Czy w końcu zdecydowaliśmy się na kamerzystę? Kto i jakim cudem zamienił naszą zwykłą salę weselną w salę balową niczym z filmów Disneya? Jakie prezenty przygotowaliśmy dla gości, co było największą atrakcją, dlaczego postanowiliśmy zorganizować wesele w pałacu? O tym wszystkim przeczytacie już w dzisiejszym wpisie! To kontynuacja poprzedniego wpisu, więc jeśli jeszcze go nie czytaliście, to koniecznie sprawdźcie go sobie pod tym linkiem. Dowiecie się z niego m.in. ile kosztowała moja suknia ślubna, skąd miałam buty, ilu mieliśmy fotografów i gdzie ubrałam na ślub chłopaków!
WESELE W PAŁACU, CZYLI JAK WYBRALIŚMY PAŁAC OSSOLIŃSKICH
Dlaczego to musiało być wesele w pałacu? Powód może wydać się błahy, ale… to od zawsze było moje marzenie. Miało być wielkie, bogate (w sensie nie tyle budżetowym, co estetycznym) wesele, z suknią z gorsetem i wątkiem przewodnim w postaci „Wielkiego Gatsby’ego”, więc nie wyobrażałam sobie zorganizowania go w zwykłej sali weselnej. A że większość gości była z Pawła stron, to oczywistym było, że szukamy czegoś w okolicy Sokołowa Podlaskiego. Tak trafiliśmy na Pałac Ossolińskich w Sterdyni, który urzekł nas nie tylko przepięknym, klasycznym wnętrzem, ale i tarasem i przypałacowym parkiem. Jedyne, co wymagało dopracowania, to sama sala – ale od tego była już osobna firma, o czym powiem Wam dalej przy dekoracjach. Do tego wymieniliśmy krzesła i stoły na takie okrągłe i sala zmieniła się nie do poznania! Co ważne, pałac wynajmuje także pokoje, więc tam też nocowali nasi goście.
KAMERZYSTA: HIT CZY KIT?
O to od początku była mała wojna. Paweł się upierał, że nagranie z wesela musi być. Ja – że to strata pieniędzy, bo i tak nigdy tego nie obejrzymy. No ale miałam wolną rękę przy podejmowaniu niemal wszystkich decyzji, więc w końcu tu odpuściłam. Miało być wideo? Niech będzie wideo. I muszę przyznać, że Paweł miał rację. Zdjęcia to zupełnie inna rzecz – one muszą być. Ale wideo – jeśli możecie uwzględnić je w swoim budżecie – uwieczni to wszystko na zupełnie innym poziomie. Spotęguje te Wasze emocje. I jasne, że nie będziecie tego oglądać równie często, co „Przyjaciół” na Comedy Central, ale moim zdaniem i tak warto. My wzięliśmy namiary od naszych przyjaciół i zaangażowaliśmy do tego firmę Imagon. Pracowało się z nimi super, a dziś mamy piękny teledysk ślubny oraz reportaż. A właściwie dwa!
KWIATY I DEKORACJE
Powiem tak: jeśli macie dobrą firmę od kwiatów i dekoracji, to każdą, nawet najbrzydszą salę zamieni Wam w salę balową niczym z filmów Disneya! My zaufaliśmy tutaj Rock&Flowers, o których pisałam Wam już zresztą pod tym linkiem. To, co zrobiły tamtejsze dziewczyny, przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Miało być typowe wesele w pałacu, do tego we wspomnianym stylu „Wielkiego Gatsby’ego” i… było! Szampańskie obrusy, złote świeczniki, stojaki i kielichy, cudowne kompozycje z kwiatów, mój bukiet, dekoracje w kościele – wszystko było absolutnie przepiękne! To dzięki nim drogę na salę rozświetlały lampiony, a listy gości wisiały na ogromnym lustrze w złotej ramie. To do nich należały złote patery, podtalerze, ramki i cała masa innych drobiazgów, o których sama bym pewnie nie pomyślała, a które sprawiły, że wszystko wyszło aż tak wspaniale! Naprawdę, jeśli szukacie kogoś od kwiatów i dekoracji, to uderzajcie do dziewczyn z Rock&Flowers.
ZAPROSZENIA I PAPETERIA
Och, i tu kolejny zachwyt. Nasze zaproszenia od Soap Bubble pokazywałam Wam już we wcześniejszym tekście pod tym linkiem, więc dzisiaj tylko przypomnę, że były absolutnie przepiękne! Z motywem bluszcza, mapką dojazdu, pięknym, złotym fontem i złotymi gumeczkami prezentowały się pięknie i dostojnie, a ja głaskałam przed wręczeniem gościom chyba każdą kopertę! Podobnie było z papeterią już na sam ślub – winietkami, listami gości, tabliczkami do ramek, kartami menu, numerami stołów. Wszystkie te elementy fantastycznie ze sobą współgrały i sprawiły, że moje wymarzone wesele w kolorach bieli, zieleni i złota nabrało tak realnych i wspaniałych kształtów. Dlatego Soap Bubble polecam dziś, komu tylko mogę. Takiej jakości i dbałości nie znajdziecie u nikogo innego, a wierzcie mi, że testowych papeterii przejrzałam i sprawdziłam naprawdę wiele.
TORT I SŁODKI STÓŁ
Tutaj nasz wybór padł na Ciastko z dziurką i był to strzał w dziesiątkę! Stojąca za nim Ania Frelak to mistrzyni cukiernictwa i wszystko było nie tylko pyszne, ale i absolutnie piękne. Jeśli chodzi o tort, wybraliśmy half naked cake z dekoracją z żywych kwiatów i jadalnego złota. Był to czekoladowy biszkopt z dżemem porzeczkowym, malinami i musem z białej czekolady i był… idealny! Delikatny, słodki, po prostu wspaniały! O naszym słodkim stole napiszę Wam pewnie osobny wpis, natomiast dziś wspomnę tylko, że Ania przygotowała dla nas m.in. ptysie, cake popsy, babeczki, makaroniki i bezy, które rozeszły się w błyskawicznym tempie! Mieliśmy oczywiście zapewnione ciasta od naszej sali, ale słodki stół to była taka moja maleńka fanaberia – kocham słodycze miłością nieskończoną, więc takich cukierniczych perełek nie mogło tego dnia zabraknąć!
PREZENTY DLA RODZICÓW I GOŚCI
Tutaj też od razu wiedzieliśmy, czego chcemy. Żadne tam laurki, kosze ze słodyczami, bukiety na dwa metry i tym podobne. Chcieliśmy dać rodzicom dokładnie to, co oni dawali nam przez całe życie: czas. Dlatego kupiliśmy vouchery do SPA zarówno dla nich, jak i dla nas – żebyśmy mogli razem z nimi wyjechać, odpocząć, pośmiać się, zwolnić. Być przez te trzy dni tylko ze sobą i tylko dla siebie. Z moimi byliśmy w hotelu Dr Irena Eris Spa w Polanicy Zdroju, z Pawła rodzicami zaś – w ich hotelu na Wzgórzach Dylewskich. Jeden i drugi hotel polecamy całym sercem. Fantastyczna obsługa, cudowne zabiegi, przepyszne jedzenie – naprawdę, mogłabym ich chwalić bez końca. Do tego były flower boxy, przygotowane przez Rock&Flowers. A dla wszystkich gości – drobne upominki w postaci pralinek Lindt z białej czekolady, w opakowaniach od Soap Bubble.
FAJERWERKI O PÓŁNOCY
Po prostu ko-cham! Nie ma dla mnie porównywalnej atrakcji z fajerwerkami na weselu. Po prostu nie ma i już. To są takie emocje i takie widowisko, że człowiekowi aż dech zapiera. Oczywiście, nie mówię tu o jakichś petardach, odpalanych przez wujka Zbyszka, ale o profesjonalnym pokazie sztucznych ogni, ze scenariuszem, dynamiką dopasowaną do ścieżki dźwiękowej, itd. U nas miał być to oczywiście motyw muzyczny z filmu „Wielki Gatsby” i powiem Wam, że naszej ekipie pirotechnicznej wyszło to znakomicie! Wesele w pałacu miało też ten ogromny plus, że tuż przy nim rozciągał się ogromny taras z widokiem na park, więc było gdzie to widowisko oglądać. Sami mieliśmy gęsią skórkę patrząc na to, a dziękujący nam za to goście utwierdzili nas w przekonaniu, że było warto. Zwłaszcza jeden ze starszych wujków, który podszedł, złapał mnie za rękę i ze łzami w oczach powiedział, że przez całe życie nie wyjeżdżał ze wsi i nie sądził, że coś tak pięknego kiedykolwiek w życiu zobaczy. Naprawdę, żebyście widzieli tę wdzięczność na jego twarzy…
Jak czytam gdziekolwiek tego typu posty to zawsze zaczynam marzyć o własnym ślubie… Wasz był bajkowy! Zazdroszczę w pozytywnym sensie a z kilku polecajek na pewno kiedyś skorzystam ❤️
Będzie mi bardzo miło! :) Dużo szczęścia życzę! <3
Pani,jako jedna z niewielu blogerow traktuje swoja prace solidnie,bo wpisy pojawiaja sie systematycznie…
Dziękuję, choć nie wyobrażam sobie, że mogłoby być inaczej :) Chociaż faktycznie wielu blogerów przestało ostatnio regularnie publikować. Albo publikują tylko wtedy, kiedy im akurat wpadną współprace. Szkoda, ogromna szkoda, bo to też źle rzutuje na całe środowisko :( No i jest zwyczajnie nie fair wobec czytelników :(
Jakie to wszystko było piękne! Naprawdę moje najszczersze gratulacje!
Dziękuję Ci bardzo, Basiu! <3