„Powinnaś dzieci rodzić, póki macica młoda”. Czyli co słyszą Polki w aptekach i u ginekologa

Polska, 2021 rok. Niby cywilizowany kraj, niby czasy inne, niż średniowiecze, a jednak. Statystyki nie pozostawiają złudzeń. Jeśli chodzi o dostęp do antykoncepcji, jesteśmy na samym końcu w całej Europie. Co więcej, jest u nas nawet gorzej niż w Rosji czy na Białorusi. Więcej pisałam Wam już o tym pod tym linkiem. Wtedy jednak pojawiły się głosy, że przesadzam, że co to za filozofia iść do lekarza. I ja wiem, że wygodnie ocenia się świat z perspektywy czubka własnego nosa, ale w dorosłym życiu to tak jednak nie działa. Ale żeby nie było, że sobie wymyśliłam – niżej historie moich czytelniczek, które opowiedziały mi na moim Instagramie. Ich liczba poszła w setki. Jeśli więc ktoś jeszcze raz powie, że w tym kraju nikt nie ma problemu z dostępem do antykoncepcji, to pozwolę sobie zacytować słynne: „no chyba Ty”.


DOSTĘP DO ANTYKONCEPCJI W PRAKTYCE,

czyli co usłyszały kobiety, potrzebujące tabletek:


W takim wieku powinnam rodzić, a nie się faszerować jak kaczka.


„Nie po to kończyłam medycynę, żeby teraz marnować czas na pomoc puszczalskim”.


„Powinnaś dzieci rodzić, póki macica młoda”. Miałam niecałe 18 lat.


Czy jestem pewna, że mój chłopak to człowiek na całe życie, skoro z nim współżyję?


Lekarka nie chciała przepisać tabletki po, bo „mi się w dupie poprzewracało, że nie chcę dziecka”.


Tabletki przepisze, ale aż żal, bo mam budowę ciała idealną do rodzenia dzieci.


Przy tabletkach anty: „Na pewno? Pani już trochę waży, a po tabletkach dojdzie z 5 kg”.


„Ostatni raz wypisuję pani tabletki, bo takie ładne dziewczyny powinny dzieci rodzić”.


Przed wypisaniem recepty na tabletki antykoncepcyjne pytanie, czy mam stałego partnera.


Miałam 20 lat, bolące okresy. Ginekolog powiedział, że pora na dziecko, a nie tabletki. „Brzuch nie będzie bolał, jak urodzisz”.


Oburzone „u nas nie ma takich rzeczy” od farmaceutki, gdy pytałam o tabletkę „po”.


„Za młoda jesteś na tabletkę po” – ale na dziecko już nie.


„23 lata? Taka młoda i tabletka po? A chłopak wie”?


„Ja takich rzeczy nie sprzedaję” – starsza farmaceutka we wrocławskiej aptece.


„Antykoncepcja to metoda planowania rodziny. Pani nie planuje, więc po co pani leki”.


Zsunęła nam się gumka. „To jak ją zakładał? Dwóch lekarzy odmówiło recepty, dopiero trzeci się zgodził.


„Tabletki? Nie brać. Wystarczy powstrzymywać się od seksu w dni płodne” – ginekolożka.


Usłyszałam, że tabletka „po” wywołuje raka, a tak w ogóle to powinnam się lepiej prowadzić.


„Było się nie gzić po kątach, to by tabletka nie była potrzebna”.


„A po co pani te tabletki? Niezdrowe to jest, a jak chłopak kocha, to poczeka”.


Nie wypisze tabletki po, bo „trzeba było myśleć przed, a teraz ponieść konsekwencje”.


„Mam, ale nie sprzedam. Nie wskażę, gdzie pani dostanie. Do widzenia”.


Że powinnam już pomyśleć o zajściu w ciążę, a nie ciągle antykoncepcję brać. Miałam 22 lata.


Że mam 35 lat i dobrze by było odstawić, bo to już najwyższy czas na dziecko.


„W tym wieku (33 lata) trzeba myśleć o dziecku, a nie o tabletkach anty”.


Lekarz powiedział, że mam się brać za dzieci i że następnym razem mi recepty nie wypisze.


Lekarka – że tabletek nie wypisuje ze względu na swoje przekonania religijne.


Że jestem za młoda na tabletki antykoncepcyjne. Miałam 19 lat…


Lekarz: „Co? Za każdym razem, jak pęknie gumka, będziesz biegać po tabletkę”?


Prosząc ginekologa o receptę na tabletki anty: „No dobra, to czym tam się pani truje”?


Lekarz: „Szkoda marnować taką ładną macicę na antykoncepcję…”


„No nie wiem, czy taka młoda osoba powinna sobie tak szkodzić” – lekarz internista.


Moja lekarka rodzinna: „Nie umiecie się powstrzymać kilka dni w miesiącu”?!


Lekarz w prywatnej placówce nie chciał mi wypisać tabletki dzień po, bo klauzula sumienia.


Poszłam po anty, a lekarz przy badaniu, że po co, macica czeka na dziecko.


W każdej aptece odsyłali mnie do innej, zbywając moją receptę z pogardą.


Lekarz POZ: „Ja nie mogę przepisywać takich leków”.


Chciałam uzyskać receptę na tabletkę po. Lekarz: „Ryzykuję karierą lekarską dla pani”.


„Brak szacunku do czekania do ślubu jest bardzo częsty”.


Klauzula sumienia. „Nasza pani ginekolog nie wypisuje tabletek”.


„Ja osobiście nie mogę sprzedać, powodzenia z receptą”.


Od lekarza. Że nie będzie brać udziału w aborcji.


„Jak się chce współżyć, to i trzeba ponosić konsekwencje”.


„W tej aptece nie sprzedajemy takich leków” – gdzie miałam receptę.


Że mam już 33 lata, więc mam tylko 2 lata na zajście w ciążę.


„Po co ci tabletki? Chcesz uprawiać seks z każdym”?


„Klauzula sumienia mi nie pozwala”.


„Tabletki antykoncepcyjne są tylko dla chudszych. Grubym się nie przepisuje, bo nie działają”.


W momencie zakupu wkładki domacicznej na receptę w aptece: „Taka młoda, a dzieci nie chce”?


„Skoro jesteś gruba, to wystarczająco anty, po co się faszerować lekami i dalej tyć”?


„Jak się umie, to wystarczą prezerwatywy” – kiedy poprosiłam o wypisanie tabletek.


„Pani nie ma ślubu? To nie sprzedam. To podwójny grzech”.


Urodzę pierwsze dziecko, to mi przepisze antykoncepcję.


„Brak podstaw do brania tabletek”.


Miałam 29 lat, poprosiłam ginekologa o tabletki: „A kiedy zamierza pani mieć dzieci”?


Jak przyszłam po tabletkę po, usłyszałam, że o tym się myśli przed, a nie po.


To już chyba czas na dziecko, a nie anty (30 lat, nie chcę mieć dzieci).


Że w moim wieku to mam dzieci rodzić, przecież dostanę 500 zł, więc mam męża szukać.


„Widocznie nie trafiłaś na odpowiedniego mężczyznę, że nie chcesz dziecka”.


„W takim wieku, to powinna cię interesować nauka i matura, a nie seks, z kim popadnie”.


„A może już czas na koncepcję, zamiast anty”? Miałam 19 lat.


„Jak możesz rodzicom w oczy patrzeć? Wstyd im przynosisz”.


„Jest pani w takim wieku, że może czas zrezygnować z tabletek, bo kiedy, jak nie teraz”? Miałam 33 lata.


Przyszłam w poniedziałek i usłyszałam, że „niezła impreza musiała być w weekend”.


Takiej młodej antykoncepcji nie przepisze. Miałam 24 lata.


„A może zamiast antykoncepcji mogłabyś jeszcze poczekać z seksem”?


Że nie popełni dla mnie grzechu, wystarczy nie uprawiać seksu przed ślubem.


„Założę ci spiralę dopiero, jak urodzisz dzieci” Lekarka wiedziała, że nie chcę mieć dzieci nigdy.


Ginekolog: „Czy to nie za późno na rozpoczęcie współżycia”? Miałam 24 lata…


Jako 18-latka zostałam wyśmiana przez ginekologa, że jeszcze jestem dziewicą.


Miałam bardzo bolesne i obfite okresy. Zapytałam ginekolożki, czy antykoncepcja mi pomoże. Gdy odpowiedziałam „tak” na pytanie, czy uprawiam seks, usłyszałam: „Trzeba było się nie puszczać, to by nie bolało”. 20 lat, pierwsza wizyta u ginekologa, stały partner.


Że klauzula sumienia mu nie pozwala wypisać tabletki po (miałam 16 lat).


Ginekolog: „Bzyknięta? Bzyknięta czy nie, muszę wiedzieć, czy będzie przyłazić po tabletki zamiast dzieci robić, a dzieci na starość nie zrobicie”. Miałam 24 lata.


Że wypisanie tabletki „po” jest wbrew jego zasadom moralnym.


Kończyły mi się tabletki, środek pandemii, więc zadzwoniłam do rodzinnego. Lekarka powiedziała mi, że to są niezdrowe rzeczy i żeby nie zawracać jej tym głowy, bo i tak nie przepisze.


6 miesięcy po poprzedniej wizycie: „Dalej dziewica? I jak ja mam cytologię zrobić? Po co pani przyszła”?


Ginekolog powiedział, że jestem za młoda i kto będzie za te tabletki płacić? Miałam 18 lat.


„Jak pani chce umrzeć na zakrzepicę, to pani sprawa, ja do tego ręki nie przyłożę”.


„Jakie hormony, hormony to trucizna. Ja pani recepty nie dam”.


„Po co ci tabletki, to idealny wiek na wychowywanie dzieci”.


Ginekolog. Że jak nie mam męża, to po co mi antykoncepcja.


„Trzeba było się zabezpieczać. Proszę szukać pomocy prywatnie, a nie na NFZ”.


„Jak bierzesz tabletki antykoncepcyjne w tak młodym wieku, to się nie dziw, że urodzisz chore dziecko”.


Że jestem za gruba na antykoncepcję, jak zmagałam się parę lat temu z nadwagą.


Po wymienieniu w lekach antykoncepcji w szpitalu od pielęgniarki: „Niby taka chora, a o ruchaniu pamięta”.


Kiedy poprosiłam o zmianę tabletek, które mi nie służyły, usłyszałam: „Co? Za drogie? Chłopak chce bzykać, to niech płaci”.


Że jestem młoda i za parę lat, jak będę chciała mieć dzieci, to przyjdę do niego z pretensjami, że nie mogę”.


„Pani rzuci chłopaka – musi zdradzać, skoro HPV tak zaatakował”.


Z wielkim oburzeniem pani doktor wypaliła, że to moje sumienie i czy mi nie wstyd.


„Proszę dzieci rodzić, a nie tabletki brać”.


„Najlepszą antykoncepcją jest szklanka wody”. A biorę tabletki też na bóle miesiączkowe.


Na wizycie po pierwsze tabletki ginekolożka wypytywała, czy moja mama wie i się na to zgadza. Miałam 19 lat, wizyta w Warszawie, prywatnie.


Endokrynolożka: „Małżeństwa, stosujące antykoncepcję, są mniej trwałe”.


„Taka młoda, to dzieci rodzić, bo potem będzie płacz, że nie może zajść w ciążę.


Ginekolog odmówił tabletek anty, bo „tak trudno jest zajść w ciążę”.


Musiałam mieć anty, żeby uspokoić pojawianie się torbieli jajnika. Ginekolog uznał, że mi nie da, bo skorzystam i będę uprawiać seks w wieku 14 lat tylko przez te tabletki.


Lekarka chciała mi wcisnąć katolickie czasopismo zamiast recepty na tabletkę po.


Aptekarka nie chciała mi sprzedać tabletek antykoncepcyjnych, bo „z tym to do koleżanki obok”.


„Tabletki? To przecież najlepszy czas na dzieci”. Miałam ze 23 lata, studiowałam, a tabletki brałam na trądzik.


Standardowo, jak miałam ok. 30 lat: „Może to już czas na dziecko, a nie na antykoncepcję”?


Od ginekologa, że w takim razie mój narzeczony na pewno mnie zostawi.


„Może czas by było pomyśleć już o dziecku”?


„Tabletka po to środek wczesnoporonny. Pani nie wiedziała, co robi”?


„To nie lek, to zabija dzieci, nie wstyd ci? Tak młodej dziewczynie”? Głośni, przy pełnej aptece.


„30 lat to trzeba o dziecku pomyśleć, a nie o antykoncepcji”.


Że jestem za młoda na antykoncepcję hormonalną.


Farmaceuta przewalił oczami na tabletkę po i oddał receptę.


Od lekarki: „Nie będę się przyczyniać do aborcji”.


Miałam receptę na tabletkę po, farmaceutka mi nie sprzedała, bo „takie mają odgórne nakazy”.


Że nie dostanę recepty, bo nie mam obrączki. Wyszłam bez dalszych dyskusji.


Usłyszałam od ginekologa, że czas odstawić tabletki i zajść w ciążę. W tym wieku już trzeba. Miałam 25 lat.


Nocna i świąteczna opieki zdrowotna, tabletka dzień po. Pani powiedziała, że trzeba było p0myśleć wcześniej.


„Może czas już przestać wydawać na antykoncepcję, a zacząć zarabiać 500+”?


„W tym wieku (22 lata, mężatka) to dzieci robić, żeby na emerytury miał kto pracować”.


Farmaceuta: „No nie jest to zbyt prorodzinne”.


Lekarz rodzinny powiedział mi, że w wieku 17 lat powinnam się zastanowić, co ja sobą reprezentuję, że już w tym wieku potrzebuję antykoncepcji”.


Przy wypisywaniu recepty na antykoncepcję: „A to nie może się pani po prostu powstrzymać”?


Że jestem za gruba na antykoncepcję.


„Trzeba było wcześniej myśleć o zabezpieczeniu, a nie szukać pomocy po”.


„Kubeł zimnej wody na głowę, a nie antykoncepcja”.


Od ginekologa: „Może by się tak za rękę potrzymać, do kina pójść, a nie seks i tabletki”.


„Ale po co pani ta tabletka po? Prawdopodobieństwo jest niskie”. No ale jednak jest!


Powinnam bać się Pana Boga, bo wyśle mnie do piekieł za seks przedmałżeński.


Że taka młoda, a chce być bezpłodna.


„W tym wieku (28 lat) i jeszcze nie rodziła”?!


Nie dostałam tabletki po. Usłyszałam od lekarza, że jestem za młoda na seks i w tym wieku powinnam przytulać misie (18 lat). Na szczęście nie zaszłam w ciążę.


W wieku 20 lat: „Ciekawe, co na to twoja mama”.


Rzucone z pogardą w aptece: „My tu takich rzeczy nie sprzedajemy”, kiedy poprosiłam o tabletki antykoncepcyjne.


„Jak sobie pani do tej pory radziła bez antykoncepcji, to teraz też sobie pani poradzi”.


Farmaceutka nie chciała wydać tabletek antykoncepcyjnych, bo „będę się źle prowadzić”.


Pękła nam gumka, chciałam kupić tabletkę po, pani w aptece, że trzeba było myśleć wcześniej.


„Latka lecą, dzieci muszą się rodzić”.


Pamiętajcie: nie musicie się tłumaczyć z antykoncepcji!

To Wasze prawo i Wasz wybór. Nie musicie mieć do tego męża ani stałego partnera. Seks jest okej. I nie, to nie jest grzech. Antykoncepcja to też nie jest grzech. Nie ma też obowiązku posiadania dzieci.

Oraz (równie ważne): tabletka „po” to nie jest środek wczesnoporonny! A seks w Polsce jest legalny powyżej 15. roku życia.

Tak tylko przypominam.


Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
telep

Bardzo mnie to smuci, że to wszystko wygląda w ten sposób nadal. To bardzo zniechęca do posiadania swoich dzieci.

Karolina

Niestety w Polsce wg niektórych kobiety nie mogą o sobie decydować. Chamstwo i zacofanie w całej służbie zdrowia, teksty, które nigdy nie powinny paść. To nie są tylko gabinety ginekologiczne. To są też apteki, szpitale, przychodnie i nieważne czy państwowe czy prywatne – zawsze się znajdzie taki lekarz/pielęgniarka/farmaceuta itd., którym się wydaje, że mają prawo wypowiadać się, co kobieta powinna a czego nie, pouczać ją, moralizować, osądzać, nakazywać rodzenie dzieci jako jej obowiązek. I to najczęściej są święci niejeb**wi katolicy, Maryje zawsze dziewice, bez grzechu poczęci… Marzę o tym, żeby kiedyś za takie teksty groziła kara pieniężna lub nawet utrata… Czytaj więcej »