Czy i dlaczego seks jest ważny w związku? Czy jest jego podstawą, czy raczej miłym dodatkiem? I co robić, kiedy nie jest taki, jaki powinien być? Zagryzać zęby? Udawać orgazmy? O tym i innych ważnych rzeczach w ramach kolejnego tekstu z cyklu Wojna płci rozmawiamy z Jankiem Favre z bloga Stay Fly. Enjoy!
Joanna Pachla: Kiedy zamierzałam sama napisać ten tekst, chciałam dać mu tytuł: Czy seks jest ważny i dlaczego jesteś głupia, sądząc, że nie.
Jan Favre: Dobry tytuł.
Joanna Pachla: Dziękuję. Ale dasz wiarę, że zdarza mi się rozmawiać z kobietami, które twierdzą, że wcale nie jest? I piszą mi w prywatnych wiadomościach, że mają cudownych facetów, są z nimi przeszczęśliwe i wszystko byłoby super, gdyby… „nie ten seks”.
Jan Favre: Jak mogą być z nimi szczęśliwe, skoro nie wychodzi im w łóżku? Ale wiarę daję, bo tak jak rozmawialiśmy przy okazji „puszczania się”, społeczeństwo jako ogół ma bardzo duży problem z seksem, a konkretnie z rozmawianiem o nim. W przeciętnej rodzinie stosunek płciowy nazywa się „robieniem TYCH rzeczy” albo – co niestety również dane mi było słyszeć na własne uszy – „ciupkaniem”.
Kobiety już w ogóle uczula się na seks, a w zasadzie na jego unikanie – bo przecież to jedyne, czego mężczyźni od nich chcą, i gdy już to dostaną, one stają się bezwartościowe – i często taka dziewczyna dopiero latach związku odkrywa, że to może być przyjemne i że ona tego w ogóle potrzebuje.
Joanna Pachla: Ale to jest tak kompletnie głupie, jakbyśmy zatrzymali się w poprzedniej epoce, a ogień nadal rozpalali krzemieniem. Jak w czasach edukacji seksualnej, tak banalnie łatwego dostępu do porno i tych wszystkich genialnych książek i magazynów, dostępnych na półkach w Empiku, można mieć dokładnie zerową świadomość własnego ciała i jego potrzeb? Jak można nie wiedzieć, że seks jest przyjemny? Nikt im nigdy nie powiedział? Czy uznały to za jakiś mit?
Przecież to nie są czasy, kiedy seks uprawiasz dopiero po ślubie. Jesteś z kimś, kto w łóżku nie daje Ci nawet minimum przyjemności? Zmień go. Przecież to wydaje się takie proste!
Jan Favre: To tak, jak byś spytała, jak to możliwe, że ludzie kończą chujowe, nic nie dające studia i pracują w gównianych robotach za 1800 zł, kiedy żyjemy w erze internetu, funduszy inwestycyjnych, startupów i tysięcy publikacji na temat tego, jak rozkręcić i prowadzić biznes.
Większość po prostu wynosi taką mentalność z domu i z nią zostaje. Tak żyli ich rodzice i dziadkowie i wydaje im się, że tak ma właśnie być, a ci, którzy mają bujne i – przede wszystkim – satysfakcjonujące życie erotyczne, na pewno kłamią lub są jakimś marginalnym przypadkiem. Zresztą, spytaj mamy, to mama Ci powie, że seks w małżeństwie nie jest najważniejszy.
Joanna Pachla: Najważniejszy może nie. Ale daję mu miejsce w TOP3.
Natomiast o ile jestem w stanie zrozumieć, że może tak mówić kobieta po 50., która jak przez całe życie się seksualnie nie wyszalała, to już się pewnie nie wyszaleje (bo zwyczajnie nie odczuwa już takiej potrzeby), to szlag mnie trafia, jak słyszę to od młodych, inteligentnych i naprawdę atrakcyjnych dziewczyn. Jakby wszystko już miały za sobą i teraz musiały trwać w tym bagnie, chociaż nie mają wspólnych kredytów, dzieci, planów, nie mają wspólnego nic, poza tym, że są razem – tu i teraz.
Wiesz, co wtedy zwykle od nich słyszę? „Nie zostawię go, przecież jest dla mnie dobry”.
To tak, jak wtedy, gdy poznajesz gościa, który kompletnie Cię nie pociąga, ale nie chcesz o nim mówić źle, więc mówisz, że jest sympatyczny. To dokładnie ten sam mechanizm.
Jan Favre: Bo to też wynoszą z domu. Że szczęście nie jest zaspokajaniem potrzeb i realizowaniem wspólnie marzeń. Szczęście jest jak nie pije za dużo, nie bije w ogóle i kupi kwiatka na imieniny.
Joanna Pachla: I pojedzie z Tobą w weekend do marketu.
Jan Favre: Najlepiej swoim samochodem.
Jednak co do hierarchii wartości, to zgodzę się, że seks nie jest najważniejszy, bo w związku nie ma czegoś takie jak „najważniejszy element”. Wszystkie są równie ważne – wyciągniesz jedną cegiełkę i cały domek się rozpieprzy. Nie da się być w szczęśliwym związku bez wzajemnego zrozumienia, obustronnego pociągu intelektualnego i zaspokajania potrzeb seksualnych. Bez tego ostatniego relacja zamienia się w przyjaźń.
Joanna Pachla: Albo przykry obowiązek. Bo o ile jeszcze oboje macie zerowy temperament i jesteście w stanie machnąć ręką na cały ten seks, to pół biedy. Ale co, jeśli jedna ze stron potrzebuje go 5 razy dziennie? Albo choćby 5 w tygodniu? Za każdym razem zagryza się zęby?
Jan Favre: Frustruje się, niszczy naczynia, wyżywa się na psie i sąsiedzie, a potem dostaje wrzodów. Albo zostaje u sąsiada na noc.
Joanna Pachla: Otóż nie. Rozwiązania zwykle są dwa – albo płaczesz w rękaw swój czy też przyjaciółki, albo tłumisz to wszystko w sobie i siedzisz całe życie cicho. Nie wiem, co gorsze.
Reakcje, o których Ty piszesz, zdarzają się chyba tylko na filmach. Bo złość, wściekłość, rzucanie czymkolwiek – ta silna, wychodząca na zewnątrz frustracja – wcale nie zdarza się często. Zwykle wolimy się umartwiać i trzymać to wszystko w sobie.
Jan Favre: Masz rację, chyba za bardzo odniosłem to do tego, jak ja bym zareagował. W sensie te naczynia i wrzody, bo zdrada to brzydka rzecz.
Joanna Pachla: Zdrada to w większości tych przypadków niedopuszczalna rzecz. Jeśli wyniosłeś z domu potrzebę dbania o ciepło domowego ogniska, to choćby ten mąż pił, bił i nie doprowadzał do orgazmu, to i tak go przecież nie zdradzisz.
Natomiast wracając do tego zewnętrznego okazywania złości, to kobieta tak raczej nie robi. Pamiętaj, że mówimy o kobiecie, która kocha swojego mężczyznę i chce z nim być. Ona wcale nie chce się na niego złościć, woli dusić to w sobie. I wmawiać sobie, że jakoś to będzie, bo przecież nie dzieje się nic aż tak znowu złego.
Jan Favre: Tak jest do pewnego momentu, aż nie zaczną się na to nawarstwiać inne problemy i w końcu to nie eksploduje jak słoik z za długo kiszonymi ogórkami, zostawiając po sobie masę smrodu.
Zasadniczo główny problemem jest to, że pary, czy ludzie w ogóle, ze sobą nie rozmawiają. Bo to przecież też nie jest tak, że on sobie założył, że będzie chujowy w łóżku i cieszy go realizacja tego postanowienia, tylko najprawdopodobniej o tym nie wie. Albo wie, że słabo operuje swoją magiczną różdżką, ale nie wie, co konkretnie jest w tym czarowaniu nie tak, bo ona nigdy mu nie powiedziała.
Dla osób, u których w domach rodzinnych łatwiej było wytłumaczyć na czym polega tracheotomia, niż dowiedzieć się od rodziców, jak to jest z tymi penisami i pochwami, w obecnych związkach rozmowy o seksie też są bardzo trudne. I najczęściej wcale ich nie ma. A wystarczyłoby, żeby ona mu powiedziała, albo nawet nie mówiła, tylko nakierowała, gdzie lubi być pocałowana, gdzie dotknięta i że pchanie go na siłę, gdy jest sucha jak żarty Strasburgera, nie jest dobrym pomysłem.
Joanna Pachla: A co, jeśli mówi i nakierowuje, ale to i tak nie wypala?
Jan Favre: To jest jeszcze seksuolog i terapia par.
Joanna Pachla: Szczerze? Ilu facetów Ci się na to zgodzi? 1 na 10? Obawiam się, że dla nich to jak strzał w kolano. Przyznanie nie tylko przed sobą i przed partnerką, ale i przed zupełnie obcą osobą, że nie jest się w stanie zaspokoić swojej kobiety. Żeby się na to zdobyć, trzeba być naprawdę dojrzałym emocjonalnie, zaangażowanym i kochającym człowiekiem, który własną dumę potrafi schować do kieszeni, kiedy w grę wchodzi dobro jego kobiety i związku.
Ilu znasz takich?
Jan Favre: Ty zawsze znajdziesz jakiś sposób, że publicznie powiedzieć mi jakiś wysublimowany komplement. Masz rację, poza sobą nie znam nikogo.
Joanna Pachla: To co te wszystkie kobiety mają zrobić? Odstawmy na bok tego terapeutę, bo to już wyższa szkoła jazdy, i skupmy się na samej rozmowie. Czasem nie jest łatwo powiedzieć. Bo kiedy? Po pierwszym razie nie powiesz, bo myślisz, że będzie lepiej. Po dziesiątym nie powiesz, bo musiałbyś przyznać, że pozostałych dziewięć też było z gruntu słabych. I przechodzimy do tematu, świetnie znanego pod pojęciem udawania orgazmów.
Wiesz, dlaczego kobiety udają orgazmy? Bo nie chcą robić swoim facetom przykrości. Wolą męczyć się same. I co byś im wtedy powiedział?
Jan Favre: Że same są sobie winne. Jakby o tym pogadały, to po jedenastym razie może już by nie musiały udawać.
To tak, jak z tym, gdy Twoja przyjaciółka chce zostać wielką piosenkarką, a śpiewa gorzej niż Mandaryna, ale nic jej nie mówisz, bo nie chcesz jej robić przykrości. Obie beznadziejnie na tym wychodzicie, bo ona przekonana, że jest w tym zajebista, robi sobie siarę przed kolejnymi osobami, a Ty, twierdząca, że jest super i druga Florence Welch, cierpisz, wysłuchując jej kolejnych prób.
Pytasz, co te wszystkie kobiety mają zrobić? Być szczere. Nie wystarczy? Pójść na terapię. Nie pomaga? Zmienić partnera. Naprawdę, wystarczy nam jedna matka Teresa.
Joanna Pachla: Dokładnie tak. Amen.
„Jak można nie wiedzieć, że seks jest przyjemny? Nikt im tego nie powiedział”? – Ależ powiedział, powiedział…Doskonale wiedzą, że seks jest..tfu przepraszam, powinien być przyjemny. Tylko co zrobić jak taki NIE JEST? Jak po prostu boli. A jak nie boli to jest obojętny – jak drapanie po uchu. I to nie kwestia partnera, bo taką opcję też się przerobiło – próbowało się w jednym, w drugim związku, potem nawet bez zobowiązań. I to nie kwestia nieobycia ze swoim ciałem – od dawna zna się na pamięć własne ścieżki rozkoszy. Tylko co zrobić, gdy te ścieżki nie działają, gdy próbuje je… Czytaj więcej »
Seksuolog? To chyba najwłaściwsza i zarazem jedyna osoba, która może pomóc znaleźć odpowiedź na to pytanie.
Taki bełkot bez sensu wypowiedziałaś. Nic z tego zrozumieć nie można. Nie ważne. Moja żona zakończyła całkowicie współżycie ze mną kiedy miałem 35 lat. Do tej pory twierdzi że mnie kocha, mam 45. Ale uważała, że seks jest chory w moim wydaniu. Może miała rację. Dziś twierdzi, że się myliła i chciała by. Ale ja już nie chcę, hormony u mnie wygasły….
Temat o seksie, a mnie najbardziej zainteresował fragment o pracy na etacie za taniochę vs. fundusze inwestycyjne i start-upy…
Nie ma dla Ciebie ratunku!
Nie, po prostu zatrzymałam się przy tym zdaniu, bo uznałam je za intrygujący temat.
Rozumiem, że z Waszych wniosków wynika, iż jeżeli seks z moim partnerem nie usatysfakcjonuje mnie, to powinnam zmienić partnera? A co z miłością? „Nie jesteś dobry w łóżku, muszę znaleźć nową miłość”. Odkładam na półkę i szukam nowej zabawki, czy to nie jest traktowanie przedmiotowo? Skoro mój partner wie o moich rozczarowaniach, rozmawiamy o tym, na terapię oczywiście nie wyraża zgody, to co mam zrobić? Szukać innego… Oczywiście poglądy i rację, to temat rzeka, ale zdecydowanie nie zgadzam się z tym. Bo mam partnera takiego, jakiego całe życie szukałam, który mnie kocha, szanuje, dba o mnie, jedynie w łóżku nie… Czytaj więcej »
Nie, to absolutnie nie wynika z tego tekstu. Natomiast ciężko mi wyobrazić sobie tego idealnego partnera, który jest dokładnie tym, czego całe życie szukałaś, a jednocześnie nie robi nic, aby było Ci z nim dobrze w łóżku. Miłość wyklucza egoizm, myśli się wtedy przede wszystkim o drugim człowieku, a nie robi wszystko pod siebie. Jeżeli natomiast mówisz mu, że Wasz seks Cię nie satysfakcjonuje i nie uszczęśliwia, a on ostentacyjnie ma to w dupie, to chyba nie jest to jednak miłość, o jakiej bym sama marzyła. I dlaczego nie wyraża zgody na terapię? Bo ważniejsza od Twojego szczęścia i potrzeb… Czytaj więcej »
Zgadzam się z Asią, terapia w tym przypadku to chyba jedyne wyjście, zwłaszcza że wie o Twoich rozczarowaniach, a jednak w łóżku nic się nie zmienia. Czy to nie znaczy, że trochę olewa to, co mówisz?
Nie ma idealnych partnerów czy partnerek. Jeżeli, ktoś szuka idealnego partnera, to jest egoistą. Resztę sobie dopowiedzcie…
Mam 45 lat, żonę której się nie chciało, zawsze głowa bolała… Nie ważne, seks jest ważny w 3 kolejności w najważniejszych czynnościach fizjologicznych. Sama sobie odpowiedz czy tego potrzebujesz, a może to Ty powinnaś coś zmienić?