Dodatkowa kasa zawsze się przyda! Czyli 7 moich sposobów na dorabianie i oszczędzanie

Żebyśmy mieli jasność – to nie jest tekst o tym, jak wyjść z długów ani jak wiązać koniec z końcem, zarabiając najniższą krajową czy też będąc w innej, fatalnej sytuacji finansowej. Nie jestem tutaj ekspertem i nie mam wiedzy, która pozwoliłaby mi prawić Wam o zasiłkach czy innych sposobach uzyskania pomocy. Nie jestem też baśniowym karzełkiem, który będzie na Was czekał po drugiej stronie tęczy z garncem pełnym złota. Jestem zwykłą dziewczyną, o stabilnej sytuacji życiowej i finansowej, która chciała podzielić się z Wami swoimi sposobami na to, jak sobie dorobić i to bez większego wysiłku, na czym oszczędzić i kiedy kupować, żeby nie przepłacać. I o tym jest właśnie ten tekst.


JAK SOBIE DOROBIĆ, TO JEDNO. ALE JAK MĄDRZE WYDAWAĆ?

W tekście znajdziecie 7 sposobów, z których sama od miesięcy lub nawet lat korzystam. To nie są porady finansowe, a moje patenty na to, jak zarabiać i jak wydawać, żeby ten budżet fajnie się spinał. Sama mam obecnie dobrą pracę, ale ja też pamiętam czasy, kiedy kolorowo nie było. Jak na przykład wtedy, kiedy pożyczałam od przyjaciółki tysiąc złotych, żeby spróbować eksperymentalnej terapii lekami, byle w wieku 24 lat nie wycięli mi jeszcze macicy. Albo wtedy, kiedy po otrzymaniu wypłaty zastanawiałam się, w co wolę marznąć, bo mimo pracy na etacie nie było mnie stać jednocześnie na ciepłą kurtkę i buty. Pamiętam to wszystko i choć nigdy nie przymierałam głodem, to mam jednak tu w sobie sporo pokory.

Chciałabym też zaznaczyć, że to nie jest tekst sponsorowany. Padają w nim nazwy konkretnych usług/marek/podmiotów, z niektórymi z nich nawet wcześniej współpracowałam, ale obecnie żaden z nich nie sponsoruje go w żaden sposób. Ba, żaden nie wiedział, że taki tekst w ogóle powstanie. Pomysł na niego chodził za mną już długo, a lepszej okazji nie będzie. Szalejące ceny, widmo nadchodzącego kryzysu i jeszcze święta po drodze to wystarczające argumenty za tym, aby opublikować go właśnie teraz. Oraz nieco uważniej przyjrzeć się domowemu budżetowi i trochę go jednak podreperować.


JAK SOBIE DOROBIĆ I JAK MĄDRZE WYDAWAĆ?

MOJE PATENTY:


1. ALLEGRO POLECAM, CZYLI ZARABIANIE W SIECI

Nie zliczę, jak często pytacie mnie, jak sobie dorobić czy skąd brać dodatkową kasę. A przecież linki afiliacyjne to stare i naprawdę fajne rozwiązanie! Wiem, że części z Was mogą kojarzyć się one z influencerami, ale akurat Allegro Polecam jest totalnie dla wszystkich. Jedyne, co trzeba mieć, to aktywne konto na Allegro, być osobą pełnoletnią i zaakceptować regulamin. Do programu dołącza się dosłownie jednym kliknięciem – tu, pod tym linkiem. I co dalej? Allegro nagradza Was za polecanie swoich ofert. Czyli np. mama pyta Was, co Wam kupić pod choinkę. Albo ktoś na grupie na FB pyta, jaką prostownicę do włosów czy patelnię do naleśników polecacie. I Wy znajdujecie tę rzecz na Allegro, jednym kliknięciem generujecie swój link afiliacyjny i im go wklejacie. Jeśli ktoś dokona zakupu z Waszego polecenia, Wy dostajecie od tego prowizję. Fajne, szybkie i banalnie proste.

Komu i gdzie wklejacie takie linki? Komu i gdzie chcecie! Z mojego doświadczenia wynika, że najwięcej próśb o polecenia jest na grupach na Facebooku. Tam ciągle ktoś pyta, co kupić na roczek albo na chrzest, co kupić facetowi na walentynki czy jakie żelazko lub mop Wam się sprawdza. Ale możecie udostępniać je też na różnych forach, na swoich profilach czy nawet rodzinie i znajomym w wiadomościach prywatnych. Allegro Polecam to więc świetny sposób na dodatkowe pieniądze, które wpadają nam przy polecaniu innym fajnych ofert. A przecież sporo z nas i tak to wcześniej robiło – tyle, że za darmo.


2. VINTED, CZYLI ZYSKI Z ODGRACANIA DOMU

Uwielbiam wyprzedaże! I to nie te, organizowane przez sklepy, ale te, które… to ja sama organizuję. Wcześniej robiłam to przez stories na swoim profilu na Instagramie. Niewątpliwym plusem było to, że mam tam zgromadzoną bardzo dużą społeczność i większość rzeczy sprzedawała się niemal od ręki. Ale minusów także był ogrom. Odpisywanie na dziesiątki, jeśli nie setki wiadomości, prośby o wymiary, dodatkowe zdjęcia, no i najgorsze – samodzielne wypełnianie etykiet i później sprawdzanie, kto już zapłacił, kto nie, czy paczki doszły, czy każdy jest zadowolony… To jest absolutnie nie do ogarnięcia dla jednej osoby, jeśli chce sprzedać dużo i szybko, a przy okazji ma jeszcze pracę, dzieci i dom na głowie. I tu z pomocą przychodzi Vinted. Moje konto znajdziecie pod nazwą @joannapachla – tu, pod tym linkiem.

Jestem tam zaledwie od kilku tygodni, a już zarobiłam ponad 1500 zł! I to sprzedając głównie rzeczy, z których moje dzieci już i tak wyrosły. Ale były też książki czy… dywan! A przede mną jeszcze sporo ubrań do wystawienia. Nie poświęcam więc na to za wiele czasu, a rzeczy i tak się sprzedają. Co więcej, nie wymaga to mojego bycia ciągle online, a do tego etykiety generują się same! I to jest już złoto. Ot, dostajesz info o sprzedaży, pakujesz produkt, drukujesz i przyklejasz etykietę i wysyłasz paczkę. Kasa sama wpada Ci na konto, masz info, że przesyłki zostały dostarczone. Jak dla mnie: ekstra! Jeśli więc pytacie, jak sobie dorobić i przy okazji trochę się odgruzować, to ja Vinted szczerze polecam!


3. TWISTO, CZYLI 100 zł NA START I PŁATNOŚCI ODROCZONE

O Twisto mówiłam Wam już wiele razy. Najprościej mówiąc, to system płatności odroczonych. O co w tym chodzi? Ano o to, że możecie robić zakupy tak, jak wcześniej, ale płacić za nie dużo później. Nawet za 45 dni – czy to po kolejnej wypłacie, czy wtedy, kiedy się po prostu trochę odkujecie. W Polsce Twisto działa od ponad 3 lat, a możliwość płacenia w ten sposób oferuje obecnie kilkadziesiąt tysięcy (!!!) sklepów internetowych. Ja sama współpracowałam z nimi kilka razy i w ramach tej współpracy wciąż działa mój kod dla Was, który daje Wam aż 100 zł na start. Wystarczy, że wejdziecie na stronę z mojego polecenia – o, tutaj – i podczas rejestracji wpiszecie hasło JOANNA. Żeby nie było – ja z tego nic nie mam, ale obstawiam, że dla Was to może być miła zachęta.

A dlaczego warto? Po pierwsze, to bezpieczna metoda płatności. Po drugie, możecie kupować wtedy, kiedy chcecie. Na przykład: polujecie na nowy telewizor, właśnie wskakuje na niego promocja, ale Wy się w tym miesiącu spłukaliście. Nie chcecie sięgać po oszczędności, ale promocja nie zaczeka do kolejnej wypłaty. Z Twisto możecie kupić teraz, a zapłacić później. Po trzecie, nie zamrażacie sobie pieniędzy. Ja często kupuję dzieciom sporo ubrań w różnych rozmiarach, żeby na spokojnie przymierzyć i te niewłaściwe odesłać. Normalnie na zwrot czeka się kilka dni, jeśli nie tygodni. Z Twisto tego problemu nie ma, bo kupuję i odraczam płatność, a płacę dopiero później – za to, co faktycznie zostawiam.


4. LIMANGO, CZYLI POLOWANIE NA PROMOCJE

Kurtka z Reimy, przeceniona z 720 zł na 242? Spodnie narciarskie, tańsze o ponad 200 zł? A może zabawki, kupione 20, 40, a nawet 60 procent taniej? To wszystko daje Wam limango – to klub zakupowy, z którego sama korzystam od ponad 5 lat i w którym zrobiłam zakupy już niemal 30 razy! Moje ukochane marki tam to właśnie Reima, PLNY Lala, Birkenstock i Brio. No i oczywiście WoodWick, który robi absolutnie najlepsze świece, wydające przy spalaniu dźwięk trzaskającego w kominku drewna. Nie do podrobienia! Ale znajdziecie tam też ogrom innych rzeczy w naprawdę fantastycznych cenach. Żeby nie było – limango wymaga rejestracji – ale moim zdaniem totalnie warto. Takich kampanii promocyjnych próżno szukać po innych stronach. Ja też często podrzucam Wam swoje dodatkowe kody zniżkowe do nich, a jak połączycie to z darmową dostawą, to już w ogóle bajka!

I zanim ktoś zapyta, jak się ma polecanie klubu zakupowego w momencie, kiedy się miało mówić o oszczędnościach i ratowaniu domowego budżetu. Ano tak, że są rzeczy, które i tak musimy/chcemy kupić. I teraz pozostaje tylko kwestia tego, gdzie i za ile to zrobimy. Na przykład: kurtki czy kombinezony na zimę zawsze kupujecie z Reimy. To pytanie: lepiej zapłacić 100 proc. ceny w jakimś sklepie stacjonarnym czy jednak ledwie 40 czy 50 proc. tego na stronie limango? Albo uwielbiacie świeczki i zarabiacie na tyle, że wcale nie musicie ich sobie odmawiać. Ale to wciąż: lepiej zapłacić za jedną świeczkę 130 zł czy może 70? No właśnie ;-)


5. KODY RABATOWE, CZYLI JAK KUPOWAĆ TO SAMO, WYDAJĄC MNIEJ

Przeróżne zniżki to jedno, ale kody rabatowe to drugie. I tutaj uwaga – naprawdę polecam obserwować swoje swoje konto na Instagramie, bo staram się załatwiać Wam takie kody przy większości swoich współprac. Tylko w ostatnich dniach miałam dla Was kody rabatowe na fantastyczne prezenty gwiazdkowe – i to zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych! Niedawno miałam też kody na cudowną, polską bieliznę czy właśnie na świeczki WoodWick, które normalnie kosztują fortunę. Mój profil nazywa się @joannapachla i znajdziecie go pod tym linkiem – ja sama z tych kodów nigdy nic nie mam (moje wynagrodzenie jest stałe i nie zależy od tego, czy cokolwiek z mojego polecenia kupicie), ale dla Was to już konkretne, zaoszczędzone na zakupach pieniądze.

Ale kody rabatowe to nie tylko influencerzy. Ja na przykład często dostaję też kody rabatowe od Frisco. Regularnie robimy tam większe zakupy i co jakiś czas wpada a to kod na 20, a to na 30 zł. Raz wpadły nawet kody na – uwaga – 70 zł! A przecież to już są naprawdę fajne kwoty. Czy są tańsze sklepy? Być może, ale jeśli policzymy, ile wydamy na paliwo i ile czasu straciliśmy na robienie zakupów stacjonarnie i stanie w kolejce do kasy, to czy wciąż nam się to będzie opłacać? My od dawna wiemy, że nie, dlatego większe zakupy robimy głównie tam. Poza tym cenię sobie Frisco za ogrom promocji, jakość usług i docenianie stałych klientów właśnie poprzez te kody.


6. NEWSLETTERY, CZYLI NIEDOCENIANE ŹRÓDŁO WIEDZY

Nie wiem, kiedy wkręciłam się w newslettery. Ale obecnie mało gdzie robię zakupy bez żadnych promocji. Oczywiście, można też śledzić swoje ulubione marki w mediach społecznościowych. Tylko ile kont obserwujemy na Facebooku i Instagramie? Czy konta sklepów i marek nie giną nam tam wśród kont znajomych, influencerów czy innych obserwowanych przez nas osób? A nawet jeśli algorytmy regularnie nam je podrzucają, to czy nie prowokuje nas to do zbyt częstych i niepotrzebnych zakupów? Sama ograniczyłam do minimum takie pokusy już dawno. Owszem, wciąż są marki i sklepy, które obserwuję, bo albo uwielbiam ich kontent, albo często uzupełniany asortyment, ale jednak moim głównym źródłem wiedzy o wszelkich zniżkach i promocjach są właśnie newslettery.

Ich przewaga polega na tym, że zwykle wystarczy jedno spojrzenie na skrzynkę mailową, aby wiedzieć już, w co warto kliknąć. Nie musicie czytać codziennych postów, nie jesteście torpedowani milionem stories dziennie, spośród których sami raz na jakiś czas wychwycicie jakąś zniżkę. Tutaj zwykle już sam tytuł mówi Wam, czego się po takim newsletterze możecie spodziewać. Oczywiście, jeśli jakieś sklepy spamują zbyt częstymi lub nieinteresującymi mnie mailami, to szybko się wypisuję. Ale mam takie, którym jestem wierna od lat. Zwłaszcza, że sporo marek oferuje zniżki w pierwszej kolejności właśnie dla osób, zapisanych do ich newslettera. Naprawdę, polecam Wam tutaj spróbować!


7. I ŻE CIĘ NIE OPUSZCZĘ, CZYLI PROGRAMY LOJALNOŚCIOWE

Kojarzycie to słynne zbieranie punktów? Idę o zakład, że większość z nas zupełnie to ignoruje. Bo komu by się chciało, a tak w ogóle to na pewno nic z tego nigdy nie wynika, nie? Otóż… niekoniecznie. Owszem, niektóre programy lojalnościowe rzeczywiście są słabe. Albo trzeba zrobić zakupy za miliony, żeby dostać breloczek z firmowym logo, albo zbiera się te punkty przez lata, żeby później móc je wymienić na jednorazowego grilla. Dlatego ja nigdy nie zapisuję się do programów lojalnościowych w miejscach, z których regularnie nie korzystam. Ale jeśli znam je i korzystam, to co mam do stracenia?

Smyk – kojarzycie? To ten sklep z zabawkami dla dzieci. Online ma czasem świetne promocje, a i stacjonarnie jest nieoceniony, jeżeli potrzebujecie prezentu na ostatnią chwilę. Tam się zbiera tzw. puzzle, czyli takie ich punkty. I kilka dni temu dostałam maila, że za uzbierane puzzle otrzymuję bon w wysokości 30 zł, ważny do 1 stycznia 2023 roku. A przecież przed nami święta! Ubranka (sporo ubranek) kupuję dzieciom w Newbie – nie zliczę, ile razy odbierałam tam już bony za uzbierane punkty. Głównie na 25 zł, ale i 125 zł się już trafiło! A przecież zaraz znowu będę tam robić zakupy. Tak samo Free Now – jak już muszę gdzieś jechać, to tylko ich taksówkami. Tam za każdy przejazd dostaję punkty, które wymieniam później na zniżki na przejazdy: na 10, 25, 50 lub nawet 100 procent! Oczywiście taxi to nie jest niezbędny wydatek, ale skoro już korzystam, to zawsze lepiej płacić mniej niż więcej ;-)


Zdjęcie główne: Tola Piotrowska

Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Mediabrand

O tak! Też korzystam z Vinted i jest to wielka szansa na czystki w swojej szafie. Wielkie dzięki za super artykuł!

Przy okazji zapraszam do swojej ankiety na blogu właśnie na temat Vinted:)