Tak, „Szkoła z TVP” jest żałosna. Tylko czy to wina tych nauczycieli?

„Szkoła z TVP” to jedna z tych rzeczy, których człowiek wcale by nie chciał zobaczyć. Przecież w tych lekcjach złe jest w zasadzie wszystko. Archaiczne studio, kiepska oprawa audiowizualna, brak polotu u nauczycieli, a czasem i dość irytujące błędy merytoryczne. No nie oszukujmy się, nie jest to jakość Discovery. Ale nikt przy zdrowych zmysłach aż takiego poziomu by przecież nie oczekiwał. Jeśli ktoś z Was prowadził kiedyś jakieś wystąpienie publiczne czy pracował przed kamerą, wie doskonale, z jakim stresem się to wiąże. Nie możemy się więc czepiać nauczycieli, prowadzących lekcje z TVP, że nie porywają widzów niczym Krzysztof Ibisz w telewizyjnej „Awanturze o kasę” i nie sypią żartem niczym Jeremy Clarkson. Zwyczajnie nie są tego nauczeni, nie potrafią tego robić, dotychczas wcale też nie musieli. A to, co zrobili, zrobili pewnie najlepiej, jak umieli. 

Czy to ich tłumaczy? Niestety, nie do końca, bo to, czego obronić się nie da, to te wszystkie błędy. Błędy, które są tak kuriozalne, że aż wierzyć się nie chce. Bo jeśli matematyk nie odróżnia średnicy od obwodu, chemik widzi ołów w benzynie bezołowiowej, a biolog nie wie, do czego służy śledziona, to coś tu jest nie tak. I oczywiście, wszystko może być wynikiem stresu, skrótu myślowego czy zwyczajnej, ludzkiej pomyłki, do której każdy z nas ma przecież prawo. Ale to należało wyłapać w postprodukcji. A tak za wszystkie te błędy nie dość, że obrywają te Bogu ducha winne kobiety, to i nauczyciele jako tacy. Ta potrzebna nam przecież grupa zawodowa, którą już i tak upodlono podczas ostatniego strajku. Grupa, która – choć powinna być doceniania i dobrze opłacana – od dawna nie ma w Polsce lekko. 


SZKOŁA Z TVP TO FARSA. BARDZO DROGA FARSA

Zanim więc rzucimy kamieniem, przypomnijmy sobie, kto odpowiada za polski system edukacji. Kto przygotuje program nauczania, kto powinien go weryfikować i nadzorować? Czy jest to szeregowy nauczyciel? Oczywiście, że nie! Tymczasem wymagamy od takich właśnie szeregowych nauczycieli profesjonalnego podejścia i obycia przed kamerą, kiedy widać jak na dłoni, że nie otrzymali żadnej merytorycznej pomocy, żadnego wsparcia, wskazówek. Nikt ich do niczego nie przeszkolił. Jakby celowo rzucono ich prosto w paszczę lwa. Z tego, co czytamy, często mieli ledwie dobę na przygotowanie się do wystąpienia, bo cały program był szyty w locie. Wyszło, jak wyszło. Pamiętajcie jednak, że za tymi nauczycielami stoi MEN. A za publikację i montaż odpowiada TVP i ich dwa miliardy złotych darowizny. Czy to nie wydaje się Wam kuriozalne, że takie błędy, jak ten ze średnicą koła, przechodzą przez tyle osób i nikt nie zwraca na to uwagi? 

Nie jestem fanem teorii spiskowych, ale nie zdziwiłbym się, gdyby to było celowe zagranie. Nic tak przecież nie jednoczy Polaków, jak możliwość wyśmiania i oplucia kogoś, kto aktualnie znajdzie się na celowniku. Nauczyciele swoim strajkiem zaszli władzy za skórę? Masa internautów stanęła po ich stronie? No to proszę, wystarczyło chwilę odczekać i skompromitować ich w białych rękawiczkach. Bo tak, „Szkoła z TVP” to jest kompromitacja. Nie tych pojedynczych, biednych kobiet, które tam wystawiono. Ale całego środowiska nauczycielskiego, które teraz wyśmiewane jest w tysiącach komentarzy. Czy komuś jest to na rękę? Na pewno. Zwłaszcza, że w ten sposób można też przypudrować gorący temat forsowanych na siłę wyborów.


YOUTUBERZY ZAMIAST NAUCZYCIELI? SUPER, TYLKO TO NIE TEN HAJS

Wszędzie widuję też opinie, że MEN – zamiast nauczycieli – powinien wyciągnąć przed kamery youtuberów. Bo przecież znają się na rzeczy, mają świetny kontakt ze swoimi widzami, są dla nich często większym autorytetem niż nauczyciele. No i nie czarujmy się. O niebo łatwiej jest zachęcić nastolatka do oglądania chemii z Frizem niż z zawstydzoną panią Jolą. Co do zamysłu, to zgoda. Fajnie by się na to patrzyło. Ba, sam nawet mam już przed oczami swoje wymarzone grono pedagogiczne. Od fizyki Sci-fun, od polskiego Mietczynski, od historii Darwini. Problem jest tylko taki, że nauczyciel dostał 250 zł za nagrania. Znacie youtubera, który pracuje za 250 zł? Ja nie wiem, czy któryś z nich to by za tyle ściągnął choć na wizji skarpetę, a co dopiero przeprowadził całą lekcję.

Kolejna rzecz: kto to w tej telewizji puścił? Czy naprawdę obrywać powinni nauczyciele, których zżarł stres? Czy może odpowiedzialność powinna spaść jednak na – no właśnie – osoby za tę realizację odpowiedzialne? Te, które pociągają za sznurki i dostają za to odpowiednie pensje. Które swoją wiedzą i doświadczeniem powinny ręczyć za to, że lekcje z TVP będą przeprowadzane może i bez fajerwerków, ale choćby na przyzwoitym poziomie – solidnie i rzetelnie. Gdzie one teraz są? Dlaczego to nie z nich się śmiejemy? Dlaczego to nie z nich robi się dzisiaj memy?


HEJT NASZ POWSZEDNI 

I to, co jest chyba najsmutniejsze w ostatnich dniach, to hejt. Nie hejt na władzę, która jak najbardziej sobie na te baty teraz zasłużyła, ale na te biedne kobiety, prowadzące lekcje z TVP. Nie wiem, jak Wasz, ale mój feed na Facebooku aż ocieka tą nienawiścią i prześmiewczą narracją wymierzoną prosto w tych nauczycieli. Ludzi, którzy zgodzili się na to, bo albo dostali taki przykaz i za bardzo nie mieli wyjścia, albo nawet chcieli to zrobić, bo zwyczajnie potrzebuję dodatkowego zarobku. Pomijając motywację, zrobili to raczej w dobrej wierze. I teraz wylewa się na nich wiadro pomyj. A kto to robi? M.in. nasi rówieśnicy. Osoby relatywnie młode, które naśmiewają się z ludzi, wykreowanych przez system, który ma odpowiadać za wykształcenie nowego pokolenia, które z kolei będzie stanowić o naszym losie. Serio, na to brak mi słów i jakiegokolwiek usprawiedliwienia.

Czasy nie są łatwe i nie zapowiada się na to, aby miały być łatwiejsze w niedalekiej przyszłości. Życzyłbym więc sobie tego, abyśmy bardziej skupiali się na wzajemnej pomocy i rozwiązywaniu problemów niż na ciągłym wytykaniu błędów. A jeśli już chcemy coś wytknąć palcem, to pamiętajmy, żeby dobrze nim wycelować. Bo za błędy systemu edukacji nie odpowiada nauczyciel. Tak, jak za brak sprzętu do pracy nie odpowiada lekarz, a za brak łóżek w szpitalu nie odpowiada jego ordynator. 


SZKOŁA Z TVP TO TYLKO WIERZCHOŁEK GÓRY LODOWEJ

Kilka dni temu napisałem Wam o życiu w kwarantannie i naszej nowej rzeczywistości. Trochę dla rozluźnienia, trochę ku pokrzepieniu serc. Wiedziałem, że wchodzimy w nowy etap funkcjonowania nie tylko jako jednostki, ale – przede wszystkim – jako społeczeństwo. Nie spodziewałem się jednak, że tak szybko wniknie to w naszą codzienność i wygeneruje tyle napięć i konfliktów. Pomijając kwestie tak oczywiste, jak zgromadzenia publiczne, wybory prezydenckie czy odpowiedzialność społeczną, to do przewidzenia było, że kolejną bombą – do tego mającą bardzo krótki lont – okaże się problem edukacji zdalnej. Słowem: „Szkoła z TVP” zwyczajnie nie miała prawa się udać. Jak zresztą wszystko, co TVP ostatnio wypuszcza. Społeczność internetu szybko stanęła więc w roli cenzora i wydała praktycznie jednogłośny werdykt. Lekcje z TVP to żałosny substytut, błąd goni błąd, nauczyciele bez polotu, a realizacja poniżej jakiegokolwiek poziomu.

Żeby była jasność – musimy sobie jasno określić, gdzie jesteśmy. A jesteśmy w etapie globalnej recesji, która dotknęła już naszego kraju. Przed nami więc poważny test. Zarówno przed naszymi rządzącymi, jak i przed nami jako społeczeństwem. Test tego, jak sobie w obecnej sytuacji poradzimy. Albo z czym sobie najzwyczajniej nie poradzimy. Bo widać już, że niestety, ale jako grupa nie potrafimy się dobrze izolować, ignorujemy sugestie, potem nakazy. Lekceważymy sytuację i często sami prosimy się o problemy. Rząd mimo wielu odpowiednich działań popełnia też masę błędów, w których chyba najgorszym i najmniej dla mnie zrozumiałym jest dążenie do przeprowadzenia wyborów prezydenckich. Do tego dochodzi kiepska wydajność systemu ochrony zdrowia, pogrążająca się w kryzysie gospodarka, widmo utraty zatrudnienia przez dziesiątki tysięcy pracujących, upadki firm i gospodarcza zima. Naprawdę, e-learning to pikuś przy tym, co nas czeka.


E-LEARNING NA MIARĘ NASZYCH CZASÓW

Dlaczego o tym piszę? Ktoś na moim feedzie na Facebooku napisał ostatnio, że nie możemy pozwolić sobie na chujowatość. Że edukacja ma od zawsze z tym problem i że ciągle pozwalamy sobie na bylejakość w tej materii. Czy miał w tym rację? Ano miał. Tyle, że dziś to nie jest to, co zawsze. Dziś nie ma normalnej sytuacji i pewnie przez jakiś czas jeszcze nie będzie. Nikt nie lubi bylejakości, a przynajmniej bardzo chciałbym w to wierzyć. Ale w sytuacjach wyjątkowych trzeba zaakceptować rzeczywistość taką, jaka jest. A jeśli ta się nam nie podoba, musimy wiedzieć, kogo mamy za nią winić i względem kogo wyciągać konsekwencje.

Nasz system edukacji na wielu poziomach od dawna był słaby. Czego więc mogliśmy się spodziewać w sytuacji, w której trzeba go było na gwałt zcyfryzować? Przejść na nauczanie online i przygotować w jakiś sposób uczniów do egzaminów i matur? Cudu? Optymiści zapewne na to liczyli. Ja, podchodząc do tego realnie, mocno kibicowałem, ale widziałem, że lekko nie będzie. Lekcje, naprędce sklecone na Zoomie czy Skypie. Kilkanaście osób w jednym wirtualnym pomieszczeniu. Nauczyciel bez doświadczenia w prowadzeniu jakichkolwiek prelekcji online. Uczniowie bez dyscypliny. Do tego rodzice, pracujący za ścianą, brak urządzeń do „edukowania” całej rodziny. No po prostu dramat.

I tak, „Szkoła z TVP” zwyczajnie tę czarę goryczy przelała. I się potoczyło. Do klawiatur dorwali się specjaliści, którzy jeszcze niedawno gasili pożary w Australii, zaraz potem zarządzali kryzysem w czasie epidemii. Eksperci od wszystkiego. Wszystko komentujący i wszystko krytykujący. Więc ja przypomnę: to nie jest żadna sztuka pluć jadem na prawo i lewo. Więc jak już ktoś musi robić w internecie za jaskiniowca, to niech chociaż pamięta, że tamten przynajmniej wiedział, w kogo tym swoim kamieniem ma wycelować. 


Zdjęcie główne: Tola Piotrowska
Subscribe
Powiadom o
guest
3 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Damskie Sprawy

Odnośnie szkoły TVP- tutaj ewidentnie widać „spory problem”. Ale można było przecież znaleźć takich nauczycieli, którzy są dobrzy w prezentacjach, których nie paraliżowałaby kamera. Wydaje mi się, że przy odrobinie dobrej woli – można by było znaleźć wśród wszystkich polskich nauczycieli (a jest ich sporo) – takie perełki, które dobrze by poprowadziły lekcję z logo TVP. Z drugiej strony – jest ogromna różnica pomiędzy statystycznym nauczycielem w szkole, a wykładowcą akademickim. Wykładowca akademicki, specjalizujący się w danej dziedzinie czy przedmiocie (np. fizyk, historyk) jest de fakto nie tylko specjalistą ale i hobbistą i „fanatykiem” danego przedmiotu. I taki wykładowca akademicki… Czytaj więcej »

robert

Inicjatywa tvp z pomocą w nauczaniu dzieci to doskonały pomysł. Szkoła z TVP oferuje wiele różnych przedmiotów, poukładanych w plan zajęć aby dzieci wiedziały czego mogą się spodziewać. O wartości takich programów świadczą prowadzący, więc dobrze, że w to miejsce postawiono realnych nauczycieli.