Dlaczego Polacy nie czytają książek

Według najnowszego raportu, przygotowywanego przez Bibliotekę Narodową, zaledwie 37 procent Polaków przeczytało w 2015 roku przynajmniej jedną książkę. Co w praktyce oznacza najniższy wynik w historii badań czytelnictwa w ogóle.

Jak to możliwe? Normalnie. Nie czytamy, bo nikt nas tego nie nauczył. Nie pokazał nam, że to może być fajne. Nie mamy w Polsce mody na czytanie, nie mamy kultury czytania. W ostatnich latach zaczęły co prawda otwierać się kawiarnie, nastawione na leniwe popołudnia z książką, ale o miejsce w nich zabijać się raczej nie trzeba. W szkole kanon lektur kojarzy nam się z muzeum osobliwości, a czytanie kolejnych pozycji wydaje nam się zabawne jak trwała, to jest: wcale.

SZUKANIE WINNEGO

Czy winny jest czytelnik? Nie do końca, bo urodził się tu, gdzie się urodził. Gdyby miał więcej szczęścia, może byłaby to spływająca winem Francja albo mroźna, acz urokliwa Skandynawia. Chcecie wiedzieć, jak czytają Szwedzi? Odsyłam Was do książki „Szwecja czyta. Polska czyta” której autorkami są Katarzyna Tubylewicz i Agata Diduszko-Zyglewska. Książki absolutnie wspaniałej, bo ani odrobinę nie przynudzającej, a za to prowadzącej dociekliwe śledztwo i poszukiwania winnego. Teraz jednak poszukajmy go sami.

Jakie macie doświadczenia odnośnie polskich bibliotek? Brzydkie, szare, zapuszczone. Nowości książkowe to te z lat 90., a w wyborze pomóc ma Wam kobieta w wieku Waszych babć. Jasne, że to nie reguła, że coraz częściej spotyka się też biblioteki ładne, nowoczesne, nawet multimedialne. Ale to raczej luksus metropolii. Tymczasem w tych mniejszych jakby zatrzymał się czas.

A ile Wy sami jesteście w stanie wydawać na książki? Pewnie tyle, co nic, prawda? Dać dychę za piwo albo dwie za kolorowego drinka – to jest jeszcze ok. Ale dać cztery za książkę, to już gruba przesada. Rozumiem, że w odniesieniu do naszych pensji, wydanie 40 zł to nie byle co. Ale czy nie wydajecie tyle przy jednym wieczornym wyjściu? Nie tyle kosztuje pizza? Nie więcej jeszcze impreza? Jesteśmy w stanie zapłacić tyle za to, by się dokumentnie urżnąć, ale by kilka wieczorów obcować z kulturą – to już jednak nie.

BĘDZIEMY KRAJEM OD SKRĘCANIA MEBLI

I nie zrozumcie mnie źle – moje mieszkanie też nie jest zabudowane literaturą od podłogi po sufit, choć faktycznie miałam w życiu okres, kiedy prędzej wydawałam na książki, niż obiad. Dziś wszystko rozbija się o czas i na tym polega największy paradoks dorosłości. Kiedy studiujesz, masz czas, ale nie masz na książki. Kiedy pracujesz, masz na książki, ale nie masz czasu na ich czytanie. A ile jesteś w stanie kupować „na zaś”?

Nie po naszej stronie leży więc wina. Winny jest kraj, który czytania totalnie nie promuje. Winni są rządzący, którzy kulturę mają w głębokim poważaniu i w corocznym planowaniu budżetów sytuują ją na szarym końcu. Ktoś powie, że to w porządku, bo przecież ważniejsza jest służba zdrowia, szkoły, uczelnie, drogi. A ja Wam powiem, że nie.

Nie, bo zaraz będzie groził nam wtórny analfabetyzm i – jak zauważył jeden z gości wyżej wymienionej książki – na zawsze zostaniemy krajem, w którym skręca się meble i lodówki. Bo książki to kreatywność. To rozwój emocjonalny i intelektualny. Wynalazczość, poszerzanie granic. Granic wyobraźni i własnego języka – i mam tu na myśli nie tylko zasób słów.

Badania wyraźnie pokazują, że to kraje o wysokim poziomie czytelnictwa są bardziej innowacyjne. Są także bogatsze, bo ludzie czytający od dziecka idą na studia, zdobywają lepsze zawody, pną się po szczeblach kariery, a w efekcie – więcej zarabiają i mogą płacić większe podatki. Dlatego czytanie jest tak ważne także dla gospodarki, a nie tylko kultury.

Ba, jest ważne także dla demokracji, bo jedynie inteligentny człowiek jest w stanie w sposób świadomy brać udział w debacie publicznej i w życiu politycznym swojego kraju. O tym, jak nam to obecnie wychodzi, świadczą wyniki ostatnich wyborów i sytuacja, w jakiej obecnie jesteśmy.

NAJBOGATSZA MAŁPA ŚWIATA

Tylko że rozwiązaniem nie jest ani obniżanie cen książek, czego co niektórzy by sobie życzyli, ani nawet to doposażanie bibliotek, bo jedyne, co ono spowoduje, to większą radość już i tak czytających. A chodzi nam o coś zupełnie innego. Chodzi o potrzebę.

My musimy chcieć czytać, czerpać z tego radość, satysfakcję, przyjemność. Musimy czuć, że od tego zależy nasza edukacja, nasz rozwój, nasz dzień. Dlatego tak ważna jest promocja samego czytelnictwa. Oswajanie ludzi z książką i przyzwyczajanie ich do tego, że to zajęcie wartościowe, przyjemne i pożyteczne.

Dlatego jeśli ktoś pyta mnie, jak reaguję na tych 37 procent z raportu, to odpowiadam wprost, że trafia mnie szlag. Trafia mnie szlag, że przy tak łatwym dostępie do kultury, wciąż nie potrafimy z niej należycie korzystać. Jesteśmy jak małpy w złotych klatkach, w których z sufitu zwisają diamenty. Tylko co małpie z diamentu?

Ano to, co Polakowi z książki.

Subscribe
Powiadom o
guest
57 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
petyniaq

Strasznie krzywdząca wydaje mi sie opinia, że na książki musimy wydawać. Biblioteki naprawdę są dobrze zaopatrzone, a o rade nie musimy pytać starszej pani, bo możemy je przeczytać w internecie. Kto nie chce zawsze będzie szukał wymówki.
Moim zdaniem winna jest szkoła, bo to tam zamiast zachęcać do czytelnictwa, pokazywać wartościowe książki, każą nam czytac „dinozaury”. Może wartościowe pod względem literackim, ale zniechęcające 80% młodych ludzi.

Monika Kilijańska

A tym razem to ja się nie zgodzę. Robi się dużo, ale tylko na początku. Syn w II klasie. Nie ma teraz kanonu lektur! Jego zadaniem jest przeczytanie jednej pozycji miesięcznie. Nauczyciela nie interesuje, czy to Krótka historia czasu, Dzieci z Bullerbyn czy Przygoda w Minecrafcie. W wyższych klasach pojawiają sie książki, które są jak najbardziej nowe np. Lew, czarownica i stara szafa zamiast Naszej szkapy, kompletnie dziś niezrozumiałej. A w gimnazjum poza Krzyżakami czy Szekspirem jest także Sapkowski czy Agata Christie (jako propozycja)!

Piotr

Ja też dużo nie czytałem . Dopiero od niedawna połknąłem bakcyla i obrabiam wszystkie książki Remigiusza Mroza. Facet jest niesamowity ,ma 31 lat i napisane 29 książek . Ja przeczytałem do tej pory 9 jego pozycji. liczę że wyrobię się do zimy z jego tomami bo rocznie pisze 5-6 książek i żeby być na bieżąco trzeba mieć pewnie 2 miesiące wolnego.

trupie

Zgadzam sie z „dinozaurami” jednak wiem po znajomych, że ich po prostu nie ciągnie do czytania. Bo nie lubią, bo im się nie chce itd. Wydaje mi się, że po prostu nie odkryli w książkach tego, co my- przepustki do innego świata, ciekawych historii…itd

Jan

to masz …owych znajomych

Funkcja kwadratowa

Dla mnie szkolny książkowy problem leży bardziej w przymuszaniu, nudnych lekcjach i testach z treści książki. Oczywiście, ciężkie i nudne lektury pokroju Krzyżaków czy Zemsty jeszcze pogarszają sprawę i nadają się do wywalenia z programu – mało kto je czyta, ludzie lecą na streszczeniach, również z tego powodu że takie książki są po prostu niezrozumiałe dla kogoś kto nie interesuje się realiami czasów w których zostały napisane. Najgorsze, co jednak może być to testy ze znajomości lektury. Czytanie książki ze świadomością, że musisz pamiętać treść i będą cię odpytywać skutecznie zabija jakąkolwiek przyjemność. I nie pomoże tu żaden Sapkowski czy… Czytaj więcej »

Ania Maksymiuk

Myślę, że dużo też zależy od osób, które powinny najbardziej promować czytanie zwłaszcza wśród dzieci, bo to potem zostaje już do końca. Pamiętam jak w zerówce mieliśmy lekcje biblioteczną i Pani biblotekarka opowiadała nam o książkach i o czytaniu. Wtedy zakochałam się na amen i chciałam przeczytać na raz wszystkie książki. I to mi zostało do dziś. I tak jak kiedyś czytania nie trzeba było specjalnie promować, tak teraz trzeba zrobić świetną reklamę. I chyba tu jest duży problem. Osoby, które same czytają nie zawsze wiedzą jak zachęcić kogoś, kto nie czyta nic. I co do cen książek to teraz… Czytaj więcej »

Thoughts Blender

A propos kawiarni do spędzania czasu z książką – mam wrażenie, że takie miejsca nie do końca dobrze wpływają na promocję czytelnictwa. Bardzo często odbierane są jako snobistyczne albo lanserskie (ech, jak ja nie lubię tego słowa) – wiele osób nie idzie tam, by czytać a po to, by pokazać się z książką. Kto doświadczył BUWingu, ten z pewnością zrozumie o czym mówię. Koniec końców ten kto faktycznie czyta zostaje w domu; ten kto nie czyta zaczyna patrzeć na czytanie przez pryzmat tych wszystkich pozerów. Jeszcze jedno – nie chodzi też o samo czytanie, ale o jakościowe wybieranie tytułów. Harlequiny,… Czytaj więcej »

Thoughts Blender

Coś w tym jest, być może ktoś później sięgnie po coś głębszego. Oby!!!

Swoją drogą wspominanie o rozochoceniu (choćby mi tylko w odniesieniu do czytania) po 50 twarzach Greya brzmi dwuznacznie :) no, chyba że taki był zamysł od początku :)

Margerytka

Zgadzam się z tym: BUWing i lansowanie się z książką wcale nie jest rzadkie ;) A co do wartościowych lektor- zdecydowanie tak.