Alfabet udanego związku. D jak dobroć

Wie pani, kiedy kończy się miłość? Kiedy mężczyzna nie chce dotykać kobiety i kobieta nie chce być dotykana przez mężczyznę. Tak zaczyna się prawdziwy dramat. Wszystko inne jest sprawą drugorzędną.

Stefan Chwin

Nasze mamy i babcie miały prostą definicję dobroci. Dobry mężczyzna to taki, który nie pije, nie bije i jeszcze wypłatę do domu przynosi. To był łatwy układ, klarowny. Trzy punkty do odhaczenia. Żeby jakoś to było – od dziecka do dziecka, od pierwszego do pierwszego.

Z czasem ten wachlarz wymagań się zmienił. Dzisiaj już wiemy, że dobry związek to nie tylko taki, w którym ktoś nas nie bije fizycznie. Chcemy więcej – być kochane, adorowane, szanowane i doceniane. I nie jest to żadne z wygórowanych oczekiwań ani też marzenie, do spełnienia którego potrzebna jest nam gwiazdka z nieba. To banał, który należy się wszystkim, tak jak psu buda.

Tymczasem obserwuję pary, mijające mnie na ulicach, przysłuchuję się im w kolejce do kina, w sklepie czy tramwaju. Nie obchodzi mnie to, czy się lubią, pragną, kochają. Nie chcę o nic wiedzieć nic więcej, skoro tylko teraz, przez ułamki sekund, łączy nas ta sama czasoprzestrzeń. Natomiast całkowicie odizolować od pewnych bodźców się nie da. A kiedy słyszę to, co słyszę i widzę to, co widzę, martwi mnie jednak jedno – to, że nie są dla siebie dobre.

OBRONA? NAJPIERW PRZED SAMYM SOBĄ

To niesłychane (czy raczej: niesłychanie smutne), jak łatwo się dziś potrafimy obrażać. Z jaką lekkością przychodzi nam wypluwanie z siebie potoków słów, które tną niekiedy mocniej niż żyletka. Z jaką zawziętością potrafimy się atakować, choćby przedmiotem sporu była najmniejsza drobnostka. A przecież istotą związku jest nie atakować, a bronić. Nie tylko przed innymi, ale i przed samym sobą.

Niestety, problem leży zwykle w tym, że my sami nie umiemy być dla siebie dobrzy. Wiecznie nakręceni na więcej, wymagający i przesadnie krytyczni, nie umiemy czerpać zadowolenia z tego, co zostało nam dane. Dlatego obwiniamy się o każdy dodatkowy centymetr w obwodzie, o każdy kilogram na wadze. O zawalone kolokwium na studiach albo nieprzyznaną nam podwyżkę w pracy. Mamy pretensje do całego świata, ale najgorsze, że mamy je też do samych siebie – stale jesteśmy z siebie niezadowoleni, a jak można kochać kogoś innego, nie kochając wcześniej siebie?

Problem nie tkwi przy tym w naszej ułomności. Problem tkwi w tym, że daliśmy się wkręcić w spiralę niedoskonałości – nigdy nie jesteśmy tacy, jak trzeba. Zawsze możemy coś zrobić lepiej albo mieć czegoś więcej. Zawieszona została przed nami nie stała poprzeczka, ale poprzeczka, którą złośliwy chochlik w naszej głowie coraz wyżej podnosi. Zapominamy, że życie to nie jest ciągłe skakanie przez płonące hula hop i zamiast po raz kolejny się spinać, wystarczy tylko zrozumieć, że tu już nie ma czego podnosić. Że sukces nie leży gdzieś u szczytu góry – sukces leży w tym, żeby wiedzieć, co jest dla nas dobre.

Niestety, kiedy to wszystko nam nie wychodzi, kiedy kolejny dzień nie realizujemy planów z Excela, nie odhaczamy wszystkich punktów z grafiku i nie uzbieramy wszystkich punktów fajności, zaczyna się wewnętrzna rozpacz. Jesteśmy niezadowoleni, rozgoryczeni, pełni żalu, nieusatysfakcjonowani. Pytanie, jakie się wtedy przed nami otwiera, brzmi: komu się za to dostanie?

WINNI WSZYSCY, TYLKO NIE JA

Niektórzy zrzucają to wszystko na siebie. O wszystko się obwiniają, popadają w depresje, nerwice, obsesje. Jedni to zapijają, inni zajadają, jeszcze inni – biorą dzielnie na klatę. Ale są też tacy, którzy za własne niepowodzenia wolą winić innych. Którzy wykorzystają każdą okazję, aby wylać z siebie tę złość. Ci ludzie to emocjonalni bokserzy, którzy nie są dla Ciebie partnerem do związku. Nie dlatego, że wcale by tego nie chcieli, ale dlatego, że jedyne, czym dla nich jesteś, to workiem bokserskim.

A przecież zasady są proste. Kiedy kogoś kochasz, nie wyzywasz go, nie obrażasz, nie podnosisz głosu. Uważasz na pierwsze „spierdalaj”, bo z przeklinaniem do siebie jest tak, jak z jedzeniem ciasteczek – nigdy się na jednym nie kończy, choć z pozoru się tak niewinnie zaczyna. Nie wypominasz porażek, nie wywołujesz presji, nie dokładasz drugiej stronie do pieca. Nie trzymasz pod kloszem i nie uważasz jak na jajko, ale masz świadomość tego, gdzie się zaczyna granica. Wiesz, czego Ci nie wolno nie tylko dlatego, że rozumiesz, czym dla Ciebie jest miłość, ale – przede wszystkim – czym jest wzajemny szacunek.

Dlatego uparcie będę obstawać przy tezie, że na niektóre zachowania nie ma pozwolenia. Nie ma pozwolenia na to, aby ktoś uderzył Cię „ten jeden raz”. „Ten jeden raz” Cię zdradził, oszukał, obraził. Nie ma pozwolenia dla określeń typu „każdemu może się zdarzyć”. Większości z nas się nie zdarza, więc dlaczego miałoby jemu?

CZŁOWIEK TO NIE BECZKA

Są takie piękne słowa Wiesława Myśliwskiego, że człowiek to nie beczka, nie wszystko się w nim zmieści. Dlatego nie czekajcie, aż się Wam zacznie przelewać. Reagować trzeba na bieżąco. A kochać to tyle, co być dla siebie dobrym. Być dla siebie dobrym z kolei – to nie upokarzać, nie krzywdzić, nie ranić. To dbać o siebie nawzajem, zapewniać sobie troskę, bezpieczeństwo i wsparcie. To okazywać sobie czułość, głaskać się, przytulać i kochać.

Bo to, co dzieje się najpierw, to zwykle jest przemoc słowna. Później – odległość fizyczna. Niechęć, wrogość, dystans. Świadomość, że nie chcecie mieć ze sobą już nic wspólnego. A później naprawdę z tego związku nie zostaje już nic.

Dlatego całą definicję miłości mogłabym zamknąć w jednym, prostym:

Kocham Cię, więc jestem dla Ciebie dobry.


Wpis jest częścią nowego cyklu, którego kolejne odsłony będą ukazywały się na blogu zawsze w piątek, co dwa tygodnie. W „Alfabecie udanego związku” wspólnie porozmawiamy o miłości, zaufaniu, partnerstwie i seksie. Zastanowimy się nad elementami, składającymi się na fajną, satysfakcjonującą relację i – literka po literce – spróbujemy odpowiedzieć na słynne pytanie „jak żyć”. Pytanie tym trudniejsze, że rozbudowane do wersji: „jak żyć we dwoje”?

Do tej pory ukazały się trzy teksty z cyklu:

A jak ambicja

B jak bezpieczeństwo

C jak czułość

A już 11 marca – E jak emocje. Bądźcie z nami!

Subscribe
Powiadom o
guest
8 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Weronika W.

Esemes poszedł, a co, należy się za takie teksty jak ten <3 Trzymaj się, Asia!

Sonia

Bardzo dobry wpis! Myślę, że warto w końcu wziąć się za siebie… Oj tak, najwięcej problemów najczęściej jest w nas samych

Bratzacieszyciela

Kiedyś slalem smsy na takie konkursy, moge tylko powiedzieć, ze to nie jest wymierny wskaźnik dobrej jakości bloga, np. modowe maja tysiące obserwatorów, fanów itp. te prowadzone przez ludzi rozpoznawalnych medialnie tez są bezkonkurencyjne w liczbie głosujących, a dobra jakość obroni się sama, bez tego głaskania ego w formie kazusu ’ najdłuższy blog z roku’, 'najlepszy blagier miesiaca’, ’ lista osób najbardziej zagrażających piecykowi’ itp. Czyta się twego bloga niezwykle dobrze, dużo pozytywów, mądrości życiowej skrojonej na popularna modle, ładnie podane, apetyczne, dopracowane, nie pozbawione wysublimowanego humoru i pozbawione zadęcia, mentorstwa, tak charakterystycznego dla niektórych, (nie będę pokazywał łapa, ale… Czytaj więcej »