Są rzeczy, które w życiu wybiera się tylko raz. To data i miejsce ślubu, to także nasz narzeczony – nasz najlepszy przyjaciel, partner, przyszły mąż i ojciec naszych dzieci. Ale przy okazji organizowania wesela dochodzi do tego także cała masa mniejszych, równie pięknych wyborów. To suknia ślubna, pierwszy taniec, muzyka i dekoracje. To także zaproszenia ślubne, które w mojej prywatnej hierarchii stoją wyjątkowo wysoko, bo stanowią niejako zapowiedź całego przedsięwzięcia. To one jako pierwsze zdradzają całą oprawę – ten jeden, najpiękniejszy kierunek, w jakim państwo młodzi w tym najważniejszym dniu swojego życia będą teraz szli.
Dlatego choć wiem, że są ludzie, dla których zaproszenia ślubne to tylko kawałek niewiele znaczącego papieru i którzy potrafią w dniu ślubu dzwonić do pary młodej, pytając o miejsce i godzinę ślubu – ja sama do nich nie należę. Dla mnie zaproszenia są jak wizytówka całego wesela i dlatego od zawsze wiedziałam, że te, które wybierzemy, będą musiały być bezapelacyjnie piękne. I… po tygodniach poszukiwań znaleźliśmy je wreszcie!
Ostatecznie przygotowała je dla nas pracownia papeterii ślubnej Soap Bubble, której projekty totalnie nas zachwyciły. A jeśli chwilę nas już czytacie, to wiecie na pewno, że nie tak łatwo jest zachwycić zwłaszcza mojego Pawła ;-)
ZAPROSZENIA ŚLUBNE MUSZĄ PASOWAĆ DO UROCZYSTOŚCI
W codziennym życiu nie mam zbyt wiele czasu ani na perfekcję, ani na bycie estetką. Moją rzeczywistość od zawsze tworzą porozrzucane dookoła ubrania, książki i notatki, a z perfekcyjną panią domu chciałabym mieć wspólny chociaż dom, ale póki co, radzimy sobie też w naszym ukochanym mieszkanku. Natomiast kiedy przyszedł czas na organizację wesela, zaczęłam zwracać uwagę nawet na najmniejsze detale.
Dlatego zanim wybrałam konkretny projekt, wiedziałam już, czego będę od niego wymagać. Ponieważ organizujemy wesele w pałacu z wielowiekową historią, musiało być pięknie, elegancko, może trochę dostojnie. Styl boho – choć wspaniały w każdym calu – był więc zupełnie nie dla nas. Natomiast wiedziałam, że dominująca musi być u nas roślinność. Że nie powstrzymam się przed wyborem tak modnego ostatnio trendu greenery, który wydaje mi się po prostu przepiękny.
Dlatego na dzień dobry wiedziałam właściwie, na jaką kolorystykę stawiamy i w jakim kierunku będą szły dekoracje. A że ogromnie cenię sobie spójność, szukałam zaproszeń, które by do tych wymagań pasowały.
ZAPROSZENIA ŚLUBNE W STYLU GREENERY
Założenia od początku były jasno sprecyzowane: ma być jakiś motyw botaniczny, bo dominującymi kolorami będzie u nas biel oraz zieleń. Biel przy tym ciemniejsza, na pewno nie czysta – prędzej kremowa, złamana. Zieleń głównie w ozdobnych liściach – ale drobnych, bardziej pokroju bluszcza niż ciężkiej monstery. A w ramach urozmaicenia – żeby dodać całości tej pałacowej elegancji – wszystko to wzbogacone elementami złota. Dlatego kiedy weszłam na stronę Soap Bubble i zobaczyłam ich papeterię Ivy, po prostu nie mogłam się w niej nie zakochać.
Powiedzieć, że jest przepiękna, to jak nie powiedzieć nic. Ona jest po prostu I-DE-AL-NA! Ponieważ oboje z Pawłem mamy równie mało czasu, co i cierpliwości czy talentu, nawet przez chwilę nie braliśmy pod uwagę, żeby zaproszenia samodzielnie sobie zaprojektować. Natomiast kiedy zobaczyłam ten projekt, miałam ochotę piszczeć z radości – był zaprojektowany jak pod nas! Wszystko się tu zgadzało: zaczynając od motywu oplatającego zaproszenia bluszcza, przez przepiękne fonty, aż po wkładkę z mapką dojazdu i opasającym całość, złotym sznureczkiem! Ja wiem, że serce panny młodej bije zwykle mocniej na widok sukni ślubnej – moje biło jednak na widok tych jednych, jedynych zaproszeń.
NIE TYLKO IVY
Żeby nie było – na wszelki wypadek zobaczyliśmy też dla porównania inne papeterie – m.in. Elegant flowers, White flowers, Eucalyptus czy Greenery, natomiast nie zmieniliśmy już pierwotnego wyboru. Ba, kiedy kilka tygodni temu pokazałam Wam projekty Ivy i Greenery na fanpage’u i zapytałam Was wszystkich o zdanie, byliście niemal jednogłośni! To tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że wybieramy naprawdę dobrze. Poza tym Soap Bubble w moim prywatnym rankingu wnoszą zaproszenia ślubne na zupełnie inny poziom. Wszystkie próbki, jakie otrzymaliśmy, były od początku do końca zaprojektowane i wykonane naprawdę perfekcyjnie. To zresztą jedyne zaproszenia, które na żywo okazały się jeszcze piękniejsze, niż na zdjęciach! Chociaż myślałam, że to przecież nie będzie już możliwe.
Dlatego jesteśmy szalenie szczęśliwi, że ten jeden z pierwszych wyborów jest już za nami i że w efekcie ten wybór okazał się tak bardzo trafny! Naprawdę, rozpiera mnie duma, ilekroć zapraszamy gości i im te zaproszenia wręczamy. I już nie mogę się doczekać, aż zobaczymy kolejne elementy oprawy. Na pewno zdecydujemy się jeszcze na winietki, menu, numerację stołów oraz listę gości. Będą też tablice rejestracyjne z motywem bluszczu, ozdobne napisy przy słodkim stole, zawieszki na butelkach, a dla gości – drobne podarki. Wszystko spójne, utrzymane w tej samej stylistyce, absolutnie nasze i – w naszym prywatnym odczuciu – pod każdym względem doskonałe! ;-)
IVY OD SOAP BUBBLE I DŁUGO, DŁUGO NIC
Co więcej, były to jedyne zaproszenia ślubne, jakie spodobały się nam obojgu. Wcześniej razem z Pawłem szukaliśmy dość długo i właściwie nie było projektu, który choć w połowie wydawałby się nam obojgu naprawdę fajny. Dlatego kiedy przyszło zamówienie od Soap Bubble, piszczałam z zachwytu – ta papeteria była po prostu cudowna! Przez kilka dni podchodziłam do niej, oglądałam ją z każdej strony i głaskałam jak kota, bo – choć wcześniej dostaliśmy już próbki od kilku innych firm – żadna nie była nawet w połowie tak cudowna! Zwykle wychodziło na to, że zamieszczone na stronach zdjęcia to dzieła Photoshopa, złote napisy okazywały się tak naprawdę żółte, a soczyste zielenie – wyblakłe jak wieńce cmentarne. A przecież to miał być jeden z najważniejszych dni w naszym życiu, tu wszystko musiało być idealne.
Uprzedzając pytania: w zestawie podstawowym były zaproszenia składane, razem z kopertą oraz złotym sznurkiem. Mnie zamarzyły się jednak te wszystkie cudne ozdoby, czyli wkładka RSVP oraz mapka dojazdu (była tak piękna, że zakochałam się w niej od pierwszego wejrzenia!), a także dodatkowe zdobienia na zewnątrz i wewnątrz koperty, czyli naklejka z naszymi inicjałami, która wieńczy zamknięcie, nasze inicjały wraz z miejscem i datą ślubu umieszczone we wnętrzu koperty oraz naklejka adresowa, na której jednak nie umieszczaliśmy adresów. Od zawsze wiedziałam, że w ich miejscu chcę mieć napis Będzie ślub! – bo w końcu będzie, prawda? ;-)
O treści zaproszeń, cytatach i innych wyborach napiszę Wam jeszcze kolejnym razem, natomiast już teraz gorąco polecam Wam Soap Bubble – ich zaproszenia ślubne naprawdę wyglądają jak z bajki!
Żałuję że nie będę gosciem na Waszym weselu… :( ach… Aboslutnie piękne! ❤
Postaram się wrzucać dużo zdjęć! ;) A gości będzie tylu ze strony Pawła, że pewnie imion nawet nie zapamiętam :D
Nie przeginaj.
Hahahaha. Szalona! ? wazne żebyś czuła sie dobrze ? a zdjecia na spokojnie jak bedzie czas! Juz sobie wyobrazam Ciebie w sukni slubnej! ?
Ładne. Tak trochę wyglądają jakbyście obydwoje byli ze Slytherinu :D Pasują do pościeli :)
Ale, że stąd? http://pl.harrypotter.wikia.com/wiki/Slytherin
Ej, nie czytałem ani nie oglądałem Harrego :)
Stąd. :)
Jak można nie czytać, albo chociaż nie oglądać?? Chociaż w sumie ja nigdy nie oglądałam Gwiezdnych Wojen (no dobra, obudziłam się w trakcie jakiejś) :) Ale zaproszenia i tak ładne :)
Mnie „Gwiezdne Wojny” dopiero Paweł pokazał, więc wybaczmy mu ten Slytherin :D
Masz na półce od roku!!!
Mam wiele książek których nie czytałem.
Wspaniałe te zaproszenia! I Wy tacy szczęśliwi! Trzymamy kciuki, żeby wszystko poszło równie pięknie!
Musi! ♥