Tyle lat badań nad przyczynami otyłości. Tyle gadania o jej psychologicznych aspektach. Tyle prób walki z kulturowym i społecznym wykluczeniem. Tylu pacjentów na kozetkach u swoich psychoterapeutów, tyle gadania o bulimiach, anoreksjach i innych zaburzeniach odżywiania. Tyle rodzajów diet, planów treningowych, lekarzy i diagnoz. I wszystko to o kant dupy, bo oto sposób na walkę z otyłością jest jeden i niezawodny: PRZESTAĆ ŻREĆ.
To takie proste, nie? To ja Wam powiem, że równie skuteczne, co powiedzieć alkoholikowi, żeby przestał pić. Biednemu, żeby przestał być biedny. Choremu na raka, żeby przestał mieć raka. Aż przypomina mi się Jezus i uzdrowienie trędowatych. Wiecie, to słynne: „wstań i idź”. I już ja widzę, jak ci wszyscy ludzie wstają i idą. No jak dzik w kartofle!
EMPATIA, GŁUPCZE
Już Wam mówię, skąd ta cała afera. Otóż na przystankach pojawiły się plakaty, porozwieszane w ramach walki z otyłością. Niektórzy nazywają to kampanią społeczną, inni czystym skurwysyństwem. Ale w czym rzecz? Otóż jeden z nich przedstawia wielki napis ŻRYJ z przekreśloną literą R. Inny – grubasa, siedzącego na maleńkim krzesełku z podpisem „Jedz ostrożnie”. Jeszcze inny – nawiązujący do estetyki czarnych punktów na drogach – informuje o tym, ile procent Polaków zmaga się z nadwagą i otyłością. I gdzie tu jest problem? W zasadzie, to nigdzie. Gdyby nie to, że są po prostu PODŁE.
Po pierwsze, nie wszystko jest takie proste, jak otworzenie Painta i narysowanie grubasa. Po drugie, przyczyny otyłości są zwykle o wiele bardziej złożone i skomplikowane i jeżeli ktoś uważa, że jedynym powodem, dla którego wszyscy są grubi, jest to, że dużo jedzą, to jest zwyczajnie niedouczony. Po trzecie, celowe odwoływanie się do problemu bezpieczeństwa na drogach poprzez czarne punkty i „jedz ostrożnie” tak bliskie hasłu „jedź ostrożnie”, jest nieuprawnione i głupie. Dlaczego? Dlatego, że każe kojarzyć osoby otyłe jako potencjalnie niebezpieczne – tak, jak niebezpieczni bywają nieodpowiedzialni kierowcy na drogach. Żresz za dużo? To ciach-pyk, zrobimy jeszcze z Ciebie przestępcę.
Po czwarte w końcu, ten przekaz jest tak wulgarny i agresywny, że nigdy nie powinien zawisnąć w przestrzeni publicznej. Żryj? Co dalej? Sraj? To jest język, jakim chcemy ze sobą rozmawiać? To jest jakiś nowy sposób komunikacji? Od kiedy kampania społeczna atakuje, zamiast bronić? Od kiedy zamienia empatię na beton? Bo naprawdę, trzeba być człowiekiem szalenie zacofanym czy ograniczonym, żeby nie wiedzieć, że czymś takim robi się ludziom krzywdę. Tym ludziom, którzy już i tak mają spory problem. Którzy nie mogą patrzeć na siebie w lustro, bo widzą w nim grube świnie. Którzy od dzieciństwa są wytykani palcami, oceniani przez pryzmat swojego wyglądu. Ale co to kogo obchodzi, nie?
JA TEŻ BYŁAM GRUBA
Więc już odpowiadam: NAS to powinno obchodzić. Nas wszystkich, odpowiedzialnych za to, że na takie coś pozwalamy. Ilekroć czytam, że plakaty są fajne, bo są pomysłowe, a kampania musi być dosadna, bo tylko tak dociera, to mam ochotę zdzielić kogoś gazetą w głowę. Oczywiście, że są pomysłowe i chwała ich autorom za to, ale pochwaliłabym ich jednak bardziej, gdyby poza talentem mieli też chociaż szczątkową empatię. Natomiast NIE, kampanie społeczne – zwłaszcza zdrowotne – nie mogą być tak dosadne. Bo one nie pomagają. One wpędzają w poczucie winy. Sprawiają, że człowiek otyły, stojąc obok takiego plakatu wśród innych ludzi na przystanku, ma ochotę zapaść się natychmiast pod ziemię.
Skąd to wiem? Bo byłam gruba. Grubsza o jakieś 25 kg, co przy moim wzroście było naprawdę straszne. I pamiętam wszystko, jakby to było dzisiaj. To poczucie winy z każdym zjedzonym kęsem. Tę absolutną niemożność powstrzymania się przed zjedzeniem kolejnego ciastka. Co tam ciastka, opakowania! Wiecie, że podczas trwającej 40 minut drogi do pracy, potrafiłam wejść do kilku sklepów, bo napady głodu były nie do opanowania? To się nazywa kompulsywne objadanie się i to się leczy. I ja się wtedy leczyłam, co nie przeszkodziło mi usłyszeć od kolegi z pracy – przy pełnym, wspólnym stole – „Asia, ale Ty to się już chyba najadłaś”?
Obróciłam to wtedy w żart, bo co innego mogłam. A nie, sorry. Mogłam się jeszcze rozpłakać. Mogłam też przestać żreć. Przynajmniej przy nich. I przestałam.
Ciastko, które miałam wtedy ze sobą, zjadłam w pracowniczym kiblu.
I dopiero wtedy się rozpłakałam.
ODPIEPRZCIE SIĘ W KOŃCU OD GRUBYCH
Wiecie, co mi się przypomniało, jak zobaczyłam te plakaty? Dorota Masłowska i jej dramat „Między nami dobrze jest”. Tam jedną z bohaterek jest Gruba Świnia, która „nie powinna się tak nachalnie szwendać innym ludziom po ich polu widzenia, bo mają prawo do wyboru powodów, dla których rzygają”. Bo tak właśnie traktujemy grubych. Nie pasują nam do krajobrazu. Przeszkadzają nam. Są łatwymi celami. Dlatego walimy w nich na oślep, bo dlaczego by nie. Nie chcemy ich zrozumieć, nie chcemy zapytać. Nie interesuje nas niesienie pomocy, bo przecież sami są sobie winni. Wystarczyłoby, żeby przestali tyle żreć. Wzięli się wreszcie za siebie. Zapanowali jakoś nad sobą.
Tylko wiecie, jaki jest problem? Nad otyłością, wynikającą z problemów ze zdrowiem – czy to psychicznym, czy to fizycznym – nie da się zapanować. Czasami da się przy pomocy leków, czasami przy pomocy lekarzy, w tym także psychiatry. Natomiast to, co robią te plakaty, to nie jest skłonienie ich do refleksji, bo osoby otyłe naprawdę mają w domach lustra i wiedzą, że są otyłe. I na pewno od wielu życzliwych osób zdążyły usłyszeć już, jak bardzo jest to dla nich niebezpieczne i szkodliwe. Tylko wiecie, co pewnie czują, widząc te plakaty? Do tego wycelowane w nich tam, gdzie są najbardziej bezbronni, czyli na ulicy, wśród spojrzeń obcych ludzi? Ściśnięcie w żołądku. Wstyd. Złość. Poczucie winy. Niesprawiedliwość. Lęk. I ogromną, ale to ogromną frustrację. I dostają niezbity dowód na to, że powinni jeszcze bardziej znienawidzić to swoje wstrętne ciało.
Nie tędy droga, ludzie! Jeśli ta kampania społeczna miała posłużyć za koło ratunkowe, to niestety. Nie dość, że jej autorzy sami sięgnęli dna, to jeszcze dla otyłych koło ratunkowe okazało się betonowe.
Już myślałam, że tylko ja je tak odbieram… Mam taki plakat na przystanku z którego jadę do pracy i z którego wracam do domu. Są wszędzie. Jak zobaczyłam pierwszy („czarny punkt”), to stwierdziłam, że coś w tym jest. Jestem otyła. Zrobiło mi się bardzo smutno, bo nie dość, że sama siebie nienawidzę, to jeszcze jakiś cholerny plakat mi to wypomina. W moim przypadku otyłość nie wynika z „żarcia”, tylko z częstotliwości (czasem jadam jeden posiłek dziennie – obiad), ale też z tego, że potrafię „przeżyć” dzień na TV paczce chipsów. I tak, za każdym cholernym razem mam wyrzuty sumienia gdy… Czytaj więcej »
Jedzenie trans tłuszczy. Odrzuc węglowodany w najcięższym przypadku zastanow sie nad ketozą na 4do 6 tyg i juz. Mozna duzo zgubić bez jo-jo. Ja tak robię;) nie ważne ze nie schudłam ile chcialam. Schudłam. Wynagrodzilam to sobie przez 3 dni. Później jadlam normalnie teraz dalej ketoza. Jest ok
Mam 40 lat, 20 kg nadwagi, 3 razy w tygodniu chodzę na zajęcia fitness i siłownię. Nie mogę schudnąć bo po pierwsze takie geny, po drugie tryb życia i pracy na zmiany, codziennie inne godziny pracy (co za tym idzie i posiłków). Mój lekarz rodzinny -diabetolog- mówi mi tylko pilnuj wagi bo żebym schudła to marne szanse. Te plakaty to porażka, wmawianie ludziom że jak gruby to od razu głupi i leniwy.
P.s. od 10 lat jestem Honorowym Dawcą Krwi – ani razu nie zdążyło się żeby nie zakwalifikowano mnie do donacji. WYNIKI MAM SUPER. A i tak jestem gruba.
No więc właśnie… Nie wszyscy ludzie z nadwagą są leniwi albo nieświadomi tego, że mają problem…
Okropne są te plakaty. I nawet nie są pomysłowe, bo bazują na pomysle, który już był i został potraktowany na maxa po linii najmniejszego oporu, odwołując sie do najprostszych, oklepanych skojarzeń. Które przy okazji sa skojarzeniami bardzo szkodliwymi. Jedź ostroznie – jedz ostrożnie to fajna gra słów, ale to się aż prosiło o wejście na minę, zwłaszcza że był to konkurs otwarty i jego uczetnicy nie musieli mieć żadnej wiedzy o tym, jak komunikować, i tak też się skończyło. W jury konkursu nie było tez żadnych dietetyków, psychodietetyków, psychologów, ktorzy mogliby powiedziec, hello nie tędy droga. chociaż wystarczy chyba odrobina… Czytaj więcej »
” W jury konkursu nie było tez żadnych dietetyków, psychodietetyków, psychologów” – właśnie to mnie zastanawiało! Kto te prace wybrał, kto zadecydował o powieszeniu ich w miejskiej przestrzeni? Przecież nikt, kto ma choć minimalne pojęcie w temacie, by się na to nie zgodził!