Moja antykoncepcja to moja sprawa. A nie smutnych panów z telewizji czy państwa

To niesamowite, ile przez ostatnie lata dowiedzieliśmy się o kobietach. Okazuje się na przykład, że są na tyle zaradne i inteligentne, aby rodzić i wychowywać dzieci – oczywiście im więcej, tym lepiej. A jednocześnie na tyle naiwne i głupie, by tabletki „dzień po” łykać jak cukierki, a na kolejne aborcje zapisywać się między paznokciami a aerobikiem. Najwięcej o kobietach wiedzą przy tym jak zwykle mężczyźni – zwłaszcza ci z polityki i telewizji. I to oni wiedzą najlepiej, jak Polki mają się zabezpieczać, choć dostęp do antykoncepcji mają dziś utrudniony. Nie ma w nich też zgody na edukację seksualną, bo to psucie dzieci i młodzieży, jest za to na klauzulę sumienia, która pozwala farmaceucie odmówić realizacji recepty na lek, który lekarz uznał za konieczny dla pacjentki i po to wypisał na niego receptę.

Brzmi absurdalnie? Dzień dobry w Polsce.

A dlaczego dziś właśnie o tym? Ponieważ 26 września będziemy obchodzić Światowy Dzień Antykoncepcji. Choć w naszym kraju to się go obchodzi, ale szerokim łukiem. I nie ma w tym ani odrobiny przesady. Nie wiem, czy wiecie, ale Polska ma najgorszą dostępność do antykoncepcji w Europie. Ba, u nas jest nawet gorzej niż w Rosji czy na Białorusi! Dlatego porozmawiamy dziś o tym, skąd w razie czego wziąć receptę na antykoncepcję, czym jest Dimedic i dlaczego dobrze zapamiętać ten adres oraz jak nawet w kryzysowych sytuacjach uzyskać ekspresowe wsparcie.

dimedic dimedic dimedic


SORRY, CHŁOPAKI. TO JA WYBIERAM

Obecnie mam 35 lat. Mniej więcej od 15 lat uprawiam seks i w tym czasie urodziłam dwoje dzieci. I więcej nie zamierzam. Co to oznacza? Że dobrze wiem, na czym polega antykoncepcja i – co równie ważne – mam do niej swobodny dostęp. Ale nie wszyscy mają tyle szczęścia. Od razu powiedzmy to sobie wprost: te dobrze sytuowane kobiety, zwłaszcza z dużych miast, problemów z dostępem do antykoncepcji raczej nie mają. Ale co mają powiedzieć te, które nie są ani zamożne, ani mobilne, a w których miasteczku lub wsi nie dostanie się recepty na antykoncepcję czy później samego leku? Czy można odmawiać kobiecie prawa do seksu, jeśli ciąży nie chce, uniemożliwiając jej zabezpieczanie się? Czy można oczekiwać od niej rodzenia dzieci tylko dlatego, że urodziła się w złym miejscu lub czasie? Oczywiście, że nie. Dlatego dostęp do antykoncepcji powinien być dla wszystkich równy. Niestety, między „powinien” a „jest” rozciąga się przepaść.

Dlatego dziś będzie o tym, jak ważny jest wybór. Bo każda kobieta powinna mieć prawo wyboru w absolutnie każdej dziedzinie swojego życia. To wyłącznie do niej powinien należeć wybór metody antykoncepcji, lekarza, przychodni, sposobu i stylu życia, poglądów, partnerów seksualnych (w tym także ich liczby) – WSZYSTKIEGO. A jak to wygląda w praktyce? Jakby czas się u nas zatrzymał. Dla wielu osób seks wciąż ma jedynie funkcję reprodukcyjną i w głowach im się nie mieści, że kobiety mogą uprawiać seks, bo lubią i chcą. A tymczasem seks naprawdę nie służy jedynie do zachodzenia w ciążę. To też sposób na osiągnięcie przyjemności, zrelaksowania się, budowania bliskości i intymności, okazywania miłości i co tam sobie jeszcze zechcecie. I nie, uprawianie seksu nie oznacza gotowości i chęci do rodzenia dzieci. Dlatego tak ważny jest dostęp do mądrych lekarzy ginekologów oraz do samej antykoncepcji. Oraz uświadamianie, że hej, kobiety też lubią seks!


SEKS OD 15 LAT, ALE GINEKOLOG DOPIERO OD 18

Zastanówmy się, jak obecnie wygląda nasza sytuacja. Zacząć wypada od tego, że edukacja seksualna w tym kraju właściwie nie istnieje. I to zarówno w szkołach, jak i w domach. Do tego dostęp do antykoncepcji kobiety mają obecnie mocno utrudniony. O ile mężczyzna bez problemu może zaopatrzyć się w paczkę prezerwatyw w pierwszym lepszym monopolowym czy na stacji paliw, o tyle kobieta musi już się nagimnastykować, żeby najpierw otrzymać receptę, a później ją jeszcze zrealizować. Do tego dochodzą problemy z dostępem do antykoncepcji awaryjnej, wynikające często z niewiedzy lub złej woli czy to lekarza, czy farmaceuty. Bo przypominam, że tabletka „po” to NIE JEST tabletka wczesnoporonna. To rodzaj antykoncepcji, a nie aborcji. Ona ma zapobiegać ciąży, nic więcej. Uprzedzając ewentualne pytania: jeśli kobieta już jest w ciąży, to tabletka nie będzie miała na tę ciążę żadnego wpływu.

Jakby tego było mało, to jeszcze wizyta u ginekologa aż do 18. roku życia musi odbywać się za przyzwoleniem rodzica. Oczywiście nie chodzi o to, aby był on obecny w trakcie samego badania, ale jednak musi wyrazić na nie zgodę. Dotyczy to zresztą nie tylko ginekologów. Zgodnie z obowiązującym prawem, w Polsce przed ukończeniem 18. roku życia nie możemy pójść sami na wizytę do żadnego lekarza. Nieważne, czy potrzebujemy antykoncepcji, bo uprawiamy seks, czy jakichkolwiek innych leków. Rodzic ma być i już. Co jest tym dziwniejsze, że już uprawianie seksu jest legalne od 15. roku życia. I teraz uwaga, żebyśmy dobrze zrozumieli skalę absurdu. Jeśli masz 15, 16 czy 17 lat, możesz uprawiać seks bez zgody rodzica, ale nie możesz liczyć na sensowne zabezpieczenie, jeśli ten rodzic nie pójdzie z Tobą do lekarza po receptę. Cytując klasyka: czego nie rozumiecie? ;-)


POSZUKIWANIA ŚW. GRAALA, CZYLI TABLETKA „DZIEŃ PO”

To co zrobić, jeśli uprawialiśmy seks, a antykoncepcji nie było albo zawiodła? Wierzący może się pomodlić, niewierzący – rozpłakać. Bo od tego jest antykoncepcja awaryjna, ale niestety – z poszukiwaniem tabletki „dzień po” w Polsce jest jak z poszukiwaniem yeti na świecie. Wszyscy o niej słyszeli, ale żeby zobaczyć i jeszcze dotknąć, to niekoniecznie. Dlaczego? Po pierwsze dlatego, że tabletka „po” dostępna jest wyłącznie na receptę – co samo w sobie jest ogromnym utrudnieniem, bo wiecie, jak wygląda u nas zapisywanie się na NFZ na wizyty lekarskie. A przypominam, że tabletkę „po” – jak sama nazwa wskazuje – należy brać po stosunku. To jest: jak najszybciej. W zależności od wybranej metody, do 72 lub 120 godzin.

Tymczasem w Polsce termin wizyty w pilnych przypadkach wypada średnio po kilku dniach, a w niepilnych zdążysz urodzić i najpewniej wysłać jeszcze to dziecko na studia. I zanim ktoś się oburzy, że to normalne – nie, to nie jest normalne. Tabletka „po” jest dostępna bez recepty we wszystkich krajach Unii Europejskiej – poza Polską oraz Węgrami.

I jeszcze jak ktoś jeździ po świecie i może sobie te tabletki przywieźć w ramach pamiątki z podróży, to pół biedy. Gorzej, jeśli jest się zdanym na łaskę i niełaskę lekarzy i farmaceutów tu w Polsce. Dlaczego? Ano dlatego, że jak już się człowiek dostanie do tego ginekologa, to ten nie zawsze chce taką receptę wypisać. I co wtedy? Pilne umawianie się i jechanie do innego lekarza? Często na drugi koniec miasta? A co z miejscowościami, w których lekarz jest jeden? Albo nie ma go wcale? I co w końcu z kobietami, których nie stać (czasowo, finansowo bądź emocjonalnie) na to, żeby w ciągu kilku godzin czy dni opłacić kilka takich wizyt? O nich już nikt nie pomyśli.


JEDNAK MOŻE BYĆ GORZEJ, CZYLI USTAWA ANTYABORCYJNA W PRAKTYCE

Pamiętajmy też, że do listy dramatów dołączyło jeszcze nowe prawo antyaborcyjne. Nie wiem, czy wiecie, ale obecnie mamy jedno z najbardziej surowych praw antyaborcyjnych na świecie. Wcześniejszy kompromis zakładał dopuszczalność aborcji jedynie w trzech przypadkach. Obecnie, od czasu wyroku Trybunały Konstytucyjnego, są to już tylko dwa przypadki. Ciążę można usunąć dziś wtedy, gdy stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia ciężarnej bądź gdy zachodzi uzasadnione podejrzenie, że ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego. Co to oznacza w praktyce? Mniej więcej to, że Polkom jeszcze mocniej ograniczono prawo do decydowania o własnym ciele. Właśnie tak odziera się kobiety z godności, decyzyjności i samostanowienia o sobie. I – żebyśmy mieli jasność – tu chodzi o wybór. Jeśli ktoś jest przeciwny aborcji, naprawdę nie musi jej sobie robić.

A jakie to ma znaczenie w temacie antykoncepcji? Ano takie, że wszystko to składa się na obrazek państwa wybitnie nieprzychylnego kobietom. Mężczyznom zresztą też – w końcu zdrowie i komfort psychiczny ich partnerek to także ich sprawa. Ale nie czarujmy się: przy obecnych nastrojach społecznych i politycznych lepiej tak szybko nie będzie. O rzetelnej edukacji seksualnej możemy zapomnieć, o aborcji bez względu na powód także, a i tabletka „dzień po” nie zacznie być nagle sprzedawana bez recepty.

Dlatego tak ważne jest, żeby wiedzieć, jak sobie radzić. Oraz wybierać jak najlepszego lekarza, który – w razie potrzeby – nam z tą z antykoncepcją pomoże. Zwłaszcza, że istnieje przecież wiele metod – grunt to wybrać tę najlepszą dla siebie. A to już robimy po konsultacji z ginekologiem, w oparciu o własną sytuację zdrowotną, własne potrzeby i możliwości oraz aktualne wyniki badań. Bo szczęśliwa kobieta to nie tylko kobieta seksualnie aktywna, ale – przede wszystkim – kobieta zdrowa.


DIMEDIC, CZYLI RECEPTA BEZ KOLEJEK I MILIONA REZERWACJI

To teraz kilka pytań do każdej z Was. Czy zdarzyło Ci się zapomnieć recepty na przedłużenie antykoncepcji? Dzwonić od przychodni do przychodni, byle jakiś lekarz zgodził się na wizytę? Źle wyliczyć tabletki albo zapomnieć blistra podczas wyjazdu na urlop? A może zdarzyło się, że prezerwatywa pękła lub się zsunęła? Albo z jakichkolwiek innych powodów potrzebna Ci była antykoncepcja awaryjna? Spokojnie, takie rzeczy się po prostu zdarzają. I to, co jest ważne, to wiedzieć, gdzie szukać pomocy. Szybko i skutecznie, bez nerwów, paniki i płaczu. Dlatego polecam Wam mocno przychodnię Dimedic, która jest partnerem dzisiejszego wpisu i która oferuje konsultacje medyczne online. Najpopularniejsze to właśnie te na antykoncepcję hormonalną i tabletkę „po”. Bez wychodzenia z domu, tłumaczenia się, wstydu, stresu czy oceniania.

A dlaczego oni? Bo już od 5 lat ułatwiają kobietom dostęp do antykoncepcji hormonalnej. W zaledwie kilkanaście minut wystawią Ci receptę na przedłużenie antykoncepcji niezależnie od tego, gdzie właśnie jesteś. Wystarczy mieć telefon albo komputer z dostępem do internetu. Co więcej, Dimedic oferuje też wsparcie przy antykoncepcji awaryjnej, a do tego traktuje te konsultacje priorytetowo i takie zgłoszenia trafiają do ich lekarzy w pierwszej kolejności. I – kolejna ważna rzecz – ich lekarze pracują codziennie, także w weekendy i święta. Pamiętajmy oczywiście, że telemedycyna nie zastąpi tradycyjnej wizyty lekarskiej, ale stanowi jej genialne wsparcie. Zwłaszcza, jeśli potrzebujecie jedynie ponowić receptę. Kiedyś trzeba było się rejestrować i jechać na wizytę, a dziś? Dziś można uzyskać bezpieczną konsultację z lekarzem za pośrednictwem formularza medycznego online lub telefonicznie. Do tego Dimedic działa 7 dni w tygodniu. Ich stronę znajdziecie pod tym linkiem.

I nie, nikt Was tam nie ocenia, nie krytykuje ani nie próbuje przeforsować swoich własnych poglądów. Potrzebujecie recepty? Dostajecie receptę. Dlatego sprawdźcie ich sobie koniecznie, bo umawiając się na konsultację macie pewność, że otrzymacie od nich rzetelne i ekspresowe wsparcie.

dimedic dimedic

dimedic

dimedic

Partnerem wpisu jest Dimedic

Zdjęcia: Tola Piotrowska

Subscribe
Powiadom o
guest
3 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Weronika

To jest super, że przy współpracowych tekstach poruszasz tak ważne tematy <3 to w Tobie uwielbiam, a dimedic zapamiętuje na awaryjną sytuację :)

Kamila

2021 rok:
Wypisanie recepty na tabletkę dzień po (do 5 dni) + zakup = 150 zł recepta + 170 tabletki = 320 zł!
4 lata temu zaliczyłam podobną wpadkę – 130 recepta + 42 zł identyczna tabletka.
Ha tfu tfu tfu na pomysłodawców utrudnienia dostępu do antykoncepcji w bardzo skuteczny sposób – finansowy.

Kaśka

Ekstra wpis!