Dziesięć lat temu ponad 60 procent Islandczyków przyznawało się do wiary w elfy. Znaczenia nie miały wiek, płeć ani wykształcenie. Islandczycy natomiast przyznają, że dzielą się na dwie grupy. Jedni rzeczywiście mają kontakt z elfami. Pozostałym brak argumentów na to, że ów kontakt jest niemożliwy.
Fiszki Polityki, „Jak Islandczycy dogadują się z elfami”
Jak to możliwe, że w XXI wieku 60 procent Islandczyków wciąż przyznaje się do wiary w elfy? I czy naprawdę są one zapomnianymi dziećmi Adama i Ewy? Albo – z innej beczki – czy człowiek będzie potrafił kiedyś tak zmodyfikować swoje ciało, by nigdy się nie zestarzało i dało mu przepustkę do nieśmiertelności? I czy ceną za to będzie pozbawienie się mózgu i przyjęcie postaci rozmnażającego się bezpłciowo polipa?
Albo czy czeka nas wojna atomowa? I z czyjego powodu wskazówki słynnego Zegara Zagłady znów przesunęły się do przodu? Czy to prawda, że w Indiach z krowiego łajna wciąż robi się mydło, żeby przyzwyczaić ludzki organizm do niebezpiecznych zarazków? Pracownicy jakich zawodów jako pierwsi zostaną wyparci przez roboty? Recepcjoniści, sprzedawcy, strażnicy? A może kucharze z fast foodów? I skąd, u licha, wziął się w Polsce kebab?
AUTODIAGNOZA POSTAWIONA, CZAS NA INTENSYWNE LECZENIE
Też najchętniej poznałbyś odpowiedzi na te i inne pytania? Bo ja zawsze i chętnie. Od dziecka cierpię na nieuleczalny głód informacji i bez bicia przyznaję się do bycia ofiarą FOMO (od ang. fear of missing out, czyli lęku przed tym, że coś nas kiedyś ominie). Telefon to pierwsze, za co łapię rano, zanim jeszcze w ogóle wstanę z łóżka. Spać też chodzę zresztą z telefonem, bo przecież – naładowana emocjami całego dnia i nawet najbardziej zmęczona na świecie – tak bez niego po prostu nie zasnę. A to zerknę na newsy, a to sprawdzę maile, a to przejrzę Facebooka. To już jest chyba uzależnienie, kiedy chce się wciąż więcej i więcej?
Natomiast podstawowy problem jest taki, że większość z tych rzeczy, jakie bez składu i ładu próbuję na szybko przyswoić, jest totalnie bez sensu. To rzeczy przypadkowe, w żaden sposób nieprzefiltrowane, które akurat nawiną mi się pod palce. A to ktoś coś poleci, a to przyciągną mnie chwytliwe i bezsensowne tytuły. I w efekcie czuję się trochę jak frajer, bo pożytku z tego żadnego, a straciłam niepotrzebnie i czas, i siły. Dlatego tak entuzjastycznie zareagowałam na Fiszki Polityki – nową aplikację, robioną przez dobrze znaną mi „Politykę”.
Otóż wyobraź sobie, że ktoś bierze całą tę dostępną wiedzę i robi bardzo staranną selekcję. Sam decyduje, jaki temat ma w sobie potencjał, a następnie redaguje o nim tekst i podaje w przystępnej formie. Dzięki temu rzeczy nudne czy nieciekawe nie przechodzą nawet pierwszego sita. To, co trafia do czytelnika, to już jest konkret, esencja. Treści nie pojawiają się tu hurtowo, ale w ilościach takich, jakich nam dokładnie potrzeba. Tak, aby z każdą móc się na spokojnie zapoznać i nie mieć później w głowie śmietnika, jak po próbie zmierzenia się z wiadomościami, wyłapywanymi z internetu na własną rękę, to jest: kompletnie na przypał.
FISZKI POLITYKI: JAK TO DZIAŁA?
Mechanizm działania jest prosty: pobierasz na telefon aplikację i przez 30 dni testujesz za darmo. Po tym czasie zaczynasz płacić abonament – jeśli oczywiście najdzie Cię taka ochota. A co dostajesz w zamian? Świetnie wyselekcjonowaną i genialnie podaną treść. Fiszki Polityki – jak już sama nazwa wskazuje – mają bowiem postać lekkostrawnych, świetnie pomyślanych wizualnie fiszek, które dają się łatwo scrollować.
A zatem – masz 3 minuty wolnego, bo tyle Twój czajnik gotuje wodę? A może utknąłeś w poczekalni u lekarza? Albo – studenckim zwyczajem – ziewasz na kolejnym wykładzie? Możesz podrapać się wtedy po uchu albo zapleść sobie na włosach warkocze. Ale możesz też przeczytać artykuł, który jest nie tylko sam w sobie ciekawy, ale i da Ci fajny, konkretny zastrzyk wiedzy.
MIŁOŚĆ OD PIERWSZEGO KLIKNIĘCIA
Ktoś zapyta: ok, ale czemu fiszki? Ano temu, że tak podana treść jest po prostu łatwiej przyswajalna. Nie dostajemy blachy tekstu, na widok której robi nam się słabo. To nie jest wielkoformatowa gazeta, która ledwie mieści się do torebki, bo przecież cała strona zawiera się na smartfonowym ekranie. Do tego przy każdym artykule wyraźnie zaznaczone jest, z ilu składa się fiszek. A kiedy zaczniemy już czytać konkretny tekst, aplikacja będzie nam towarzyszyć, odhaczając kolejne fiszki za pomocą zmieniających kolor kropek.
Ogromnym plusem jest też to, że pomysłodawcy aplikacji nie chcieli ścigać się z żadnym internetowym serwisem. Zrobili coś, co jest zupełnie inne, co nie atakuje nas ani reklamami, ani iście tabloidowymi tytułami i zajawkami. Dlatego jeśli ktoś zapyta, z jakiej racji ma płacić abonament (który, swoją drogą, wynosi aż 9 zł miesięcznie – czyli mniej, niż kosztuje złapana na mieście kawa), to już pędzę i odpowiadam.
Po pierwsze, dobre treści ktoś tworzy, więc już z czystej przyzwoitości wypadałoby za to zapłacić. Po drugie, aplikacja nie zakłada udziału reklamodawców, więc nie będzie atrakcji w postaci uderzających nas po oczach pop-upów. Żadnych banerów, wciskających nam na siłę naukę języków obcych w zaledwie trzy dni albo ultradrogie zabiegi na nękające nasze stopy haluksy. Żadnych linków, logotypów sponsorów. Cisza, spokój, raj.
TEGO NA PEWNO SIĘ NIE SPODZIEWAŁEŚ! [SZOKUJĄCE ZDJĘCIA!]
Kojarzysz tego typu nagłówki? Ja aż za dobrze, bo od ponad 10 lat mam przyjemność robić w dziennikarstwie. Nigdy nie zapomnę, jak w poprzedniej redakcji nasz analityk finansowy przygotował obszerny raport odnośnie prognozy paliwowej – prawdziwe kompendium wiedzy, konkretne stawki i wyliczenia, wypowiedzi znakomitych polskich i światowych ekspertów. Tekst przeczytało jakieś 10 tysięcy osób. Czyli 10 razy mniej niż newsa o galopującej półnago na koniu… mamie małej Madzi.
Niestety, darmowe portale nie mogą pozwolić sobie na tego typu luksus. A ja po latach skrzywienia zawodowego mam już silnie rozwinięty bullshit filter i chcę wiedzieć, że dobrze lokuję swój najcenniejszy kapitał, jakim jest mój czas. Dlatego po kilku tygodniach testów śmiało aplikację polecam – zwłaszcza tym, którzy też chcą szybko i zachłannie konsumować dobrą, solidnie wyselekcjonowaną treść. No i którzy wiecznie zapominają spakować gazetę do torebki, natomiast nigdy nie zapomnieliby z domu telefonu.
Zobacz, jak to działa:
Wpis powstał we współpracy z Fiszkami Polityki
o kurde, wygląda super <3 Chyba przyciągnęłam tę apkę i Twój wpis siłą umysłu. Przetestuję :)
O matko, też uwielbiam tracić życie na takie głupotki! Mogłabym czytać o wszystkim i wszędzie – zresztą, bo to raz przejechałam przez to przystanek? :D Apka do sprawdzenia, dzięki!
Pomijając fakt, że technicznie nie mam jak z tego korzystać, jakoś nie wpada w mój nawyk zdobywania wiedzy. Wolę jednak obszerne artykuły, w których wszystko jest należycie rozwinięte i dobrze wytłumaczone, a nie urywki wiedzy. Nie dążę też do tego, by wszystko robić szybciej i szybciej, mam jeszcze czas by posiedzieć nad gazetą albo książką o tematyce, która mnie interesuje. Ale podoba mi się fakt, że ktoś postanowił zrobić to rzetelnie i merytorycznie, w czasach internetu to cenna rzecz…