Gwoździe w cukierkach na Halloween? Brzmi jak pomysł na horror klasy B, ale – niestety – nie jest to fikcja. I gdyby to był jeszcze odosobniony przypadek. Tymczasem na policję spływają kolejne zgłoszenia od przerażonych rodziców, których dzieci chodziły po domach i zbierały od sąsiadów łakocie. Oprócz gwoździ pojawiła się też ostrzałka od temperówki, igła oraz szpilki. I to w różnych częściach Polski. Póki co, nic się nikomu nie stało, ale strach pomyśleć, ile dzieci nie odpakowało jeszcze swoich zbiorów.
CUKIEREK ALBO PSIKUS. EWENTUALNIE 3 LATA WIĘZIENIA
– Dzieci zbierały cukierki w Lipkach Wielkich. Mój Igor miał gwoździa, prawie zęba połamał. To malutki gwoździk, nawet nie chcę myśleć, co by było, gdyby go połknął. Jestem zdruzgotana, tracę wiarę w ludzi. Całą noc przez tę sytuację nie spałam. Mieszkańcy są w szoku, w końcu mieszkamy w małej społeczności, wszyscy się znamy – opowiadała na łamach portalu gorzowianin.com jedna z mam.
Kobieta postanowiła zgłosić sprawę na policję. Efekt? Policjanci będą prowadzili postępowanie pod kątem bezpośredniego narażenia człowieka na niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Grozi za to kara do 3 lat pozbawienia wolności.
10 TYSIĘCY NAGRODY ZA ZŁAPANIE SPRAWCY
Kolejna historia pochodzi z Godziszewa. – W cukierku była ostrzałka od temperówki. Byliśmy z mężem przerażeni, nasze dzieci więcej nie będą się tak bawić – mówi cytowana przez portal tvn24.pl kobieta.
Tutaj też było o krok od tragedii. Cukierka otworzyła bowiem jej córka. Sytuacja jest tym bardziej szokująca, że dzieci chodziły po okolicznych domach – co wskazuje na to, że sprawcą najpewniej jest ktoś z sąsiedztwa. Nie wiadomo jednak, kto mógł się do tego posunąć.
W sprawę zaangażował się też burmistrz okolicznego miasteczka Skarszewy, Jacek Pauli. – Ktoś mógł doprowadzić do bardzo poważnych obrażeń u niewinnych dzieci, mógł nawet spowodować ich śmierć. To jest zło w najczystszej postaci – podkreślił na łamach portalu. I – aby pomóc jak najszybciej namierzyć i ująć sprawcę – wyznaczył nagrodę w wysokości 10 tys. zł.
POLICJA APELUJE: ZABIERZCIE DZIECIOM CUKIERKI
Na tym jednak lista się nie kończy. Podobne zgłoszenie otrzymała policja w Pyrzycach. Tam jedno z dzieci znalazło w swoich cukierkach powbijane szpilki. Z kolei 11-letni chłopiec z Gniezna natrafił w swoim cukierku na wbitą igłę. O kolejnych przypadkach wypisują rodzice z całej Polski na facebookowych grupach swoich miast i osiedli. Niewinna zabawa zamieniła się więc w prawdziwy dramat.
Obecnie policja apeluje do rodziców, aby uważnie przejrzeli cukierki, zebrane przez dzieci. Czy da to jednak sto procent pewności, że tak pozyskane łakocie można śmiało jeść? Nie byłabym tego taka pewna – zwłaszcza, jeśli wziąć pod uwagę, że cukierki równie dobrze ktoś mógł nafaszerować narkotykami, chemią czy inną, niewidzialną dla oczu trucizną. W obliczu ostatnich wydarzeń, nie można tego przecież wykluczyć. A czy warto ryzykować życiem i zdrowiem własnego dziecka?
KTO UPYCHA GWOŹDZIE W CUKIERKACH NA HALLOWEEN?
O ilu przypadkach wciąż jeszcze nie wiemy? Ile dzieci wciąż ma w swoich domach zagrażające im słodycze? W końcu: czym grozi połknięcie gwoździa albo igły? I jak bardzo chory trzeba mieć umysł, żeby w ogóle wpaść na pomysł, aby umieścić tego typu przedmioty w cukierkach, rozdawanych dzieciom?
Zasada powinna być prosta: nie chcesz, nie uczestniczysz. Nie podoba Ci się Halloween, to nie otwierasz dzieciom drzwi. A jeśli jesteś już tak paskudnym człowiekiem i czujesz potrzebę zepsucia im dobrej zabawy, to zadaj sobie trochę trudu i poupychaj w papierki brukselki.
Ale – na litość boską – nie ryzykuj, że kogoś przy okazji zabijesz.
A CO ZE STARĄ, DOBRĄ ZASADĄ, ŻEBY NIE BRAĆ NICZEGO OD NIEZNAJOMYCH?
To, co mnie natomiast szokuje, to ta niesamowita lekkość, z jaką tego jednego dnia przechodzimy od zasady „nigdy nie bierz cukierków od nieznajomych” po „masz tu wiaderko i idź sam je od nich zbierać”. I – przyznam szczerze – sama miałam nawet wyrzuty sumienia, kiedy tłumaczyłam własnemu dziecku, dlaczego to jest zły pomysł. Obawiniałam się, że może niepotrzebnie kreślę w jego głowie jakieś czarne scenariusze. Ot, zwykła, dziecięca zabawa, co złego może się stać? Okazuje się jednak, że wszystko. I że koszmar, jakiego nie życzyłabym żadnej matce, spełnia się teraz w coraz to kolejnych domach.
Żeby nie było – nie chodzi o przerzucanie winy na rodziców, że pozwolili dzieciom na podobną zabawę. Winni bezdyskusyjnie są ci, którzy wpadli na ten chory pomysł upychania do cukierków gwoździ, igieł czy jeszcze innych przedmiotów. Natomiast ja bym trzymała się jednak zasady, że od obcych trzymamy się z dala. A jeśli już chodzimy po domach i zbieramy od nich słodycze, to pod nadzorem dorosłych. I to zarówno na etapie pukania od drzwi do drzwi, jak i kontrolowania tego, co od nich dostaliśmy.