsly?), rzuca nazwiskami takimi jak Freud czy Foucault, filmami takimi jak „Obywatel Kane”, „Zawrót głowy” czy „Piękność dnia”. Cytuje wiersze Williama Blake’a, wspomina markiza de Sade czy Marcela Duchampa, a opowiada o nich tak łopatologicznie, jakby właśnie przeczytała ich biogramy gdzieś na Wikipedii.
Zresztą, co ja Wam będę mówić. Łapcie przykładowe cytaty:
Nasi panowie wszechświata – nie owijajmy w bawełnę – są profesjonalnymi jebakami. Zerżną cię, żeby dotrzeć na szczyt. Wyruchają z pieniędzy, wolności i czasu. I będą cię pieprzyć tak długo, aż trafisz do piachu. Choć i nawet wtedy nie przestaną.
Ja myślę, że to musi być niewygodne. Pieprzyć trupa i do tego w piachu. Ale wiemy, że dziewczyna chleb z niejednego pieca jadła, więc niech się bawi, jak chce. Natomiast pozwolę sobie dodać, że cytowałam ten fragment w smsie i słownik z automatu poprawił mi „jebakami” na „kebabami”. A przecież ja nawet nie jem mięsa.
Tak więc nasi panowie wszechświata, profesjonalne jebaki, obmyślili, jak dostać wszystko, czego pragną i spełnić swoje najdziksze i najbardziej wyuzdane seksualne fantazje, nie wywołując przy tym skandalu. To tak, jakby ktoś twierdził, że potrafi puszczać bąki tak, by nie śmierdziało. Oni w każdym razie… robią to za zamkniętymi drzwiami. Wszyscy razem. w tajemnicy.
Ja teraz średnio wiem, o którą z tych czynności chodzi. W każdym razie to nie są drzwi, za które chciałabym wejść.
Wiem, co jest gorsze i co spowoduje większe szkody – bycie pieprzoną w tyłek przez bandziora czy bycie pieprzoną w tyłek przez żółtą taksówkę.
Tu mam ochotę zapytać: to jest jeszcze coś, co Cię nie pieprzyło?
Powiem wam, że „penis” jest w porządku, ale „kutas” brzmi znacznie bardziej sprośnie i poetycko. Sprawia, że myślę o kogucie. A kogut kroczy dumnie i pieje. Stroszy piórka, przewodzi kurom i wodzi rej. Wszystko to kojarzy mi się z seksem.
Kogut kojarzy się z seksem? Nic, nigdy, nie będzie już takie samo.
Ni stąd, ni zowąd postanawiam wziąć prysznic przed kolacją.
Lubi, skubana, życie pod prąd.
Pewnie myślicie, że wykształcona, młoda kobieta powinna zaprzątać sobie głowę poważniejszymi rzeczami niż to, jak najlepiej określić wytrysk. Nie jestem tego taka pewna.
A ja bym tak obstawiała, maleńka.
Między jej mózgiem a ustami brak filtru, który ma większość ludzi. Na zajęciach potrafi patrzeć na jakiegoś chłopaka i ni stąd, ni zowąd rzucić niestosowne uwagi typu: „Ciekawe, czy jest obrzezany”. Albo: „Myślę, że przekrzywia mu się w lewą stronę”. Czy: „Założę się, że jego sperma smakuje jak galaretka cytrynowa”.
I w tym momencie cieszę się, że nigdy nie jadłam galaretki cytrynowej.
Lubię trzymać je na palcu i patrzeć na nie tak, jak patrzy się na płatek śniegu, próbując dostrzec stworzony przez naturę krystaliczny wzór.
Zgadnijcie, o czym mowa. Jeśli nie zgadliście – wróćcie do zdania z Jezusem. Jak ja się czuję po przeczytaniu kilku akapitów o Sashy i męskim nasieniu? Otóż tak, że już nigdy więcej nie ulepię bałwana.
Dickie pracuje w branży betoniarskiej. Jak nikt zna się na prefabrykowanej masie betonowej. Całe życie do ma czynienia z budownictwem i rozmaitymi kruszywami. Jest prezesem zarządu w firmie będącej jednym z największych na świecie dostawców materiałów budowlanych. Beton to jego życie i podchodzi do niego bardzo emocjonalnie.
Kurwa, a spróbowałby nie.
Jest naprawdę nieśmiały. Ma dużą szafę (…). Poza tym nie ma tam żadnych wygód. Żadnej kanapy, poduszek, dywanów. Nie ma nawet zasłon. Śpi na materacu, na podłodze, ale nigdy mnie na nim nie pieprzył. Raz zajrzałam do jego lodówki. Była prawie pusta. Znalazłam w niej tylko herbatę. Nie liściastą, ekspresową. Duże opakowanie herbaty w torebkach. Żadnego mleka.
Herbata ekspresowa, w torebkach. I brak mleka w lodówce. No chory skurwysyn, jak nic.
Pikanterii dodaje natomiast fakt, że ten sam bohater – wykładowca – seks lubi uprawiać po ciemku. I nie tak, że gasi światło. On w tym celu wchodzi do szafy. Natomiast kobietom każe przebierać się za… Hm. Własną matkę.
Nie znajduje czasu, żeby zadbać o ciało. Mnie to nie przeszkadza. Bo chcę być pieprzona wyłącznie przez jego mózg.
Normalnie powiedziałabym, że spierdalało się z lekcji biologii, ale niech będzie, że to metafora. Od siebie dodam tylko, że jego mózg i jej brak mózgu mogłyby się zgrać jak wtyczka z kontaktem.
Mogłabym tak długo, ale po co. Chcecie – czytajcie. Nie chcecie – nie czytajcie. Ja tam momentami bawiłam się przednio, chociaż na mniej więcej 14 lat przeszła mi ochota na seks.
[…] Recenzja książki Sashy Grey: tak, tej aktorki porno. Czy odnalazła się jako pisarka i czy czytelnicy mogą odnaleźć w jej twórczości coś więcej niż popłuczyny po „50 twarzach Greya”? Tekst jest na tyle treściwy i celny, że nie będę Wam zdradzał szczegółów, bo zepsuję Wam zabawę. Po prostu sprawdźcie to. […]
Kiedyś jak nudziłem się na lotnisku to rozważałem kupienie sobie jej książki, ale zrezygnowałem. Jak widać, to była dobra decyzja :)
Szlag. Lubiłam cytrynową galaretkę, ale chyba już mi przeszło. A co do książki – chyba dno na koncie bankowym zobaczyła, skoro poświęciła czas na napisanie tylu stron tekstu. I nie żebym umniejszała jej mózgowi (no, może trochę), ale jej filozofia jest tak popieprzona, jak ona sama…
Dzięki za utwierdzenie mnie w przekonaniu, że jednak gorsze książki istnieją i nie jest to tylko kwestia gorszych czytelników, którzy nie rozumieją geniuszu tych publikacji…
Powiem tak: najbardziej żenujących fragmentów i tak Wam oszczędziłam. ;)
A jakie żenujące fragmenty zostały oszczędzone? Poprosimy jednak o zacytowanie. Ciekawi mnie to niezmiernie ;)
A skąd czerpiesz przekonanie, że jest popieprzona?
To było nawiązanie do pieprzenia, czyli jej własnego określenia na stosunek płciowy.