Nie daj się depresji. Urodź dziecko, weź prysznic, zmień wyraz twarzy!

Żegnajcie leki, psychiatrzy i psychoterapeuci! Oto powstała publikacja, która raz na zawsze rozprawia się z mitami na temat tego, jak leczyć depresję. Żadne tam diagnozy, farmakoterapia, żadne wycieczki do specjalistów. Ot, trochę ruchu, trochę winka, jedno zdjęcie ciasta wrzucone na Facebooka i jeden szybki poród i – nie uwierzycie – depresja sama znika! Brzmi jak jakiś żart? Ja długo miałam nadzieję, że takim jest. Ale ta publikacja od wczoraj radośnie śmiga sobie po sieci, utrwalając masę cholernie krzywdzących i szkodliwych stereotypów. Co więcej, ta publikacja ma też autora, który o dziwo nie wstydził się pod nią podpisać. Przyjrzyjmy się więc jej uważnie i wyciągnijmy kilka wniosków.


JAK LECZYĆ DEPRESJĘ WG AUTORA TEKSTU

„NIE DAJ SIĘ DEPRESJI”?


Zastosuj koloroterapię. Ubierając się, wybierz z szafy coś energetycznego: czerwień, żółć, pomarańcz – pierwsza rada i ja już nie wiem, czy autor jest idiotą, czy przedawkował „Orange Is the New Black”, czy może jednak dwa w jednym. Niezorientowanym w temacie spieszę jednak donieść, że kolor naszych ubrań ma dokładnie taki sam wpływ na naszą depresję, jak na działanie sieci 5G, rozprzestrzenianie się pandemii po świecie oraz globalne ocieplenie. Co więcej, z tego pomysłu wynika, że na depresję nigdy nie chorują (tak, tak, kochani, bo depresja to CHOROBA) ludzie, którzy regularnie się ubierają w tak energetyczne kolory. W sumie, czy ktoś widział kiedyś św. Mikołaja w depresji? Nie? Czyli to może mieć sens!


Weź prysznic. Najlepiej naprzemienny, czyli ciepło-zimny, bo pobudza krążenie i dotlenia mózg – szkoda, że autor nie wziął prysznica przed napisaniem tego tekstu, chociaż przecież mógł. Choć większe pretensje niż do niego mam jednak do tego, kto ten jego skandaliczny tekst puścił dalej do druku. Czy ktoś o zdrowych zmysłach naprawdę uważa, że prysznic jest lekiem na depresję? Że może w jakikolwiek sposób pomóc? Przypominam, że depresja to choroba. Czy – idąc drogą analogii – prysznic pomaga też na raka? Miażdżycę, cukrzycę, zawał serca? Czy jeśli ktoś zapyta nas, co zrobić z bolącą ósemką, to doradzimy my umycie zębów? Nie? To dlaczego doradzamy mu umycie ciała, kiedy pyta, jak leczyć depresję?


Napij się wina. Alkohol może pobudzać produkcję endorfin – o, i to jest znakomita rada! Cierpisz na depresję? Popadnij w alkoholizm, to odwróci Twoją uwagę od depresji! Całkiem jak w tym dowcipie, że jak boli Cię głowa, to uderz się w kolano – skupisz się na nowym bólu i problem bolącej głowy sam się dzięki temu rozwiąże. No jednak nie. Alkohol nie jest lekiem na NIC. Co więcej, dla osób chorych na depresję, może być dodatkowym zagrożeniem. Jasne, że jak jesteśmy zdrowi, to alkohol może poprawiać nam humor. Ale pamiętajmy, że po stanie większego upojenia zwykle przychodzą dołki emocjonalne, a następnego dnia – kac. Więc nie, wino nie jest rozwiązaniem – nawet na krótką metę. A już tym bardziej na dłuższą, gdzie grozi dodatkowo uzależnieniem.


Kochaj się. Seks to antidotum na depresję – no i słuchajcie, ta rada to jest złoto. Takiego wyżu demograficznego to by nam żadne 500 plus nie zapewniło. Oto teraz wszyscy ludzie na świecie zaczynają się kochać na pomstę. A nie, czekajcie. Okazuje się, że u osób z depresją pojawia się zmniejszenie libido, ograniczenie aktywności seksualnej, a u mężczyzn dodatkowo – osłabienie erekcji. No patrzcie, no! Biednemu zawsze wiatr w oczy! Co gorsza, wjeżdża nam tu trochę problem z seksem z nieletnimi, bo tak się składa, że na depresję chorują też dzieci i młodzież. Nie wiem, czy wiecie, ale najmłodsze dziecko, u którego zdiagnozowano depresję, miało dwa lata. Dwa, ku*wa, lata. Czy pan redaktor je także radziłby leczyć seksem? Bo wg polskiego prawa byłaby to pedofilia.


Pochwal się (…) lub choćby zamieść zdjęcie ciasta własnej roboty na Facebooku – a to jest rada, na widok której człowiekowi od razu otwiera się buzia. Nie, żeby na samą myśl o tym cieście. Raczej ot, ze zdziwienia. Wyobrażacie sobie, że ktoś podaje chwalenie się ciastem jako sposób na depresję? Ja mam taką wizję, że ktoś przegrał zakład i dlatego musiał podpisać się własnym nazwiskiem pod takim tekstem. Albo chciał zrobić na złość redakcji, bo i tak wiedział, że zaraz wyleci. No bo sorry, ale jest jednak jakiś poziom absurdu, którego nie da się nieświadomie i bez złych intencji przekroczyć.


Przeciągnij się – po prostu: wstań z łóżka, fotela czy tam kanapy i przeciągnij się rześko jak kot. No czy ktoś widział kiedyś kota z depresją? Nie? No bo przecież koty przeciągają się regularnie! Wiecie, to prawie ta sama grupa porad, co „idź pobiegać”, „rusz się”, „wyjdź na słonko”. Ale jeszcze lepsza, bo nie wymusza na Was założenia butów i opuszczenia własnego domu! Przyznajcie, że żaden terapeuta by na to nie wpadł. A może wpadł, ale specjalne tego nie ujawniał, żeby nie stracić pacjentów? Już widzę te tłumy ozdrowiałych, którzy po usłyszeniu tej bezcennej rady jak jeden mąż mówią: „Odstawiłem antydepresanty, bo wie pan, co?Przeciąganie pomogło”!


Zatańcz z kimś – a to jest z kolei doskonała wiadomość dla wszystkich tych klubów, dyskotek i szkół tańca, które z powodu pandemii się obecnie zamknęły. Oto po lekkim zluzowaniu obostrzeń wszyscy chorzy na depresję zgłoszą się do Was, żeby sobie potańczyć. Wszak tańsze to niż psychiatra i psychoterapeuta, można to robić w otoczeniu przyjaciół, a przy odrobinie szczęścia – poznać też kogoś, z kim będzie można uprawiać seks! No i w ten sposób pieczemy dwie pieczenie na jednym ruszcie, zyskując dwa sposoby, jak leczyć depresję za bezcen.


Zrelaksuj się. Połóż się wygodnie, zamknij oczy i uruchom wyobraźnię  – po prostu wyobraź sobie, że nie masz depresji. Dalej autor pisze, żebyś zwizualizował sobie miłe miejsce, w którym czujesz się komfortowo. To może być plaża, domek na prerii, wakacje u dziadków. Albo kozetka u Twojego psychoterapeuty, na której powinieneś właśnie leżeć, zamiast wyczytywać w internecie podobne brednie. A przepraszam, nie tylko w internecie, bo te bzdury ukazały się przecież też drukiem. Szczerze? Nie pamiętam tekstów, które byłyby równie szkodliwe, jak ten.


Urodź dziecko – a to, moi drodzy, to jest już zwykłe sku*wysyństwo. Mogłabym oczywiście szydzić teraz z tego, że sorry, panowie, dla Was lekarstwa nie ma, ale jeśli panie chcą się dowiedzieć, jak leczyć depresję, to tu jeden mądry radzi, że porodem. Bo wiecie, podczas porodu zwiększa się wydzielanie endorfin. Mogłabym pisać, że sorry, dziewczyny, 9 miesięcy ciąży szybko zleci i później depresja Wam przejdzie jak ręką odjął. Ale, na litość boską! Dziecko nie jest sposobem na depresję! Dziecko nie jest lekiem! Czy autor tych bredni słyszał kiedykolwiek o depresji poporodowej? I jak śmie pisać rzeczy nie tylko tak absurdalne, ale i nieodpowiedzialne? Powtórzę – depresja to choroba. Ją się leczy. I – jeśli wszystko ok – dopiero później się myśli o ciąży. A nie zastępuje się ciążą leczenie.


Zmień wyraz twarzy – a to jest akurat najprostsza rada, bo ja zmieniałam wyraz twarzy po przeczytaniu każdego z tych sposobów z listy. Z głupiego na głupszy. I mam szczerą nadzieję, że ktoś poniesie konsekwencje za to, że taki tekst w ogóle ujrzał światło dzienne. I mam tu na myśli zarówno autora, jak i jego redaktora czy wydawcę. Sorry, ludzie. Mamy 2020 rok, powinniśmy się już nauczyć, że wiedzę się weryfikuje, a jeśli wypuszczamy coś takiego, to później ponosimy tego konsekwencje.


W TAKIM RAZIE JAK LECZYĆ DEPRESJĘ? ZACZĄĆ OD PSYCHIATRY

Bo psychiatra to lekarz. Nie dziennikarzyna, który napisał stek bzdur. Iść więc do psychiatry, bo to on ma stosowne wykształcenie, wiedzę, doświadczenie i kompetencje. To on nas wysłucha, on zaproponuje leczenie. Czasem to mogą być same leki, czasem sama psychoterapia, czasem – jedno i drugie. I od razu mówię – nie, w tym nie ma nic wstydliwego! Jak boli Cię ząb, idziesz do dentysty. Jak boli Cię serce, idziesz do kardiologa, a jak boli Cię gardło, idziesz do laryngologa. Będę to powtarzać tu do znudzenia: z depresją też idziesz więc do lekarza, bo to depresja to także choroba. A o tym, że wizyta u psychiatry to nic strasznego i że nie ma się czego wstydzić, pisałam Wam już pod tym linkiem.

Od razu mam też apel do tych z Was, którzy z depresją nigdy sami się nie zmagali. Nie wierzcie takim bzdurom. Nie puszczajcie dalej w świat tak krzywdzących i głupich stereotypów. Depresja to nie to samo, co dołek, słabszy dzień, gorszy humor czy obniżenie nastroju. Depresja może dotknąć każdego z nas. Nie musimy przeżyć żadnej traumy  i nieważne, jak układa nam się w życiu czy ile mamy lat. Dlatego błagam, czytajmy. Nie mówię, że od razu całe książki, ale w internecie jest masa rzetelnych informacji na ten temat. Kilka takich stron wymieniałam Wam już w tym wpisie. Uświadommy sobie skalę problemu i nie umniejszajmy krzywdzie ludzi, których dotknęła depresja. Nie mówmy im tych wszystkich bzdur typu: „uśmiechnij się”, „myśl pozytywnie” albo „weź się poruszaj”. O tym zresztą też już Wam pisałam.


LICZBY NIE KŁAMIĄ. DZIENNIKARZE TAK

Na koniec przypomnijmy sobie trochę danych. Jak wynika z danych Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, na depresję choruje obecnie około półtora miliona Polaków. Czyli tylu, ilu mniej więcej mieszka w całej Warszawie! Z kolei dane WHO mówią o tym, że depresja jest najczęściej spotykanym zaburzeniem psychicznym i na całym świecie zmaga się z nią ponad 350 milionów ludzi. Trzysta. Pięćdziesiąt. Milionów. Sporo, prawda? A teraz pomyślcie, że to właśnie ta depresja każdego roku przyczynia się do śmierci blisko 1 miliona osób! I teraz wjeżdża jakiś typ i mówi, że ci wszyscy ludzie może dalej by żyli, gdyby tylko w porę się przeciągnęli albo wzięli prysznic.

Jest mi przykro. Tak zwyczajnie, po ludzku, przykro. Nie wiem, może to jakaś prowokacja? Może ten tekst nigdy nigdzie się nie ukazał? Darujmy sobie personalne znęcanie się nad autorem, ale nie pozwólmy na dalsze rozprzestrzenianie się takich treści. Wspierajmy naszych bliskich, jeśli zmagają się właśnie z depresją, a jeśli to my sami się z nią zmagamy – idźmy z tym prosto do specjalisty. Bo depresję naprawdę można i trzeba leczyć. A teksty takie jak ten omawiany wywalajmy prosto na śmietnik.


A te złote rady w oryginale możecie zobaczyć m.in tutaj:

Subscribe
Powiadom o
guest
6 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Ola

Jest mi przykro, czytając takie „mądrości” , jako osobie, która na depresję choruje. Już się nasłuchałam, że muszę wyjść do ludzi, to wtedy mi sie polepszy (problem w tym taki, że najpierw trzeba wstać z łóżka i się ubrać, a o to gorzej), znaleźć pracę (chociaż nawet czytać nie dawałaś rady bo taką miałaś uwagę – albo jej brak). I później ktoś sobie zobaczy taką grafikę i pomyśli O! to na pewno lenistwo! to jest przyczyna! czarne ubrania! Ech.

Ola

A ja bym zaczęła od Boga, a nie od psychiatry. Zdrówka ;)

Jessika

Uff..ciezki temat…