Dziś obchodzę 34. urodziny i… spełniam swoje największe MARZENIE! ♥

Jest tyle absurdalnych haseł, które weszły do naszego języka, choć nigdy nie powinny. Stara miłość nie rdzewieje, jak kocha, to poczeka, co Cię nie zabije, to Cię wzmocni. Z tym ostatnim to powiedziałabym raczej, że co Cię nie zabije, to Cię wkurwi. Ale za najbardziej szkodliwe uważam mówienie o tym, że marzenia się spełniają. No więc nie. W znakomitej większości przypadków marzenia się nie spełniają. Marzenia się spełnia. W myśl starej, dobrej zasady, że na wszystko trzeba sobie w życiu zapracować. I ja dziś wreszcie mogę powiedzieć, że od roku pracuję na to swoje największe marzenie. A jest nim książka o związkach. Wychuchana, wyczekana, słodko-gorzka, a przede wszystkim: pomocna i wspierająca.


MOJA WŁASNA KSIĄŻKA O ZWIĄZKACH

Kiedy kilka lat temu ruszałam tutaj z cyklem tekstów, roboczo zatytułowanych „Alfabetem udanego związku”, bałam się, że ocieram się o sprawy banalne. Że przecież takie hasła jak bezpieczeństwo, szacunek, fajny seks, przyjaźń, granice, czułość czy finanse otwierają nam w głowie te same szufladki. Że są rzeczy, o których mówić nie trzeba, bo są tak oczywiste i dla wszystkich jasne. Jak bardzo się wtedy myliłam! Każdy tekst z tamtego cyklu bił rekordy popularności, a moja skrzynka mailowa puchła od wiadomości od Was. Co więcej, co chwilę zgłaszało się do mnie jakieś wydawnictwo z pytaniem o to, czy nie chciałabym tych tekstów wydać. Nie chciałam. Czułam się niegotowa i niewystarczająco dobra.

Ba, przyszedł nawet taki moment, że w końcu się odważyłam! Kiedy zgłosiło się do mnie jedno z moich ulubionych wydawnictw, obiecało opiekę fantastycznych redaktorów i wsparcie na każdym możliwym etapie, nieśmiało, bo nieśmiało, ale jednak tę umowę wtedy podpisałam. I równie nieśmiało ją później zrywałam. Nałożyło się na to wiele czynników. Zagrożona ciąża, trudny poród, skrajne wyczerpanie – tak psychiczne, jak i fizyczne, a do tego zmęczenie tematem. I wiecie, co? Ani przez chwilę tego nie żałowałam. To wtedy postanowiłam, że jeśli to ma być książka o związkach – a zatem książka wymagająca ogromnej odpowiedzialności i solidnego przygotowania – to wydam ją wyłącznie na swoich warunkach. Nie pod presją czasu, nie skuszona wizją zaliczki od wydawnictwa czy – tym bardziej – pojawienia się na półkach w Empiku. I w końcu naszedł ten moment.


DLACZEGO „ALFABET UDANEGO ZWIĄZKU”?

Ci z Was, którzy obserwują mnie na Instagramie i śledzą moje stories, wiedzą już, że książkę skończyłam pisać w okolicach świąt Bożego Narodzenia. Ogłosiłam to po tym, jak jeszcze raz na spokojnie ją przeczytałam i… popłakałam się. Z radości i ze wzruszenia. Bo to było TO. Ta treść, ten język, ten styl. Ta książka jest dokładnie taka, jaka powinna być moja wymarzona książka o związkach. Do bólu szczera, praktyczna, motywująca, ale i bijąca po uszach, kiedy trzeba. Dlatego dziś mam pełną odwagę mówić Wam tutaj o niej, bo jestem z niej dumna i wiem, że jest jest ona równie dobra, co ważna i potrzebna.

Uprzedzając ewentualne pytania: całą książkę napisałam od nowa. Chociaż nosi tytuł „Alfabet udanego związku”, to zamieszczone w niej treści są w 100 procentach unikalne. Dlaczego zatem nie nadałam im nowego tytułu? Bo formułę alfabetu uważam za najlepszą z możliwych. To dzięki niej książka zawiera 25 niezależnych od siebie rozdziałów. Możecie czytać ją po kolei albo na wyrywki – w zależności od ochoty czy potrzeb. Każdej literze alfabetu odpowiada tutaj konkretne hasło. Wybierałam je tak, aby razem składały się na wszystkie zagadnienia, najważniejsze dla rozwoju każdej relacji. Poza wymienionymi już będzie więc m.in. o matkach i ewentualnych dzieciach, popularnych mitach i ślubie, przyzwyczajeniu, komunikacji w związku, toksycznych partnerach, zazdrości czy rozstaniach. Szczegółowy spis treści oczywiście jeszcze Wam podam. Ale na tym etapie mogę powiedzieć już, że jeśli chodzi o kluczowe zagadnienia, to ta książka jest dla mnie kompletna.


NAJTRUDNIEJSZA DECYZJA

Długo biłam się też z myślami, w jakiej formie ją wydać. Tylko papier? Tylko e-book? A może papier i e-book, żeby każdy sam zdecydował, jak wygodniej mu czytać? W końcu wypisałam sobie listę zalet i wad dla każdego z tych rozwiązań i wybór padł na e-booki. O powodach sporo już mówiłam na stories. Ale spokojnie, zbiorę je i przedstawię także tutaj, na blogu, już w osobnym tekście. Wiem, że dla wielu osób to rozwiązanie może nie być najwygodniejsze, ale zapewniam, że stoi za nim mocne uzasadnienie. Dlaczego zatem wciąż nazywam to książką? Bo pisałam ją jak książkę i za książkę ją ciągle uważam. Zmienia się jedynie format. To nie jest e-book, napisany w dwa czy trzy tygodnie, bo akurat miałam wolne albo przyszła pandemia. To naprawdę obszerna publikacja, na którą składa się łącznie 27 rozdziałów, z czego każdy ma ok. 15 tys. znaków. To dużo. To rok mojej pracy, poprzedzony 6 latami pisania bloga i ponad 15 latami interesowania się tematem związków.

Dlaczego w ogóle postanowiłam ją napisać? Bo uważam, że na polskim rynku wydawniczym dobra książka o związkach to rzadkość. A najbardziej promowane są książki nie najmłodszych już autorów, którzy wypuszczają kolejne tytuły metodą „kopiuj-wklej”, próbując opowiadać nam w kółko to samo, tylko na milion nowych sposobów. Inne są pisane w sposób naukowy, a przez to chłodny, odrealniony i teoretyczny. A ja chciałam stworzyć książkę, którą sama chciałabym przeczytać. Nie pisaną przez profesora, terapeutę i – generalnie – nawet nie przez mężczyznę. Ale właśnie taką normalną, dziewczyńską, pisaną z perspektywy kogoś, kto ma takie same możliwości, problemy, poglądy. Kto jest w zbliżonym chociaż wieku, chce kochać i być kochany i chociaż dwoi się i troi, to coś mu tam w tych związkach nie do końca wychodzi.


NAJPIĘKNIEJSZY PREZENT URODZINOWY

Od razu jednak uprzedzam: to nie jest naukowa książka o związkach. Nie jestem psychologiem, seksuologiem ani terapeutą, więc jeśli interesują Was naukowe publikacje, to to kompletnie nie jest ten adres. Ta książka to trochę poradnik, a przede wszystkim: zbiór felietonów. To zapis moich poglądów oraz doświadczeń moich i moich czytelniczek. Owszem, przed napisaniem jej przeczytałam chyba wszystkie książki o związkach, jakie ukazały się dotąd na polskim rynku, powołuję się też czasem na badania i statystyki, ale wciąż: to nie jest książka naukowa. To książka na wskroś praktyczna, którą chciały wydać już chyba wszystkie najważniejsze wydawnictwa w tym kraju, a którą wydaję z tym mocniej wstrzymanym oddechem, że… sama.

Oczywiście, mam w tym ogromne wsparcie Pawła. Mam sprawdzone redaktorki, genialną graficzkę, której nazwisko zdradzę Wam już za chwilę, mam też osoby od składu, layoutu i okładki. Wszystkich opłacam samodzielnie, ale wierzę, że ta inwestycja ma sens. Dzięki temu książka będzie od początku moja. Wydana na moich zasadach, a przez to maksymalnie dopieszczona. Jeśli macie pytania – pytajcie. Ja na pewno będę Wam tu o niej co jakiś czas mówić. A jeśli mogę sobie czegoś życzyć od Was w prezencie urodzinowym, to tego, aby moja książka pomogła Wam tak, jak na to liczę.

Już teraz mam w swoich skrzynkach setki wiadomości od Was, a w nich setki Waszych szczęśliwych historii o tym, jak to moje teksty pozwoliły Wam naprawić swoje związki lub przeciwnie – przejrzeć na oczy, zakończyć te fatalne relacje i zaangażować się w te zupełnie nowe. A jeśli taką moc miały zwykłe teksty z bloga, to ta książka powinna zdziałać już prawdziwe cuda! Premierę planujemy jeszcze na wrzesień, więc trzymajcie kciuki, bo to już ostatnia prosta! ♥


PS. Jeśli nie chcecie, żeby ominęła Was premiera, to koniecznie dopiszcie się na nasz newsletter! Wysyłamy tylko jedną wiadomość tygodniowo, zawsze z super fajnymi linkami, ciekawostkami, a czasem i zniżkami ;-)

Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Alitka

Wszystkiego Najlepszego! Uwielbiam Cię czytać🌻.

Klaudia Jaroszewska

Gratuluję napisania książki :) też pracuję nad swoją i na razie powolutku to idzie, ale – zgodnie z tym, co piszesz – nie ma się co spieszyć ;)