Na tym świecie nie ma nic równie trudnego do zdobycia i równie łatwego do stracenia jak zaufanie.
Haruki Murakami
Byłam kiedyś na przyjęciu z niesamowitą parą. Na pozór całkiem zwyczajni – oboje grubo po czterdziestce, średnio urodziwi, średnio majętni, za to wybitnie inteligentni i dowcipni. Nie odnosili się do siebie z jakąś przesadną czułością, a kiedy opowiadali innym o swoim życiu, to było w tym tyle emocji, jak gdyby mówili o cotygodniowym mijaniu na klatki listonosza. To znaczy: był w tym jakiś sentyment, trochę znudzenia, a na pewno już przyzwyczajenie. Natomiast wspomnienia mieli piękne: góry, koncerty, morze. Nie mieli dzieci, więc bawili się raczej aktywnie. A i ten brak większych emocji dało się jakoś wytłumaczyć – wszak byli już ze sobą blisko 20 lat.
Żeby nie było: parę tę znałam już wcześniej. Jego trochę dłużej, ją trochę krócej, natomiast wcześniej zdecydowanie na gruncie zawodowym. Jeśli się już widywaliśmy, to rozmawialiśmy na konkretne tematy. Jeśli sprzeczaliśmy, to o sprawy naprawdę małej wagi. Natomiast wtedy, na tamten imprezie, na stół wjechały zagadnienia zupełnie prywatne. Związki, partnerstwo, zaufanie, a co za tym idzie – także temat zdrady.
Ja, z tym swoim idealistycznym podejściem i wiarą w to, że się nie zdradza, a jak się zdradza, to już się o tym mówi (nie umiem kłamać i idę o zakład, że żadnego kłamstwa nie umiałabym zatrzymać w tajemnicy – po prostu sumienie by mi nie dało), siedziałam wtedy z buzią przypominającą glonojada, przyczepionego do ściany akwarium. Naprawdę, nie sądziłam, że można tak szeroko rozdziawiać ze zdziwienia usta i gdyby nie widoczny nadmiar witaminy B2, jak nic dorobiłabym się wtedy zajadów. A zatem: czego się dowiedziałam?
ZAUFANIE W ZWIĄZKU: TAK. A ZDRADA? CZEMU NIE
Otóż Grzegorz i Basia, jak ich roboczo nazwijmy, mieli dość podobne podejście do tematu tak zaufania, jak i zdrady. To znaczy: uważali, że jedno drugiego wcale nie wyklucza. Że można się zdradzać na prawo i lewo, ale grunt, to sobie o tym nie mówić, bo to podważa jednak zaufanie, a brak zaufania źle rzutuje na przyszłość. Powiecie, że brzmi ekstremalnie? Jak dla mnie, ekstremalnie głupio. Ale słuchajcie dalej.
Otóż Grzegorz i Basia mają taką niepisaną umowę, że zdradza tylko on – ona jakoś nie czuje potrzeby, może też nie ma takich możliwości, ale żadne nie ma z tym absolutnie żadnego problemu. Oboje się kochają, ufają sobie bezgranicznie, ale uważają, że zaufanie powinno tyczyć się ważniejszych jednak dziedzin życia, takich jak bezpieczeństwo, opieka w chorobie czy chociażby pieniądze. A zdrada? Zdrada jest tylko cielesna i służy chwilowej uciesze, więc niech się każdy bawi, jak chce. Pod jednym jednak warunkiem: jak się zdradza, to się o tym nie mówi, żeby nie wzbudzać zazdrości i nie wszczynać ewentualnych kłótni.
Momentami ich argumentacja miewała nawet sens: otóż ich zdaniem powiedzenie o zdradzie jest niczym innym, jak tylko oczyszczeniem własnego sumienia i przerzuceniem odpowiedzialności na drugiego partnera. To jasny komunikat: słuchaj, zdradziłem Cię, powiedziałem Ci o tym, sumienie mam czyste, a Ty z tym zrób, co chcesz. Uważają więc zgodnie, że taki układ nie jest ok. Że jeśli ktoś ma cierpieć z powodu zdrady, to zdradzający. To on ma się męczyć z wyrzutami sumienia, on ma się nagimnastykować, żeby to jakoś zatrzymać w sekrecie. Kiedy zapytałam Basi wprost, czy jej to nie przeszkadza, odpowiedziała błyskawicznie, że nie. Bo – cytuję – tak długo, jak o czymś nie wiesz, nie jest Ci z tego powodu smutno.
ZAUFANIE W ZWIĄZKU VS. KŁAMSTWO W ZWIĄZKU
I teraz oczywiście możemy zastanawiać się, czy przemilczenie/zatajenie faktu to to samo, co kłamstwo. Dla tamtych dwojga – nie. Dla mnie – tak. Nie wyobrażam sobie, że zdrada, o której się nie powiedziało drugiej osobie, traci na znaczeniu. Że tak długo, jak długo prawda o niej nie wyjdzie na jaw, tak długo tematu w ogóle nie ma. Dla mnie to po prostu oszukiwanie się, do tego podwójne. Z jednej strony, Grzesiek oszukuje Basię, pomijając tak ważne przecież informacje o sobie, jak choćby te, z kim i dlaczego sypia. Z drugiej strony, Basia sama siebie oszukuje, bo celowo zamyka oczy na ewentualne sygnały, wskazujące na zdradę. I średnio wierzę w to, że zupełnie jej to nie przeszkadza – przecież gdyby nie przeszkadzało, ze stoickim spokojem powinna umieć wysłuchiwać o każdej Grześka zdradzie. Chociaż oczywiście, kwestia mojego braku wiary to już mój problem, nie jej.
A dlaczego Wam to piszę? Żeby pokazać, że podejścia są różne – nawet w kwestii pozornie tak oczywistej, jak zaufanie w związku. Że nie dla wszystkich zaufanie tożsame jest z brakiem zdrady. Że czasami właśnie dla podtrzymania tego zaufania, o zdradzie się nie mówi. Czy to dobre podejście? Nie wiem. Wiem, że nie byłoby dobre dla mnie. Bo dla mnie zaufanie to jest jednak podstawa. To coś, na czym się buduje. Co powinno być absolutnie oczywiste i transparentne. Nie wierzę w zdania: tak, ufamy sobie, ale o niektórych rzeczach wolimy nie wiedzieć. Sama jestem zwolenniczką tezy: kocham Cię, więc wiem o Tobie wszystko.
Poza tym powstaje zaraz pytanie: po co była ta zdrada? Czy mój facet już mnie nie kocha? Czy po prostu nudzi się ze mną w łóżku? Czy ta druga kobieta jest dla mnie jakąś konkurencją, realnym zagrożeniem? Czy może to był tylko epizod, pijacki wybryk, chwilowe uniesienie? Ile to trwało? Czy to był jednorazowy seks, czy raczej romans? Czy ze sobą pracują? Czy będą się nadal widywać? Od jak dawna w ogóle się spotykali? Co ona o mnie wie? Ile on jej powiedział? Czy była lepsza ode mnie? I jak będzie teraz wyglądał nasz seks? Powiem wprost: to nie są pytania, które chciałabym sobie teraz zadawać. I chyba nie znam kobiety, która kiedykolwiek by chciała.
JAK ODBUDOWAĆ ZAUFANIE?
Tutaj zaczęłabym od innego pytania. Nie jak, ale CZY da się odbudować zaufanie w związku. Pytanie też oczywiście, w jaki sposób zostało ono naruszone. Czy jedna ze stron dopuściła się zdrady, czy w jakiś sposób partnera okłamała, czy coś zataiła, czy np. przepuściła jakąś część wspólnych pieniędzy. Bo pamiętajcie, że zaufanie powinno obowiązywać na absolutnie wszystkich polach. Naprawdę, to nie jest kwestia Waszych genitaliów i tego, kto w kim je lokuje – zaufanie łączy się też z takimi kwestiami jak lojalność, bezpieczeństwo, troska o drugiego człowieka. Ufam Ci, więc wiem, że zajmiesz się mną w chorobie. Czy choćby najprostsze: ufam Ci, więc wierzę, że chcesz dla mnie dobrze.
Dlatego nie wiem, czy siliłabym się na odbudowywanie zaufania. Zaufanie jest, albo go nie ma. Jeśli naprawdę długo się na nie pracowało, a później ktoś spieprzył to w ciągu sekundy, to zastanówmy się, czy naprawdę jest jeszcze co zbierać. Oczywiście, dochodzą też do tego dodatkowe okoliczności, takie jak chociażby dzieci. Dopiero tutaj zaczyna się prawdziwy dramat i roztrząsanie tego, czy zostać dla dobra innych, czy zawalczyć jednak o siebie i unieść się honorem. Nie mnie podejmować za Was takie decyzje. Natomiast pragnę tylko uświadomić Wam, jak bardzo zaufanie jest ważne. W przeciwieństwie do chociażby energii słonecznej, to źródło nie zawsze jest odnawialne.
Natomiast jeśli dałeś lub dałaś ciała, a bardzo zależy Ci na tym związku, to znów zacząć wypada od podstaw. Po pierwsze, powiedzieć o zdradzie. Im szybciej, tym lepiej, bo jeśli partner dowie się o tym w inny sposób, szanse na wybaczenie będą raczej marne. Po drugie, przeprosić. Po trzecie, obiecać poprawę. Ale nie, że „postaram się”. Nie jak NIE, bez miejsca na najmniejsze potknięcia. Po czwarte, wysłuchać. Także pretensji i oskarżeń, jeśli będzie trzeba. Bo tak, będą uzasadnione. Po piąte, rozmawiać. Nie milczeć i wpatrywać się tępo w ściany. Rozmawiać. Jeśli coś jeszcze może uratować ten związek, to nie taśma klejąca ani drogie futra, ale właśnie szczera, otwarta rozmowa.
Po szóste, nie szukać dla siebie usprawiedliwień. Nie wiem, dlaczego to wciąż ludzi tak dziwi, ale naprawdę, trzeba brać odpowiedzialność za swoje czyny. Dlatego niezależnie od tego, co zrobiłeś lub zrobiłaś – nie próbuj tego tłumaczyć czy racjonalizować. Zwroty typu „byłam pijana”, „nie wiem, co mnie poniosło”, „chciałem dobrze” naprawdę nie są teraz na miejscu. Po siódme w końcu, zaakceptować decyzję drugiej strony. Bo tak – człowiek, którego zaufania się raz nadużyło, ma prawo czuć się zdradzony. I to od niego zależy, czy będziecie próbować sklejać ten związek do kupy, czy jednak rozejdziecie się w zupełnie inne strony.
Dlatego na koniec zostawiam Was z cytatem z „Madame” Antoniego Libery:
– Dziękuję panu za wszystko. Zwłaszcza za zaufanie, jakim mnie pan obdarzył.
– Za to się nie dziękuje. Tego się nie zawodzi.
Wpis jest częścią cyklu, którego kolejne odsłony ukazują się na blogu zawsze w piątek. W „Alfabecie udanego związku” wspólnie porozmawiamy o miłości, zaufaniu, partnerstwie i seksie. Zastanowimy się nad elementami, składającymi się na fajną, satysfakcjonującą relację i – literka po literce – spróbujemy odpowiedzieć na słynne pytanie „jak żyć”. Pytanie tym trudniejsze, że rozbudowane do wersji: „jak żyć we dwoje”?
Do tej pory ukazało się dwadzieścia jeden tekstów z cyklu:
No i co ja teraz bede czytać jak alfabet się skończył? ;(
Książki? :D :*
A tak serio – coś wymyślę ;)
Ej, lubię książki! :D
A co jesli zaufania nie ma od poczatku? Jesli jestesmy ze sobą rok, ja ufam bezgranicznie, a on mowi, ze tylko troche? Co jesli nikt nikogo nie zdradzil, przynajmniej nie w tym zwiazku a On nie ufa na podstawie swoich poprzednich doświadczeń.. Nie wiem, czy to zaufanie w moja stronę sie kiedys pojawi, mimo mych staran, On tez nie wie.. Wiec chyba nie mamy fundamentu na ktorym mozemy cos dalej budowac.. :(
Dla mnie nie ma związku bez zaufania. Jeśli Twój chłopak ma za sobą tak trudne przeżycia, że nie jest w stanie ponownie zaufać, to powinien pójść na konsultację do specjalisty. Czyli po prostu psychologa. Może psychoterapia – indywidualna lub dla par – byłaby najsensowniejszym wyjściem? Bo to jest nie fair, że Ty się angażujesz, tracisz czas i energię, a on po prostu mówi, że tak do końca nie ufa.
Proponowałam takie rozwiązanie wielokrotnie, ale- tu cytat: „nie jestem jakims czubkiem, zeby chodzic do psychologa, a poza tym nie będę obcym rozgadywac o swoich problemach, bo to nie męskie, że sam sobie nie umiem z tym poradzić”. Takze raczej nic z tego, musimy znalezc inne wyjscie .:(
Myślę, że zaufanie nie pojawia się automatycznie. Ono się z czasem tworzy i buduje. To jak z zakochaniem i miłością. Każdy potrzebuje innego czasu, żeby być pewnym. I myślę też, że zaufanie nie dotyczy tylko zdrady, ale też innych rzeczy. Tego, że się nie zawiedzie, po prostu.
Związek Grzegorza i Basi określiłabym jednym słowem: otwarty.
Zgadzam się, w mojej głowie też pojawiłyby się te pytania odnośnie do zdrady.
„nie wiem, czy siliłabym się na odbudowywanie zaufania. Zaufanie jest, albo go nie ma. Jeśli naprawdę długo się na nie pracowało, a później ktoś spieprzył to w ciągu sekundy, to zastanówmy się, czy naprawdę jest jeszcze co zbierać.” Uważam tak samo.
„Zwroty typu „byłam pijana”, „nie wiem, co mnie poniosło”, „chciałem dobrze” naprawdę nie są teraz na miejscu.” O to to!
Super wpis! Jak wszystkie z serii :)