Jestem zła, zmęczona i sfrustrowana. Ale za wiele rzeczy wciąż jestem bardzo wdzięczna

Długo mnie tu nie było. Nie dlatego, że nie chciałam, ale dlatego, że inne sprawy okazały się jednak ważniejsze. Najpierw zdrowie fizyczne, bo ciąża – tak jak poprzednia – okazała się nieco bardziej wymagająca, niż byśmy sobie tego z Pawłem życzyli. A zaraz potem także psychicznie, bo są w życiu sytuacje, kiedy musisz ograniczyć ilość pracy i obowiązków do zera, żeby jako tako ratować swoją głowę. Ale mam nadzieję, że teraz wracamy z przytupem. O dziwo, nie mam do siebie żadnych pretensji. Przeciwnie, w końcu ogarnęłam chyba tajną sztukę odpuszczania i zamiast rozpaczać nad tymi wszystkimi wpisami, których nie napisałam, choć chciałam, cieszę się z tego, co mam.

Może kojarzycie zresztą to całe praktykowanie wdzięczności? Już wcześniej słyszałam o tym, żeby wpisywać na karteczkach rzeczy, za które jest się danego dnia wdzięcznym i wrzucać je do słoika. Szczerze? Od razu uznałam, że to zupełnie nie dla mnie. Ba, kiedyś ten pomysł wydawał mi się wręcz absurdalny. Ale może to dlatego, że kiedy wszystko jest super, zupełnie się nad tym nie zastanawiasz? Są rzeczy, które doceniamy dopiero wtedy, kiedy coś nagle może nam je odebrać. Jak choćby zwykły spacer po parku. Dlatego dziś wpis o tym, za co czuję wdzięczność po ostatnich, nie tak znowu łatwych tygodniach. Dobrze jest usiąść i wypisać sobie nie tylko to, czego się chce, ale też to, co się ma. I tak, czuję dziś wdzięczność. Ogromną. Może i Was do jej praktykowania chociaż trochę przekonam?


ZA CO CZUJĘ WDZIĘCZNOŚĆ?


1. ZA TĘ ZIMĘ I ŚNIEG

Co roku wypatrywałam go z nadzieją kilkulatki i co roku czułam to samo rozczarowanie, odliczając kolejne miesiące w szarej i zabłoconej Warszawie. I gdyby mi ktoś powiedział, że jeszcze będzie taka zima, że nie trzeba będzie jeździć za nią do innych krajów i że przydarzy nam się tu, w samym sercu betonowego miasta, nie uwierzyłabym. Moja wina, bo przecież zawsze trzeba wierzyć w cuda.


2. ZA CZERWONE NOSY I ZMARZNIĘTE POLICZKI

I płatki śniegu na brwiach, czapce, włosach. Nie ma piękniejszego widoku niż ta czerwień, kontrastująca ze śnieżną bielą. I nie zastąpi tego nawet milion odcieni turkusów ciepłej wody gdzieś na Zanzibarze.


3. ZA ANIOŁKI NA ŚNIEGU

Zwłaszcza te, robione tuż po upadku, kiedy zamiast płaczu czy pretensji Staś zaczyna machać rękami i wołać: „Nic się nie stało, będę robił sobie aniołki”!


4. ZA SANKI

Patrzę na Stasia na sankach i przypomina mi się moje własne dzieciństwo. Mój dziadek, po którym Staś ma zresztą imię, te górki na Konradówce, ten strach przeplatany z adrenaliną i myśli: a co powiem mamie, jeśli się na tej górce zabiję? No, to było dzieciństwo. W zeszłym roku uciekliśmy do Zakopanego i na Słowację, żeby tylko Staś pamiętał, że zima to śnieg, a śnieg to życie. W tym roku z racji pandemii i ciąży nie byłoby to możliwe, więc wdzięczna jestem tym bardziej.


5. ZA CZAS

Za to, że w środku tygodnia możemy wyrwać się na taki spacer, jak ten. Wziąć ze sobą naszą Tolę, dzięki której wszyscy jesteśmy na zdjęciach. Zrobić sobie pamiątkę, do której wrócimy po latach. Ba, do której wracam co chwilę i teraz! Oboje z Pawłem dużo pracujemy i to naprawdę najlepsza zapłata. Nie pieniądze ani kolejne zlecenia. Ale czas, którym możemy dowolnie sterować.


6. ZA TO, ŻE MOGĘ

Bo już poprzednia ciąża nie była najłatwiejsza, a ta robi, co może, żeby się z nią ścigać. Ale wciąż jeszcze mogę i czuję wdzięczność, bo wiem, że nie wszystkie mamy mają tyle szczęścia. Że leżą unieruchomione we własnych lub szpitalnych łóżkach i odliczają tydzień za tygodniem. I ilekroć jestem rozżalona, że nie mogę biegać za moimi chłopakami, ciągnąć sanek czy spacerować tak od rana do nocy, przypominam sobie, że przecież szklanka wciąż jest do połowy pełna. A to wystarcza, by wypełnić pozostałą pustkę.


7. ZA MAGIĘ, W KTÓRĄ WIERZYMY Z MOIM DZIECKIEM

Bo za elfy też jestem wdzięczna. Za tę ufność Stasia, który poza wiarą w świętego Mikołaja odkrył w sobie też wiarę w elfy, które zamieszkały w naszym domu. Później wystarczyło tylko tego nie zepsuć. Kupić maleńkie drzwiczki i okna, przymocować na ścianie tuż przy podłodze. Tak, wiem, że jest luty. I powoli tłumaczę mu, że elfy muszą wracać do świętego Mikołaja, do wielkiej fabryki zabawek, żeby w grudniu wszystkie dzieci znów dostały prezenty. Ale póki co, jest dobrze tak, jak jest. A Staś nawet na sankach sprawdza pod kocem, czy aby gdzieś w rogu sanek nie zaplątały mu się te elfy.


8. ZA WARSZAWĘ

Za tę Warszawę, której pół Polski pewnie nienawidzi, a w której ja wiedziałam, że chcę mieszkać, zanim pierwszy raz zobaczyłam ją w ogóle na oczy. Takiej jak teraz, to jej jeszcze nie znałam. Wyludnionej, ośnieżonej, przyjaznej. To nie jest najłatwiejsze miasto do kochania, a jednak od pierwszego dnia tutaj czuję, że innego nie dałoby się kochać już mocniej.


9. ZA ŚNIEŻKOMAT

Dzięki któremu moje dziecko przestało co chwilę ściągać rękawiczki, bo przecież idealnie okrągła śnieżka wymaga ulepienia gołymi dłońmi. No więc: już nie wymaga. Wystarczy śnieżkomat za 15 zł, ewentualnie za 30, jeśli kupujecie go tak jak my, na urlopie w polskich górach, na jednym z ulicznych straganów. Wciąż: taniej niż leki na zapalenie płuc.


10. ZA NICH

Zdrowych, silnych, radosnych. Za to, że ich mam, że wszyscy mamy siebie. Kiedyś wydałoby mi się to strasznym banałem. Dzisiaj uważam, że to jest najważniejsze.


POST SCRIPTUM

Zanim pojawią się pytania (a po takich wpisach pojawiają się zawsze):

UBRANKA STASIA – to Reima. Zarówno kombinezon, jak i genialna czapka, super śniegowce i rękawiczki bez palców. To akurat jedna z tych marek, które pokazuję Wam u siebie od dawna. Ich ubrania są projektowane i testowane w Finlandii, więc macie pewność, że tym bardziej niestraszna im nasza polska zima. I faktycznie: nieważne, ile godzin spędzicie na śniegu. Czy grzecznie spacerujecie, czy tarzacie się w tym śniegu, robiąc aniołki, orzełki, śnieżki, bałwanki czy co tam jeszcze chcecie. Te ubrania i buty są absolutnie genialne. Ciepłe, wygodne, piękne, a do tego – mrozoodporne i nieprzemakalne. Staś ma dwa zestawy na zimę: kombinezon i kurtkę z narciarskimi spodniami. Obydwa kochamy, obydwa polecamy. Wiem, że kosztują sporo, ale ta jakość broni się sama.


SANKI – Staś dostał je od dziadków już w tamtym roku. Nie nadają się do zjeżdżania z górki, ale spokojnie nadawałyby się do zaprzęgów, prowadzonych przez husky ;-) Pomieszczą kocyk albo śpiworek, można je pchać albo ciągnąć, a dziecko (a nawet dwoje dzieci) jedzie w nich sobie jak król. A do tego mają kółka, więc na chodniku nie trzeba się męczyć, tylko ciągnie się je za sobą jak wózek. Nie znam firmy, modelu ani sklepu, ale to klasyczne sanki z internetu.


KOCYKLa Millou. Bo to najlepsze kocyki na świecie. Tak samo, jak ich otulacze, pozytywki czy pościel dla dzieci. Używamy właściwie od samego początku i ta jakość jest jednak nie do podrobienia!


MOJA KURTKA – to Femi Stories, kolekcja z jesieni. Prze-pięk-na! Zakochałam się w niej od pierwszego wejrzenia i chodzę w niej teraz non stop. Jest śliczna, ciepła i na tyle niepowtarzalna, że nie ma wyjścia, żeby ktoś mnie o nią nie pytał. Czapka też od nich. Szalik – Risk made in Warsaw.


MOJE BUTY – od najlepszej przyjaciółki na świecie. Dostałam je chyba z 10 lat temu, jak jeszcze mieszkała w Oslo. Skoro dawały radę norweskim śniegom, musiały dawać i naszym. Marka Bianco, model już pewnie niedostępny, ale to wciąż mój zimowy nr 1!


HALO, INSTAGRAM – przypominam też, że najwięcej takich rzeczy znajdziecie na naszym profilu na Instagramie – tam jest cała masa zdjęć i stories, wszystko zawsze oznaczam, a jak nie oznaczam, to wystarczy napisać z pytaniem ;-) Tam też na bieżąco wrzucam to, co się u nas dzieje. Więc jeśli jeszcze Was tam nie ma, to mocno zachęcam do obserwowania! Funkcjonuję tam pod swoim nazwiskiem, jako @joannapachla – chodźcie koniecznie, dla mnie Instagram to magia! <3


Zdjęcia: Tola Piotrowska

Subscribe
Powiadom o
guest
4 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Gosia

Dobrze Was tu znowu widzieć! <3

Ania

Nie wiem, które z Was wygląda lepiej, ale Wasze stylówki ze Stachem to jest klasa!!!

Agnieszka

No nic… po ostatnim Twoim poście moje dzieci mają już tylko kurtki Reimy… właśnie kupiłam w mega promocji Maksiowi nawet rozmiar na przyszły rok :D