Farma dyniowa! Najbardziej klimatyczne miejsce, jakie warto odwiedzić jesienią

Pierwszy raz trafiliśmy na nią cztery lata temu. Pisałam Wam o tym zresztą już pod tym linkiem. Od tamtej pory to już nasz obowiązkowy punkt każdej jesieni. A mowa o cudownym miejscu, położonym ledwie kawałek drogi za Warszawą. To oczywiście farma dyniowa w Powsinie – ale niech nie zwiedzie Was tutaj nazwa! Owszem, obejrzycie tu i kupicie ogrom przepięknych i okazałych dyń: są i takie prosto z pola, jadalne, dekoracyjne, białe, hokkaido, kabocha i inne, których nazw nawet nie znam. Do kupienia lub do podziwiania. Ale atrakcji czekać tu na Was będzie znacznie więcej!

Uprzedzając ewentualne pytania: farma dyniowa w Powsinie jest czynna codziennie, przez 7 dni w tygodniu, od godz. 9 do 18, ale już tylko do 1 listopada. Jeśli więc macie ochotę na cudowny, rodzinny wyjazd albo szukacie genialnego miejsca na jesienną sesję zdjęciową – spieszcie się! Bilety możecie kupić przez internet lub na miejscu (płatność kartą lub gotówką). Nie potrzebujecie wcześniej żadnej rezerwacji – po prostu przyjeżdżacie i już. A my dziś pokażemy Wam, dlaczego warto!

A zatem… zapraszamy na wycieczkę! ;-)


FARMA DYNIOWA I BAJECZNA SESJA ZDJĘCIOWA 

Szczerze? Uważam, że farma dyniowa to jedna z najbardziej klimatycznych miejscówek na plenerowe sesje zdjęciowe. I to niezależnie od tego, czy marzy Wam się sesja rodzinna, narzeczeńska, czy jeszcze inna. Nawet, jeśli chcecie zrobić kilka fotek telefonem, żeby mieć na pamiątkę, to takie miejsca świetnie się do tego nadają. Co ważne, nie trzeba żadnych zezwoleń – możecie przyjechać nawet z własnym fotografem! Za nic dodatkowo nie płacicie, w namiocie możecie się komfortowo przebierać, a scenerii jest tyle, że pomysłów na pewno Wam nie zabraknie.


FARMA DYNIOWA – OBOWIĄZKOWY PUNKT KAŻDEJ JESIENI

A jeśli chodzi już o samą zabawę na farmie – takiego klimatu nie da Wam żadna inna miejscówka! Te dynie, zapach słomy, przyjazne zwierzaki z mini zoo – to wszystko składa się tu na taki klimat, że my w tym roku odwiedziliśmy to miejsce dwukrotnie i wciąż mamy niedosyt. Zanim ktoś zapyta, czy lepiej jechać w tygodniu, czy w weekend, to uczciwie przyznaję, że… nie wiem. Sprawdziliśmy obie te opcje i każda ma swoje dobre i złe strony. Minusem weekendów są na pewno tłumy ludzi – problem zaczyna się już na etapie parkowania, a i później nie jest wcale lepiej. Im więcej dzieci, tym też większy chaos, hałas i kolejki do poszczególnych atrakcji. Ale za to więcej też tych atrakcji jest wtedy dostępnych – jak na przykład strefa bitew Nerf, która jest czynna tylko w weekendy.

W tygodniu z kolei strefa jest zamknięta, ale za to są pustki. Nie licząc… przedszkoli. Tak, tak – może nie ma tu wtedy „zwykłych” rodzin, za to wycieczki przedszkolne podjeżdżają całymi autokarami. Dzieci jest więc niekiedy masa, do tego krzyki pań, które się nimi zajmują – no, mocne przeżycie. Ale z tego, co widzieliśmy, wycieczki wyjeżdżają ok. godz. 12-13. Jeśli więc zależy Wam na względnej ciszy i spokoju, a niekoniecznie na dodatkowych atrakcjach, to to będzie dla Was najlepsza pora.


NERFY, GOKARTY I TRAMPOLINY, CZYLI CO MOŻNA ROBIĆ NA FARMIE DYŃ

Zanim ktoś się oburzy, po co komu nerfy na farmie dyń – spokojnie, ja też na początku byłam oburzona. Ale później założyłam gogle, złapałam nerfa w rękę i ganiałam się jak dziecko po wielkim namiocie, wyłożonym sianem. Co to była za frajda! Naprawdę, wszystkim polecam. Staś też był zachwycony, Paweł zresztą podobnie. W namiocie ganiali się i strzelali do siebie wszyscy: starzy, młodzi. Był ogrom śmiechu i naprawdę fajnej, wariackiej zabawy. Nie muszę też chyba mówić, która atrakcja – no, może poza karmieniem zwierzątek – podobała się Stasiowi najbardziej? Dlatego wielkie brawa za pomysłowość, bo ganiały się tam naprawdę całe rodziny.

Kolejna sportowa atrakcja to trampoliny – ale tego chyba nikomu przedstawiać nie muszę. Na farmie czekają też na Was gokarty i to zarówno pojedyncze, jak i podwójne. Można się ścigać (jak jest mniej ludzi) albo poruszać się nimi po farmie. Teren nie należy do najłatwiejszych, więc to dodatkowe wyzwanie. Nie trzeba też za to dodatkowo płacić – ot, znajdujecie wolne gokarty, wsiadacie i jedziecie.


WÓZKI – NAJLEPSZY ŚRODEK TRANSPORTU NA FARMIE

Na młodsze dzieci z kolei czekają tutaj cudne wózki, w których można je wozić po całej farmie. A musicie wiedzieć, że farma dyniowa w Powsinie rozrosła się na przestrzeni lat i teraz to już zupełnie co innego, niż ta, którą poznaliśmy. Teraz ten teren jest tu naprawdę spory. Oczywiście, możecie wziąć ze sobą wózek dla dziecka – zwłaszcza dla niemowlaka, który głównie leży lub śpi. My tym razem odpuściliśmy, bo Zosia już nie z tych, którzy będą cierpliwie wyglądać ze spacerówki. Natomiast musicie uważać, żeby z tutejszych wózków dziecko Wam nie wypadło, bo to się niestety zdarza. Co prawda dookoła pełno słomy, a i wysokość niewielka, ale to raczej jeden z tych stresów, które wolicie sobie darować ;-)

Ach, ważne info – wózki to też jeden z najczęściej rozchwytywanych rekwizytów do zdjęć. Jeśli więc zależy Wam na pięknych, rodzinnych zdjęciach do albumu, to warto o taki zawalczyć – choćby na kilka minut. Na farmie jest ich kilka, ale obowiązuje stara, znana zasada – kto pierwszy, ten lepszy.

farma dyniowa


TYROLKA – MIŁOŚĆ KAŻDEGO PRZEDSZKOLAKA

A nawet kilka tyrolek! Staś je absolutnie uwielbia i mógłby z nich zjeżdżać bez przerwy. W weekendy czy przy okazji wycieczek z przedszkoli bywa do nich większa kolejka, ale poczekać naprawdę warto. Dla takiego dziecka, które nie ma z tyrolką do czynienia na co dzień, to naprawdę niemała atrakcja i fantastyczna przygoda. Jedyne moje zastrzeżenie dotyczy braku kasków. Nie chcę wychodzić na przewrażliwioną mamę, ale wydaje mi się, że powinny jednak być na miejscu dostępne – choćby w tych rozmiarach dla tych mniejszych dzieci, które kondycją i koordynacją wzrokowo-ruchową nie dorównują jeszcze starszakom. A że kasków nie ma, to zalecana jest mocna asekuracja ze strony rodzica.

farma dyniowa


KUPIŁEM CZARNY CIĄGNIK, CZYLI ATRAKCJA DLA MIESZCZUCHÓW

I przy okazji kolejna świetna sceneria do zdjęć! Nasze dzieci traktory to mają akurat u dziadków, więc nie robi to już na nich takiego wrażenia, ale ogrom dzieci piszczało z zachwytu. Za to kocham zresztą to miejsce. Co prawda lubiłam je też bardzo w tym mniejszym, bardziej kameralnym wydaniu, ale teraz trzeba przyznać, że nie sposób się tutaj nudzić. My zwykle spędzamy tu po 3-4 godziny, a i to Staśka trzeba namawiać, żeby wsiadł w końcu do auta. Na liście atrakcji jest przecież jeszcze między innymi labirynt ze słomy do pokonania czy największa miłość Zosi, czyli… mini zoo.

farma dyniowa


MINI ZOO I KARMIENIE ZWIERZĄTEK: COŚ WSPANIAŁEGO!

Bez obaw: zwierzętom nie dzieje się tu żadna krzywda. Opiekunowie bacznie pilnują, żeby dzieci nie karmiły ich niczym niedozwolonym ani nie robiły niczego, co w jakikolwiek sposób mogłoby im zaszkodzić. I za to należą się brawa. Podobnie zresztą jak za jedzenie dla zwierzaków, które dostaje się tutaj za darmo (nie na każdej farmie jest to norma). Co prawda nie ma go zbyt wiele, ale trochę zielonej trawy dla królików czy marchewka dla alpak zawsze się znajdzie.

Super jest zresztą to, że do króliczych zagród dzieci mogą wchodzić, żeby zwierzątka pogłaskać. Do tego macie tu też kozy i gęsi – prawdziwe, fajne mini zoo! My mamy też stąd najwięcej zdjęć, bo przy zwierzętach najłatwiej zatrzymać dzieci w bezruchu ;-) No była to miłość totalna! Jak zresztą cała wycieczka – i to zarówno dla półtorarocznej Zosi, jak i pięcioletniego Stasia.

farma dyniowa

farma dyniowa farma dyniowa


A MY CO ZJEMY? CZYLI JEDZENIE NA FARMIE DYŃ

My jesteśmy z tej starej szkoły, która jedzenie w takie miejsca wozi raczej ze sobą. Nasze dzieci są jeszcze małe i nie wszystko i nie wszędzie chętnie zjedzą, to raz. A dwa, że nie chcę nigdy ryzykować, że coś będzie na przykład zamknięte, a my skończymy wycieczkę po godzinie, bo zaraz rozlegnie się głośne „mamoooo, jeść”. Akurat farma dyniowa w Powsinie tego problemu nie ma – na miejscu są dostępne (choć chyba niektóre tylko w weekendy) food trucki i stoiska m.in. z frytkami, kawą, herbatą, ciastem dyniowym czy nawet pieczonymi kasztanami. Natomiast super jest to, że można bez problemu wnosić tu własne jedzenie. Ba, jest nawet wielki namiot ze stołami i ławami, przy których można usiąść, odpocząć, zagrzać się i spokojnie zjeść. Uprzedzając ewentualne pytania – toaleta też jest ;-)


FARMA DYNIOWA DLA MALUCHA? OD JAKIEGO WIEKU MA TO SENS?

Tak, jak większość innych atrakcji – od kiedy Wasze dziecko trochę już kuma ;-) W zeszłym roku Zosia spędziła całą wycieczkę, śpiąc smacznie w gondoli, więc zbyt wielu wrażeń i wspomnień jej to nie wygenerowało. Za to teraz? Co to była za radość! Naprawdę, nie zasnęła ani na sekundę, nie usiedziała nigdzie ani chwili, nawet jadła w biegu, bo ciągle coś było ciekawsze. Największą atrakcją były oczywiście zwierzątka – tutaj to już tylko przebieranie nogami, uśmiechy, buziaczki i pisk. Zaraz później – huśtawki. Są i takie dla maluszków, i takie większe, na których można siadać razem z rodzicami, więc super. Do tego ganianie się po labiryncie, rzucanie słomą, tarzanie między dyniami – no nie dało się tu nudzić. Dlatego moim zdaniem farma dyniowa jest super już nawet dla roczniaka – wszystkim polecam spróbować!

farma dyniowa


Zdjęcia: Tola Piotrowska

Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Inline Feedbacks
View all comments
Joanna

Faktycznie nie ma chyba bardziej kojarzącego się z jesienią warzywa niż dynia :)