Wiecie, co powinny mieć małe dziewczynki? Kochających rodziców, cudowne dzieciństwo, dobre serca, otwarte głowy i piękne marzenia. A wiecie, czego nie powinny mieć? Kompleksów. Tylko to jak z byciem księżniczką – każda z nas chce, ale mało której wychodzi. Mnie nie wychodziło od dawna. Pierwszy kompleks? Słaby wzrok. Może nie na tyle, żeby nosić szkła grubości denka od butelek, ale też nie na tyle cienkie, żeby znikały przed oczami rówieśników niczym czapka-niewidka. Dzisiaj może jest już inaczej. Wiele dzieci nosi okulary od najmłodszych lat, jest więc większe oswojenie z tematem, większa akceptacja społeczna. Jest też inna moda, w końcu – naprawdę bajeczne oprawki. A wiecie, co było, jak ja miałam tych kilka lat? Był wyrok. Nosisz okulary, więc się z nami nie bawisz.
Drugi kompleks? Pieprzyki. Ile ja ich mam! Chciałam je dla Was policzyć, ale poddałam się, kiedy doszłam do czterdziestu. A i to tylko na lewej ręce. Do tego mam je wszędzie. Na rękach, nogach, brzuchu, na twarzy, ba – mam też takiego na stopie! Pamiętam, jak jeszcze w podstawówce pielęgniarka wzięła nas na standardowe ważenie oraz mierzenie. Obejrzała mnie, po czym powiedziała, żebym nigdy nie liczyła pieprzyków, bo jest taki przesąd, że po tym wyskoczy mi ich dwa razy więcej. Głupie, prawda? A jednak. Zaczęłam ich jeszcze bardziej nie lubić i jeszcze mocniej się ich wstydzić. Ba, sparaliżowało mnie to wtedy na tyle, że bałam się policzyć choćby do 3 i wierzyłam w te brednie dłużej, niż w Mikołaja.
NOS JAK TRUSKAWKA I SKRZYDEŁKA NA PLECACH
Trzeci kompleks? Myszka na nodze. Dziś patrzę na nią z uśmiechem, bo jest całkiem ładna. Duża, ale estetyczna. Ot, ciemniejsza, spora plama na udzie. Jakby ktoś kiedyś bawił się brązowym tuszem. Mój Staś pokazuje na nią czasem paluszkiem i krzyczy: „mama, o”! A w jego oczach jest równie dużo ciekawości, co i zachwytu. Bo codziennie uczę go, że inne jest piękne. I że piękno bywa różne. Dzisiaj jestem mądrzejsza, ale to właśnie ta myszka sprawiła, że do 30. roku życia nie zakładałam krótkich spodenek, sukienek ani miniówek. Mogłabym Wam opowiedzieć jeszcze masę podobnych historii.
O zębach, które były za krzywe i o nogach, które były za krótkie. O włosach, które były za cienkie i z milion o nosie! Nazywanym czule truskawką albo mniej czule ziemniakiem. Czasem kulfonem, a czasem klamką od zakrystii. A także o piersiach, których prawie nie było widać spod koszulki i o brzuchu, który było widać aż nadto. Pamiętam, jak pracowałam w swojej pierwszej redakcji. Miałam wtedy problemy ze zdrowiem, bardzo szybko przytyłam z rozmiaru 34 do 40. Dla niektórych to tyle, co nic, ale przy moim wzroście było to dużo. Na tyle dużo, że po ściągnięciu łopatek robiły mi się na plecach skrzydełka, a brzuch w pozycji siedzącej dzielił na fałdki jak akordeon. Poszłam zjeść obiad, usiadłam przy stole wśród innych dziennikarzy, nagle słyszę: „Asia… Ale Ty, to się już chyba w życiu najadłaś”?
Przez wiele miesięcy nosiłam tę kosę w płucach.
JESTEŚ MĄDRA, JESTEŚ DOBRA, JESTEŚ WAŻNA
Ktoś kiedyś zapytał mnie, co powiedziałabym sobie z przeszłości. Odpowiedziałam: „dasz radę”. Dasz radę się z tym wszystkim zmierzyć. Skończyć fajne studia, znaleźć faceta życia, urodzić ślicznego, zdrowego chłopca. Chociaż chciałabym usłyszeć też słowa, jakie mówi opiekunka kilkuletniej dziewczynce w słynnym filmie „Służące”. A mianowicie: „Jesteś mądra. Jesteś dobra. Jesteś ważna”. Dzisiaj wiem, że taka właśnie byłam, że taka jestem ciągle. Wtedy tego nie wiedziałam. Wtedy byłam pełna lęku, niezadowolenia, pretensji. Bo geny nie takie, ciało nie takie, wszystko jest źle i gdzie nie stanę, tam zawsze pada deszcz.
Dlatego – gdybym mogła cofnąć się do przeszłości – chciałabym, żeby ktoś pokonał za mnie te wszystkie moje demony. Powiedział to wszystko, co zrozumiałam o wiele za późno. Że ta myszka na udzie jest jak plama po kawie na białym, świątecznym obrusie. I że ten za duży nos nauczę się w końcu zadzierać tak wysoko, żeby nie oglądać się na wszystkich malkontentów i krytykantów. Że ten wzrok wzrokiem, ale i tak nauczę się patrzeć na świat przez różowe okulary. I że te pieprzyki na moim ciele będą trochę jak gwiazdy, układające się w moje własne konstelacje. Oraz że zrozumiem to wszystko w wieku 33 lat.
MOJE PIĘKNO, MOJA HISTORIA
Nie wiem, czy ten wpis powstałby, gdyby nie ta kampania. Na pewno znacie ją z telewizji. „Szerokie biodra? Szerokie są moje horyzonty” – mówi jedna z kobiet ze spotu, a ja uśmiecham się do siebie, ilekroć słyszę to zdanie. Chociaż ten uśmiech podszyty jest też trochę smutkiem. Bo ile z nas nie było ocenianych właśnie na podstawie figury? Ile nie usłyszało kąśliwych uwag na temat tego, jak wygląda? Ile w końcu nie przeklęło pod nosem albo nie przepłakało nocy w poduszkę, bo ktoś pozwolił sobie powiedzieć o jedno zdanie za wiele? Nie wiem, jak Wy, ale ja nie znam takiej kobiety.
Czasami marzę cichutko o drugim dziecku, ale nie wiem, czy chciałabym urodzić córkę. Nie w świecie, w którym każdy rości sobie prawo do oceniania i wyszydzania kobiecego ciała. W którym każdy uważa, że ma monopol na rację, a jedyne piękno to to, lansowane w mediach. Dlatego szanuję ogromnie takie akcje, jak ta. Akcje, które przeciwstawiają się wyidealizowanemu i kompletnie oderwanemu od rzeczywistości wizerunkowi kobiety. Które pokazują, że każda z nas jest inna, a przez to – każda z nas jest piękna.
TAK, JESTEM PIĘKNA. TAK SAMO, JAK TY
Nie wiem, czy znacie statystyki. Kiedy Dove sprawdziło, ile Polek uważa się za piękne, wyniki nie napawały optymizmem. Okazało się bowiem, że zaledwie 2 na 10. Słownie: dwie na dziesięć kobiet uznało, że mieści się w kanonach współczesnego piękna. To nawet nie jest mało – to przerażająco mało. A cała reszta? Jak bardzo musi być nieszczęśliwa we własnych ciałach, z własnym wyglądem? Skąd bierze się to niskie poczucie własnej wartości? Czy to też niewłaściwe proporcje ciała, nie ten kolor skóry, nie ta biel zębów? A może niezadowolenie, wyrażane w kilogramach lub centymetrach?
Dlatego kiedy zapytano mnie, czy dołączę do akcji Dove „Moje piękno, moja historia”, serce zabiło mi mocniej. Bo wierzę, że tylko tak mamy szansę coś zmienić. Oswajając te nasze ciała, mówiąc, czego w nich nie lubimy albo czego nie lubią w nas inni. To trochę jak z oswajaniem potwora spod łóżka. Niby się go boisz, niby go nie lubisz, a jednak wiesz, że lepiej byłoby się z nim jakoś dogadać – tak dla własnego dobra. Dlatego oswójmy dziś te nasze potwory. Jeżeli chcesz, podziel się też swoją historią i napisz mi, czy czujesz się dzisiaj piękna. Jeśli tak, to dlaczego? A jeśli nie, to dlaczego? Trochę w ramach kobiecej solidarności, a trochę dlatego, że chętnie poznam też Wasze potwory, skoro już wyciągnęłam spod łóżka własnego ;-)
TO BĘDZIE PIĘKNY POCZĄTEK
I jeszcze jedna prośba, Dziewczyny. Popatrzcie dziś na swoje ciała cieplej, serdeczniej, inaczej. Przypomnijcie sobie, że nie wzięłyście się wszystkie z jednej fabryki, nie zeszłyście wszystkie z tej samej linii produkcyjnej. Dlatego mamy prawo się różnić. Jedne z nas mogą być niższe, inne wyższe, jedne chudsze, a inne grubsze. Może różnić nas wielkość nosa, obwód bioder, liczba pieprzyków oraz sposób, w jaki wypowiadamy słowo „banan”. I to nie chodzi nawet o to, żeby podchodzić do siebie zupełnie bezkrytycznie i nie mieć choćby najmniejszych kompleksów – w taką utopię nie wierzę. Ale wierzę w świat, w którym nie pozwalamy, żeby te kompleksy weszły nam w końcu na głowę. W którym wszystkie – zapytane na ulicy przez sympatycznego ankietera – jak jeden mąż odpowiemy, że tak, jesteśmy piękne.
Mnie stanowczo za długo zajęło pokochanie własnego ciała. Jasne, że nawet dzisiaj miałabym mu sporo do zarzucenia, ale patrzę na te zdjęcia i nie potrafię usunąć choćby jednego. Bo na każdym z nich widzę młodą, piękną i cholernie szczęśliwą dziewczynę. Co więcej, widzę nie tylko miejsce, w którym dzisiaj jestem, ale też tę drogę, którą dotąd przeszłam. I to jest moja historia. Może trochę wyboista, ale moja i tylko moja.
Tak, mam 33 lata i nie zawaham się ich użyć.
Będę mądrzejsza, cierpliwsza, bardziej wyrozumiała. Nie dla innych, bo dla nich już jestem.
Dla siebie.
Każda z nas jest piękna! ? I co z tego, że jedna waży 110 kg, a inna 50? Wiemy, czy może ta pierwsza nie jest chora? A może ta druga jest chora? Oceniamy, choć nie znamy. Ja też mam za dużo kilogramów, krzywe zęby, krzywy nos. I co? I nico! Póki co nie czuję się brzydka. Nie nakładam tony makijażu, bo nie lubię. Lubię być sobą. Taką, jaką jestem. A właściwe osoby patrzą na to, co kto ma w sercu, a nie na rozmiar bluzki. ?
Dokładnie tak! <3 Jakbyśmy wszystkie uzależniały nasze szczęście wyłącznie od wyglądu, to świat byłby pełen bardzo smutnych ludzi – bo przecież zawsze znajdziemy w sobie coś, co nam się nie podoba. A przecież o wiele lepiej skupiać się na tym, co jest super <3
Bosz, Asieńka, jak ja Cię uwielbiam! Czytam Cię już od kilku lat i z każdym tekstem zachwycam się coraz bardziej Twoim poczuciem humoru, Twoją błyskotliwością i bystrością. Z okazji urodzin życzę Ci dużo satysfakcji z życia, Staśka i Starego ;p A sobie życzę, by Cię spotkać i przytulić! Całuję, K.
Och, dziękuję Ci bardzo! I ogromnie się cieszę, że jesteś tu ze mną już tyle czasu! <3
Asia, czy mi się wydaje, czy Ty z miesiąca na miesiąc wyglądasz coraz piękniej? <3
Haha, nie wiem, ale mnie też się tak wydaje, więc może coś w tym jest! ;)