„Thor: Ragnarok”, czyli przejażdżka po świecie psychodeli Marvela

Studia filmowe nauczyły nas, że filmy o superbohaterach mogą być dobre jak „Iron Man”, kompletnie złe jak ostatnia „Fantastyczna Czwórka” lub wybitnie dobre, jak tytułowy „Thor: Ragnarok”. Niezależnie od tego, czy się to kino ubóstwia czy zwyczajnie czasem lubi obejrzeć trochę zabawnej rozpierduchy na ekranie, najnowszy „Thor” jest pozycją, na którą powinniście pójść.

Nie wiem, czy wiecie, ale Marvel Comics Universe to już 17 filmów. Całą przygodę Marvela z kinem rozpoczął Robert Downey Jr., wcielając się w 2008 roku w rolę narcystycznego Tony’ego Starka. Do dziś pamiętam, jak duże emocje wywoływał ten film. Przed świetnie zapowiadającym się „Iron Manem” mogliśmy przecież oglądać raczej średnie produkcje o superbohaterach, z których wyłamywały się nieliczne rodzynki, takie jak „Blade”.

Mija niespełna 10 lat, powstaje 17 filmów, a my – widzowie, jesteśmy już nieco znudzeni formułą, którą prezentuje Marvel. Co więcej, znudzeni robią się też aktorzy. Nic więc dziwnego, że Marvel postanawia eksperymentować. Pierwszym w pełni udanym eksperymentem są „Strażnicy Galaktyki”, wyreżyserowani przez Jamesa Gunna – człowieka, który z tego typu produkcjami nie miał wcześniej styczności. Piecza nad najnowszym „Thorem” wpada z kolei w ręce pana o dźwięcznym nazwisku Taika Waititi, którego kojarzę tylko z pokręconego filmu o wampirach, z którego pochodzi zresztą poniższy gif:

I co się okazuje? Wielomilionowe sumy przekazane w ręce ludzi, którzy nie kręcili wcześniej filmów pokroju „Avatara”, wracają z ogromną nawiązką w budżecie oraz powiewem świeżości w całym uniwersum. Dlaczego tak się dzieje?


FABUŁA? BOGOWIE MUSZĄ UPAŚĆ

Praktycznie wszystkie filmy komiksowe mają ten sam sztampowy scenariusz. Protagoniści (ci dobrzy) muszą zmierzyć się z antagonistami (tymi złymi), przybywającymi z odmętów Ziemi czy kosmosu. Wprowadzenie, finałowa walka i happy end. Nudne i przewidywalne, a przy tym często niewiele wnoszące do dalszych przygód bohaterów.

Tutaj mamy być świadkami Ragnaroku, czyli upadku bogów. Podświadomie czujemy więc, że cała przygoda nie skończy się dobrze dla Thora, Lokiego czy Odyna. Nasi bohaterowie stawiają czoła Heli – pierworodnej Odyna, bogini śmierci, pretendentce do tronu Asgardu. Ze starcia nie wszyscy wychodzą cało. Konflikt powoduje dalsze reperkusje, co z kolei sprawia, że na Asgard nie patrzymy tak, jak wcześniej.

Droga do finałowej sceny jest zawiła i prowadzi przez wiele wątków pobocznych, które ogląda się jednak z prawdziwą przyjemnością. Tak poznajemy prawdziwą historię Asgardu za panowania Odyna z Helą u boku czy przenosimy się na Sakaar – planetę wyrzutków, którą rządzi komiczny Jeff Goldblum w roli Arcymistrza. Ba, odwiedzamy też na chwilę samego Doctora Strange’a. Wszystko po to, aby w finałowej scenie przekonać się, że dziś wyjątkowo nie obejrzymy Thora, pokonującego złe moce za pomocą swojego Mjolnira, zaś Loki nie wykręci się p raz kolejny od odpowiedzialności jakąś głupią sztuczką. 

Jest więc inaczej, jest ciekawiej. Bardziej poważnie i patetycznie.

thor ragnarok

thor ragnarok

thor ragnarok

thor ragnarok


POSTACIE: STRASZNA HELA I ZABAWNY KORG

W przeciwieństwie do poprzednich części „Thora”, „Ragnarok” obfituje też w interesujące postacie. Poza głównymi bohaterami, Asami z Asgard, mamy tutaj całą paletę ciekawych i barwnych kreacji. Zaczynając od antagonistki Heli, przez Korga – zabawnego stwora z kamieni, a kończąc na gościnnym występie Hulka czy Stephena Strange’a. Poznajemy też Sakaarian oraz historię walecznego rodu Valkyrii. Całość powoduje, że ani przez chwilę się nie nudzimy i nie mamy tego uczucia zmęczenia, które towarzyszyło mi w poprzednich częściach. Zwyczajnie, mnogość wątków nie daje zasnąć. To wszystko okraszone jest zresztą świetnymi żartami sytuacyjnymi.

W odróżnieniu od poprzednich produkcji, tutaj Marvel postawił mocno na rozwój bohaterów. Te dzięki temu stały się nam bliższe i bardziej ludzkie. Długo po seansie zastanawiałem się, co stało się z animacją Hulka – od początku coś mi w nim nie pasowało, wydawał się jakiś inny. Potem dotarło do mnie, że to nie kwestia animacji, ale aktywności wielkoluda. Hulk więcej mówi, gestykuluje, staje się bardziej ludzki, a zarazem bliższy widzowi.

Ewoluuje także odwieczny konflikt Thora i Lokiego. Może nie ewoluuje, a dojrzewa? Na bok odchodzą zaczepki i kuksańce. Bracia zdają sobie sprawę, że są inni, mają inne cele i nie zawsze musi im być ze sobą po drodze.

To wszystko powoduje, że w „Ragnaroku” – niezależnie od charakteru – w jakiś sposób sympatyzujesz z każdą postacią. Te nowe dają się lubić, a te stare pozwalają się na nowo odkryć.

thor ragnarok

thor ragnarok

thor ragnarok

thor ragnarok


KLIMAT? IGRZYSKA ŚMIERCI, LASERY I GENIALNY KICZ

Taika Waititi stworzył coś niesamowitego. Pomieszanie z poplątaniem. Starożytni bogowie i broń laserowa. Odległe światy i kosmos, otoczony kiczem i pastiszem. Walka o Asgard i swoiste igrzyska śmierci z Hulkiem na głównej arenie. To wszystko okraszone pięknymi kolorami i genialną muzyką.

Znacie z dzieciństwa lub z amerykańskich filmów maszyny do pinballa? Oglądając „Thor: Ragnarok”, poczujecie się, jakbyście siedzieli w jednej z nich. Jest głośno i kolorowo, ale jak przyjemnie! Posłuchajcie tylko kawałka z głównego trailera – czy nie jest najlepszym odzwierciedleniem tego, co napisałem?

Takich kawałków jest znacznie więcej. Komponują się one idealnie z całym otoczeniem i uzupełniają rozgrywające się sceny. Pasują do nich niezależnie od tego, czy jest to scena walki, czy popisy disco Arcymistrza. Jeśli czytaliście moją recenzję „Stranger Things”, to wiecie, że bardzo cenię sobie muzykę w kinie. W „Ragnaroku” muzyka jest perłą.

Całości w filmie dopełniają smaczki – coś, co uwielbiam. W filmie spotkamy Stana Lee jako więziennego fryzjera, zobaczymy też Thora w hełmie, inspirowanym komiksowym strojem – z bocznymi skrzydłami, przypominającymi nieco hełm Asterixa. No i posłuchamy reżysera, który podkłada głos jednej z zabawniejszych postaci w filmie. Swoją drogą, Taika Waititi sam w sobie jest przezabawny i brzmi conajmniej jak Hakuna Matata.


CO DALEJ Z BOGIEM MŁOTKÓW?

Thor will return in next Avengers movie – tako rzecze plansza końcowa w filmie. I spoko. Wcześniej od Thora bardziej interesował mnie Loki. Dziś zdecydowanie korzystniej wygląda nowa kreacja Thora. Dodatkowo wiemy, że prawdopodobnie obaj bracia wrócą na ziemię aby u boku Avengersów brać udział w Infinity War. Z jednej strony bardzo mnie to cieszy, z drugiej napawa obawami. Marvel ma całą masę postaci w rękawie. Do uniwersum wprowadza kolejne. Mam nadzieję, że bracia z Asgardu nie znikną w tłumie, bo byłoby naprawdę szkoda. Wierzę jednak, że mądre głowy z Marvela poradzą sobie i z tym zagrożeniem.

Na koniec chciałbym zostawić Wam trzy źródła, którymi możecie się posiłkować we wdrożeniu się do świata nordyckich bogów. Pierwsze to „Mitologia nordycka” Neila Gaimana – książka, którą z powodzeniem możecie przeczytać Wy, ale którą zainteresują się też Wasze dzieci. Oraz Wasi faceci. 

Jeśli nie dotarły do Was moje argumenty, to tutaj macie źródło numer dwa, czyli materiał Ichaboda, który wraz z gronem nerdów rozpływa się nad tym filmem:

No i źródło numer trzy – materiał Wojtka z kanału „Na Gałęzi” na temat tego, jak kręcono „Thora”. Zobaczcie, ile wspólnego ma finalna wersja z przygotowaniami ;)

Subscribe
Powiadom o
guest
4 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Patrycja F.

Ja obejrzalam Thora głównie za namową siostry, bo opowiastki o superbobaterach nie do końca trafiają w mój klimat. Muszę jednak przyznać, że nie był to zmarnowany czas, a dużym plusem był Thor, paradujacy bez koszulki przez całą minute filmu ?

Joanna Pachla

O matko, tak! Chociaż dla mnie Loki też bardzo na plus w tej części :D W ogóle uważam, że filmy o superbohaterach z taką obsadą to już jest typowe kino kobiece :D

Tymoteusz

Niestety, Loki nie dotarł na Ziemię :/

Tymoteusz

Ja nie słyszałem reżysera, bo obejrzałem film po polsku