Jeden z ostatnich, jesiennych wieczorów stanął u mnie pod znakiem refleksji. Ale takiej luźnej, dotyczącej związków, relacji, miłości. Moich, moich przyjaciół, znajomych czy dalszych relacji, o których gdzieś tam od kogoś usłyszałem. Punktem wspólnym każdej historii był jeden, zabawny z perspektywy czasu fakt. Nikt, ale to absolutnie nikt nie zaplanował sobie miłości, związku czy dorosłości w takiej formie, w jakiej później go one zastały. Nie było wizji, planów, niczego, co by się spełniło i wydarzyło zgodnie z jakimkolwiek założeniem któregokolwiek z nas. Ba, to się nie wydarzyło nawet tak poukładanemu facetowi jak ja.
Bo nie wiem, czy wiecie, ale ja i Asia pod względem organizacji różnimy się absolutnie. Jak ogień i woda, sól i cukier, Kaczyński i Tusk. Ona – człowiek idący mocno do przodu, ale jednak na żywioł, bez większego planu na życie. Ja – może nie człowiek excel, ale raczej wiem, czego i kiedy chcę. No i ja wiedziałem na przykład, kiedy chcę zacząć pracować, kiedy zmienić obecną pracę, wiedziałem nawet, w której dzielnicy Warszawy chciałbym się widzieć, bo tam byłoby mi wygodnie. Obecnie wiem, co chciałbym osiągnąć w kolejnym roku i czym chciałbym się zajmować w perspektywie najbliższych trzech lat. No i związki chciałem planować sobie tak samo.
Najpierw chciałem wejść w poważną relację w wieku maksymalnie 26 lat. Nie wyszło. Potem mama w żartach „dała mi czas” do 28 lat. Stwierdziłem, że to jeszcze nie teraz, ale do trzydziestki to już spokojnie. A że ślub? To na bank nie więcej niż 32, bo jak dziadek 60 lat temu brał tak późno ślub, no to głupio byłoby być gorszym. I los chciał, że z moich pierwotnych planów nie wyszło mi nic, albo wyszło bardzo niewiele. I w końcu dotarło do mnie, że w tym akurat przypadku, w życiu jest tyle zmiennych, że moje plany to w buty mogę sobie wsadzić.
ZAPLANOWAĆ TO SOBIE MOŻESZ. ZAKUPY
I to dla mnie jest dość zabawne, bo ja raczej z dużym dystansem staram się podchodzić do życia. Mam w poważaniu konwenanse i uważam, że każdy powinien żyć tak, jak jest mu wygodnie, o ile nie krzywdzi to nikogo innego. Chcesz być sam? Spoko. Chcesz mieć szóstkę dzieci? Krzyż na drogę i butelka nerwosolu. Nie chcesz mieć dzieci? Też ok. To Twoje życie. Niestety, nie wszyscy tak mają.
Patrząc czasem na posty na naszej dziewczyńskiej grupie, widzę, że sporo ludzi ma problem z tym, że w wieku X nie ma partnera. Pod X podstaw dowolną liczbę. Dajmy na to 23 – czy ja już zostanę sama na całe życie? Albo 35 – czy dla mnie nie jest za późno na związek? Często ci ludzie mają przeświadczenie, że oni w tym wieku powinni być gdzieś na danym etapie związku. I robią coś, czego nie powinni absolutnie robić. Zaczynają planować na siłę związek, planować miłość. Czyli robią coś, co najczęściej kończy się zawodem.
WYMARZONA MIŁOŚĆ? TRAFIA SIĘ RACZEJ RZADKO
Jeśli do tego dołożymy kolejne nasze pragnienie, czyli wymarzonego partnera, to nasza krzywa prawdopodobieństwa bycia szczęśliwym nabiera nierzeczywistego kształtu. Bo to jest trochę tak, że marzy nam się coś, co nie jest w 100 procentach od nas zależne. Bo jeśli na przykład chcesz kupić Ferrari, to ten proces warunkują dwie zmienne: czas i pieniądze. Twój cel leży tak daleko, jak mało masz pieniędzy i jak dużo czasu potrzebujesz na ich odłożenie. Ale jeśli te dwa warunki jakimś cudem spełnisz, to wymarzone Ferrari w końcu będzie Twoje.
Niestety, jeśli marzysz o kimś, to – niezależnie od czasu i podjętych kroków – Twój cel na zawsze może pozostać w strefie marzeń. Nie pomoże stawanie na głowie, stukanie magicznymi trzewikami ani żadne sztuczki rodem z „Bravo Girl”. Nie da się przekonać do siebie człowieka, który zwyczajnie nas nie chce. A tym bardziej nie da się przekonać go, żeby nas pokochał. Jeśli więc połączysz te dwa wybuchowe wymagania, czyli wymarzoną, upragnioną i zaplanowaną od A do Z miłość, z wyidealizowanym, bardzo konkretnym partnerem, to… możesz się srogo rozczarować.
TROCHĘ WIĘCEJ LUZU
Prawdą jest, że często, jak się nad czymś skupiasz, to wychodzi Ci gorzej niż zwykle. Tak samo rzecz się ma w szukaniu idealnej relacji. Im bardziej się skupiasz, planujesz, kwantyfikujesz, tym bardziej zmniejszasz swoje prawdopodobieństwo na szczęście. Bo widzisz, plany są dobre na papierze. A w życiu często trzeba brać pod rozwagę to, co podaje los. Dlatego sugeruję bardziej wyluzować i cieszyć się tym, co nas otacza. Gwarantuję, że wyjdzie Wam to na dobre, a już na pewno nikomu nie zaszkodzi. Bo między skrajnym planowaniem i realizacją marzeń, a braniem życia takim, jakie ono jest, istnieje gdzieś złoty środek. I ten złoty środek jest właśnie tym, czego powinniśmy szukać.
Na pewno znacie pary, które są dziś mega szczęśliwe, ale ich związek miał bardzo normalne, zwyczajne początki. Często nikt nie wróżył im powodzenia, często to były zwykłe relacje, które ze znajomości rozwinęły się w długoletnie związki. Często pewnie usłyszycie, że „w momencie, kiedy dałam sobie spokój z szukaniem, pojawił się on”. I tak w życiu jest bardzo często. A to dlatego, że ludzie nie szukający związku, są najbardziej podatni na jego znalezienie. Dlaczego?
1. BO SĄ SOBĄ
Bycie sobą w dzisiejszych czasach jest trudniejsze niż kiedykolwiek. Bo presja, której się poddajemy świadomie lub nie, jest ogromna. I ta presja sprawia, że często gramy pod publikę. I przez to tracimy podwójnie. Bo tracimy siebie i czujemy się źle ze sobą, a do tego otaczamy się ludźmi, którzy nie nadają na naszych falach. A przez to zamykamy się w emocjonalnej klatce. I męczymy się tak z nimi, jak i sami ze sobą. A nie da się udawać całe życie i nie da się na tym budować relacji. Nie da się udawać kogoś, kim się nie jest, tym bardziej przez resztę życia. Także wyluzuj, bądź sobą, na świecie jest więcej takich wariatów jak Ty. Wystarczy się tylko rozejrzeć.
2. BO WIEDZĄ, JAK ODPUŚCIĆ
Jeśli nie fiksujesz się na czymś, masz więcej miejsca w głowie na inne rzeczy. Potrafisz się zrelaksować, potrafisz wyluzować. Zająć głowę czymś, co daje Ci przyjemność, potrafi Cię odprężyć. A zrelaksowany człowiek to człowiek bardziej otwarty, kreatywny, myślący w szerszej perspektywie. Przede wszystkim spokojniejszy i mniej sfrustrowany. Także staraj się zrelaksować tam, gdzie możesz. To da Ci więcej, niż Ci się wydaje. Zobaczysz to, czego nie widać na pierwszy rzut oka.
3. BO ZAPEŁNIAJĄ PUSTKĘ AKTYWNOŚCIAMI ZAMIAST BIERNIE CZEKAĆ
Jeśli masz już przestrzeń w głowie na coś więcej niż rozmyślanie o wymarzonej relacji, często zaczynasz robić to, na co wcześniej nie było czasu. I próbować rzeczy, które do tej pory były odkładane gdzieś na bok. To może być wszystko. Od szkoły tańca, przez randkę z Tindera, po trening na nowej siłowni. To, co i gdzie robisz, nie ma znaczenia. Ważne jest, że dajesz sobie szansę na nowe doznania. A także na nowe kontakty. Bez zbędnych oczekiwań i równie zbędnego napięcia.
4. BO ICH CELEM JEST SZCZĘŚCIE, A NIE MIŁOŚĆ NA ZAWOŁANIE
Celem nadrzędnym dla każdego z nas powinno być szczęście. Drogę do tego celu można dzielić z ukochaną osobą, ale nie jest to wymóg. Bo oczywiście, teoretycznie łatwiej jest we dwoje, ale tylko z odpowiednią osobą. Im szybciej to zrozumiemy, tym łatwiej będzie nam pojąć, o co w tym wszystkim chodzi. Im mniej będziemy upierać się przy wymarzonej relacji, tym większe prawdopodobieństwo, że ona się pojawi. I to na takich warunkach, jakie my chcemy w tej relacji mieć. A nie na takich, na jakie musimy przystać. Poza tym najpierw trzeba nauczyć się być szczęśliwym samemu ze sobą, a dopiero później myśleć o dzieleniu tego szczęścia i życia z innymi.
JAK BYĆ SZCZĘŚLIWYM I CZEKAĆ CIERPLIWIE?
To, co napiszę, może być dla Was oczywiste, albo wręcz odwrotnie – nierealne. Mnie wydaje się bardzo sensowne, choć na pierwszy rzut oka może brzmieć jak coachingowy bełkot ;-)
bądź autentyczna i prawdziwa
ustalaj cele, nie agendę w Excelu
kreuj życie, które kochasz
próbuj nowych rzeczy
spełniaj własne marzenia
bądź otwarta na nowe wyzwania
zawsze wybieraj swoje, a nie cudze szczęście
I PAMIĘTAJ
Marzenia są bardzo silnym motorem napędowym naszych działań. Ale mogą być też bardzo przytłaczającym nas elementem codzienności. Warto dać sobie trochę miejsca, nabrać dystansu i pogodzić się z tym, że marzenia są też po to, aby się nie spełniać. Przywołam jeszcze na koniec słowa ekspedientki z salonu sukni ślubnych, w którym robiliśmy kolejne przymiarki:
„Teoretycznie to mi się zawsze podobali wysocy bruneci, a teraz mam łysego kurdupla”.
Czy gdyby znalazła sobie tego wysokiego bruneta, byłaby dzięki temu bardziej szczęśliwa? Raczej nie. Bo marzenia i urojone ideały nie są tym, czego należy kurczowo się trzymać.
Dlatego Ty też nie odrzucaj szans, nie czekaj w nieskończoność i nie żyj czekaniem na rzeczy, które sobie zaplanowałaś, a które być może nigdy się nie wydarzą. A jednocześnie nie bierz wszystkiego, co tylko przypadkiem wpadnie Ci w ręce. Żyj tak, aby to szczęście było priorytetem, ale jednak doznawane w pojedynkę, bez wyczekiwania na kogoś, kto je dopełni.
Bo naprawdę lepiej jest przeżyć całe życie w szczęściu ze sobą, niż choćby jeden rok w nieudanej relacji.
Mojego chłopaka poznałam w momencie kiedy miałam kasować Tindera. Bo tyle wpadek, bo nieudane randki. Poza tym cieszyłam się byciem sobą i ze sobą ;) Był ostatnią parą którą przesunęłam w prawo. I rozmawiałam z nim tylko dlatego, że jechałam pociągiem do Wrocławia na jarmark świąteczny, a moje przyjaciółki pisały ze swoimi chłopakami. Nie chciałam się nudzić. Okazało się, że sparowało nas przez błąd Tindera (dzieliło nas 400 km). I powiem szczerze na początku nie zakładałam, że to może być facet dla mnie. A okazało się, że to ten… Dajmy się zaskoczyć miłości. Warto :)
Moje życie idealnie pokazuje, że nie da się zaplanować miłości. Zawsze wyobrażałam sobie mój związek idealnie. Mój mąż miał być kochającym, dobrym człowiekiem, z którym wspieralibysmy się w każdej, nawet najdrobniejszej sprawie. Tymczasem zakochałam się w chłopcu z niezbyt dobrego domu, było dobrze a ja wymyśliłam sobie rolę matki Teresy dającej chłopcu ciepły Dom pełen miłości. Tymczasem chłopiec zaczął zachowywać się jak jego własna matka. Roszczenia, wyzwiska, dzielenie wszystkiego na pół, brak zainteresowania dzieckiem. No właśnie, zaufanie miało być na 1 miejscu, ale jak tylko zaszłam w ciążę to oznajmił mi że zrobimy testy na ojcostwo, bo przecież to może… Czytaj więcej »
Cos w tym jest:) mojego faceta poznalam I nawet nie chcialam mu dac swojego nr telefonu, jakims cudem interweniowala kuzynka. Po pierwszej rozmowie telefonicznej ( nieudanej zreszta) powiedzialam sobie ” no way”, po pierwszej randce ” no f*** way”. A jednak dzisiaj tworzymy rodzine.