W tym kraju nie ma pracy dla ludzi z moim wykształceniem – zwykł mawiać Ferdynand Kiepski, ilekroć urocza żona Halinka próbowała posłać go do roboty. Mnie to hasło śmieszyło do momentu, w którym nie trzeba było zacząć rozglądać się za pierwszą poważną pracą – do tego w redakcji. Niby byłam w trakcie studiowania dwóch kierunków, niby umiałam pisać, a jednak nie tak łatwo było zrobić ten pierwszy krok. A pierwszym krokiem był oczywiście staż. Dlatego dziś opowiem Wam, jak to u mnie wyglądało – tzn. jakie miałam oczekiwania i jak zmiażdżyła je rzeczywistość. Na wstępie powiem Wam, że miały ze sobą tyle wspólnego, co pudełko czekoladek z pudełkiem zapałek. Słowem: nie obydwa chciałoby się zjeść ;-)
Oczekiwania, vol. 1: Jestem Julian. Król Julian
Myślę sobie, że to nic, że jestem dopiero na trzecim roku. Przecież to wystarcza, żeby pozjadać wszystkie rozumy – tak w przerwie między parówkami a kanapką z szynką. Mam stypendium, więc na pewno jestem najzdolniejsza i najmądrzejsza, a już na pewno wszystko wiem.
Rzeczywistość: Król? Chyba król Julian
Czyli ten, którego motto życiowe brzmi: a teraz szybko, zanim dotrze do nas, że to bez sensu. Bo redakcyjna rzeczywistość pokazuje mi, jak wiele rzeczy robię bez sensu: każdy tekst czytam po 10 razy, żeby wyłapać jedną literówkę. Zanim zacznę pisać, tracę pół dnia na research, a kolejne pół na scrollowanie Facebooka. Do tego moje genialne pomysły, zgłaszane na kolegium, okazują się równie trafione, co crocsy na bal studniówkowy. Efekt? Koronę zostawiam w domu, a na stażu staram się więcej uczyć, a mniej gwiazdorzyć. W myśl zasady, że czasem lepiej się nie odzywać i tylko wydawać się małym gamoniem, niż odezwać się i rozwiać wszystkie wątpliwości.
Co mi się wydaje? Że wyjdę na oszołoma. Bo ja kocham ludzi i kocham pracować. Kocham pisać, kocham wyrabiać nadgodziny, a już najbardziej to kocham widzieć na stronie swój opublikowany tekst. A tu mi wszyscy mówią, że tę swoją miłość to mogę sobie w trampki włożyć, to przynajmniej powydaję się wyższa. Że na stażu nikogo nie interesuje to, czy jestem fajna, co lubię i czy mam coś do powiedzenia. Bo dobry stażysta jest ponoć jak pryszcz – im mniej go widać, tym lepiej. A najlepiej, jak w ogóle go nie ma.
Rzeczywistość: Wow, ludzie mnie lubią!
To znaczy: wszyscy mnie zauważają i każdy podchodzi, żeby się zapoznać, przywitać. I tak jest już przez cały staż: stażysta to nie statysta, który ma robić za sztuczny tłum, ani tym bardziej chłopiec do bicia, w którego w razie wpadki wszyscy zaczynają rzucać pomidorami – a i to od razu takimi w puszce. Jak to mawiał jeden ze starszych redaktorów: stażysta też człowiek! Jeśli więc panikujesz jak ja przed swoim pierwszym stażem, to weź się ogarnij i przestań.
Oczekiwania vol. 3: Będę parzyć kawę, aż na palcach zrobią mi się odciski
Rzeczywistość: Parzę kawę, ale tylko sobie
Bo kto niby miałby to za mnie robić? Do tego kawa jest o niebo lepsza od tej, na jaką wydaję fortunę w popularnych sieciówkach. I przynajmniej nie trzeba stać za nią w kolejkach. W ten sposób odkrywam drugą najważniejszą zaletę posiadana pracy – poza wypłatą oczywiście – czyli dostęp do porządnego ekspresu. A z rzeczy poważnych: tak, parzyłam innym kawę – kiedy się zgodzili, gdy sama im to zaproponowałam. Bo to jest po prostu miłe i koleżeńskie. Natomiast nikt nigdy nie wymagał tego ode mnie. Nikt nie potraktował jak chłopca na posyłki, nikt nie obraził ani nawet nie zawiódł. No, może poza tym ekspresem, który włączył całodniowy tryb samoczyszczenia w pewien mroźny, leniwy poniedziałek.
Co mi się wydaje? Że przeczytam całą sagę „Harry’ego Pottera”, nadgonię wszystkie sezony „Kuchennych rewolucji”, a w międzyczasie przypomnę sobie wzruszające losy Milagros. Bo kto by się przejmował stażystą? Nie dostaję opiekuna, nie dostanę żadnych ambitnych zadań, ba – nawet kawałka biurka przecież nie dostanę! Wszyscy tak mówią, a skoro wszyscy tak mówią, to już pędzę do biblioteki po ten zapas książek, bo przecież musi tak być.
Rzeczywistość: Y… y… y…
Czyli: są takie dni, kiedy nie mam czasu, żeby się po głowie podrapać. Te najcięższe poznaję po tym, że zanim zdążę napić się kawy, ona zdąży zrobić się zimna. Bo okazuje się, że obowiązki podczas stażu niczym nie różnią się od tych na etacie. Że na porządnym stażu jest i opiekun, i biurko i lista obowiązków tak długa, jak długie były nogi rzeczonej Milagros. O, ja naiwna! Naprawdę, nie wiem, gdzie rozdają te staże, na których się traci czas i nic nie robi, ale z własnego doświadczenia wiem, że chętnym do pracy nigdy nikt nie odmówi. Dlatego od tamtej pory nie wierzę w nudne i bezużyteczne staże. Wierzę tylko w niewykorzystane szanse.
Oczekiwania vol. 5: Całymi dniami nie odejdę od ksera
Rzeczywistość: W całej redakcji nawet nie ma ksera
I – pisząc to – nie wytykam im braków w sprzęcie. Chcę Wam raczej powiedzieć, że te wszystkie stare legendy to zwyczajne bzdury. Przez cały okres stażu nie kazano mi wykonywać ani jednej czynności, która byłaby niezgodna z moim stanowiskiem czy niczego by mnie nie nauczyła. Codziennie dostawałam dokładnie takie same zadania, jak cała reszta redakcji. Dziennikarz z 20-letnim stażem pisał tekst na czołówkę i ja następnego dnia też pisałam tekst na czołówkę. Odpowiedzialność? 10 na 10. Duma: 15 na 10!
A raczej nie zarobię nic. Przecież staże są z założenia darmowe, a jedyne, co można sobie z nimi zrobić, to wpisać je do portfolio. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przemija więc urok memów, wyśmiewających biednych stażystów, bo oto sama będę żyć przez kilka miesięcy o chlebie i wodzie, żując dla niepoznaki spinacze. No ale – jak mus, to mus, widać taki już los biednego studenta.
Rzeczywistość: Zarabiam!
Mój pierwszy staż okazuje się tym… płatnym! Może nie zarabiam kokosów, ale przecież w polskich sklepach i tak nie sposób płacić kokosami. Mam za to do dyspozycji kilka fajnych stówek, co okazuje się całkiem przyjemnym dodatkiem do stypendium na studiach. Natomiast to niewyobrażalne, jak bardzo rozpiera mnie duma! Wszak zarabiam właśnie swoje pierwsze PRAWDZIWE pieniądze! Ja – student. Ja – stażysta. Do tego – na swoim PIERWSZYM w życiu stażu! A więc da się? Da się. Trzeba tylko uważnie czytać ogłoszenia i wybrać dobrego pracodawcę.
Oczekiwania vol. 7: Prędzej spotkam yeti niż dostanę etat
Rzeczywistość: Dostaję etat jeszcze przed końcem stażu
E-TAT. Czyli umowę o pracę. Czyli wszystkie składki, prawo do urlopu, prawo do L4, prywatną opiekę medyczną, kartę Multisporta i nieograniczony dostęp do tego wypasionego ekspresu! Bez proszenia się, bez przymilania się, a już na pewno: bez łapówek i znajomości. Bo okazuje się, że…. uwaga, uwaga – wystarczy się bardzo mocno starać i rzeczywiście być w czymś dobrym. Całkiem proste, nie?
WYGRAJ DLA SIEBIE STAŻ W LIDLU!
A dlaczego właśnie dzisiaj Wam o tym wszystkim mówię? Bo wśród Was też są przecież studenci. Też zaraz ruszycie na swoje pierwsze staże i może też się nasłuchaliście tych wszystkich bzdur, co ja. Dlatego naprawdę – więcej w nie już nie wierzcie. A jeśli mogę już coś konkretnego doradzić, to po prostu nie idźcie na pierwsze lepsze staże. Nie wybierajcie byle czego, żeby tylko odbębnić. Nie cieszcie się, że odhaczycie swoje roboczogodziny, a po skończonym stażu wrócicie do punktu wyjścia. Potraktujcie go raczej jak szansę. I to szansę na sukces – tym lepszą, że w tej edycji nie musicie śpiewać ;-)
A jeśli już jesteście na etapie szukania dla siebie fajnego miejsca, to sprawdźcie, co w swojej ofercie przygotował dla Was Lidl. Już 11 i 12 kwietnia rusza bowiem Recruitment Days, czyli dni rekrutacyjne dla studentów, które mają za zadanie wyłonić ok. 30 stażystów do pracy w głównej siedzibie Lidla! Już teraz mogę Wam zdradzić, że staż jest oczywiście płatny, stanowiska fajne, a i sam proces rekrutacji mega kreatywny! Trwa on już zresztą w najlepsze, więc próbujcie swoich sił, póki czas! Rekrutacja potrwa jeszcze tylko do 25 marca!
Niżej łapcie garść szczegółów:
– staż odbywa się w siedzibie głównej Lidla pod Poznaniem od lipca do września
– do wyboru są m.in. takie działy jak HR, IT czy logistyka (łącznie aż 21 działów!)
– każdy ze stażystów dostanie swój indywidualny projekt – zapomnijcie więc o Harrym Potterze i parzeniu kawy ;)
Stronę z zapisami znajdziecie pod tym linkiem.
POWODZENIA!
Partnerem wpisu jest Lidl
Za moich czasów płatny staż to była jednak rzadkość. Zwykle pracodawcy oczekiwali jeszcze, że stażyści w zamian za darmową pracę będą ich po rękach całować…
Obawiam się, że wiele się tu nie zmieniło. Takie oferty jak ta to niestety rzadkość. Z tego, co piszą ludzie na fanpage’u, to dalej trzeba pracować za darmo, do tego w pełnym wymiarze godzin, a najlepiej jeszcze biorąc radośnie nadgodziny…
Haha, te grafiki! Genialne!
Dzięki! :D Znalazłam je już wieki temu, ale ciągle nie było pretekstu, żeby wykorzystać. A tu nagle przypasowały jak ulał <3
Nie ma to jak przeczytać ten tekst dzień przed rozpoczęciem stażu ?
Haha, koniecznie daj znać, jak wrażenia! :D
Zero zaparzonych kaw! Ogólnie to szłam na staż do miejsca gdzie już znałam raczej ludzi (fundacja przy klasztorze, w którym pracowałam jako kelnerka w kawiarni ;) ) cały dzień studiowałam historię najstarszego opactwa w Polsce, więc dla mnie fascynata historii sama przyjemność!^^
Matko, żeby wszyscy mieli tyle szczęścia i trafiali na staże i prace, które nie tylko odbębniają, ale dzięki którym mają z życia autentyczną frajdę… <3